<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewunia Tom I |
Podtytuł | Opowiadanie z końca XVIII wieku |
Wydawca | „Ziarno” |
Data wyd. | 1913 |
Druk | E. Szyller |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Owej prześlicznej Ewuni, za którą cała młodzież szalała, najbliżsi nawet mało znali. Dziecięciem straciła matkę, wychowała się przy dobrej, pobożnej, ale serca macierzyńskiego zastąpić nie mogącej ciotce, potem w domu przy francuskiej, jak je wówczas nazywano Madamie, która też była kobietą dobrą, ale bojaźliwą, i wolała panienkę pieścić, niż jej i ojcu się narazić. Piękna jedynaczka rosła w ten sposób otoczona staraniem, pieszczona, ale nieco dziko i o własnych siłach się rozwijając.
Towarzystwo pań i panienek z sąsiedztwa, które widywała po kilka godzin, z któremi się pośmiać i pobawić mogła, ale nigdy zbliżyć nie miała sposobności, wielkiego na nią nie wywierało wrażenia. Książki ówczesne polskie niewiele kształcić mogły, i odzywały się do pewnych tylko uprawionych uczuć człowieka, francuskie, jakie miewała, dobrane były oględnie, aby zbytecznie fantazją nie rozbudzały. Ewunia więc wychowywała się sama, a najsilniejszy wpływ na nią miało to, czego się domyślać trudno, jej niewieście towarzystwo służebne. Jak w każdym dworze polskim, nie obeszło się tu bez rezydentek ubogich, bez szlachcianek: córek, kuzynek dawnych rezydentów, kolligatów i oficjalistów. Ewunia miała cały dwór złożony z rówieśniczek, wśród których, spędzała większą część dnia przy krosienkach, na opowiadaniu różnych osobliwszych powieści, na śpiewach, nabożeństwie, grach i żartach. Ten mały światek niewieści zakrosienkowy, rządzony przez staruszkę, panią Kropiwnicką, wdowę po rządcy zasłużonym, otaczał miłością, pieszczotami, weselem, ukochaną panienkę, która u tatka mogła wszystko, nawet mały posążek i wyprawę dla wychodzącej za mąż wyrobić. Stosunki podczaszanki z tem otoczeniem nie były takie, jakieby sobie zdala wystawić można z tego, iż ubogie dziewczęta wstępu na świat nie miały, i siedziały zawsze jak w klasztorze zamknięte w swoich pokojach. Nie były to sługi, ale raczej dobre przyjaciółki, wyścigające się o pozyskanie serca dobrej panienki. Ewunia w pokoju od ogrodu, w którym były krośna panien i ich roboty, spędzała długie godziny, bawiły się rówieśnice, zapominając, jak dalece dzieliło je położenie towarzyskie, a w życiu rozdzielić miały wcale różne losy.
Z małych dworków, z ubogich chatek, z folwarków, dziewczęta te przynosiły z sobą, to co się niewieścią tradycją nazwać godzi, zasób ogromny dziwnych historyj, począwszy od zaklętych królewien i pięknych królewiczów, aż do powieści z tysiąca nocy, z „Argienidy“ i niewiedzieć jak ze starych rycerskich poematów zabłąkanych. Każda klasa społeczeństwa, ma swe podania i klechdy, które się u ognisk domowych powtarzają; powiedzieć też można, że każdy stan i płeć ma swoje tradycje, upodobane powieści i pojęcia, któremi żyje.
W życiu niewiasty, przeważną rolę gra miłość, miłość dziecięcia, kochanki, żony i matki, w różnych postaciach, z twarzą różną, zawsze jedna. Serce, które już kochać nic nie może, czepia się kota, kanarka i pieska, potrzebuje do czegoś się przywiązać.
Z tych wszystkich miłości naturalnie, najjaśniejszą, najpromienniejszą musi być ta, której nic nie narzuca, nie nakazuje, która przychodzi jak niebios sielanka, łączy istoty sobie obce, w niewolę zaprzęga swobodnych, a w życiu niewiasty jest jakby aniołem zwiastunem jej przyszłych przeznaczeń. Na tle tego uczucia, wzorzyste kobierce tka wyobraźnia młodości. Ewunia miała wiele swobody w wewnętrznym zarządzie fraucymuru, którego karność tylko i klauzurę dozorowała pani Kropiwnicka; zresztą dziewczęta śpiewały, opowiadały, robiły przy panience co ona kazała, o co prosiła. W długie wieczory zimowe, gdy nie było podczaszego w domu, w lecie o szarej godzinie, Ewunia kazała pannom prawić sobie powieści, i wyścigały się wszystkie w najosobliwszych historjach, jakimi ją karmiły. Mało widząc, żywego świata, Ewunia z tych fantastycznych obrazów zaczarowanych krajów, tworzyła sobie pojęcie o ludziach, stosunkach, sercu, o mężczyznach i kobietach. Odłączywszy część cudowną, która była jakby wieńcem kwiecistym, służącym do przybrania baśni, brała z niej to, co powtarzając się we wszystkich, zdało się jej wiekuistą prawdą. Nie wierzyła w konia skrzydlatego, na którym do zaczarowanego zamku, zlatywał królewicz, ale w uczucie, które było pobudką do narażenia się na niebezpieczeństwo, być zjedzonym przez straszliwego smoka.
Po tych poematach garderobowych, świat Ewuni wydawał się bardzo prozaicznym, wolała ona stokroć owe bajeczne kraje, niż te, w których żyły opasłe podsędki, ojciec Gula, pan podkomorzy, państwo Przyrowowie. Nawet młodzież, która się zjawiała w Górze, w porównaniu z Kleomirami wyśnionemi, wydawała się jej prozaiczną. Ewunia nie rozpaczała, że się na świecie Bożym coś podobnego do jej marzeń znaleźć nie może, ale dotąd nie spotkała jeszcze nic, coby na młodem serduszku uczyniło wrażenie.
Nasłuchawszy się więc o miłości statecznej, gotowej do ofiar, walczącej z olbrzymiemi przeszkodami, pokonywającej i druzgoczącej siłą potężną, co jej stawało na drodze, postanowiła sobie podobne uczucie pobudzić, stać się heroiną, znaleźć rycerza i na jawie przeżyć podobny poemat.
Z dziecięcą naiwnością osnuła sobie przyszłość swoją, i powiedziała, że najprzód, nie wyjdzie za mąż, chyba pokocha i będzie tak kochaną, jak owe królewny, że królewicza swojego wypróbuje stałość, wszelkiemi możliwemi sposoby.