Dwie sieroty/Tom III/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Za pierwszym spojrzeniem mechanik poznał agenta, który go zatrzymał przy wyjściu z cmentarza Montparnasse.
— Jakto... znów pana przeznaczono mi za towarzysza? rzekł obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. Pod pańską więc opieką mam się udać do swego mieszkania tak jak niegdyś do prefektury?
— Tak; udzielono mi ten zaszczyt, odparł Theifer ze złośliwym uśmiechem.
— Zaiste, sędziowie nie mogli zrobić lepszego wyboru!... dodał ironicznie Moulin.
— Starałem się o to, mówił dalej agent, ażeby powziąść naoczne przekonanie, czyli przy dokonywaniu rewizyi nie spokorniejesz pan cośkolwiek, pamiętam bowiem pańską zuchwałość w dniu przytrzymania... A teraz na początek proszę wyciągnąć ręce.
— Na co? pytał Ireneusz.
— Ażeby panu założono łańcuszki...
To mówiąc agent wydobywał z zadowoleniem z kieszeni narzędzia kary, na widok których Moulin drgnął gwałtownie cofając się wstecz.
— Mnie... kajdany?... zawołał, mnie... jak złodziejowi lub mordercy?
— Taki mam rozkaz!...
— Ależ to nikczemnie... niesłusznie... Ja protestuję!...
— Wolno panu... lecz ja w każdym razie mój obowiązek wypełnić muszę. Proszę się więc poddać!... zakończył szorstkim, stanowczym głosem.
Moulin zrozumiał że wszelki opór byłby tu daremnym i pogorszyłby sprawę przy tak ciężkim obwinieniu. Poddając się więc konieczności wyciągnął ręce na które Theifer z widoczną, radością sam zakładał owe haniebne narzędzia.
Chwila ta na biednym niewinnym mechaniku straszne sprawiła wrażenie. Rumieniec oblał mu twarz, łzy zabłysły pod powiekami. Nie zwracając na to uwagi, umieszczono go w dorożce, i ruszono w drogę.
Ireneusz wciśnięty w kąt powozu, — przez całą drogę nie przemówił ani słowa.
O w pół do dziewiątej stanęli na miejscu.
Odźwierna domu przy placu Królewskim pani Bijon, wiedziała o nieobecności nowego lokatora, ale nie przypuszczała na chwilę ażeby został uwięzionym. Przestrach jej był tak wielkim gdy zawezwano ją przed sędziego, że mówić zrazu nie mogła, zwolna dopiero język się jej rozwiązał to wszakże co wiedziała o swym lokatorze, nie mogło mu zaszkodzić.
Zeznała, że Moulin był bardzo porządnym i spokojnym człowiekiem, i że nigdy nie byłaby przypuściła aby należał do oszustów i złodziei...
— Bo też on nie jest ani oszustem, ani złodziejem!... odparł sędzia śledczy.
— Na Boga! wołała przerażona kobieta, zabił więc kogo?
— Nie oskarżają go o to...
— Za cóż więc został uwięzionym?
— Za inne nie mniej ważne sprawy.
Usłyszawszy to, wyobraziła sobie odźwierna, że ów mechanik był jakąś wysoką i bardzo groźną osobistością czuła się więc prawie dumną, że Ireneusz mieszkał w jej domu.
Niebawem wszedł Theifer, oznajmując, że przywiózł już więźnia, i oczekuje na dalsze rozkazy; a podczas tego Moulin pilnowany przez dwóch agentów w bramie oczekiwał.
Sprowadzono go natychmiast, i rozpoczęto poszukiwania.
Spostrzegłszy wchodzącego odźwierna, rzuciła się ku niemu za powitaniem, a pochwyciwszy za rękę, spostrzegła łańcuchy.
— Na Boga! w cóż to pana ubrano? krzyknęła usuwając się z przerażeniem.
— Ha! jak pani widzisz!... odrzekł z goryczą. Moulin, przystrojono mnie jak zbrodniarza!... a zwracając się do sędziego:
— Zaklinam pana na wszystko!... rzekł, oszczędź mi wstydu i poniżenia!... Przysięgam, że wam nie ucieknę!...
