[551]
FULMINANT.
1863.
«Un soldat gagne beaucoup de solidité et d’aplomb à connaître ainsi l’ennemi et son mode de combat; le plus souvent les paniques viennent de l’ignorance». («Quelques souvenirs de la campagne d’Italie» par un officier français) [1].
I.
Na sny niewieście, na jęki tułackie
Skazanej pieśni próżno człowiek rzecze:
«Milcz! Jestem czynu mąż, bo tobie przeczę!»
(O bezojczyste pojęcia, sołdackie!)
Gdzież, kiedy, czyje ostały się miecze,
Bez słów, bez myśli, bez prawd i ich części?
Jeśli nie miały pęknąć w rękojeści,
Jak kruchy kielich pęka przed spełnieniem,
Upadły dwakroć — sobą i sumieniem!
II.
Nie — rozum tylko ten, co pieśń wytrzyma,
Boleść ta tylko, co aż w psalm się leje,
Tylko szał, który strun liry się trzyma,
Hart, który wobec serca nie truchleje —
Tylko ten rozum, ból, szał i ta siła
Warte są dziejów, iż mają nadzieję;
Gdy wszystko inne — to błąd — to mogiła —
To gorzej, niż błąd i niż grób... to knuty!
Świat wezmą, jednej nie zdobędą nuty!
III.
Z unij nieszczerych, w które kłamstwo kusi,
Ludzkość się pryszczem obleka zjadliwym,
Ran zaniedbanie kwitnie mięsem żywém,
Te miecz wycinać, skra wypalać musi —
Nad organ zgniły, nad soki spsowane,
Przenosi miłość w zdrowem ciele ranę;
I oto wojna stąd, która uderza
W najczystsze piersi prostego żołnierza.
IV.
Lecz, gdyby człowiek znał życia klejnoty,
Lecz, gdyby czujnym był o wszystkiej dobie,
[552]
Z dojrzałej mówiąc wiedzy i prostoty:
«Żołnierzem jestem, cokolwiekbądź robię» —
Lecz, gdyby wszelkiej energji przytomność
Umiała spożyć zawsze, co współczesne,
Nie odkładając nad siew na potomność:
Oh, jużby dzisiaj te rany bolesne
Ledwo to czuły, co zna noga bosa,
Na węża głowie postawiona płaskiéj,
I nikt za łaskę nie marłby już z łaski,
Wołając: «Gdzież jest, o śmierci, twa kosa?!...»
V.
Ale ruszenie takie pospolite,
Taka dodatność sił nieustająca,
Co, idąc ciągle, zaledwo się trąca,
To jeszcze rzeczy, dla świata zakryte —
Zakryte laurem, lub oliwnem drzewem,
Nad ruinami przysionków bez celu,
I nie ma taki minister portfelu[2],
Któryby wiedział, co jest bożym gniewem?...
VI.
I nie są wojny, nie są uprzedzone,
Aż gniew ów boży wybuchnie koniecznie,
Aż gdzieś kruszcową wyszczerbi koronę,
Zaświta wszystkim stanom obosiecznie,
Posady wstrząśnie skłamanych pierw gmachów,
Strach z śmiechu robiąc, lub śmiechy ze strachów;
Byt aż wszelaki poduma o celu,
Czas, o wieczności myśląc, brew nasroży,
Minister szukać aż pocznie w portfelu,
Coby to było tak zwany gniew boży!?
Twierdząc, że jeśli epok nie ma wieczność,
A miłość granic nie ma, to obiedwie
Tylko są bladym pomysłem zaledwie:
A przeto boży gniew jest to... konieczność!
VII.
Nienalanego uczciwie kielicha
Męty ostatnie, plama na dnie licha,
Którą na nowo odszlachetnić trzeba
Golgotą wtórą i setną Golgotą,
Krwi wytryśnięciem szturmując do nieba —
Oto więc wojny — skąd są, poco? — Poto.
VIII.
Lecz ty, co pytasz, skąd, poco? — tyś jeszcze
Człowiek, tyś rycerz — inni, o tem wcale
Nie rozmyślając, ukryli błąd w chwale,
Jak kryją nicość w rymach mierni wieszcze.
Oni, skądkolwiek są, zawsze Wandale[3],
Z hordami w zmowie zbrodni telegrafem,
Którego celem strach, siła jest trafem!
IX.
Z tego i słowa bywają przed wojną,
Które po wojnie krew na sobie noszą;
Prawda wciąż, jako Minerwa[4], jest zbrojną,
Ani jej tylko raz w rok zbroję noszą.
Szczęsny, kto z twarzą doczeka spokojną,
Aż róg zatrąbi, i z spokojną twarzą
Odpozna siebie, że był tylko strażą!
Kto w gniewie świętym bez szału ucela,
Siły swe trzymać nawyknąwszy w dłoni,
Ten poznał siebie i nieprzyjaciela;
Zbraknie mu nieraz czasu, jadła, broni,
Polegnąć może — sprawy nie uroni.
X.
Pobojowisko za niego odstrzela
W przeszłość i w przyszłość walką obosieczną,
Aż zacnych serca słusznie się zatwardzą,
Miłość się cofnie z ziemi w sferę wieczną,
I oto biada tym, co nią pogardzą!
Tu jest dopiero dzień sądu, dzień sądu,
Gdy miłość z ziemskich nizin się oddali,
Wytrwać nie mogąc sobą wśród nierządu,
A przeto nierząd jakoby ocali
I moc mu nada, uzna go jakoby
Czemś prawowitem, jak duch stwierdza groby.
XI.
