<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Emilka ze Srebrnego Nowiu
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia B-ci Wójcikiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Rafałowicz-Radwanowa
Tytuł orygin. Emily of New Moon
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
20.
POCZTĄ LOTNICZĄ

„Najdroższy Ojcze.
Serce mi krwawi dzisiaj z bólu i żałości. Kicia zmarła dziś zrana. Kuzyn Jimmy mówi, że widocznie została otruta. Och Ojcze drogi, tak się zmartwiłam! To była taka słodka koteczka! Płakałam, płakałam, płakałam bez końca. Ciotka Elżbieta była oburzona. Rzekła: „Nie robiłaś takiego hałasu, kiedy umarł twój ojciec.” Cóż za okrutne powiedzenie! Ciotka Laura była milsza: ona powiedziała: „Nie płacz, dziecko, kupię ci innego kotka”. Widzę, że ona też nie rozumie. Ja nie chcę innego kotka. Żebym miała miljon kotów, to nie zastąpią one Kici.
Ilza i ja pochowałyśmy ją w gaiku Wysokiego Jana. Taka jestem wdzięczna Panu Bogu, że ziemia jeszcze nie jest zmarznięta. Ciotka Laura podarowała mi pudełko od obuwia, jako trumnę, oraz kawałek czerwonej bibułki, w którą zawinęłyśmy to biedne małe ciałko. A na grobie położyłyśmy kamień, a ja rzekłam „Błogosławieni ci, co umierają w Panu”. Kiedy powiedziałam o tem ciotce Laurze, zawołała: „Ach, Emilko, to okropne! Nie powinnaś tak mówić nad grobem kota”. A kuzyn Jimmy zapytał: „Czy nie sądzisz, Lauro, że taka niewinna istota jest cząstką Boga? Emilka kochała to stworzenie, a wszelka miłość jest napewno cząstką Boga.” Ciotka Laura odrzekła: „Może masz rację, Jimmy. Ale cieszę się, że Elżbieta tego nie słyszała.”
Może kuzyn Jimmy nie jest całkiem przytomny (tak mówią), ale ta przytomność, którą posiada, jest bardzo cenna.
Ale, Ojcze, taka jestem opuszczona i samotna bez Kici! Wczoraj wieczorem bawiła się ze mną, taka była śliczna i pieszczotliwa, a teraz leży zimna i martwa w gaiku Wysokiego Jana.

18 grudnia.

Drogi Ojcze,
jestem na strychu. Królowa Wichrów gniewa się o coś mocno tej nocy. Tak smutno świszczy za oknami. A jednak, kiedy ją usłyszałam po raz pierwszy dzisiejszego wieczora, rozbłysnął „promyk”, czułam się, jakgdybym właśnie zobaczyła coś, co się zdarzyło przed dawnym czasem, coś tak uroczego, że byłam poruszona do głębi.
Kuzyn Jimmy mówi, że będzie padał śnieg. Cieszę się. Lubię zadymkę w nocy. Tak miło jest zatulić się w kołdrę i wiedzieć, że nas ta zawieja nie dosięgnie. Ale ciotka Elżbieta mówi, gdy się zatulam, że się kręcę. Jak można nie odróżniać wtulania się od kręcenia się?!
Cieszę się, że na Boże Narodzenie będzie śnieg. Obiad familijny Murrayów odbędzie się w tym roku w Srebrnym Nowiu. Tym razem na nas kolej. W zeszłym roku odbył się u wuja Olivera, ale kuzyn Jimmy miał grypę i nie mógł pojechać, więc ja zostałam z nim w domu. W tym roku będę mogła wszystkiemu przyjrzeć się zbliska, raduje mnie ta myśl. Opiszę Ci potem wszystko, co zobaczę, najdroższy.