Sędzia polecił uwolnić ręce obwinionemu, co Theifer spełnić musiał, lubo z widoczną niechęcią.
— Czy zawezwano już ślusarza? pytał dalej sędzia.
— Do otworzenia drzwi?
— Tak; podsądny utrzymuje albowiem, że zgubił klucz od mieszkania.
— Wszakże dwa panu dałam panie Moulin.
— Drugi schowałem w biurko, odparł Ireneusz mówiła odźwierna.
Na dany znak przez Theifera, jeden z agentów pobiegł szybko, i wrócił w kilka minut wraz ze ślusarzem, z którym udano się razem na górę.
Theifer osłupiał prawie z podziwu zastawszy drzwi na klucz zamknięte. Gdy po otwarciu ich wytrychem, weszli wewnątrz mieszkania rzucił badawczym wzrokiem w około siebie. Moulin toż samo uczynił, i dostrzegł z wielką radością, że wchodzono tu, podczas jego nieobecności. Uchylone drzwi do garderoby, rozpraszały wszelką wątpliwość.
— A więc pani Leroyer, pomyślał, wypełniła punktualnie zlecenie, zabrała list i pieniądze.
Na twarzy mechanika, zajaśniała radość. Theifer dostrzegł tę zmianę, ale zbadać nie mógł przyczyny.
— Czy pan znasz cel naszej tutaj bytności? zapytał więźnia. Oskarżono pana o stosunki z wichrzycielami zamieszkałemi w Anglji i we Włoszech. Oszczędź nam pan więc daremnego trudu... Zjednaj sobie sędziego szczerem wyznaniem winy, a wszystko skończy się dobrze.
— Ależ na Boga!... odrzekł Ireneusz spokojnie, nie mogę w żaden sposób zadowolnić panów. To co mówiłem wczoraj sędziemu śledczemu, dziś panu powtórzę. Jestem ofiarą, jakiejś mistyfikacyi czy pomyłki nieodgadnionej dla mnie lecz nie mniej fałszywej. Sprawami tego rodzaju jak pan mówisz nie zajmowałem się nigdy, ani tu, ani za granicą, i nie należałem do żadnych pokutnych stowarzyszeń. Od lat osiemnastu jak opuściłem Paryż, nie zachowuję z nikim żadnych stosunków, ani prowadzę korespondencyi. Zadowolony z obecnego położenia rzeczy nie żywię niechęci dla nikogo. Oto najczystsza prawda!... Widzę wszelako, że mi panowie nie wierzycie. Oskarżenia dokonała widocznie jakaś przebiegła a wroga mi osobistość, która zestawiając fałszywe pozory zachwiała waszą wiarę, a mnie zgubić pragnęła. Chcecie panowie koniecznie dowieść mi kłamstwo?... nie jestem w stanie temu przeszkodzić... Szukajcie!... upewniam was jednak, iż nic nie znajdziecie takiego coby wasze podejrzenia potwierdzić mogło!...
— Gdzież są, pańskie papiery? zapytał komisarz.
— Te, które posiadam, a nie jest ich wiele, ułożone są, w szufladzie mojego biurka, w sypialnym pokoju.
— A gdzież ten pokój?
— Na prawo.
— Idźmy więc.
Theifer będąc pewnym, iż tam zastanie włożoną przez księcia Jerzego karteczkę, cieszył się mówiąc w myśli do siebie:
— Zobaczymy jaką, będziesz miał minę mój ty odważny rycerzu, skoro ci przeczytają znalezioną w twym własnym biurku pewną notatkę...
Weszli razem do sypialni mechanika. Szuflada w biurku była szeroko otwarta. Latarka pozostawiona przez agenta, stała na podniesionym blacie, świeczka w niej wypaliła się zupełnie.
Na ustach Ireneusza pojawił się uśmiech zadowolenia. Latarka ta bowiem nie będąca jego własnością, przekonywała dostatecznie o bytności tu pani Leroyer. Theifer natomiast, mocno się przeraził.
Nie dostrzegł już złota i banknotów, jakie widział dnia poprzedniego, i był przekonanym, że ta kobieta obłąkana zabrać je musiała.
— Jeśli zabrała pieniądze, myślał, mogła również zabrać i kopertę z wsuniętą w nią podstępnie karteczką.