Dziennik podróży do Tatrów/Słówko o ludzie Tarnowskim

<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SŁÓWKO O LUDZIE TARNOWSKIM.
15 Kwietnia 1832.

Mało bardzo mam sposobności zetknąć się bliżéj z tutejszym ludem; stosunki moje z nim są bardzo ograniczone, wiadomości o nim zbyt ogólne, ale wyobrażenie prawdziwe.
Lud ten jest jedno z Krakowskim. Znać to na piérwszy rzut oka. Budowa ciała, rysy twarzy okazują tę jednoplemienność. Ten sam ubiór, tylko mniéj strojny; ubóstwo widoczne. Błyska w nim także nieraz prawdziwa krakowska bystrość i żywość. Zarod na dnie duszy dobry, piękny; rzadkie przymioty w ukryciu, ale w ogólności rzadko objawia swoją poczciwą, dobrą stronę. Tchnienie jakiegoś zepsucia obcego jemu, straszliwie przeciągnęło nad nim i dotknęło głębokiém skażeniem słowiańską jego istotę. Sam dzisiaj nie wié czém jest, traci coraz więcéj pamięć i wiedzę siebie, a kto to traci, temu trudno poznać się na swojéj wartości moralnéj i okazywać ją światu: wówczas wady, namiętności wystawiają się za dobre przymioty.
Uczucie godności własnéj cechujące Krakowiaka, w chłopie Tarnowskim przeradza się w oburzającą zuchwałość, szczególniéj w stosunkach z miejscową szlachtą, z dziedzicami. Miłość chrześciańska gaśnie w nim zupełnie pod uczeniem nienawiści. Lada spór wywołuje zemstę; nie wiele mu potrzeba aby ogień podłożył pod gumno swojego przeciwnika, co nazywa: zaświécić świéczkę komu — ale jest-że to w szlachetnym charakterze naszego ludu? nie jest-że to głębokim jego upadkiem? Nie lubię słuchać ich śpiewów; bo pod tym względem strona ta przypomina mi Ukrainę. Krakowiak śpiéwa wiele, ale co za różnica w charakterze śpiewu! Tam cię śpiew rozrzewnia, podnosi, przywiązuje do ludu, a tu obraża, oburza, odstręcza. Nie znajdziesz w nim uczuć delikatnych, wyższych, jak w śpiewie ukraińskim, tylko w natchnieniu żółć lub rospusta, w wyrażeniach cynizm obrzydły, tém smutniejszy że muzyka prawie zawsze skoczna, wesoła, że człowiek bawi się obrzydliwością, podoba sobie w niéj. Znam prawda Kozaki podobnego ducha, ale wiadomo że one po największéj części są własnością torbanistów, echem zepsucia dworskiego, nie są powszechne między ludem; Krakowiaki Tarnowian, są dziełem ludu i niepodobna żeby kiedyś nie odpokutował za to.
Smutny widok! Biédny lud! Tém biédniejszy że ręki coby się ofiarowała z prawdziwéj miłości pomódz mu, wejść napowrót w ten karb chrześciański który sam jedynie jest uczciwością, oświatą, prawem najwyższém, a następnie szczęściem i zbawieniem ludu chrześciańskiego. Uchowaj Boże! abym utrzymywał że ta czarna zasłona leży na całym ogóle tutejszego ludu; nie! są wyjątki i wsie całe i w każdéj wsi pojedyńcze osoby, którzy wiążą tę część z całością plemienia, obecność jego z przeszłością; są wierni odwiecznemu duchowi Słowiańskiemu, ale złe dla tego jest bardzo rozszerzone, bardzo widoczne.
Główném zatrudnieniem i utrzymaniem mieszkańców téj okolicy, jest rolnictwo. Ziemia w ogólności urodzajna, a niektóre miejsca, zwłaszcza na równinie około Wojnicza, przybliżają się do najżyzniejszych pól Sandomiérskich. Lud ten mógłby stanąć prędko w dobrym bycie, ale ma do tego wiele przeszkód zewnątrz i wewnątrz siebie. Najgłówniejsza wewnętrzna jest opieszałość, próżniactwo, a druga po niéj skłonność do pijaństwa.
Co potrzeba im przyznać to wysoką zdolność do koni. Zręczność ich w prowadzeniu koni, w powożeniu, jest istotnie rzadka. W tém celują, są prawdziwemi Krakowiakami. Lubią konie i mają ich dosyć; to też furmanowanie i przewożenie towarów jest jedną z gałęzi ich zarobkowania.
Kobiéty, jak w ogólności Krakowianki, są powabne żywością; są hoże a często niepospolicie ładne. Ale ubóstwo znać w ich ubiorze jeszcze więcéj, jak w ubiorze męzczyzn.
Rozwolnienie obyczajów mniéj tu widoczne jak na Rusi; po wielkiéj części stąd, że kobiety są zimniejsze, mają mniéj czucia jak Rusinki. Zepsucie jednak i pod tym względem jest niemałe, a najwięcéj przyczyniają się do tego wojskowi.
O Szlachcie tutejszéj mniéj jeszcze mam do powiedzenia jak o chłopach. I tu także zostało niewiele śladów dawnego dobrego, a nowonabyte niewiedziéć do czego podobne. Chciałbym powiedziéć o wszystkich co mógłbym powiedziéć o niektórych znanych mi bliżéj, ale niemogę; bo albo ich wcale nie znam, albo znam z próbek bardzo niekorzystnych. Zdarzyło mi się kilka razy spotkać niektórych w oberży w Tarnowie. Miny wprawdzie zawiesiste, hałasu wiele, ale we mnie, patrząc na to wszystko, obudzał się tylko żal wewnętrzny, myślałem sobie: mój Boże! niedość nam widać przysłowia: mądry po szkodzie, zarabiamy sobie na nowe: waleczny po bitwie.
Nadto, Tarnów zrobił sobie smutną głośność z szulerki. Prawda, że niedawno nazbiérali tyle laurów że mają na co grać i co przegrywać, ale i w tém powinna być pewna miara.
Tarnowskie słynie obfitością szlachty drobniejszéj — nie zbywa jednak i na magnatach. Jednego wieczora téj zimy, aby się mróz przesilił, liczono zamiast łysych, jak się to robi zwyczajnie, Hrabiów i Baronów w Tarnowskiém, i naliczyliśmy ich trzydziestu kilku na same Tarnowskie; kobiety ma się rozumiéć i dzieci nie wchodziły w rachunek.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.