Gospoda pod Aniołem Stróżem/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gospoda pod Aniołem Stróżem |
Rozdział | Generał załatwia sprawy Moutier |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza |
Data wyd. | 1887 |
Druk | Drukarnia „Gazety Narodowej“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tytuł orygin. | L'auberge de l'Ange Gardien |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Moutier obudziwszy się ujrzał z wielkiem zdumieniem, że to już był dzień. Szybko tedy wyskoczył z łóżka, umył się i ubrał, poczem z wielką ostrożnością wśliznął się do pokoju Generała, lecz go znalazł w tej samej pozycyi leżącego jak poprzedniego wieczoru. Z początku myślał, że umarł, ale wnet jednak przekonał się, że Generał oddycha swobodnie i rzeczywiście śpi smacznie. Jak wszedł tak i wyszedł nie czyniąc najmniejszego hałasu; zebrał materace, ułożył je na właściwem miejscu i rozpalił wielki ogień, aby tym sposobem choć w części odwdzięczyć się gospodyni za jej dobroć.
Przy tej sposobności zabrał się do porządkowania całej izby. Zaledwie ukończył zamiatanie i spoczął na krześle, gdy usłyszał czyjeś lekkie kroki. Była to Elfy.
Pozdrowiwszy go jak zwykle, rzekła:
— Myślałam, że pan jeszcze spoczywa, bo wydawałeś się pan wczoraj wielce utrudzonym.
— Spałem jak książę na mojem wspaniałem łożu, odparł Moutier i dla tego czuje się zupełnie pokrzepionym i gotowym do spełnienia jej rozkazów.
— Pan zawsze tak mówisz jakbym była dla pana tyranem, rzekła Elfy.
— Nie Elfy, mówię to dla tego, że pragnę być ci użytecznym i zwolnić od niepotrzebnego trudu.
— Aha! zawołała Elfy wszystko doprowadziłeś pan do porządku i pościel równie pięknie ułożona, ale tutaj pozostać nie może, jako w pokoju gościnnym; zaraz ja tu wszystko inaczej poukładam.
— Na to nigdy nie pozwolę. Sam wszystko zrobię, zechciej mi tylko pani powiedzieć, gdzie zanieść materace.
— Do sąsiedniego pokoju, odparła Elfy, będziemy ich potrzebowali dzisiejszego wieczoru, jeżeli pan znowu zechce być blizko Generała.
Moutier zabrawszy materace zaniósł je do wskazanego pokoju, a rozglądnąwszy się dokoła wyrzekł:
— Jakiż to śliczny salonik, świeżo wytapetowany, nowe meble, szafka z książkami, słowem nic nie brak do wygody i przyjemności.
— Bo też właśnie jest on dla pana przeznaczony. Nikt dotąd zgoła w nim nie mieszka i w czasie nieobecności pana nazywaliśmy go: „pokojem naszego przyjaciela Moutier.“ Stał się on dla nas wspomnieniem po panu. Jakób często obmiatał tu kurz, mówiąc prawie zawsze z westchnieniem:
— Kiedy też zamieszka ten pokój nasz drogi pan Moutier?
Zanim żołnierz zdołał Elfy odpowiedzieć, wbiegł do pokoju Jakób z bratem.
— Nareszcie jesteś pan w swoim pokoju, zawołał. O pozostań pan tutaj, pozostań, panie Moutier. Wszyscy będziemy bardzo szczęśliwi.
— Niepodobna moje dziecko. Nie mogę być ciężarem twojej mamy i cioci.
— Bynajmniej, sam nieraz słyszałem, jak mówiły, że byłbyś pan im bardzo pożyteczny, — pragnęły nawet mieć przy sobie tak dobrego, tak zacnego człowieka.
— Dziękuję ci moje dziecko za tak przyjemną nowinę, i skoro tylko zaoszczędzę sobie nieco grosza, niezawodnie zabawię tu czas pewien; dotąd przecież jestem tylko ubogim żołnierzem i niepodobna mi pozostać w miejscu, w jakiem nie mógłbym zarobić na swoje utrzymanie.
Po czem opuścił piękny salonik, udając się do pokoju generała.
Tymczasem Elfy zajęła się przygotowaniem śniadania, porąbała cukier i poszła po mleko do mleczarni.
Generał obudziwszy się, uczuł się zupełnie zdrowym, po wczorajszym zaś wypadku pozostał tylko ból oczów i nozdrzy. Mimo to miał wyśmienity apetyt, bo właśnie zażądał śniadania.
— Będąc przez trzy dni na dyecie, o chlebie i wodzie, czuję głód szalony. Gdybyś mi pan przyniósł filiżankę kawy byłbym panu niewypowiedzianie wdzięczny.
