Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE SZÓSTE
O PENSJONATACH

Jeśli pojąłeś za żonę młodą osobę wychowaną na pensji, wówczas masz przeciw swemu szczęściu o trzydzieści szans więcej ponad te które wyliczyliśmy poprzednio, i podobny jesteś człowiekowi który włożył rękę w gniazdo os.
Jeśli znalazłeś się w tem położeniu, wówczas, bezpośrednio po błogosławieństwie ślubnem, nie dając się uwieść niewinnej nieświadomości, naiwnemu wdziękowi, wstydliwej powściągliwości żony, winieneś przemyśleć i przyswoić sobie pewniki i wskazówki, które rozwiniemy w drugiej części tej książki. Co więcej, zastosujesz również surowe przepisy części trzeciej, przeprowadzając bezzwłocznie czujny nadzór, rozwijając ojcowską troskliwość, gdyż, nazajutrz po ślubie, może nawet w przeddzień ślubu, każda chwila zwłoki grozi niebezpieczeństwem.
Cofnijcie się na chwilę myślą w lata szkolne i przypomnijcie sobie nieco owe ukradkowe i gruntowne studja de natura rerum, zaprzątające tak bardzo umysły uczniaków. Żaden Lapeyrouse, żaden Cock, czy kapitan Parry nie żeglował z takim zapałem ku nieznanemu biegunowi, z jakim młodzież ta płynie ku zakazanym wybrzeżom rozkoszy.
Ponieważ dziewczęta są naogół od chłopców przebieglejsze, ciekawsze i obdarzone żywszą wyobraźnią, zatem, w ich tajemnych schadzkach, w ich poufnych naradach, którym nie potrafi zapobiec sztuka najczujniejszych matron, będzie panował duch stokroć piekielniejszy, niż w konszachtach młodych chłopaków. Komuż z mężczyzn dane było kiedy słyszeć ich spostrzeżenia aż nazbyt przenikliwe i ich sądy aż nadto śmiałe? One jedne znają owe gry, w których przedwcześnie przegrywa się cześć kobiecą, te drażniące próby wzruszeń, te szukania poomacku rozkoszy, te imitacje szczęścia, które możnaby porównać z wykradaniem słodyczy przez łakome i psotne dzieci. Młoda panna, opuszczając pensję, będzie może dziewicą; niewinną — nigdy. Nie raz i nie dwa roztrząsała ona w poufnych naradach arcyważną kwestję kochanka, i nieuniknione zepsucie nadgryzło już jej myśli lub serce.
Przypuśćmy jednak, że żona twoja nie brała udziału w tych orgjach dziewictwa, w tych przedwczesnych igraszkach zmysłów. Czy wiele zyskała na tem, że nie zabierała głosu w tajnych zebraniach „dużych"? Wcale nie. Na pensji wszakże zawarła przyjaźń z innemi dziewczętami; będziemy bardzo skromni w rachunku, jeśli przypiszemy jej dwie lub trzy serdeczne przyjaciółki. Czy jesteś pewny, że, gdy twoja przyszła żona już opuści pensję, młode jej przyjaciółki nie będą dopuszczone do tych zebrań, na których poznaje się, przynajmniej przez analogję, gruchania gołąbków? Wreszcie, przyjaciółki wyjdą zamąż; i oto musisz mieć oko nie na jedną, ale na cztery żony, musisz odgadywać cztery charaktery, jesteś na łasce i niełasce czterech mężów i dwunastu kawalerów, o których życiu, zasadach, obyczajach, nie masz najmniejszego pojęcia, w chwili gdy te rozmyślania ukażą ci konieczność nagłego zainteresowania się ludźmi, jakich, bez swej wiedzy, poślubiłeś wraz ze swą żoną. Sam szatan tylko mógł wymyślić żeński pensjonat w dużem mieście!... Pani Campan pomieściła przynajmniej swój sławny instytut w Ecouen. Ta mądra przezorność świadczy, iż musiała to być niepospolita kobieta. Tam, wychowanice jej nie miały ciągle przed oczyma naszego ulicznego muzeum; owych olbrzymich i groteskowych obrazów, bezwstydnych słów, kreślonych na ścianach ołówkiem ducha zepsucia i złego! Nie patrzały bezustannie na widowisko ułomności ludzkich, obnażanych we Francji na każdym rogu, a plugawe czytelnie nie wyrzucały z siebie pokryjomu trucizny książek, uświadamiających i podniecających zarazem. Toteż, ta światła wychowawczyni tylko w Ecouen mogła ustrzec młodą dziewczynę nietkniętą i czystą, o ile to wogóle jest możliwe. Czy masz nadzieję, że potrafisz zapobiec temu, aby żona widywała swoje przyjaciółki z pensji? Szaleństwo! Spotka się z niemi na balu, w teatrze, na przechadzce, w towarzystwie; a ileż wzajemnych usług potrafią sobie oddać dwie kobiety!... Ale nad tem nowem źródłem grozy zastanowimy się osobno, w swoim czasie i miejscu.
