<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Gospoda pod Aniołem Stróżem
Rozdział Piotrek gdzieindziej pomieszczony
Wydawca Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza
Data wyd. 1887
Druk Drukarnia „Gazety Narodowej“
Miejsce wyd. Lwów
Tytuł orygin. L'auberge de l'Ange Gardien
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Piotrek gdzieindziej pomieszczony.

Skoro Generał usnął, odezwała się pan Blidot:
— Pozostanę tutaj chwilę przy nim a pan, kochany panie Moutier, zechciej pójść zobaczyć, co się stało z tym łotrem.
Moutier powrócił do izby, gdzie zastał Elfy z obu chłopcami. Jakób pobiegł ku niemu z okrzykiem:
— Jakże się lękałem o pana, kochany panie Moutier! kiedy usłyszałem strzał, myślałem, że pana zabito.
Moutier serdecznie ucałował chłopca, potem zbliżywszy się do Elfy, uściskał jej ręce. Elfy spojrzała na niego z radością dodając:
— A ja równie byłam w okropnym strachu.
— Strach ten jednak dodał pani bohaterskiej odwagi, odpowiedział Moutier. Nie namyślałaś się ani chwili. Twoje spokojne oblicze, kiedym cię ujrzał wchodzącą, rzeczywiście przejęło mię zdumieniem i uwielbieniem.
— Jakże mię to cieszy, że jesteś pan ze mnie kontent, bo sądziłam, że niepotrzebnie mieszałam się do całej sprawy.
Moutier poruszył głową z uśmiechem.
— Przepraszam panią, ale muszę odejść i zwiedzić na nowo tę łotrowską jaskinię.
Jakób prosił, aby mu towarzyszył, na co Moutier chętnie się zgodził.
— Co tu jednak robić z Piotrkiem, rzekł Moutier. Czyby nie było dobrze oddać go pod opiekę proboszcza?
— Lepiej go do nas przyprowadzić, odpowiedziała Elfy.
— Dom państwa przecież nie jest ochronką a przytem nie znamy wcale Piotrka i nie wiemy czy odpowiedni dla towarzystwa naszych chłopców. Byłoby największem szczęściem dla niego, gdyby proboszcz chciał go przyjąć, bo wówczas stałby się, jeżeli jeszcze nim nie jest, dobrym chłopcem a następnie uczciwym człowiekiem i chrześcijaninem.
— Masz pan słuszność jak zawsze, odpowiedziała Elfy. Do widzenia zatem; ale nie daj pan długo na siebie czekać.
— Powrócę jak będę mógł najprędzej. Chodź Jakóbie.
Skoro Moutier wraz z Jakubem zbliżył się do oberży, usłyszeli jakieś narzekania, płacze i klątwy. Raniony już odzyskał przytomność jak równie i jego powiązani towarzysze. Wieśniacy strzegli ich bacznie, odpowiadając wzgardą na jęki i żale. Moutier wszedłszy, zapytał zaraz czy oswobodzono biednego Piotrka, pokazało się jednak, że o nim zapomniano, natychmiast więc poszedł z Jakóbem, żeby mu drzwi otworzyć od komórki. Nie było jednak klucza i Jakób oświadczył że pójdzie poszukać go w kieszeni gospodarza.
— Nie trudź się daremnie mój kochany, rzekł Moutier, nie potrzebuję wcale klucza i zobaczysz jak sobie poradzę. Jakoż uderzył samym sobą we drzwi, ale drzwi nie ustąpiły, uderzył po raz drugi, drzwi zatrzeszczały i wypadły z zawiasów. Piotr prawie umierał ze strachu, nie śmiał wcale wyjść z ciemnego zakątka. Jakób zaczął go uspakajać, wytłumaczywszy dlaczego pan Moutier wyważył drzwi i zawiadomił nadto, że jego pan wkrótce przez żandarmów zostanie aresztowany. Piotrek zaledwie uwierzył w swoją wolność, w nadmiarze radości rzucił się do nóg Jakóbowi, i panu Moutier i objął jego kolana. Moutier bronił się mówiąc, że to nie on, ale Bóg uwolnił go z zamknięcia.