Moutier pospieszył natychmiast do izby gościnnej i wszedł tam prawie równocześnie z Elfy, która wracała z mlekiem, z miasta. Była smutną i milczącą. Moutier zażądał kawy dla generała. Elfy przystawiła ją do ognia nie mówiąc ani jednego słowa.
— Co pani jest? zapytał Moutier zaniepokojony, taka jesteś smutna?
— Ponieważ widzę, że dla pana nie wiele znaczą nasze osoby i że mało pana obchodzi czy mnie i Jakóba zasmucisz.
— Wyznaję pani szczerze, że smutek Jakóba który tu żyje sobie jak książę, nie sprawia mi najmniejszego niepokoju, ale że pani jesteś smutna to mi serce rozdziera. Gdybym posiadał dodostateczne środki utrzymania, czyli gdybym mógł tu pozostać nie będąc ciężarem dla pani i jej siostry, niewątpliwie poczytałbym się za najszczęśliwszego człowieka i ciebie, moja kochana, droga Elfy nigdybym już nie opuścił. Ale pani to dobrze pojmujesz, że pozostać u państwa mógłbym tylko w tym razie, gdybym albo był waszym krewnym, albo ożeniwszy się, stał się członkiem waszej rodziny... lecz...
Elfy podniósłszy w górę głowę, z uśmiechem odpowiedziała:
— Lecz pan nie masz odwagi wypowiedzieć tego ostatniego życzenia, ponieważ jesteś ubogim a ja zamożną. Czy to tylko ten jedyny powód?
— Jedyny, zapewniam panią. Ach! gdybym był wstanie zapewnić jej przyszłość, jakże czułbym się szczęśliwym. Dla mnie jednak bez przyjaciół i zupełnie osamotnionego człowieka, posiadać taką słodką, miłą żonę, jak pani jesteś, byłoby szczęściem nad miarę, przytem mając szwagrową równie zacną i dobrą, jak pani siostra, nie brakło by mi nic na tej ziemi, tem więcej, że i zajęcia te, jakim obecnie się oddaję, sprawiają mi niewypowiedzianą radość.
— Dlaczegóż więc deptać nogami szczęśliwą sposobność, jaka się panu obecnie nadarza? Nazywasz pan nas przyjaciółkami, my zaś pana pełnym poświęcenia przyjacielem. Dlaczego mówisz pan o ubóstwie, gdy mógłbyś podzielić z nami tę mniemaną zamożność i również do naszego przyłożyć się szczęścia i pomyślności. Moją siostrę, która pana tak lubi, Jakóba i Pawła wszystkich byś uszczęśliwił. Posłuchaj mojej rady przyjacielu i nie oddalaj się, pozostań z nami.
Moutier niezmiernie wzruszony, chciał odpowiedzieć, lecz przeszkodził mu generał, który znudzony samotnością w swoim numerze, już od kilku chwil wszedł do pokoju i nie widzialny przez nikogo, zbliżył się do obojga rozmawiających. Wziął on za rękę Elfy, a wkładając w rękę Moutier, dodał:
— Otóż ja chcę was oboje połączyć ze sobą. Do licha, któżby ośmielił się dać odkosza mojemu wybawcy? Ofiaruję mu 20 tysięcy franków i spodziewam się, że nie będziecie się opierać mojemu upragnionemu życzeniu.
— Drogi panie generale, rzekł Moutier, nie mogę przyjąć tak olbrzymiej sumy, bo nie mam zupełnie do tego prawa.
— Żadnego prawa? zawołał generał. Masz do niej takie samo prawo jak ja, mój przyjacielu, bo czyliż mógłbym posiadać jeszcze ten majątek bez twojej pomocy? Mówisz, że to olbrzymia suma. Czyliż moja osoba nie warta 10 tysięcy franków? Alboż nie uratowałeś mi dwukrotnie życia? Wszak dwa razy po 10 tysięcy, czyni 20 tysięcy franków. Czy ośmielisz się twierdzić, że się za wiele oceniam i że tyle nie jestem wart? Do pioruna. Przecież człowiek ma także jakąś miłość własną i nisko tak cenić się nie powinien.
Elfy zaczęła się śmiać, śmiech ten udzielił się i panu Moutier.
— Dobrze więc, odparł tenże, przyjmuję drogi panie generale. Nie podobna zrzec się tej miłej Elfy, która równie ze swojej osoby czyni dla mnie ofiarę.
— Chwała Bogu! zawołał generał, ocierając pot z czoła, przyznaj jednak, że wart jestem 20 tysięcy franków.
— O najlepszy panie generale... Moja wdzięczność...
— Ta! ta! ta! rzekł ze śmiechem generał, nie idzie mi wcale o wdzięczność, ale o nagrodę życzliwości, jaką mi tutaj wszyscy okazali i rozpoczynam od tego, że ucałuję moją nową przyjaciółkę.
Jakoż generał wycisnął na obu policzkach Elfy serdeczny pocałunek.