To nie wszystko. Jeśli przyszła teściowa umieściła córkę na pensji, czy myślisz, że uczyniła to przez troskliwość o jej dobro? Młoda dziewczyna między dwunastym a piętnastym rokiem jest straszliwym argusem; zatem, jeśli obecność takiego argusa w domu była niepożądana, zaczynam podejrzewać, iż pani teściowa należy do najwątpliwszej kategorji przyzwoitych kobiet. Zatem, w danej okoliczności, będzie dla córki fatalnym przykładem, lub niebezpiecznym doradcą.
Ale stójmy!... Teściowa wymaga osobnego rozmyślania.
W którąkolwiek tedy stronę spróbujesz się obrócić, zawsze, w tym składzie rzeczy, znajdziesz łoże małżeńskie równie ciernistem.
Przed Rewolucją, arystokratyczne domy chowały córki w klasztorach. Za tym przykładem szło wiele rodzin, które wyobrażały sobie, iż córki ich, przebywające razem z panienkami wielkich rodów, nabiorą od nich tonu i obejścia. Ten obłęd próżności był już sam przez się fatalny; prócz tego, klasztory posiadają wszelkie niebezpieczeństwa pensjonatów. Bezczynność, jaka w nich panuje, jest jeszcze straszliwsza. Kraty, odcinające od świata, rozpalają wyobraźnię. Samotność jest jedną z najulubieńszych dziedzin szatana; toteż, przechodzi wprost pojęcie, jakie spustoszenia mogą szerzyć najpospolitsze objawy życia w duszach tych młodych dziewcząt, rozmarzonych, nieświadomych i bezczynnych.
Jedne, tak długo i gorąco pieszczą swe marzenia, iż później padają w życiu ofiarą mniej lub więcej dziwacznych omyłek. Inne, wyegzaltowawszy sobie szczęście małżeńskie, skoro znajdą się już w posiadaniu męża, wykrzykują pełne zawodu: „Jakto, to tylko tyle!...“ Na każdy sposób zatem, ten niezupełny stopień uświadomienia do jakiego dochodzą gromadnie wychowane młode dziewczyny, łączy niebezpieczeństwa nieświadomości ze wszystkiemi klęskami przedwczesnej wiedzy.
Młoda dziewczyna, wychowana w zaciszu przez matkę, ciotkę starowinę, cnotliwą, pobożną, słodką lub opryskliwą; panienka, która nie przekroczyła nigdy domowego progu bez czujnego nadzoru, której pracowite dzieciństwo umiano wypełnić choćby nawet bezużytecznemi zatrudnieniami, dla której wszystko jest obce i nowe, — taka młoda osoba, to skarb, ukryty tu i owdzie po świecie, podobny owym kwiatom leśnym, osłoniętym taką gęstwiną iż oczy zwykłego śmiertelnika nie mogą ich dosięgnąć. Kto mając na własność ten kwiat, tak czysty, tak uroczy, pozwala go pielęgnować innym, zasłużył po tysiąc razy na nieszczęście które go czeka. To potwór, albo głupiec.
