Dwa światy/LIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwa światy |
Pochodzenie | Powieści szlacheckie |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1885 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
W milczeniu przebyli państwo młodzi tych mil parę, które ich od Hor dzieliły. Pola zasuniona w głąb’ powozu płakała; Justyn trzymał jéj rękę w dłoni i zadumany milczał. Dla obojga przybycie do nieznajomego domu, który miał zamknąć w sobie ich przyszłość, straszném było i jak wszystko nowe przerażającém. Poeta uczuł także, że swobodne jego życie wędrówek, kontemplacyi i dumania zawarło się na wieki; nie był panem siebie; zwodnicza nadzieja przykuwała go do drugiéj istoty, od któréj nie mógł wziąć szczęścia, ani go jéj udzielić. Raj zmienił się na progu w Golgotę; pieśń zamierała na ustach, serce bolało i krwawiło się, życie chwytało w szpony swoje dotąd jak ptak wolnego Justyna. Wzdrygnęli się oboje, gdy powóz zatrzymał się nagle i wysiąść było potrzeba; ujrzeli przed sobą stary dom drewniany, ogromnemi otoczony lipami, pusty, samotny i cichy.
Drzewa opasywały tak dokoła podwórze, że świata za niemi widać nie było; w jedném tylko miejscu z poza pni świeciło kawał łączki z rzeczułką, któréj się domyśléć było można po rosnących w jéj łożysku ziołach i łozie; a na drugim brzegu las opasywał niewielki pola kawałek. Powietrze było przesiąkłe tą wilgocią, którą czujemy w lasach i cieniu; stary dom drewniany okrywały mchy i pleśnie. Oddawna nikt go nie zajmował; wyporządzono tylko naprędce dla Justyna, oczyszczono trochę z rozkazu pana Atanazego, i pozbijano chwasty, które go otaczały.
Gałęzie drzew zwieszone u okien, obejmujące domostwo i pokrywające dach jego, pięknie je ale smutno stroiły; wchodząc wewnątrz, poczuli oboje coś grobowego, woń podziemia i oczy ich nieprędko oswoiły się z mrokiem, jaki tu cały dzień panował.
Nikogo nie zastali w ganku, nikogo we dworze, który stał otworem; weszli milczący i oczy Poli, w milczeniu posępném przebiegły po szarych ścianach... Nic tu nie brakło, był pewien porządek i myśl upięknienia nawet, ale smutek wiał po pustce, nie było w niéj śladów życia. Jedynemi dla niéj były może sprzęty z Karlina przywiezione, ku którym rzuciła się z wybuchem żalu; fortepian, u którego tyle godzin spędziła, krzesło, stolik jéj dziewczęcy, koszyk z robotą, szklanka od bukietów, kilka książek i święte obrazki, które nad jéj łóżeczkiem wisiały. Ręka Anny dodała do nich, co tylko mogła, by wspomnieniem Karlina ożywić Hory i przenieść tu trochę przeszłości... Pola poznała w swoim pokoiku wszystko, co dla niéj miało cenę przypomnień, do czego się wiązała serdeczna jakaś pamiątka... ale ten sprzęt przywieziony przez obojętnych, leżał rzucony jak sama przeszłość, potłuczony i bezładny.
Justyn prowadził żonę powoli i patrzał z równą ciekawością, ale w nim, jak dom, tak to, co w nim było, nie obudziło żadnego wrażenia; uczucie smutku pochwyciło go na progu i wiodło po nowém dziedzictwie. W czwartym pokoju otwierając drzwi, gdy oczy podniósł poeta, krzyknął postrzegłszy siedzącego w krześle pana Atanazego, który czytał z wielkiéj księgi, głęboko zamyślony. Pola mimowolnie przytuliła się do męża. Mało znała stryja Anny, widywała go rzadko, a poważna ta, surowa postać zatopiona w jakiémś religijném rozmyślaniu, przestraszyła ją zrazu.
Pan Atanazy czytał i nie postrzegł przybywających, aż gdy się do krzesła jego zbliżyli: podniósł oczy i nad klęczącemi wyciągnął ręce w milczeniu. Książka spadła mu z kolan. Wzrok jego badający zatonął w Poli...
— Otóż wasze ziemskie dziedzictwo — rzekł powolnie — błogosławiłem je modlitwą... ja lubię to miejsce, a zresztą, niejednoż człowiekowi tu czy tam cierpiéć i narzekać?... Smutno ci będzie, moje dziecko, po Karlinie — dodał — ale na ziemi myśmy wciąż wygnańcy! Tęsknim sami nie wiedząc za czém, za niebem i starą ducha ojczyzną... tęsknim za Bogiem, szukając go w ludziach, i nie mamy spoczynku, aż błąd poznamy i zwrócimy się ku Temu, co nas pociąga, w którego łonie jest spokój i szczęście! Oto wasz szałas na pustyni, w którym macie przeżyć chwilę, co się wam wyda długą niekiedy, a ujdzie błyskawicą... Justyn wyświęcił się na kapłana poezyi i wieszcza, wziął ciężar na ramiona... inaczéj kółko jego obowiązków byłoby skromném i małém... Tobie, kobieto, pozostaje podzielić z nim wszystko... zjednoczyć się z nim, jak w niebiesiech wszyscy zjednoczymy się z Bogiem... Tu wszystko jest symbolem i skazówką, każde uczucie prowadzi manowcami często, ale do wielkiego celu... Każdy krok życia przepowiada przyszłość, tak i połączenie dwojga ludzi jest proroctwem zjednoczenia naszego z Chrystusem... małżeństwo jest postacią i symbolem... Ma ono i to wielkie godło na sobie, że jest całe poświęceniem...
Pola nie pojęła słów starca, myśl jéj błąkała się gdzieindziéj i biegła ze łzami do Karlina... pan Atanazy złożył księgę.
— Stary, nudzić was nie będę, przyszedłem tu spojrzéć tylko i wracam do Szury; jeśli wam czego będzie potrzeba, przyślijcie do mnie...
To mówiąc, szybko zerwał się z krzesła, wziął kij i kapelusz, i rzuciwszy okiem na sierotę, na Justyna, oddalił się szybkim krokiem, zostawiając ich samych...