Frytjof u Króla Rynga

<<< Dane tekstu >>>
Autor Esaias Tegnér
Tytuł Frytjof u Króla Rynga
Pochodzenie Antologia poetów obcych
Wydawca H. Altenberg
Data wyd. 1882
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Józef Grajnert
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
FRYTJOF U KRÓLA RYNGA.

Za stołem Ryng zsiwiały, miód pije w święty Jul,
A przy nim śliczna pani jak róża z kwietnich pól;
Ujrzano jesień z zimą pod sferą jednych tchnień,
On smętną był jesienią — a ona, maju dzień.

Wtem jakiś starzec wchodzi i w tłumie ginie sług,
Niedźwiedzie kudły tulą go z głowy do nóg;
Zgarbiony, gdy o kiju podróżnym nogi wlókł,
Nikt z gości wzrostem jeszcze dorównać mu nie mógł.

I usiadł w szarym końcu, za stołem, podle drzwi,
Gdzie ława dla ubogich i w nasze stoi dni;
W tem słudzy urągają mu szeptem płochych słów
I palcem wytykają kudłacza z stóp do głów.

Skry z oczu mu się sypły, nabiegła żyłą skroń,
Pochwycił starzec nagle wyrostka w jedną dłoń,
Przekręcił, w kącie stawił rycerza zucha wspak,
I wszyscy zmilkli w sali jak gdyby siano mak.

— „Co tam za hałas? kto śmie zmącać pokój nasz?
Włóczęgo, pójdź no bliżej, co każę, mówić masz:
Jak się zwiesz, czego żądasz i zkąd przybywasz tu?“ —
Tak fuknął król na starca. On z kąta rzecze mu:


— „Za wiele królu, pytań, odpowiedź jednak dam:
Me imię?... Co ci z niego?... Jam jego panem sam,
Me dobra zwą się nędzą, a ucisk krajem mym,
Od wilka tu powracam — bo wczora spałem z nim.

Na smokum dzielnym jeździł za młodych, hożych lat,
Krzepkiemi mię on skrzydły unosił hyżo w świat;
Dziś leży ochromiony, a pierś mu gniecie lód;
I ja już tylko warzę sól po nad brzegiem wód.[1]

Przybyłem tu oglądać rozgłośną mądrość twą;
Wtem śmiechy płochych dworzan wstrząsnęły duszą mą
Schwyciłem za łeb głupca i język w kluby wbił,
Lecz daruj, królu Ryngu! nie stracił on nic z sił.“ —

— „Niezgorzej, Ryng mu na to, wywodzisz słowa swe;
Cześć starcom się należy, toż siadaj obok mnie,
Lecz pokaż własną postać, ten przybór dziwny zrzuć,
Twarz skryta gościa, może wesele drugich psuć.“

Tu spuścił przybysz skórę niedźwiedzią z wierzchnich szat,
I stanął w miejsce starca, młodzieniec, smukły kwiat,
Z wzniosłego czoła spływa kędziorów bujny zwój,
Na barach się szerokich faluje w złoty strój!


Płaszcz pyszny, aksamitny, błękitem kryje go,
Pas suty, srebrny. (W klamrze połyska leśne tło:
Dłoń biegła z rzadką rzeźbą wpędziła dzika w łan
Z nim, również świetnie ryty, boryka się sam pan.)

Wkrąg ramię mu opina kolc złoty w cudny wzór,
Z pod płaszcza miecz połyska jak piorun z głębi chmur;
Poważny wzrok bohater na grono gości słał,
Jak Balder piękny, dumny jak Azow rodzic stał.

Królowej białe czoło spłomienił nagły dziw,
Tak zorza się północna czerwieni w śniegu niw;
Jak wodne dwie lilije, gdy wicher w fale dmie,
Tak pierś jej raz się wznosi, znów w głębi fałdów tchnie.

W tém głośny róg zadźwięczał, — uciszył gości szyk,
Czas godów rozpoczyna wniesiony Freja dzik,[2]
Klęcząco ryj opiera o srebrnej kadzi zrąb,
Utkwione jabłka na kłach, wieńcami strojny kłąb.

Król powstał, sfalowany w srebrzysty, bujny włos,
Rozrąbał czoło dzika i ślubny podniósł głos,
— „Tak śmiałka nad śmiałkami, Frytjofa zgnębić chcę,
Niech Odin, Frej, Tor krzepki, w zamiarze wzmogą mnie!“


Z uśmiechem hardym przybysz z siedzeniu swego wstał,
Gniew srogi, bohaterski na licach, w oku grał,
Uderzył mieczem o stół, dźwięk jęknął w sklepach sal,
Z dębowych ław bojanie skoczyli wznosząc stal.

— „Teraz ty królu, panie! ślub wyrzec pozwól mi:
Ten Frytjof jest mym druhem, a nawet jednej krwi;
W obronie jego światu całemu wydam bój,
Tak Norno mi dopomóż i dzielny mieczu mój!“

Uśmiechnął się król na to: — „Dość ostry język masz.
Lecz mowa u mnie wolna, jak chce mieć zwyczaj nasz;
Królowo! z win najlepsze w ton puhar hojnie lej,
Śmiem wróżyć, że gość zimę w krainie spędzi mej.“

Królowa, róg ze stołu ujęła w śliczną dłoń,
(Przecudny był to klejnot, zerwany z turzych skroń,
Z toczonych nóg srebrzystych obręcze złote lśnią,
Z nich dziwy przedświatowe w runicznych znakach skrzą.)

Wręczając puhar z winem, schyliła wstydną skroń,
A puhar drżał jej w ręku i oblał nieco dłoń;
Jak łuna zórz wieczornych odbita z lilji tła,
Tak z śnieżnej ręki jej, purpura w kroplach drga.

Wesoło gość róg przyjął, dziękczynny czyniąc ruch,
Dziś róg ten byłby strasznym dla mężów nawet dwóch;

Lecz on go, na uciechę gosposi, jednym tchem
Wypróżnił — i na stole postawił z suchem dnem.

Skald siedząc podle króla, śród harfy dźwięcznych brzmień,
Pieśń zawiódł o miłości przesławnej po dziś dzień,
Jak Hagbart kochał Sygnę, cud dziewę śnieżnych stron:
Roztaił piersi bojan serdeczny jego ton.

Raj śpiewał zmarłym w boju, o bogach ciągnął rzecz
Na lądach i na morzach wysławiał ojców miecz;
Zabrzękły w krąg oręże, na lica wybiegł żar,
A puhar płynie kołom i mnoży szczęsny gwar.

Do późna ucztowali; ugościł wszystkich król,
Na długo szumiał w głowach bojanom święty Jul,
Aż w końcu trosk pozbyci sny błogie roić szli:
Cóż — kiedy Ryng zgrzybiały, przy młodym kwiatku śpi!...

Józef Grajnert.







  1. Zwykłe zatrudnienie klas biednych.
  2. Frejowi — bogu obfitości, składano w czas Jula ofiary, aby błogosławił przyszłym żniwom.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Esaias Tegnér i tłumacza: Józef Grajnert.