— Ja myślałem, że to pan i poczciwy Jakób, odpowiedział chłopak.
— Nie przeczę temu ale zawsze przy pomocy miłosiernego Boga. Nie rozumiesz więc, widzę to dobrze, ale przyjdzie taki dzień, że mnie zupełnie zrozumiesz. Teraz zaś chodź ze mną, zaprowadzę cię do księdza proboszcza.
— O proszę pana, mówił chłopiec składając ręce, tylko nie do księdza proboszcza.
— Dla czegóż to? odezwał się Moutier zdziwiony. Cóżeś to zrobił proboszczowi, że się go tak boisz?
— Nic mu dotąd nie zrobiłem, ale przeciwnie unikałem go, a teraz jak tam się pokażę, to mię niezawodnie żywcem połknie.
— Co? zawołał Moutier. Któż to ci takie głupstwa mówił?
— Mój pan, on mi to właśnie najsurowiej zabronił, żebym się do proboszcza nie zbliżał, bo inaczej...
— Ha! ha! ha! roześmiał się Jakób a tymczasem ja tam ciągle bywam i dotąd jestem cały.
— Ty? zapytał zdumiony Piotrek. Rzeczywiście masz tyle odwagi? Jakże to się stało że żyjesz?
— Tak się stało, dodał Moutier, że twój pan jest złoczyńca i bał się tego, aby proboszcz nie pospieszył ci z pomocą i jego więc było interesem tak cię obałamucić, że proboszcz wyrządzi ci niezawodną krzywdę. No, ale dość tych głupstw, chodź chłopcze.
Piotrek był posłuszny ale jednak drżał cały. Zanim odeszli ukazał Moutier chłopcu jego pana, żonę i brata związanych i leżących na podłodze. Poczem udali się na probostwo. Z powodu spóźnionej pory, drzwi już były zamknięte. Moutier zapukał, proboszcz osobiście otworzył a poznając dzielnego żołnierza, rzekł:
— Dobry wieczór, kochany panie Moutier, znowu pan przybyłeś do nas i kiedy?
— Wczoraj rano księże proboszczu, odpowiedział, a obecnie właśnie przychodzę aby pomówić z księdzem proboszczem o spełnieniu jednego dobrego czynu.
— Bardzo dobrze, zgadzam się z góry, możesz pan mną rozporządzać.
— Idzie tu właśnie o danie przytułku temu biednemu malcowi, odpowiedział Moutier przedstawiając księdzu drżącego Piotrka.
— Więc nareszcie uwolnił go jego pan ze służby? rzekł proboszcz. O ile mi się zdaje, jest to jego jedyny szlachetny czyn. Ten chłopiec potrzebuje koniecznie czegoś się uczyć. Oddawna już pragnąłem go mieć w swojej szkole ale mnie ciągle unikał.
Przy tych słowach próbował wziąć chłopca za rękę, ale ten z wielkim krzykiem przytulił się do ściany.
— Co tobie? zapytał proboszcz zdziwiony.
— Muszę panu oświadczyć, że ten prostoduszny malec sądzi, iż go ksiądz chcesz połknąć. Niegodziwy oberżysta taką względem księdza przejął go trwogą, że malec uciekał zaraz na widok pańskiej osoby.
— Biedny chłopcze, mówił proboszcz śmiejąc się, bądź spokojny i zaprzestań myśleć o tych głupstwach twego pana. Wszystkie dzieci ze wsi przychodzą tu do mnie a przecież żadnego jeszcze nie zjadłem, zapytaj tylko Jakóba.
— Już mu to powiedziałem, odparł Jakób, gdy nam wyznał, że się tak lęka księdza proboszcza. Patrzaj, ja się poczciwego księdza wcale nie boję.
Przy tych słowach wziął rękę proboszcza i po kilkakroć ucałował. Piotrek nie spuszczał go z oka, wprawdzie jeszcze był bardzo przerażony, ale już nie uciekał do kąta.