Muszę ci coś opowiedzieć, Ojcze. Wstydzę się, ale chyba lepiej, żebym Tobie się zwierzyła. Zeszłej soboty było przyjęcie urodzinowe u Elli Lee. Byłam zaproszona. Ciotka Elżbieta pozwoliła mi włożyć moją nową sukienkę z błękitnego kaszmiru. To bardzo ładna sukienka. Ciotka Elżbieta chciała początkowo, ażeby kaszmir był ciemno-bronzowy, ale ciotka Laura uparła się przy błękitnym. Przejrzałam się w zwierciadle i przypomniałam sobie, że ojciec Ilzy mówi: „Byłaby bardzo ładna, gdyby miała rumieńce”. Więc zaczęłam szczypać policzki, aż się zaczerwieniły. Wyglądałam znacznie ładniej, ale to niedługo trwało. Wzięłam więc czerwony kwiat welwetowy ciotki Laury, zwilżyłam go i potarłam nim mocno twarz. Poszłam na zabawę, a dziewczynki wszystkie patrzyły na mnie, ale żadna nic nie powiedziała, tylko Rhoda Stuart chichotała i chichotała. Postanowiłam wrócić wcześnie do domu i umyć się, zanim mnie zobaczy ciotka Elżbieta. Ale wypadek zrządził, że ciotka Elżbieta poszła do sklepiku po jakiś sprawunek i spotkałyśmy się wpobliżu domu. Przyjrzała mi się i spytała: „Co zrobiłaś z twoją twarzą, Emilko?” Opowiedziałam jej wszystko, a ona rzekła poważnie: „Czy nie czujesz, że się poniżyłaś, Emilko?” To właśnie odczuwałam przez cały czas podwieczorku, tylko nie umiałam tego określić słowami. Ciotka Elżbieta nie gniewała się wcale. Kazała mi niezwłocznie umyć twarz, a potem słyszałam, (nie do uwierzenia!), jak się głośno śmiała w spiżarni, opowiadając o tej mojej przygodzie ciotce Laurze. Nigdy niewiadomo, co pobudzi do śmiechu ciotkę Elżbietę. Zabawniejsze było to, że Nieznośnik poszedł za mną na rekolekcje środowe, a przecież z tego nie śmiała się ciotka Elżbieta bynajmniej. Zauważyłam go dopiero przed samym kościołem, więc go wzięłam na rękę i weszłam. Ciotka Elżbieta nie zwracała na nas uwagi. Gdy pan pastor Dare rozpoczął kazanie, Nieznośnik zaczął miauczeć. To dźwięczało tak donośnie w wielkiej pustej nawie, że wszyscy spojrzeli w moją stronę. Czułam się winną i upokorzoną. Nie potrzebowałam się malować. Policzki mnie paliły i były purpurowe. Oczy ciotki Elżbiety świeciły złowieszczym blaskiem. Pan Dare nie przerwał modlitwy. On jest głuchy, więc nie słyszał miauczenia Nieznośnika, ale wszyscy inni słyszeli i chichotali. Po modlitwach przyszedł do naszej ławki pan Morris i wyrzucił Nieznośnika. Słychać było szmer jego kroków między ławkami, a pan Morris gonił go zawzięcie. Drżałam z obawy, żeby go nie poranił, ani nie uderzył. Sama miałam zamiar wyłajać go nazajutrz, ale nie chciałam, żeby mu zrobiono krzywdę. Wreszcie dogonił Nieznośnika pan Morris i wyrzucił go z kościoła, gonitwa ta wyglądała pociesznie, ale na razie wcale się nie śmiałam, było mi zimno i gorąco naprzemian.
Gdyśmy przyszły do domu, ciotka Elżbieta rzekła: „Mam wrażenie, Emilko, że dostatecznym wstydem okryłaś dzisiaj nazwisko Murrayów. Nigdy już nie pójdziesz ze mną do kościoła”. Przykro mi, że shańbiłam znów Murrayów, ale niebardzo widzę, czem ja zawiniłam, a przytem nie pilno mi na rekolekcje, bo to nudne.
Ale owego wieczora nie było nudno, o nie, drogi Ojcze!
Czy zauważyłeś, że lepiej piszę? Postanowiłam pisać każdy list odrazu, a potem sprawdzać w słowniku wszystkie wyrazy, których nie jestem pewna. Czasami zdaje mi się, że danego wyrazu niema po co szukać, a tymczasem stwierdzam przypadkiem, że niedobrze go napisałam.
Ilza i ja przestałyśmy rozmawiać naszym językiem. Kłóciłyśmy się o czasowniki. Ilza nie chciała żadnych konjugacyj. Chciała, ażeby każdy tryb i czas był oznaczony innym wyrazem poprostu. Ja odpowiedziałam, że język, który ja tworzę, musi być prawdziwą mową ludzką, a Ilza była zdania, że dosyć ma utrapień z gramatyką, więc żebym sobie tworzyła moją mowę bez niej. Ale to żadna przyjemność, więc dałam spokój, bo było to bardzo zajmujące i takie zabawne w szkole! Nie zdążyłyśmy nawet olśnić naszą mową francuskich chłopców, bo Ilzę gardło bolało i tylko raz jeden rozmawiałyśmy po naszemu. W ich obecności życie jest pełne rozczarowań.