Tu, byłaby może chwila stosowna do zastanowienia się, czy istnieje jakiś sposób aby się dobrze ożenić. W ten sposób, możnaby na czas nieograniczony odsunąć środki ostrożności, których dokładny rozbiór stanowić będzie drugą i trzecią część tego dzieła. Czyż jednak nie udowodniliśmy dostatecznie, iż łatwiej jest przeczytać Szkołę żon siedząc w szczelnie zamkniętym piecu, niż przeniknąć obyczaje, umysł i charakter panny na wydaniu?
Czyż większość ludzi nie żeni się absolutnie w taki sam sposób, co gdyby mieli zakupić papiery na giełdzie?
I jeżeli, w poprzedniem Rozmyślaniu, udało się nam udowodnić, że ogromna większość mężczyzn okazuje najzupełniejsze niedbalstwo w kwestji własnego małżeńskiego honoru, czyż mamy prawo przypuszczać, że znajdzie się wielu ludzi dość bogatych, dość inteligentnych i dość przenikliwych, aby, jak ów Burchell w Wikarym z Wakefield poświęcić rok lub dwa na studjowanie, podpatrywanie młodych dziewcząt, wśród których szukają towarzyszki życia? Czyż możemy to przypuścić, wobec tego iż tak mało troszczą się o nie później, skoro przeminie ten krótki czas słodyczy małżeńskich, który Anglicy zwą miodowym miesiącem, a nad którego znaczeniem nie omieszkamy się zastanowić.
Jednakże, po długiem dumaniu nad tą ważną kwestją, możemy zaznaczyć, że istnieją sposoby, pozwalające wybrać z niejakiem prawdopodobieństwem dobrze, nawet wówczas gdy się wybiera szybko.
I tak, nie ulega kwestji, że szanse będą przemawiały na twoją korzyść:
1-o. Jeśli pojmiesz za żonę pannę, której temperament przypomina mieszkanki Luiziany i Karoliny.
Aby uzyskać niewątpliwe wskazówki co do temperamentu młodej osoby, należy uciec się do panny służącej, a to zapomocą systemu, o którym powiada Gil Blas, a którym posługuje się mąż stanu gdy chce wyśledzić sprzysiężenie lub przekonać się w jaki sposób ministrowie spędzają noce.
2-o. Jeśli wybierzesz młodą osobę, która, nie będąc brzydką, nie liczy się wszelako do piękności.
Uważamy za pewnik, że, jeśli chodzi o to aby w małżeństwie być najmniej nieszczęśliwym, wówczas słodycz charakteru, połączona ze znośną brzydotą, są dwoma niezawodnemi czynnikami powodzenia.
Chcecie wiedzieć prawdę? Otwórzcie Russa: wątpię bowiem czy kiedykolwiek pojawi się jaka kwestja moralności społecznej, której doniosłości on by z góry nie przewidział i nie określił.
„U ludów, wśród których panuje obyczajność, dziewczęta są łatwe, zamężne zaś kobiety nieprzystępne. U ludów nieobyczajnych, rzecz się ma przeciwnie“.
Przejęcie się zasadą, zawartą w tej głębokiej i trafnej uwadze, doprowadziłoby nas do wniosku, iż mniej byłoby na świecie nieszczęśliwych małżeństw, gdyby mężczyźni żenili się ze swemi kochankami. Wychowanie panien musiałoby ulec we Francji zasadniczym przeobrażeniom. Do dziś, francuskie prawa i obyczaje, mając do czynienia z jednej strony z wykroczeniem, z drugiej ze zbrodnią, popierały zbrodnię. Czemże bowiem, jeśli nie wykroczeniem zaledwie, jest błąd młodej dziewczyny, jeśli go porównamy z błędem zamężnej kobiety? Czyż nie byłoby zatem bezporównania mniejszem niebezpieczeństwem dać wolność dziewczętom, niż zostawiać ją kobietom? Myśl brania młodej dziewczyny na próbę, pobudzi z pewnością więcej poważnych ludzi do myślenia, niż gapiów do śmiechu. Zwyczaje Niemiec, Szwajcarji, Anglji i Stanów Zjednoczonych dają młodym pannom prawa, które wydawałyby się we Francji obaleniem wszelkiej moralności; mimo to, niewątpliwą jest rzeczą, iż w krajach tych małżeństwa mniej są nieszczęśliwe niż we Francji.
