Dwie sieroty/Tom V/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Ho!.. ho! zaczynasz jakoś puszczać się w świat. Jestem pewny żeś się lepiej ubawił tej nocy niż ja biegając za moją dorożką.
Niekoniecznie... Wiadomo ci stryju że nielubię wszelkich zebrań i wizyt. Tym razem jednak odmówić nie mogłem jednej z moich klijentek. A jakkolwiek było to na drugim końcu Paryża bo aż na Berlińskiej ulicy, wybrałem się do niej.
— Wzmianka o Berlińskiej ulicy zastanowiła Piotra Loriot, przypomniał sobie opowiadanie swe go kolegi Sans-Sonci.
Ulica Berlińska, zawołał, hu! ha! Berlińska ulica!...
— No, tak... Cóż się tak zadziwia mój stryju?
Przypomina mi pewną historyjkę, którę opowiedział mi wczoraj jeden z moich kolegów wtedy właśnie gdy mi na dworze ukradziono moją dorożkę.
— Jakąś historję dotyczącą Berlińskiej ulicy?
— Tak!
— Historję pani Dick-Thorn?
— Nie; o tej mowy nie było. Wspomniano tylko osobę którą zczasu, a raczej znałeś dawniej.
— Osobę którą znasz? powtórzył młody lekarz zdziwiony.
— Tak; i to przed widocznym czasem. Mam nadzieję że od owej pamiętnej sceny z medaljonem znalezionym w mojej dorożce, i po nastąpionej w skutek tego rozmowie, już jej więcej nie widziałeś.
Edmund usłyszawszy te słowa pobladł.
— Chcesz mówić napewno stryju odrzekł po chwili o pani, Bercie Monéstier?
— Zgadłeś zawołał Piotr.
— Jakąś więc historyjkę opowiadano ci o nieszczęśliwej mieszkance z ulicy Notre-Dame des Champs zapytał z widoczną obawą.
— Anegdotkę zastosowaną do poprzedniego zajścia na placu Królewskim.
— Tajemnicza wycieczka panny Monéstier mój stryju, przestała już być dla mnie zagadką. Wiem wszystko, i upewnić cię mogę iż fałszywe pozory na mylne wprowadziło cię domysły. Panna Monéstier jest zupełnie czystą w tej sprawie.
— A, ha! zawołał Loriot z udaną naiwnością dano ci widać w tej mierze potrzebne wyjaśnienia...
— I najzupełniej wystarczające.
— A kto ci je dał? jeżeli wolno zapytać... czy osoba interesowana?
— Tak, stryju. Ona sama.
— I to ci wystarcza?
— Najzupełniej. Mam dowody że Berta mówiła prawdę.
— Dowody? powtórzył Piotr szyderczo. Znajdź mi choć jedną kobietę któraby dowodów swej niewinności na tuziny zliczyć nie mogła!.. Ale wracajmy do dowodów twej damy. Według ciebie zatem panna Monestier nie była na Placu Królewskim na schadzce miłosnej?
— Nie, stryju!
— A więc i wczoraj gdy zawieść ją miano do mieszkania jakiegoś pana to także zapewne dla odśpiewania różańca?
— Jakto? wczoraj przyjeżdżano po nią? pytał z osłupieniem Edmund.
— Tak, pomiędzy dziesiątą a wpół do jedenastej. Mówię co prawdą mój chłopcze.
— Jestżeś tego pewien mój stryju?
— Jestem najpewniejszy! — Jeden z moich kolegów niejaki Sans-Sousoi, był użytym do tej pięknej wyprawy.
— Gdzież Bertę miał zawieść?
— Na Berlińską ulicę.
— A wiesz stryju numer domu?
— Zdaje mi się pod numer 24.
Edmund odetchnął swobodniej. Myśli jego rozjaśniać się zaczęły.
— A wiesz do kogo miano ją zawieść?
— Do jakiegoś Ireneusza Moulin.
— Nie omyliłem się więc! — zawołał doktór uradowany. Byłem pewien że Ireneusz i Berta odegrali role w ostatnim obrazie.
Loriot patrzył na synowca zdumiony.
— Jakto? — zapytał po chwili. — Wczorajsza nocna wycieczka zdaje ci się być rzeczą naturalną nie kompromitującą?
— Tak stryju.
— Widzę żeś się zaraził od swoich pacjentów warjatów. Oszalałeś na dobre.
— Upewniam cię, że jestem przy zdrowych zmysłach, odparł śmiejąc się Edmund. — Powinienem był przeczuć to o czemś mi powiedział. Jestem pewien, że gdy ci wyjaśnię stryju powód bytności panny Monestier na Placu Królewskim i cel jej wczorajszej wycieczki, sam wtedy przyznasz że sądząc z pozorów wygłaszamy często wtaczające zdania o niewinnych całkiem osobach.