W tym tygodniu miałyśmy egzaminy w szkole. Zdałam wcale dobrze ze wszystkiego, z wyjątkiem arytmetyki. Panna Brownell tłumaczyła coś, a ja byłam zajęta układaniem powiastki w myśli i nic nie słyszałam, więc dostałam zły stopień. Powiastka nosi tytuł: „Tajemnica Mac Phersona”. Kupię trochę papieru za pieniądze z jajek i wszyję te kartki w moją księgę oprawną od kuzyna Jimmy i wpiszę tam tę opowieść. Z pieniędzmi z jajek mogę zrobić, co mi się podoba. Może będę pisywać powieści, skoro dorosnę, nietylko poezje? Ale ciotka Elżbieta nie daje mi czytać powieści, więc jakże się nauczę sposobu pisania ich? Jeszcze jedno mnie trapi: gdy dorosnę i napiszę powieść, może czytająca publiczność nie pozna się na niej?
Kuzyn Jimmy mówi, że jakiś człowiek w Księżym Stawie oznajmił mu rychły koniec świata. Mam nadzieję, że to nie nastąpi, zanim zdążę zobaczyć coś nie coś na świecie.
Parę dni temu nocowałem u Ilzy, ponieważ jej ojciec wyjechał. Ilza odmawia teraz pacierze i twierdzi, że ona może dłużej się modlić, niż ja. Ja powiedziałam, że to nieprawda i modliłam się tak długo, jak długo mogłam coś wymyślić. Mogłam wprawdzie udawać bez końca, że się modlę, ale to nie byłoby uczciwe. Pomyślałam: nie, Starrówna musi być uczciwa. Wstałam więc z klęczek i rzekłam: „wygrałaś”, a Ilza nic nie odpowiedziała. Obeszłam łóżko, bo ona klęczała po drugiej stronie i zobaczyłam, że usnęła. Gdy ją obudziłam, upierała się, że wygrała, bo byłaby mogła modlić się jeszcze bardzo długo, gdyby nie była usnęła.
Kiedyśmy poszły do łóżka, powiedziałam jej mnóstwo rzeczy, których lepiej było nie mówić. Co to było? Tajemnica!
Podczas lekcji historji panna Brownell przeczytała nam, że Sir Walter Raleigh musiał leżeć w lochu przez 14 lat. Perry spytał: „A czy nie wolno mu było wstawać od czasu do czasu?” Panna Brownell ukarała go za impertynencję, on zaś mówił całkiem poważnie. Ilza była wściekła na pannę Brownell, że go wybiła, a na Perry’ego, że zadaje takie głupie pytania, jakgdyby nic nie umiał. Ale Perry mówi, że zczasem napisze książkę historyczną i że tam nie będzie takich niewiarogodnych szczegółów.
Wykończam w myśli Dom Rozczarowany. Mebluję ślicznie pokoje. Jeden jest cały różowy, inny fioletowy, jeszcze inny biały, jest też pokój srebrzysty, błękitny, i złoty. Chciałabym, żeby Dom Rozczarowany miał „gwiazdkę” na Boże Narodzenie. On nigdy nie dostaje gwiazdki.
Ach, Ojcze, właśnie myślałam o czemś miłem: gdy dorosnę i napiszę wielką powieść i zrobię wielkie pieniądze, kupię Dom Rozczarowany i dokończę budowy. Wtedy nie będzie on już Rozczarowany.
Nauczycielka Ilzy z niedzielnej szkółki zadała jej do wyuczenia się na pamięć 200 wierszy Biblji. Ale gdy Ilza przyniosła Biblję do domu, Dr. Burnley rzucił książkę na ziemię i skopał nogami. Pani Simms mówi, że Pan Bóg go skarze, ale dotychczas nic mu się nie stało. Biedny człowiek jest postrzelony. Dlatego tak źle postąpił.
Ciotka Laura zabrała mnie na pogrzeb pani Mason w zeszłym tygodniu. Lubię pogrzeby. Takie są dramatyczne!
W zeszłym tygodniu umarła moja świnia. Była to dla mnie wielka strata finansowa. Ciotka Elżbieta mówi, że kuzyn Jimmy ją przekarmiał. Mnie się zdaje, że w gruncie rzeczy nie powinnam była nazwać jej Wysokim Janem.