„Skoro kobieta oddała się całkowicie kochankowi, musiała dobrze znać tego z którym złączyła ją miłość. Nim pozyskał jej serce, zdołał on niewątpliwie zyskać jej szacunek i zaufanie“.
Blask prawdy, bijący z tych słów, rozświetlił może na chwilę mroki więzienia w głębi którego Mirabeau je nakreślił, a jakkolwiek bogata myśl w nich zawarta powstała pod wpływem najszaleńszej namiętności, niemniej przeto zamyka ona w sobie cały problem społeczny który nas w tej chwili zajmuje. W istocie, małżeństwo, oparte na skojarzeniu religijnego zachwycenia jakie stwarza miłość, z próbą owej chłodnej trzeźwości jaka następuje po momencie posiadania, powinnoby stanowić najtrwalszy ze wszystkich związków.
Kobieta nie może wówczas zarzucać mężowi, iż należy do niego jedynie na mocy litery prawa. Nie znajdzie już w tej przymusowej przynależności motywów przemawiających za oddaniem się kochankowi, jak ta, która, w głębi swego serca, wyczyta, na poparcie swych życzeń, tysiąc sofizmatów, nasuwających jej dwadzieścia razy na godzinę pytanie, czemu, jeśli oddała się wbrew woli człowiekowi którego nie kochała, nie miałaby się oddać dobrowolnie temu którego kocha. Wówczas, kobieta nie może usprawiedliwić swych skarg na owe wady, nieodłączne od natury ludzkiej, gdyż z góry już poznała męską tyranję i pogodziła się z jej kaprysami.
Niejedno młode dziewczę dozna zawodu w nadziejach miłości!... Ale czyż nie będzie dla nich olbrzymią wygraną, iż nie związały życia z człowiekiem, którym mają prawo pogardzać?
Ludzie tchórzliwi okrzykną się może, że podobna reforma obyczajów stałaby się powodem strasznego rozluźnienia; że, bądź co bądź, prawa czy obyczaje będące praw tych źródłem, nie mogą uświęcać zgorszenia i niemoralności; że, jeśli istnieje zło nieuniknione, społeczeństwo bodaj nie powinno go uświęcać.
Na to możnaby odpowiedzieć przedewszystkiem, iż wskazany przez nas system dąży do zapobieżenia złemu, które dotychczas uważano za nieuniknione. Choćby nawet nasze statystyczne cyfry nie były zbyt ścisłe, w każdym razie odsłoniły one ogromną ranę społeczną: zatem, nasi moraliści woleliby zło większe od mniejszego, woleliby ciągłe pogwałcenie zasady na której wspiera się społeczeństwo, od problematycznej jeszcze swobody prowadzenia się dziewcząt; rozwiązłość matek rodzin, która zatruwa w samem źródle wychowanie młodzieży i unieszczęśliwia przynajmniej cztery osoby, od wolności młodej dziewczyny, narażającej szczęście tylko własne i conajwyżej swego dziecięcia. Niech raczej przepadnie cnota dziesięciu dziewic, niż owa świętość obyczajów, owa korona czci, jaka powinna zdobić czoło matki rodziny! Obraz, który przedstawia młoda dziewczyna, opuszczona przez uwodziciela, ma w sobie zawsze coś podniosłego i świętego: to obraz zdeptanych przysiąg, zdradzonej świętej ufności, a na gruzach zbyt kruchej cnoty, niewinność, cała we łzach i wątpiąca o wszystkiem, skoro musiała zwątpić o miłości ojca do własnego dziecięcia. Nieszczęśliwa jest jeszcze niewinną; może zostać jeszcze wierną żoną, tkliwą matką — jeżeli przeszłość przesłonięta jest chmurami, przyszłość jest tak błękitna jak czysty lazur nieba. Czyliż znajdziemy te łagodne barwy w ponurych obrazach cudzołożnej miłości? Tam — kobieta jest ofiarą; tutaj — zbrodniarką. Jakaż nadzieja została cudzołożnej żonie? Choćby nawet Bóg odpuścił jej winę, najprzykładniejsze życie nie zdoła usunąć z ziemi żywych owoców występku. Jeśli Jakób I był synem Rizzia, zbrodnia Marji trwała tak długo, jak długo trwał jej nieszczęsny ród królewski, a upadek Stuartów był tylko wymiarem sprawiedliwości.