Wiedzże więc, zaco ja cię nienawidzę,
Niewolo!... Wiedzcież wy, czemu, Wandale!
Oto, iż dla was serce mieć się wstydzę,
Od życia progu żyć nie mogąc wcale,
Od dziecka musząc kląć, od pierwszej chwili
Zaczątków serca już serca nie mając,
Lecz coś, co jakby miecz dobyć się sili,
Coś, o czem, że jest, wiem, was odpychając,
Coś, co jest wielką nienawiścią pierwéj,
Niźli na miłość wyróść mogło w nerwy,
[553]
A jednak taką być musi!... Przeklęci!...
Wy, zacniej rozrość się nie dawszy chęci,
Ducha świętego zbójcę, lub kramarze!
Bogu nim wyznam to, sam pierw ukarze.
XII.
Niech wie, kto rycerz, kto człowiek, niech zna to,
Co się zwać godzi rzeczywiście wojną!
Sokrat był w boju, i w boju był Plato,
I Archimedes z postawą spokojną;
Pytagor kreślił plan potyczki walnéj,
Cezar w gwałtownym marszu do Hiszpanji
Poemat pisał...[5] gdy ten wiek realny
Dziś stał się jednej niewolnikiem manji.
— «Nabij i zabij!» krzyki dwa... a więcéj
Cóż? Niezachwiany cyrkiel i rutyna,
Strzaskanych ramion jakie sto tysięcy,
Lecz nigdy na czas spożyta przyczyna!
Wojnę z poezji zdarto starożytnéj,
Nie wwiódłszy pod znak chrześcijaństwa szczytny,
I — jest ni z jednym, ni z drugim sztandarem:
Kongres pokoju wynajdą i zasną...[6]
Każda myśl wyższa troszkę jest ciężarem
Lub się utrzymać nie śmie mocą własną
W tym dziewiętnastym wieku chrześcijaństwa,
Co zrobił postęp taki znamienity,
Że już nie pomni nikt Druzów[7] tyraństwa,
Dla stokroć większych tyraństw między Scyty[8].
Gładzi się jedno drugiem i jest ślisko
Na scenie, która krwi wciąż pragnie nowej.
Śmiałżebyś orzec, że to koczowisko,
Nie zaś odwieczny zastęp Chrystusowy,
Że serce ludzkie stawa się pomału
Czasów wahadłem, już nie wiecznym listem,
Kazuistyczne, a bez ideału,
Jak historyczno-polityczny system,
Że żołnierz jest już zakonnikiem szału,
W dnie, ostateczną obwołane trąbą,
Gdy prozy zbytek tłustej iść nie może,
A kłamstwa demon spada hekatombą...
I to nazywa się historja?... Boże! —
XIII.
Jest przyrodzony gniew we krwi człowieka,
Jak elektryczność w powietrzu... Gniew taki,
W roty ujęty, gdy sygnałów czeka
Muzyką, wódką, grozą... to żołdaki!
Na lat epokę młodzież on wywleka
Od matek łona — i aż wyczłowieczy
Tak, że pułk ojcem jej, odwach kościołem —
Człowiek, co rany tam czyści i leczy,
Już czynownikiem... już nie archaniołem;
Kobieta żartem — przyjaźń, wdzięczność, miłość,
Pojęcie każde szersze, lub myśl wzniosła,
Są śmiesznym w marszach zbytkiem, jak otyłość!
Oto... gdzie horda średniowieczna wzrosła!...[9]
Tam, idąc dalej, wreszcie «dalej» niema...
Bo zapał święty nie rodzi się z chuci,
Ni z gróźb — on właśnie że wzgardził obiema.
Tam się nie idzie dalej, aż się wróci!...
Lecz hordy owe, hordy pierwsze, szczere,
Ludzkości żywą nie bywały częścią;
Te, wziąwszy prawną na siebie literę,
Pełnić jej nie chcą duchem, wolą pięścią —
Literę przyjmą, by odepchnąć erę
I węzeł kłamstwa uczynią takowy,
Gordyjski węzeł, że wódz go poszuka
Kulą we wnętrzu swej szlachetnej głowy:
Świat wspomni o nim, żołdactwo go sfuka!
Lecz mówże z nimi o nich, lub o Bogu,
Lub o ojczyźnie, gdy im dwakroć razy
Myśleć nie wolno przez cynizm nałogu,
Co spodla każdą treść, i przez ukazy!
Na grobie Korffa[10] dziś, jako na progu
Świątyni, pierw, nim łzę polską spostrzeżeni,
Sołdat winienby klęknąć, wstać rycerzem!...
XIV.
Jest gniew i drugi, gniew nadprzyrodzony,
Który nie ze krwi powstawa szalonéj,
[554]
Ani gra w ciele, jak skry elektryczne;
Gołębia kształt ma, żądło ma mistyczne.
Gdy serce, dłużej cierpiąc, już byłoby
Nie sercem, ale podłości organem,
Gniew ten powstawa — i równie jest doby
Gniewem, jak serca, i razem jest stanem
I czasem. Trudno odgadnąć, skąd mierzy?...
Z godzin szeregu?... Z szeregu żołnierzy?...
On mścić się, pastwić się on nie potrafi,
Iż człeczym nie jest, lecz upadłym zgóry,
Jak piorun, który popod ziemię trafi,
Rękojeść mając wyżej, niż są chmury.
Marek Aureli pisał o tym gniewie
Do senatorów rzymskich, mądrych ludzi;
Lecz senat o nim dzisiaj żaden nie wie,
Pokąd się w łunach i krwi nie przebudził...
|