— Więc to trzeba będzie chłopca dłuższy czas zatrzymać? Cóż jednak na to powie jego pan?
Moutier opowiedział proboszczowi, co go głównie skłoniło do powierzenia chłopca i kiedy wreszcie skończył opowiadanie, proboszcz oświadczył zupełną gotowość przyjęcia Piotrka pod swoją opiekę. Zawołał służącą i oddał jej chłopca, która też przygotowała dla niego kolacyę i łóżko.
— A teraz, rzekł, mam chęć odwiedzenia złoczyńców, może też będę mógł nakłonić ich do skruchy. Do widzenia zatem drogi panie Moutier, przyjdę do was, jutro rano.
Moutier wrócił z Jakóbem do domu, gdzie go pani Blidot i Elfy oczekiwały z wielką niecierpliwością.
— Chodź Jakóbie, rzekła pani Blidot, czas do spoczynku, Paweł już śpi od dawna.
— Dobra noc mateczko, dobra noc kochanej cioci, dobra noc panu Moutier, zawołał Jakób całując wszystkich serdecznie po kolei.
— Jakież to dobre dzieci powierzyłeś nam pan, panie Moutier, rzekła pani Blidot. Żebyś też pan wiedział, jak one nas kochają i tym sposobem przyczyniają się do radości i szczęścia naszego życia!
— A jakie to szczęście dla nich, że dostały się pod opiekę tak zacnych, dobrych kobiet, dodał Moutier. Z jaką macierzyńską czułością są pielęgnowane! Jak spokojne i błogie prowadzą życie pod waszym dachem?
— Jeżeli tak jest, jak pan twierdzisz, czemuż sam nie chcesz pozostać u nas?
Mężczyzna w moim wieku hańbi się próżnowaniem i życiem bez trudu, droga pani, a przytem muszę koniecznie udać się do kąpieli w Bagnoles, aby pokrzepić zbyt nadwątlone zdrowie.
— Dobrze, a później?
— Później? Zobaczę jeszcze, co mi z pomocą bożą przedsięwziąść wypadnie.
— Sądzę, że nie wstąpisz na nowo do służby wojskowej? rzekła Elfy.
— Może, że i nie; sam doprawdy jeszcze nie wiem.
— Spodziewam się, że nie uczynisz pan tego kroku bez zawiadomienia mię o takowym, prosiła Elfy, wówczas bowiem przekonałabym się wyraźnie, że sprawiając mi przykrość, zdradzasz się sam, że nie posiadasz serca.
— O bądź pani pewną, że jeżeli to tylko zależeć będzie odemnie, nigdy nie sprawię pani żadnej przykrości, odparł z serdecznością Moutier.
— Jestem więc pewna, zawołała radośnie dziewczyna, że nie wstąpisz do wojska.
Obiedwie siostry i Moutier, naumyślnie opóźniali chwilę spoczynku, dla doglądania Generała, to też co chwila to pani Blidot, to Moutier, wchodzili do jego pokoju. Ponieważ jednak spał spokojnie, postanowili udać się na spoczynek. Moutier tylko pozostał w izbie gościnnej, a to z obawy, czy w nocy Generał nie będzie czego potrzebował. Pani Blidot nie chciała się na to zgodzić i kiedy sprzeczała się z Moutier, Elfy wymknęła się niepostrzeżona, lecz w chwilę wróciła niosąc materac.
— Ależ droga panno Elfy, tego ja wcale nie potrzebuję, rzekł Moutier.
Elfy nie słuchała wcale i chwilę potem pojawiła się z drugim materacem oraz z dwoma poduszkami i kołdrą.
— To istotna hańba dla żołnierza, rzekł Moutier, sypiać na łożu, jak jaki książę.
Opór przecież na nic się nie przydał, usłano mu łóżko w izbie gościnnej i obie siostry życząc mu dobrej nocy, co żywo oddaliły się.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sophie de Ségur.