Rysujemy teraz mapy w szkole. Rhoda Stuart otrzymuje zawsze najlepsze stopnie. Panna Brownell nie wie, że Rhoda opiera drukowaną mapę o okno, przykłada do niej czysty papier i rysuje podług prześwitującej w ten sposób mapy. Ja lubię rysowanie map. Norwegja i Szwecja wyglądają jak tygrys, Irlandja, jak mały piesek, który się odwraca od Anglji i trzyma łapki na piersiach, a Afryka wygląda jak wielka szynka wieprzowa. Australja jest bardzo przyjemna do rysowania.
Ilza uczy się teraz bardzo dobrze. Mówi, że nie da się ubiec przeze mnie. Robi postępy i w deklamacji. Ciotka Laura bardzo ją chwali i powiedziała do jej ojca, że warto dać Ilzie wyższe wykształcenie. A Dr. Burnley odpowiedział, że nie będzie wydawał pieniędzy napróżno. Wyglądał przytem jak upiór, tak groźnie i ponuro. Ach, jak jabym chciała, żeby Dr. Burnley kochał Ilzę! Taka jestem szczęśliwa, że ty mnie kochałeś. Ojcze!

22 grudnia.

Drogi Ojcze,
dzisiaj odbył się egzamin szkolny. Była to wielka uroczystość. Wszyscy prawie byli obecni z wyjątkiem Dra Burnleya i ciotki Elżbiety. Dziewczynki miały na sobie najlepsze sukienki, ja nie. Wiedziałam, że Ilza nie ma nowej sukienki, więc też włożyłam starą, ażeby ona nie czuła się nieswojo. Ciotka Elżbieta życzyła sobie, żebym się porządnie ubrała, bo przecież reprezentuję Murrayów, jak mówi, ale gdy jej wytłumaczyłam, o co chodzi, popatrzyła na ciotkę Laurę i pozwoliła.
Rhoda Stuart wyśmiewa się z Ilzy i ze mnie, ale mnie to nie przeszkadza. Podczas deklamacji urwała nagle w połowie wiersza, bo zapomniała dalszego ciągu. A że zostawiła książki w domu, więc ja jedna umiałam dalszy ciąg. Patrzyłam na nią z triumfem, ale potem przyszło mi do głowy, że mnie by było tak strasznie zapomnieć wiersz w toku deklamacji, w obecności takiego tłumu słuchaczy. A przytem honor szkoły był w grze. Więc jej podpowiedziałam następne wyrazy po cichutku. Dobrnęła jakoś do końca. Co najdziwniejsze, drogi Ojcze, że teraz już się nie czuję tak, jakgdybym jej nienawidziła. Jestem jej raczej życzliwa i to jest o wiele przyjemniejsze uczucie. To bardzo przykre nienawidzieć kogoś.

28 grudnia.

Ojcze drogi,
Boże Narodzenie minęło. Było bardzo ładnie. Nigdy jeszcze nie widziałam tylu dobrych rzeczy naraz. Przybyli do nas na obiad gwiazdkowy wuj Wallace i ciotka Elżbieta i wuj Oliver i ciotka Addie i ciotka Ruth. Wuj Oliver nie przywiózł żadnego ze swych dzieci, więc byłam rozczarowana. Przybył również Dr. Burnley z Ilzą. Wszyscy się przebrali na wieczór. Ciotka Elżbieta miała na sobie ową czarną jedwabną suknię z kołnierzem koronkowym. Wyglądała bardzo ładnie i byłam z niej dumna. Przyjemnie jest, gdy nasi krewni dobrze wyglądają, nawet jeśli ich się nie lubi. Ciotka Laura włożyła suknię z bronzowego jedwabiu, a ciotka Ruth szarą. Ciotka Ewa była bardzo elegancka. Miała suknię z trenem.
Ja włożyłam sukienkę z kaszmiru, tę niebieską i przewiązałam włosy błękitną wstążką. Ciotka Ruth pokiwała głową na mój widok i rzekła: „Urosłaś, Emilko! Mam nadzieję, że jesteś grzeczniejsza!”
Ale nie miała tej nadziei naprawdę, to było widać. Zwróciła mi zaraz uwagę, że rozwiązało mi się sznurowadło u bucika.
— Ona lepiej wygląda — rzekł wuj Oliver. — Nie zdziwiłbym się, gdyby wyrosła na piękną, zdrową dziewczynę, mimo wszystko.
