Dwie sieroty/Tom VI/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pożegnawszy się z księciem de la Tour-Vandieu, Théfer powrócił do swego mieszkania, zkąd po dopełnionym przebraniu, zmieniony do niepoznania, udał się w stronę Bellewille, gdzie jak wiemy miał spotkać się z Jerzym.
Mur okalający dom w którym mieszkał Jan-Czwartek, z jednej strony dotykał wzgórz Chaumont. Z tej strony przystęp był najłatwiejszy i tam też udali się dwaj nasi znajomi.
Książę przy pomocy Théfera, przedostał się szczęśliwie na drugą stronę muru, a po otworzeniu mieszkania wytrychem, znaleźli się w stancyjce Jana.
— Trzeba nam przedewszystkiem przeszukać wszystkie kąty — rzekł Théfer zapalając ślepą latarkę. Przed zgładzeniem tego hultaja należy mu pierwej zabrać kompromitujące nas papiery. Mamy czas na to, gdyż Jan w najlepsze bawi się pod „Czarną gałką“ nie myśląc o mieszkaniu, ani o ukradzionym pugilaresie pani Dick-Thorn.
Po półgodzinnem obszukaniu, nie znaleźli nic takiego coby ich zadowolnić mogło.
Jan-Czwartek niewiedząc o tem, że pugilares Klaudji zawiera tak ważne dokumenty, nosił go zawsze przy sobie. Ztąd wszelkie poszukiwania okazały się daremnemi i rozpacz Jerzego nie znała już granic.
— Co tu począć? — wołał wpół nieprzytomny chwytając się za głowę.
— Zmienić porządek przedstawienia, — odparł Théfer z lodowatym spokojem. Mieliśmy zamiar najpierwej zabrać pugilares a potem go zgładzić. Otóż teraz trzeba będzie najprzód go zabić, a potem zabrać to, co przy nim znajdziemy.
— A jeśli on dziś nie powróci? — pytał z trwogą Jerzy.
— To już rzecz moja; — odrzekł Théfer. Książę pozostaniesz tu, zaczajony w kącie, skoro Jan-Czwartek wejdzie i będzie zapalał świecę, trzeba mu zadać cios śmiertelny.
— Jakto? więc mnie pozostawiasz samego? — pytał z trwogą Jerzy.
— Tak być może, ponieważ inaczej Jan nie przyszedłby tu dzisiaj.
— Ale powrócisz do mnie? — prosił błagalnie Jerzy.
— O ile będę mógł najprędzej.
— Gdzież więc mam się ukryć?
Théfer zaczął się rozglądać po pokoju.
— Tu, — rzekł po chwili wskazując zagłębienie. — Teraz już czas na mnie — dodał. — Muszę się udać pod „Czarną gałkę“. Ale zapomniałem zapytać jaką książę broń ma przy sobie?
— Rewolwer i sztylet.
— Dobrze, bo o strzelaniu ani myśleć, huk broni mógłby nas wydać. Pozostaje więc sztylet. Ale czy on księcia nie zdradzi?
— Bądź spokojny, kupiłem go w pierwszorzędnym sklepie i zwróciłem baczność, żeby nazwisko frabrykanta nie było wypisane.
— Bardzo dobrze. — rzekł agent. — Trzeba się jednak starać by cios zadany był z przodu, ażeby sądzili że nastąpiło samobójstwo. Ten zaś dokument, — dodał, podając Jerzemu jakiś papier, trzeba położyć na stole, aby utwierdzić przypuszczenie samobójstwa.
— Zrobię wszystko, co mi rozkażesz, bylebyś tylko jak najprędzej powracał, — rzekł Jerzy pokornie.
— Gdybym jednak nie mógł przyjść przed „operacją“ to będę oczekiwał przy murze. Niech się książę wystrzega światła i jakiegokolwiek hałasu.
Wyszedłszy na ulicę Théfer wsiadł do dorożki i kazał się zawieść na ulicę Rochechonart.