Ale czyż w istocie usamowolnienie dziewcząt kryje tyle niebezpieczeństw?
Łatwo rzucać oskarżenie na młode panny, iż pragną jedynie za jakąbądź cenę pozbyć się panieństwa; jednakże zarzut ten jest prawdziwy tylko w obecnym stanie obyczajów. Dziś, młoda panna nie zna ani niebezpieczeństw pokusy ani jej zasadzek; własna słabość stanowi jedyną jej obronę, a zwodnicza wyobraźnia, zatruta wygodnemi zasadami wielkiego świata, miotana pragnieniami które wszystko naokół zdaje się uświęcać, staje się dla niej przewodnikiem tembardziej ślepym, iż młoda dziewczyna rzadko się komu zwierzy z tajemnych drgnień pierwszej miłości.
Gdyby była swobodna, wówczas wolne od przesądów wychowanie uzbroiłoby ją przeciw miłości pierwszego z brzegu. Byłaby, jak wogóle każdy, o wiele silniejszą wobec jawnych niebezpieczeństw niż wobec ukrytych pokus. Zresztą, rozporządzając swą wolnością, czyż przez to młoda dziewczyna przestanie się znajdować pod czujnem okiem matki? Czyż za nic mamy liczyć ten wstyd i te obawy, które natura tak potężnie rozwinęła w sercu dziewczyny, aby ją uchronić od oddania się człowiekowi nim będzie pewną jego miłości? Gdzież jest zresztą panna, tak mało umiejąca rachować, któraby nie odczuwała, iż najbardziej wyzuty z moralności mężczyzna pragnie znaleść zasady u swojej żony, tak jak chlebodawcy wymagają aby służba była pod każdym względem bez zarzutu; że zatem cnota jest dla niej najbardziej zyskownym i opłacającym się interesem?
A zresztą, o cóż chodzi? Za czyją sprawę walczymy, jak myślicie? Co najwyżej za pięć lub sześćkroć tysięcy cnót dziewiczych, uzbrojonych w instynkt samoochrony i poczucie własnej wysokiej ceny: umieją się one równie dobrze obronić jak sprzedać. Owe ośmnaście miljonów istot, wyłączonych z naszych roztrząsań, zawiera między sobą związki prawie bez wyjątku na mocy systemu któremu usiłujemy zdobyć prawo obywatelstwa w naszych obyczajach; co się zaś tyczy klas pośrednich, które stanowią przejście od nieszczęśliwych Dwurękich do warstw uprzywilejowanych tworzących czoło narodu, ilość podrzutków, wydawanych przez te nawpół zamożne klasy na pastwę niedoli, wzrasta ustawicznie od czasu zawarcia pokoju, jeżeli mamy wierzyć panu Benoiston de Châteauneuf, jednemu z najwytrwalszych pracowników w dziedzinie żmudnych a tak użytecznych badań statystycznych. Na jakąż zatem rozległą ranę przynosimy lekarstwo, jeżeli się pomyśli o stwierdzonej statystycznie olbrzymiej ilości nieślubnych dzieci, i o niedoli, jaką, zapomocą naszych obliczeń, odsłoniliśmy w wyższych klasach społeczeństwa! Ale trudno na tem miejscu przedstawić wszystkie korzyści, jakie wniosłoby z sobą usamowolnienie dziewcząt. Skoro przejdziemy do okoliczności, towarzyszących małżeństwu takiemu jakiem uczyniły go nasze obyczaje, wówczas każdy zdrowo patrzący będzie mógł ocenić doniosłość systemu wychowania i swobody, których, w imię rozsądku i w imię natury, domagamy się dla panien. Przesąd, jaki żywimy we Francji co do dziewictwa młodych oblubienic, jest najgłupszy z tych które nam jeszcze zostały. Mieszkańcy Wschodu pojmują żony, nie troszcząc się o ich przeszłość i zamykają je pod klucz aby mieć gwarancję przyszłości; Francuzi trzymają dziewczęta w rodzaju serajów, strzeżonych przez matki, przez przesądy, przez religję, natomiast dają zupełną wolność żonom, okazując w ten sposób znacznie większą troskę o przeszłość niż o przyszłość. Chodziłoby zatem tylko o przewrócenie nawspak obyczajów. Kto wie, czy, ostatecznie, w ten sposób, nie zyskałaby wierność małżeńska całego smaku i pieprzu, jakie obecnie kobiety znajdują w niewierności?