Ciotka Ewa westchnęła i potrząsnęła głową z powątpiewaniem. Wuj Wallace nic nie powiedział, tylko dłoń mi uścisnął. Ręce miał zimne, jakby był rybą. Ja nadeptałam na tren ciotki Ewy, a ciotka Ruth powiedziała: „Jakiem nieznośnem dzieckiem jesteś, Emilko!”. Cofnęłam się za ciotkę Ruth i pokazałam jej język. Wuj Oliver chlipie, jedząc zupę. Wyjęliśmy wszystkie srebra do owego obiadu. Kuzyn Jimmy dzielił indyka i dał mi dwa kawałki piersi, bo wie, że ja lubię białe mięso. Ciotka Ruth rzekła: „Gdy ja byłam małą dziewczynką, poprzestawałam na skrzydle indyczem”. Kuzyn Jimmy dołożył mi wówczas jeszcze jeden kawałek białego mięsa. Ciotka Ruth zamilkła na razie, a po chwili zwróciła się do mnie wprost: „Widziałam się w Shrewsbury z twoją nauczycielką, Emilko i niezbyt dobre rzeczy słyszałam o tobie. Gdybyś była moją córką, mam nadzieję, że inne sprawozdanie usłyszałabym, nie tak ujemne”.
„Cieszę się, że nie jestem twoją córką”, pomyślałam. Ale nie powiedziałam tego na głos, bo ciotka Ruth dodała: „Proszę cię, nie patrz na mnie tak głupio, kiedy mówię do ciebie, Emilko”. A wuj Wallace dodał: „Szkoda że ona ma taki niemądry wyraz twarzy”.
— Jesteście zarozumiali, despotyczni i niegodziwi — rzekłam w duchu. Zresztą Dr. Burnley zawsze to mówi.
„Widzę plamę z atramentu na jej palcu”, rzekła znów ciotka Ruth. (Pisałam poezje przed obiadem).
Wtem zaszedł fakt najbardziej niespodziewany. Krewni zawsze gotują nam niespodzianki. Ciotka Elżbieta odezwała się mówiąc: „Życzę sobie, Ruth, abyś ty i Wallace, ażebyście oboje zostawili to dziecko w spokoju”. Uszom nie wierzyłam. Ciotka Ruth była niezadowolona, ale zostawiła mnie w spokoju i tylko sapała, gdy kuzyn Jimmy dodał mi jeszcze jeden kawałek białego mięsa.
Poza tem obiad był dobry i miły. A kiedy już przyszła kolej na pudding, wszyscy zaczęli rozmawiać, a ja z rozkoszą słuchałam. Opowiadali historje i zabawne zdarzenia z życia Murrayów. Nawet wuj Wallace śmiał się, a ciotka Ruth opowiedziała to i owo o mojej babce ciotecznej, Nancy. Byli ironiczni, ale zajmujący. Ciotka Elżbieta wyjęła z szuflady poemat, który został napisany na cześć ciotki Nancy przez jej narzeczonego, kiedy była młoda. Wuj Oliver odczytał te wiersze. Ciotka Nancy była widocznie bardzo piękna. Ciekawa jestem, czy ktoś napisze kiedykolwiek wiersz na moją cześć? Może gdybym nosiła grzywkę, znalazłby się taki. Spytałam: „Czy ciotka Nancy była doprawdy taka ładna?”, a wuj Oliver odrzekł: „Podobno była śliczna przed 70 laty”, a wuj Wallace dodał: „Ona się dobrze trzyma, dożyje stu lat napewno”; na co wuj Oliver odparł: „Ona tak się przyzwyczaiła żyć, że wcale nie umrze, będzie żyć wiecznie”.
Dr. Burnley opowiedział historję, której nie zrozumiałam. Wuj Wallace spojrzał w stronę okna, a wuj Oliver zasłonił usta serwetką. Ciotka Addie i ciotka Ewa popatrzały na siebie zukosa i spuściły oczy w talerz, uśmiechając się lekko. Ciotka Ruth była najwyraźniej obrażona, a ciotka Elżbieta patrzyła zimno na Dra Burnleya i rzekła: „Zdaje się, że pan zapomniał o obecności dzieci”. Dr. Burnley odrzekł bardzo grzecznie: „Przepraszam cię, Elżbieto”. On umie się zachowywać, jak wielki pan, skoro chce. On jest bardzo przystojny, gdy się ubierze odświętnie i ogoli. Ilza mówi, że jest z niego dumna, nawet wtedy, gdy on jej nie cierpi.
