<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dwa światy
Pochodzenie Powieści szlacheckie
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1885
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DWA ŚWIATY.
POWIEŚĆ.

1854 — 1871. — Przed laty siedmnastą!! przed laty siedmnastą, które spłynęły cierpieniem i nadzieją, jak siedmnaście godzin — pisaną była na wsi, wśród pól i lasów ta powieść, do któréj autor ma niewytłómaczoną słabość. Byłażby ona słabą sama i budziła to uczucie, co dzieci ułomne? Ja nie wiem... Ona mi jest wspomnieniem lepszych a innych, a wielce odmiennych czasów. Były to godziny nadziei, nie dla siebie — ale dla społeczeństwa, które w pocie czoła zdawało się mozolnie na lepszą przyszłość pracować. Wołyńską jest ta powieść, bo z obrazów w tamtych stronach czerpanych się składa, ale zda mi się być polską, bo się one na naszéj ziemi, prawie wskroś w głębi jednéj, wynajdą nawet dziś jeszcze. Stan jednak ducha i stan społeczny nasz z 1854 r., jak niebo do ziemi do 1871 niepodobny. Smutną jest ta powieść, ale rzeczywistość byłaby stokroć smutniejszą, gdyby po za nią daléj duszą spojrzeć nie można. Świat nasz z r. 1854 miał i cel i nadzieje, i był jeszcze mimo walk wewnętrznych dla wyrobienia sobie jedności organicznéj — dosyć spójny a cały w sobie. Dziś z rozbitego zostały — czerepy. Przyszłość je sklei, ale już nie za dni naszych, nie dla serc naszych i oczów... Jedno z dwojga, albo się rozsypiemy w niepowrotne gruzy, albo ta mnogość światów jednym się stać musi światem.
Te dwa światy — dziś, dziś są tysiącem... podzieliliśmy się tak, iż nas już żadne wspólne uczucie zbliżyć nie zdoła, nawet w tém wspólném jest tysiąc różnic i odcieni. Nie rozpaczajmy jednak, że drogą rozkładu idziemy do spojenia z sobą — prawa są niezłomne. Tak być musiało. Lecz naówczas, gdyśmy tę powieść pisali, inna obiecywała się droga, prostsza a łatwiejsza i krótsza. Wszystkie serca biły szlachetnemi porywy; rozumiano dobrze, co piękne i wielkie, i ta proza życia odartego ze wszystkich uroków, która nas dusi teraz, jeszcze była ze swym mefityzmem nie przyszła — a! dobre to były czasy! a gorące! a pełne ochoty do pracy, do poprawy, do działania... a pełne ciekawości nieciekawego jutra!! Z tych ludzi, co wówczas żyli z nami, dziś większa część w mogile, mała część pozostała sobą, a wielu uległo metamorfozie Cyrcy... Są to odpadki nieuchronne w każdym takim przetwarzania się procesie.
Na los, jaki tę powieść spotkał, wcale się uskarżać nie mamy prawa: drukowana naprzód w odcinku dziennika, czytaną była z zajęciem, a korespondencya nasza z tamtych czasów mogłaby być dowodem, iż zadanie poruszone tak lekko w niéj, tak ostrożnie, podjęte zostało przez niejednego myślącego człowieka, a najrozmaiciéj rozwiązywane. Wywołała ona i polemikę, chociaż nie tak bolesną jak dzisiejsze, a dla piszącego zawsze pożądaną, bo świadczy, iż dotknął niezerwanéj jeszcze struny żywota. — Jeśli się nie mylimy, jak wiele naszych powieści, była téż tłómaczoną na język rosyjski. — Czytelnik najlepiéj czuje, co w niéj jest wspomnieniem i historyą, a co do dzisiejszych dni należy.

Drezno, maj 1871 r.


Nieznajomym przyjaciołom
posyła
Autor.
Żytomierz, d. 14 lutego 1855 r.
IIIIIIIVVVIVIIVIIIIXXXIXII
XIIIXIVXVXVIXVIIXVIIIXIXXX
XXIXXIIXXIIIXXIVXXVXXVIXXVII
XXVIIIXXIXXXXXXXIXXXIIXXXIII
XXXIVXXXVXXXVIXXXVIIXXXVIII
XXXIXXLXLIXLIIXLIIIXLIVXLV
XLVIXLVIIXLVIIIXLIXLLILII
LIIILIVLVLVILVIILVIIILIXLX
LXILXIILXIIILXIV
Epilog


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.