Glosa (Św. Teresa)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Glosa |
Pochodzenie | Święci poeci. Pieśni mistycznej miłości |
Wydawca | Księgarnia Wł. Bełzy |
Data wyd. | 1877 |
Druk | I. Związkowa Drukarnia we Lwowie |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Lucjan Siemieński |
Tytuł orygin. | Vivo sin vivir en mí |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Żyję, nie żyjąc w sobie
W wyższe się życie wydzieram —
Z nieumierania umieram.
Miłością z Bogiem złączona
Cała w Panu moim żyję.
On jeńcem mojego łona,
Swobodniéj serce mi bije.
Lecz Boga trzymać w niewoli,
Uczucie moje się wzbrania, —
To boli, ach srodze boli,
Umierać z nieumierania.
O jakże długie to życie,
A to wygnanie jak mączy!
Kiedyż się męki skończycie,
Kto mię rozkazuje z obręczy?
Czytam już w moim wyroku
Nierychły koniec wygnania.
Miecz srogi tkwi w moim boku —
Umieram z nieumierania.
Żywot mam struty goryczą,
Bo Ciebie nie mam o Panie!
Choć miłość poi słodyczą,
Zabija oczekiwanie.
O Boże! zdejm ze mnie brzemię
Co mię w tę turmę pochłania —
Błagam! wydobądź-że mię
Bo umrę z nieumierania.
Że wytrwam w próbie wygnańczéj
Słodka nadzieja mię krzepi;
Że śmierć mi życie wyniańczy,
I z życiem złączy mię lepiej.
O śmierci! Dawczynio życia
Staw się na moje wołania:
W chwili twojego przybycia
Wraz umrę z nieumierania.
Nie żyję już sama w sobie,
A żyć bez Boga nie mogę;
Cóż z sobą bez Niego zrobię,
Jak życia przebędą drogę?
Sto śmierci na mnie tu czycha;
Od zguby nic nie zasłania —
A choć się życie uśmiécha, —
Umieram z nieumierania.
Ten żywot który tu sączę,
Życia się ujmą nazywa —
I za nim z Tobą się złączę
Jam ciągle jakby nieżywa.
O Boże! usłysz gdy wołam
Od zmroku aż do świtania;
Zniszcz mię, życie we mnie połam,
Niech umrę z nieumierania.
Patrz na tę miłość szaloną,
O życie! przestań mi ciężyć —
Bo chcąc być z tobą złączoną,
Pierwéj cię trzeba zwyciężyć.
O Śmierci! o słodki gończe!
Przyspiesz chwilę rozwiązania:
Niech raz już ze światem skończę
I umrę z nieumierania.
Tylko w nadziemskim tam świecie
Wita nas życie prawdziwe —
Dopóki śmierć nas nie zmiecie
Znamy rozkosze wątpliwe.
Śmierci! niech żaden z twych ciosów,
Mej głowy już nie ochrania —
Grób jest przedsionkiem niebiosów —
Umieram z nieumierania.
Czemże odpłacę Ci Boże!
Coś w piersi zamieszkał mojéj?
Życie Ci oddam w pokorze —
Ta strata z Tobą mię spoi.
A że tylko przez śmierć mogę
Zdobyć ten przedmiot wzdychania —
Więc się wydzieram w tę drogę —
Umieram z nieumierania.
I coż po życiu, skazanéj
Żyć tak od Ciebie daleko?!
Takie życie, to kajdany,
To trumny gniotące wieko.
Już się i sama lituję
Mękom długiego konania —
Gdy niebo mąk mych nie czuje,
Umieram z nieumierania.
Ryba bez wody nie długo
Męczy się i zaumiera —
Śmierć dla cierpiących przysługą,
Im prędzej ich ztąd zabiera.
A moje życie rozpięte
Na katowni rusztowania.
O kiedyż będzie przecięte!
Umieram z nieumierania.
Chociaż doznaję ulżenia,
Gdy Cię widzę w Sakramencie,
Cierpień to moich nie zmienia
Bo w sercu jedno łaknięcie,
I silniej palą tęsknice,
I oczom mgła wciąż zabrania
Oglądać Twe boskie lice —
Umieram z nieumierania.
Choć serce żywi nadzieję
Że ujrzy oblicze Boże,
A przecież ciągle truchleje,
Że odepchnięte być może.
W nieustającej tej trwodze,
W niepewności spodziewania.
Panie! daj pomoc niebodze
Niech umrę z nieumierania.
O Boże! moja ufności!
Weź tę śmierć a daj mi życie —
Niech lecącą w kraj światłości
Nie krępuje to powicie.
Patrz! jak mrę by co prędzéj
Mieć szczęście Cię oglądania —
Bez Ciebie zmarnieć mi w nędzy
Umieram z nieumierania,
O śmierci za tobą płaczę.
Życia odtrącam uśmiechy —
Póki na życie tułacze
Skazanam za moje grzechy.
Kiedyż się spełnią o Boże!
Te moje oczekiwania —
I ziemskie brzemię to złożę?
Niech umrę z nieumierania!