Po obiedzie rozdano prezenty. To jest tradycja Murrayowska. Nigdy nie miewamy drzewek, ani pończoch na kominku[1], lecz obnosi się dokoła stołu wielkie ciasto, a w niem są ukryte prezenty, do których uwiązane są wstążki z imionami obdarzonych osób. To bardzo zabawne. Moi krewni podarowali mi wszyscy prezenty pożyteczne, z wyjątkiem ciotki Laury. Ona mi dała flakon perfum. Uwielbiam go. Tak lubię ładne zapachy. Ciotka Elżbieta nie pochwala używania perfum. Dała mi nowy fartuch, ale muszę stwierdzić z wdzięcznością, że nie jest on już „dzidziusiowaty”. Ciotka Ruth dała mi Nowy Testament i rzekła: „Mam nadzieję, Emilko, że będziesz czytywać codziennie potrosze tę Księgę, aż ją przeczytasz do końca”. „Ależ, ciotko Ruth, przeczytałam Nowy Testament ze dwanaście razy (to prawda), uwielbiam niektóre ustępy!” „Pismo Święte nie jest książką do czytania taką, jak powiastki”, odrzekła lodowato ciotka Ruth. Wuj Wallace i ciotka Ewa dali mi parę rękawiczek, a wuj Oliver i ciotka Addie całego dolara, nowiutkiego, z błyszczącego srebra. Kuzyn Jimmy dał mi grzebień do włosów. Perry zostawił dla mnie jedwabną zakładkę do książki. On sam musiał nas opuścić i spędzić wieczór wigilijny ze swoją ciotką Tomaszową. Udało mi się ocalić dla niego orzechy i rodzenki. Ja podarowałam jemu i Tadziowi chusteczki do nosa (Tadzia chusteczka była trochę najładniejsza), a Ilzie dałam grzebień. Kupiłam to wszystko sama za pieniądze z jajek. (Nie będę miała już tak prędko pieniędzy z jajek, bo moja kura przestała składać jajka). Wszyscy byli zadowoleni, a wuj Wallace uśmiechał się do mnie. Gdy się uśmiechał, wydawał mi się mniej brzydki.
Po obiedzie bawiłyśmy się z Ilzą w kuchni. Później była jeszcze obfita kolacja, ale nikt nie mógł jeść dużo, bo wszyscy zjedli za dużo na obiad. Ciotka Ewa miała ból głowy, a ciotka Ruth wyraziła zdziwienie, dlaczego ciotka Elżbieta robi takie „bogate” kiełbaski. Ale reszta była w dobrym humorze, a ciotka Laura podtrzymywała ten nastrój. Ona umie wszystkich rozweselić. A nakoniec rzekł wuj Wallace (jeszcze jedna tradycja Murrayowska): „Wspomnijmy teraz tych, którzy już odeszli”. Podobał mi się sposób wypowiedzenia tych słów: uroczysty i pełen prostoty zarazem. W takich chwilach szczęśliwa jestem, że płynie w moich żyłach krew Murrayów. Pomyślałam o Tobie, Ojcze ukochany, o Matce i o biednej Kici i o prababce Murrayowej i o moim żółtym zeszycie, spalonym z powodu ciotki Elżbiety. Dla mnie była to jakby osoba. Wreszcie złożyliśmy ręce i zaśpiewaliśmy pobożny hymn, zanim wszyscy się rozjechali. Już się nie czułam obco wśród Murrayów. Ciotka Laura i ja odprowadzałyśmy gości do powozów. Ciotka Laura objęła mnie ramieniem i rzekła: „Twoja matka, Emilko, i ja, stałyśmy tak zawsze na ganku i odprowadzałyśmy gości wigilijnych”. Śnieg skrzypiał, dzwonki na saniach dźwięczały srebrzyście między drzewami, a na dachach zabudowań gospodarskich błyszczał mróz w świetle księżyca. Wszystko było takie piękne i kochane (dzwonki, mróz i ta cudna biel zimowej nocy), że wkońcu nawiedził mnie „promyk” i to było najlepsze, najcenniejsze”.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Maria Rafałowicz-Radwanowa.
  1. W Kanadzie dzieci otrzymują prezenty gwiazdkowe bądź pod choinką tak jak w Polsce, bądź też, tak jak we Francji, w tradycyjnej „pończosze“, którą dziecko kładzie w wieczór wigilijny na kominku.