— Dziękuję panu, panie generale, rzekła Elfy, biorąc go za rękę, nie za 20 tysięcy franków, jakie ofiarowałeś pan tak wspaniale mojemu... Jakże pańskie imię panie Moutier? dodała zwracając się ku niemu.
— Józef.
— A zatem nie za 20 tysięcy, jakie ofiarowałeś mojemu Józefowi, ale za to że go nakłoniłeś do ich przyjęcia... Ach Boże! Zaręczyłam się, nie powiedziawszy o tem ani słowa mojej siostrze!
Elfy wybiegła z pokoju. Generał otworzył szeroko oczy, mocno zdumiony.
— Co to? Co to jest? zawołał. Więc jej siostra wcale o tem nie wie? Więc się sama oświadczyła nie znając nawet twojego imienia?
— Niech to pana wcale nie trwoży, odpowiedział Moutier, wszystko pójdzie jak z płatka.
— Hm! Nie mogę na to dać żadnej odpowiedzi. To tylko widzę, że Elfy śliczna, miluchna dziewczyna.
— A gdybyś pan przytem wiedział, jak jest dobrą, skromną, pobożną, łagodną i pracowitą.
— Nawet i te biedne dzieci niezmiernie będą z tego zadowolone i kontente, bo miałem sposobność przekonania się, że to bardzo dobre dzieci...
W tej chwili weszła pani Blidot, wraz z chłopcami i uradowaną Elfy.
— Daruj droga przyjaciółko rzekł Moutier, że bez twego pozwolenia oświadczyłem się o rękę Elfy, ale Generał nadzwyczajnie na to nastawał.
— Od dawna pragnęłam dla szczęścia Elfy, aby ta sprawa zakończyła się w podobny sposób, odpowiedziała pani Blidot, bo od pierwszej chwili poznałam, żeś się jej nadzwyczajne podobał. Pańskie późniejsze odwiedziny i listy pisane do nas jeszcze silniej utwierdziły mię w tem przekonaniu. Przybycie pańskie obecne jeszcze bardziej wyjaśniło ten stosunek, a jej odważne wejście do oberży Bourniera, najniewątpliwiej zdradziło jej dla pana uczucie. I nie omyliłam się wcale.
— Dla tego to właśnie, moja droga siostro, miałem odwagę wyznania jej mojej miłości, jakkolwiek połączeniu naszemu stało na przeszkodzie tyle zawad, a głównie moje ubóstwo. Zacny Generał usunął ostatecznie ową przeszkodę i dzięki jemu zostanę twoim bratem, dodał ściskając ręce pani Blidot, a siostry twej szczęśliwym mężem i dozgonnym sługą.
— Mój drogi przyjacielu, jakież to szczęście dla nas zawołał Jakób. Zamieszkasz tedy, w tym pięknym pokoju, pozostaniesz u nas na zawsze, a nasza ciocia już nie będzie tak smutna. O, bo była smutna, nawet dziś widziałem, jak płakała.
— Cicho! Cicho! Ty gaduło! rzekła Elfy całując chłopca, nie powinieneś nigdy wydawać ciotki ze sekretu.
— Nie jest to sekret wcale i mogę śmiało wyznać go naszemu przyjacielowi.
— Aj do licha, czy nareszcie będziemy mogli zasiąść do śniadania, przerwał Generał. Jestem głodny jak wilk. Wszyscy zapomnieliście o tem, że przez dwa dni żywiono mię suchym chlebem i wodą, co tak skurczyło mój żołądek, że aż mi się słabo robi. Niestety! niemam drugiej Elfy, któraby pamiętała o nakarmieniu swojego Moutier. Dajcież mi przynajmniej kawy.
— Natychmiast panie Generale, zawołała pani Blidot, racz pan zasiąść przy stole.
— Przepraszam cię Elfy, rzekł Moutier, odbierając jej tacę z kawą, teraz na mnie kolej usługiwać wszystkim, wszak mnie do tego sama upoważniłaś?
— Rób, jak ci się podoba, odparła żartobliwie Elfy, bo odtąd jesteś tu panem.
— Pan i sługa w jednej osobie, dodał Moutier śmiejąc się z całego serca.
— Tak jak ja, jestem jeńcem i Generałem, powiedział Generał wzdychając.
— Pańska niewola długo nie potrwa, wkrótce pokój zostanie zawarty i wrócisz pan do swojej ojczyzny.
— Przyznam ci się mój przyjacielu, że chętnie odwlokę ten odjazd.
— A zatem mamy nadzieję, iż raczysz pan być na naszym szlubie.
— To też dla tego właśnie opóźniłem mój wyjazd, zawołał Generał. Do mnie należeć będą przygotowania do ślubu, a jaką wam wyprawię kolacyę cukrową! Wszystko musi być od Chevet. Wy go nie znacie, ale ja go poznałem w Paryżu, i on to godnie odpowie moim życzeniom.