Oddalilibyśmy się jednak zbytnio od tematu, gdybyśmy się chcieli zapuszczać w szczegóły tych olbrzymich reform moralnych, które staną się niewątpliwie żądaniem Francji w wieku XX-tym; obyczaje bowiem przekształcają się tak wolno! Aby najlżejsze przeobrażenie mogło dojść do skutku, czyż nie musi wprzód najzuchwalsza idea poprzedniego wieku stać się najtrywialniejszym komunałem wieku bieżącego? To też, jeśli dotknęliśmy tej kwestji, to jedynie przez rodzaj kokieterji; bądź aby zaznaczyć iż nie uszła naszej uwagi, bądź aby jeszcze jedną pracę więcej przekazać naszym wnukom; a jestto, lekko licząc, już trzecia: pierwsza dotyczy kobiet publicznych, druga fizjologji rozkoszy. „Skoro dojdziemy do dziesięciu, zrobimy krzyżyk“ — powiada przysłowie.
W dzisiejszym stanie obyczajów i naszej tak niedoskonałej cywilizacji, istnieje problem, na razie nie do rozwiązania, który czyni zbyteczną wszelką dyskusję co do sztuki wybierania żony; przekazujemy go, jak i poprzednie, dumaniom filozofów.

ZAGADNIENIE

Nikt nie zdołał rozstrzygnąć, co bardziej popycha kobietę do niewierności: niemożność odmiany, czy swoboda, jakąby jej zostawiono w tej mierze?
W dalszym ciągu — wciąż mówimy o mężczyźnie, który świeżo się ożenił — jeśli mężczyzna trafił na kobietę o temperamencie sangwinicznym, żywej wyobraźni, usposobieniu nerwowem, lub też charakterze biernym, położenie jego byłoby tem groźniejsze.
Mężczyzna, którego żona piłaby jedynie wodę, znajdowałby się w jeszcze większem niebezpieczeństwie (patrz Rozmyślanie p. t. Hygjena małżeństwa), ale, jeżeli przytem kobieta zdradza talent do śpiewu, lub jeśli łatwo ulega zakatarzeniom, wówczas wypadnie mu drżeć każdej godziny; faktem jest, iż śpiewaczki odznaczają się zmysłowym temperamentem, podobnie jak kobiety o nadmiernej wrażliwości błon śluzowych.
Wreszcie, niebezpieczeństwo potęguje się znacznie, jeśli żona twoja liczy mniej niż siedmnasty rok życia; a także, jeśli posiada bladą i przejrzystą cerę, gdyż takie kobiety są zazwyczaj bardzo obłudne.
Nie uprzedzajmy jednakże obaw, jakie obudzi w sercach mężów odkrycie tych właściwości, zwiastujących pewne nieszczęście. Dygresja ta i tak już zanadto oddaliła nas od pensjonatów, gdzie wychowuje się tyle przyszłych nieszczęść; skąd wychodzą dziewczęta, niezdolne do ocenienia trudów i poświęceń będących źródłem dobrobytu zacnego człowieka, którego żoną miały zaszczyt zostać; młode panny, rwące się niecierpliwie do zbytku i użycia, nieświadome naszych praw, nieznające naszych obyczajów, chwytające skwapliwie władzę jaką im daje piękność, i głuche na prawdziwy głos duszy, którym zawsze gotowe są wzgardzić dla szmerów czczego pochlebstwa.
Jeśli to rozmyślanie potrafi w sercach czytelników, nawet tych którzy wzięli tę książkę do ręki jedynie przypadkowo lub dla zabicia czasu, zaszczepić głębokie uprzedzenie do panien wychowanych na pensji, dobro publiczne odniesie przez to niemałą korzyść.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.