George Sand (Wotowski)/Osamotniona i niespokojna...
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | George Sand |
Podtytuł | Aurora Dudevant. Kobieta nieposkromionych namiętności. Ostatnia miłość w życiu Chopina |
Wydawca | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Data wyd. | 1928 |
Druk | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Julien-Léopold Boilly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
OSAMOTNIONA I NIESPOKOJNA...
Kiedyś pisała George:
„Gdyby się znalazł człowiek, któryby mnie podporządkował sobie, byłabym ocalona, bo wolność żre mnie i zabija“. Tymczasem stale wyszukiwała ludzi, najmniej do dominacji zdolnych, ludzi słabych, podpadających jej woli całkowicie.
Sandeau, Musset, Pagello... Chopin!
Tak, na horyzoncie życia miłosnego pojawia się obecnie Chopin. Dla nas Polaków bodaj najciekawszy związek George Sand, trwający ni mniej ni więcej tylko okres prawie ośmioletni, który się tak tragicznie odbił na życiu genjalnego artysty.
Po przeprowadzeniu rozwodu z mężem i po ostatecznem zerwaniu z kochankiem, pani Sand znalazła się wolna, odetchnęła pełną piersią. Działo się to w lecie 1836 r.
Postanowiła nieco się rozerwać.
Pozostawia tedy dzieci Maurycego i Solange pod opieką jakiegoś wychowawcy w Nohant a sama udaje się na wycieczkę, za granicę — do Genewy.
W Genewie zaprzyjaźnia się szybko ze słynnym kompozytorem Franciszkiem Lisztem i jego przyjaciółką hrabiną d’Agoult. Hrabina d’Agoult pod wielu względami przypomina George. Pisuje pod pseudonimem Daniela Sterna, wiecznie jest niespokojna, wiecznie łaknąca miłości i przygód niezwykłych a nie licząca się nigdy z opinją publiczną.
Pokrewieństwa duchowe rodzą przyjaźń. George nieodstępnie towarzyszy parze Liszt — d’Agoult i gdy ci powracają do Paryża, zamieszkuje wraz z niemi w „Hotel de France“ przy ul. Lafitte. Ten skromny hotelik, zwykle zajęty przez spokojnych mieszczuchów — staje się falansterem artystów. Stale tam na schodach napotkać można naszego Adama Mickiewicza, Eugenjusza Sue, śpiewaka Nourrit, poetę Lammenais, Henryka Heine. Panowie muzycy a Liszt w pierwszym rzędzie, wciąż wspominają o Chopinie.
— Sprowadźcie kiedy tego Chopina — prosi George Sand — pragnę go poznać!
Został sprowadzony. „Pan“ Sand i „panna“ Chopin ujrzeli się po raz pierwszy. Przybył wraz ze swym przyjacielem Grzymałą.
— Cóż za antypatyczna kobieta ta pani Sand! — oświadcza wychodząc z wizyty — azali jest to naprawdę kobieta? Gotów jestem wątpić o tem!
Chopin wówczas poczynał się już cieszyć swą wielką sławą. W jego apartamenciku urządzonym z wyszukanym wykwintem, zbierało się najlepsze towarzystwo, aby jak o łaskę błagać choć o chwilę gry mistrza. A gdy śród woni, znoszonych przez arystokratyczne wielbicielki egzotycznych kwiatów, w których tonął pokój — śród przyciemnionych świateł, poczynał dotykać długiemi, smukłemi palcami klawiszów — płynęły dźwięki, rzekłbyś nie z tego świata. Nikt później nie potrafił zagrać jego utworów tak jak on i nigdy już pono utwory te pod innemi palcami nie potrafią wywołać równie wstrząsającego wrażenia...
Bywanie u genjalnego a wytwornego w każdym calu Chopina — stanowiło zaszczyt. Koncertował na królewskich dworach i obracał się wyłącznie śród elity. W tym czasie zaręczony był z panną Marją Wodzińską, piękną lecz dość banalną panną.
Po pierwszem spotkaniu pani Sand zaprasza Fryderyka do Nohant. Chopin nie pojechał. W lipcu 1837 r. jest w Londynie, gdzie bawi dość długo.
Lecz jeśli Fryderyk nie zwrócił na George większej uwagi — ona pozostaje pod silnym urokiem.
Oto jak swe wrażenia z Nohant opisuje Balzac.
