Ewa (Wassermann)/Zanim pęknie srebrna nić/10

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jakób Wassermann
Tytuł Ewa
Podtytuł „Człowiek złudzeń“: powieść druga
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
10.

Pewnej nocy zbudziła się Letycja. Usłyszała szybkie, posuwiste siąpania, zadyszane oddechy ściganych, szepty i chrypliwe klątwy, to blisko to znów dalej. Usiadła w łóżku, nadsłuchując. Sypialnia jej zwrócona była na wolną przestrzeń, a drzwi wiodły ku krągłej werandzie, otaczającej całe piętro domu.
Niebawem rozebrzmiały spieszne kroki. Dostrzegła postacie, zarysowane czarno na ciemni szybko przebiegające. Jednę, dwie, trzy, po chwili zaś czwartą. Bała się, nie mając jednak odwagi wołać. Stefan, spał w pokoju przyległym, a budzić go było zarówno dla niej, jak i dla innych rzeczą niebezpieczną, zacząłby bowiem ryczeć jak wół i drgać całem ciałem, niby pajac na sznurkach.
Na tę myśl roześmiała się i przejął ją dreszcz.
Zwalczając strach wstała, zarzuciła szlafrok i wyszła odważnie na werandę. W tej chwili rozstąpiły się ciężkie chmury, słoniące księżyc. Przerażone niespodzianą jasnością postacie zatrzymały się w biegu, wpadły na siebie wzajem i jęły patrzeć po sobie, dysząc ciężko.
Letycja ujrzała przed sobą starego Gotliba Gunderama, oraz trzech jego synów Riccorda, Paola i Demetrjusza, braci męża. Podejrzliwość nienasycona ( dzieliła stale ojca i synów, śledzili się wzajem i obwiniali. Ile razy była gotówka w domu, ojciec nie miał odwagi iść spać, a każdy z braci posądzał innych, że go chcą obrabować. Wiedziała o tem Letycja. Nowością było atoli dla niej to, że zdjęci zaciekłością, chytrze gonili za sobą po nocy dokoła werandy domu, każdy w roli napastnika i napastowanego jednocześnie, drżąc przed tym, który był w tyle, a pełen nienawiści dla poprzednika swego. Roześmiała się i przejął ją dreszcz.
Ojciec pierwszy uszedł chyłkiem. Wśliznąwszy się do swego pokoju legł w ubraniu na łóżku. Obok łóżka stały dwa, wielkie kufry podróżne, wypakowane i zamknięte. Od dwudziestu lat postanawiał codziennie jechać do domu rodzinnego w Buenos Aires, albo nawet do Stanów, ile razy mu dogryzły zwady, zrazu z żoną, potem zaś z synami. Mimo to nie wydalił się nigdy na odległość godziny drogi od estancji. Ale kufry były gotowe.
Cichaczem i chyłkiem opuścili w końcu i bracia werandę. Letycja oparta o parapet patrzyła w księżyc. Nagle rozebrzmiały chrobotliwe tony gramofonu. Riccardo kupił instrument niedawno w mieście i często zdarzało się, że go nakręcał późną nocą.
Letycja postąpiła kilka kroków i zajrzała do pokoju, gdzie trzej bracia z ponuremi minami, siedząc u stołu grali w pokera. Gramofon wyrzucał z mosiężnej paszczy akordy ordynarnego walca.
Roześmiała się Letycja i przejął ją dreszcz.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jakob Wassermann i tłumacza: Franciszek Mirandola.