Flirt z Melpomeną/Wieczór klasyczny

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Flirt z Melpomeną
Wydawca Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Teatr miejski im. Słowackiego: XXII wieczór klasyczny akad. koła miłośników dramatu klas.: Persowie, dramat w 1 akcie Ajschylosa, w tłóm. Kasprowicza; Żołnierz Samochwał, komedya w 3 aktach Plauta, tłóm. Kraszewski.

Z uznaniem i radością należy powitać wznowienie tradycyjnych „wieczorów klasycznych“. Klasycyzm! Trzeba się z tem pogodzić, że los jego, przynajmniej co się tyczy greczyzny, jest przesądzony; coraz bardziej będzie się ona kurczyła do nielicznych specyalnych gimnazyów. Trudno nie przyznać, że stosunek nauki tego języka, sił i czasu jaki pochłaniała, był nieproporcyonalny do rezultatów. Co więcej, osobliwym paradoksem, tego właśnie czasu, który obracano na naukę języka, brakowało, wskutek tego, na poznanie greckiej kultury i piśmiennictwa. Zdałem przy maturze grekę na „bardzo dobrze“, mogą jednak śmiało wyznać, iż nie miałem o języku, o duchu jego, tem mniej zaś o duchu jego literatury najmniejszego pojęcia. Ze wszystkich moich kolegów był, zdaje mi się, tylko jeden, który naprawdę rozumiał język grecki; jest obecnie starszym rewidentem kolejowym.
Ale, im bardziej klasyczna filologia będzie ustępować z programu powszechnego wykształcenia, tem usilniej powinno się rozwijać wszystkie inne środki służące do utrzymania związku duchowego z tą kolebką kultury, kolebką naszego człowieczeństwa. Drogi do tego są rozmaite: wzorowe poetyckie przekłady, odczyty, prelekcye, przedewszystkiem zaś takie właśnie wieczory klasyczne jakie urządza koło miłośników. W ciągu kilkunastu lat istnienia, urządzono ich dwadzieścia dwa; jestto duża cyfra, jeśli zważymy sumę wysiłku jakiej takie amatorskie przedstawienie w teatrze wymaga; czyby jednak nie lepiej było dawać je z mniejszym nakładem, może niekoniecznie w wielkiej teatralnej sali, a za to częściej? czyby nie dobrze było, tworząc z grona miłośników rdzeń dający ciągłość przedstawieniom, znęcić w szerszej mierze do współpracy zawodowe siły aktorskie, co, w rolach kobiecych zwłaszcza, mogłoby nieraz ułatwić zadanie? Sądzę, że w młodszych kołach teatralnych wieleby można wykrzesać zapału w tym względzie; a jakaż to świetna byłaby szkoła!
Grano wczoraj Persów Ajschylosa, utwór opiewający zwycięztwo nad Persami, napisany przez uczestnika walk pod Salaminą. Trudno o wspanialszy dowód dojrzałości i ludzkości kultury greckiej niż ten utwór. Ajschylos przedstawia owe wypadki, przenosząc się do stolicy nieprzyjacielskiego miasta, i z punktu wodzenia pokonanych wrogów: jakie dostojeństwo, jaka miara w malowaniu ich boleści, jak nie mięsza się w nią ani jedno słowo, któreby było hańbiące lub zelżywe dla zwyciężonych! Nie mówiąc już o szowiniźmie niemieckim, ale jakże inaczej wyglądałby dziś utwór np. francuski p. t.: Les boches, którego bohaterem byłby Wilhelm, jak tam Xerxes!
Tragedyi Ajschylosa nie można oczywiście mierzyć dzisiejszemi pojęciami, ani nawet pojęciami jakie przykładamy do Sofoklesa. Zaledwie wyłania się ona z lirycznego chóru, który stanowił jej zaczątek; Ajschylos jest pierwszym, który wprowadził dwóch aktorów, wiodących dyalog w przerwach tego chóru; przedtem był tylko jeden. Jestto więc raczej wspaniałe oratorym, które, mimo iż oglądamy je pozbawione muzyki, czyni potężne wrażenie. Wykonanie, pod względem deklamacyjnym, było staranne, zwłaszcza w rolach męskich (Xerxes, Goniec, Widmo Daryusza, Przewodnik chóru, wreszcie sam chór); w roli Atossy, marki Xerxesa, nie stało utalentowanej amatorce głosu i gestu, jakich wymaga ta postać. Tutaj zdałby się sukurs. Zdziwił mnie nieco wybór dekoracyi. Aktorzy tego ponurego dramatu kąpali się w słońcu i różach, podczas gdy afisz głosi „plac obok zamku“, treść zaś tem mniej uzasadnia ów rozkoszą oddychający krajobraz, godny Wygnanego Erosa.

Komedya Plauta szczególne robi wrażenie. Mamy uczucie, jakbyśmy się przyglądali rewii pomysłów komedyowych wszystkich czasów i krajów: tu kawałek Szekspira, tu Molier w swoich grubszych farsach, tu znów jakby Papkin Fredrowski! A jeżeli pomyślimy, iż ani jeden z tych pomysłów w Plaucie nie jest oryginalny, ale wszystkie przeniesione żywcem z Grecyi, doprawdy zaczynamy wierzyć zaciekłym filologom, iż te genialne pastuchy niewiele zostawiły pola ludzkiej inwencyi we wszelkim zakresie. Grano komedyę Plauta ze szczerem zacięciem: sam Samochwał, i dwaj niewolnicy, i stary amator ładnych twarzyczek i piękne panie, wszyscy dobrze wywiązali się ze swych zadań. Zatem, prosimy częściej o takie wieczory, chociażby z mniejszą paradą i w skromniejsze] ramie!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.