„Dotarłem do pałacu Nohanckiego w wielką sobotę, koło pół do ósmej wieczorem i zastałem towarzyszkę Sand w szlafroku, palącą cygaro po obiedzie, w ogromnym, pustym pokoju. Miała piękne, żółte pantofle na nogach, ozdobione frendzelkami, zalotne pończochy i czerwone spodnie. Tyle — co do strony moralnej. Co do fizycznej — podwoiła swój podbródek, jak ksiądz kanonik. Niema ani jednego siwego włosa, pomimo swych strasznych nieszczęść, cera jej śniada nie zmieniła się; piękne oczy są tak samo błyszczące, minę ma również głupią, kiedy myśli, albowiem, jak to powiedziałem, cała fizjonomja jest w oku. W Nohant bawi blizko rok, bardzo smutna i ogromnie zapracowana. Kładzie się o szóstej rano i wstaje w południe, ja kładę się o szóstej wieczór a wstaję o północy.
Gadaliśmy od piątej po obiedzie do piątej rano... poczyniliśmy wzajemne spostrzeżenia co do Sandeau. Była jednak jeszcze nieszczęśliwsza z Musset’em i oto jest w głębokiem ustroniu, potępiająca zarazem małżeństwo i miłość, gdyż w jednym i w drugim stanie nie miała nic, prócz zawodów.
Nie jest ona miła, a przeto będzie tylko z trudem kochana. Jest chłopcem, jest artystą, jest wielka, szlachetna, oddana, ma rysy męskie ergo nie jest kobietą“.
Beznadziejnie smutna i opuszczona, jak sama to przynajmniej twierdziła — siedziała George w Nohant. Co prawda — nie wspomina o tem Balzac — samotność i pustkę wypełniła sobie nieco romansem... z wychowawcą swych dzieci Mallefille’m.
Tymczasem w październiku 1837 r. następuje znamienny fakt w życiu Chopina — zerwanie z narzeczoną panną Marją Wodzińską. Doszła do przekonania, że lepszy pewny dobrobyt od najświetniejszej chociażby sławy... i po piętnastu miesiącach narzeczeństwa, odesłała pierścionek.
Chopin związał paczkę listów, napisał na niej: „Moja bieda“ i zamknął ją w szufladzie.
Po tym fakcie przebywa do lutego 1838 r. w Londynie, później wraca do Paryża.
Na wieść o przyjeździe, pani Sand biegnie tam również. Mallefille to nie Chopin — a na genjalnego naszego rodaka zagięła sobie parol.
Spotykają się w salonie hrabiny Marliani, gdzie artysta gra. Cały dzień przedtem zdawało mu się, że słyszy jakieś tajemnicze wołania, które ongi za czasów młodzieńczych odzywały się śród przechadzek, lub budziły ze snu i które zwał głosami swych duchów opiekuńczych.
Wieczorem, kiedy szedł do pałacu Marlianich, wstrząsały nim nerwowe dreszcze, zdawałoby się bez przyczyny — na chwilę miał ochotę zawrócić.
— Nie rozumiem, co się ze mną dzieje... wyczuwam fakt w mem życiu doniosły, lub... nieszczęście! — myślał.
Na pół świadomie przestąpił progi salonu, na pół świadomie zajął miejsce przy fortepianie.
Gra i czuje, jak jakieś oczy wpijają się weń, hypnotyzują swoim wzrokiem. To pani Sand, jak wąż ofiarę, magnetyzuje go zdala. Drażni George, że Chopin nie zwraca na nią uwagi...
Chopin gra. Ledwie dostrzegalnie muskają smukłe palce klawiaturę. Gra jak zwykle cichą, rzewną melodję, niosącą dalekie wspomnienia ukochanej Polski. Rzekłbyś, nie człowiek dotyka bezdusznego instrumentu a chóry tworów nieziemskich, zgromadziły się, by cichemi głosami wyśpiewać marzenie, tęsknotę... Światła są przyciemnione, a w głębi obecni Adam Mickiewicz, Niemcewicz ukradkiem ocierają łzy, sam „wielki szyderca“ Henryk Heine zatracił uśmiech zwykły a Liszt, Meyerbeer z natężeniem łowią nieuchwytne niemal dźwięki... Tu nie odbywa się zwykły koncert genjalnego pianisty, tu odbywa się głębokie misterjum i nabożeństwo ducha...
Chopin skończył. Niema oklasków. Wszyscy pozostają nieruchomo. Zdawałoby się struny niewidzialne wewnątrz jeszcze echem zakończają przerwaną pieśń.
Potem powolne obudzenie, gdyby z długiego snu, twarze dziwnie zmienione wzruszeniem, szmer zachwytów.
Pani Sand coś szybko kreśli na karteczce, zbliża się do mistrza. Ten machinalnie bierze karteczkę i czyta:
— „On vous adore — George!“
„Uwielbia się pana — George“... tyle uczucia, tyle podziwu brzmi w tych słowach, że Chopin zdobyty! Nazajutrz odwiedził ją i od tej pory poczynają się widywać niemal codziennie.
Ale bliższego związku z panią Sand jakby się obawiał.
Zmuszona wyjechać do Nohant, znów zaprasza, aby tam przybył. Nie przyjeżdża. Wtedy zasypuje listami paryskich przyjaciół, ci jednak, szczególniej hrabina d’Agoult, znając jej charakter, mało okazują skłonności do popychania artysty w zdradzieckie objęcia. Hr. d’Agoult odpisuje:
„Kaszle ciągle, przyjechać nie może. To człowiek niezdecydowany i niestały. Kaszel jest tylko u niego stałym“.
Sand, ociąganie się ofiary, tłomaczy sobie narzeczeństwem, jeszcze nie świadoma zerwania z panną Marją Wodzińską. I znów w swych olbrzymich epistołach rozwodzi się szeroko jakie uczucia siostrzane czy matczyne żywi dla genjalnego muzyka, jak pod jej ciepłą dłonią ten wątły kwiat zakwitnąłby w pełni. Zapytuje tedy, czy Marja, czy ona jest potrzebniejszą dla szczęścia Fryderyka. Jeśli Marja da mu szczęście czyste i prawdziwe, George się wycofa. Lecz jeśli Marja ma być grobem dla duszy artysty, jeśli ma być więzicielką, jaką jest Rosja dla Polski — to uczyni wszystko, aby „zatrzymać biedne dziecko“...
Tak brzmi długi, rozwlekły i dość nudny list z 28 maja do pani Marliani. Pełno w nim wykrzykników romantycznych, mających za cel ostateczny nieodwołalne zdobycie chwiejnego kochanka.
„Pragnę go mieć, opiera mi się — więc go zdobędę!“ — oto myśl przewodnia.
Szturm gwałtowny osiągnął swój cel.
Chopin uległ tylokrotnym nawoływaniom i miłosnym okrzykom trzydziesto czteroletniej syreny. Był w wieku Musset’a, miał dwadzieścia osiem lat. Pośpieszył z zapewnieniem o swem nieodwołalnie zerwanem a zamierzonem małżeństwie i... przyjechał do jaskini lwicy... do Nohant.
On istotnie wielce nieśmiały, idealny, skromny w postępowaniu z kobietami, subtelny i delikatny, prawdziwie „panna“ Chopin — dał się uwieść rozwydrzonemu a wytrawnemu amantowi — „panu“ Sand. Może porwał go ten wir namiętności, jaki potrafiła dokoła siebie świetnie wytwarzać George, może uwierzył zapewnieniom „wieczystej przyjaźni“ i chwiejny, chorowity, słaby sądził, że w tej szalejącej kobiecie znajdzie trwałą oporę.
Dość, że Sand pragnęła go zdobyć... i zdobyła.
Chopin zdobyty, Chopin jest w Nohant... ale pozostaje jeden szkopuł. Istnieje pan Mallefille, wychowawca dzieci, roszczący sobie — o niedelikatny człowiek! — jakieś tam prawa. Twierdzi, że była jego kochanką, gdy się nudziła w wiejskiej głuszy? Cóż z tego! Była, ale nie chce być — a on, jak Pagello, nie może nic zrozumieć, nie może stanąć na wyżynie miłości romantycznej! Gotów zrobić awanturę, może skompromitować, przerazić Fryderyka niepowołanemi rewelacjami o „anielskiej duszy“ kasztelanki z Nohant. Temu należy zapobiec. Ale jak? Najprościej wyjechać w długą podróż, zniknąć — wtedy Mallefille’owi się znudzi, o zemście zapomni, albo przynajmniej „głupstwa“, jakie trąbić będzie, nie dojdą do uszu Chopina.
Więc wyjazd postanowiony.
Z Musset’em podróżowała do romantycznej Wenecji, z Chopinem uda się na niemniej romantyczną Majorkę! Musset’a niemal nie przyprawiła we Włoszech o śmierć, toż samo uczyni z Chopinem. Historja się powtarza!
Sama podróż trzymana jest w tajemnicy, ze względu, oczywiście, na Mallefille’a.
Pani Sand zabiera dzieci i wyrusza z niemi do Perpignan, gdzie spotyka się z Chopinem — skąd podróż wspólna statkiem „El Mallorquin“ na Majorkę.