Historja Dziadka do Orzechów/O trudnościach znalezienia Krakatuka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historja Dziadka do Orzechów |
Wydawca | Księgarnia Polska Bernarda Połonieckiego |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Piller-Neumann |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Wanda Młodnicka |
Tytuł orygin. | Histoire d’un casse-noisette |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Piętnaście lat i pięć miesięcy upłynęło już od czasu gdy dwaj uczeni wyruszyli w świat nie znalazłszy ani śladu upragnionego orzecha. Zwiedzili Europę, Amerykę, Afrykę i Azję, odkryli nawet piątą część świata, którą nazwali Australją, ale choć widzieli mnogość przeróżnych orzechów, Krakatuka nie spotkali nigdzie, mimo, że najskrzętniej przeszukiwali lasy.
Mechanik będąc bardziej interesowanym w poszukiwaniach narażał się też na większe niebezpieczeństwa. Pod równikiem utracił wszystkie włosy od upału, prawe oko postradał od strzały indjanina. Oprócz tego żółty jego surdut nowiuteńki na wyjezdnem rozpadał się literalnie w strzępy.
Położenie jego było bardzo przykrem, zwłaszcza, że nieustannie myślał o chwili, kiedy będzie zmuszony stanąć przed królem. Piętnaście lat i pięć miesięcy upłynęło, trzeba już było myśleć o powrocie.
Jan Kanty Świdrzycki po naradzie z astrologiem wyruszyli nazajutrz w drogę do ojczyzny.
Przybywszy do stolicy dowiedział się nieszczęśliwy mechanik, że król z niecierpliwością wygląda ich powrotu. Mimo trwogi o życie stawił się odważnie u bramy pałacu i zażądał posłuchania u króla.
Król był przystępny i ludzki, przyjmował wszystkich, którzy się do niego w rozmaitych sprawach udawali, rozkazał więc ministrowi ceremonji przedstawić sobie obu cudzoziemców.
Mistrz ceremonji uczynił wówczas uwagę Jego Królewskiej Mości, że dwaj cudzoziemcy bardzo marnie wyglądali i ubrani byli jaknajfatalniej. Król odpowiedział, iż nie należy sądzić z pozoru i kazał wprowadzić wędrowców.
Król nic się nie zmienił, oni jednak tak byli sponiewierani, że musieli wymienić swe nazwiska aby ich poznano.
Troskliwy ojciec zrazu ucieszył się, w przekonaniu, że wracają z orzechem Krakatukiem, ale wkrótce poznał swą omyłkę, gdy mechanik padł mu do nóg i wyznał, że pomimo najsumienniejszych poszukiwań, wrócili z próżnemi rękami.
Choć nieco popędliwy monarcha serce miał miłosierne, zamienił mechanikowi karę śmierci na wieczne więzienie. Astronoma zaś wygnał z kraju.
Ponieważ jednak brakowało jeszcze trzech dni do udzielonego im terminu, uprosił mechanik, aby przed rozpoczęciem kary mógł jeszcze odwiedzić rodzinę w Norymberdzie.
Król zgodził się natychmiast na jego życzenie. Ponieważ zaś wygnańcowi wszystko było jedno dokąd się uda, pojechał razem z mechanikiem.
Nazajutrz stanęli w Norymberdze. Jan Kanty Świdrzycki miał tam szwagra Pięknosza, właścicielem pierwszorzędnego magazynu zabawek i do niego prosto zajechał.
Z początku szwagier nie chciał się przyznać do niego z powodu łysiny i plastra na oku ale mechanik opowiedział mu tyle tajnych spraw rodzinnych, o których tylko on i Pięknosz mogli wiedzieć, że wreszcie kupiec dał się przekonać.
Wtedy Jan Kanty przedstawił mu swego towarzysza niedoli a opowiedziawszy wszystkie swoje przygody zakończył, że zaledwie kilka godzin może się u szwagra zatrzymać, gdyż nie znalazłszy orzecha Krakatuka za dwa dni wejdzie do wiecznego więzienia.
Podczas opowiadania Świdrzyckiego kupiec kilka razy trzaskał w palce i pocierał czoło. Wreszcie podskoczył wgórę zaczął tańcować i krzyczeć.
— Janie jesteś ocalony! Nie pójdziesz do więzienia! Zdaje mi się, że mam Krakatuka! to mówiąc wyskoczył z pokoju i niebawem powrócił niosąc pudełko, a w niem duży orzech złocony, który podał mechanikowi.
Ten nie śmiejąc wierzyć szczęściu pilnie i troskliwie obejrzał orzech ze wszech stron mówiąc:
— Dziwiłbym się gdyby to nie był Krakatuk!
Poczem podał go astrologowi pytając o zdanie w tej mierze.
I on równie uważnie oglądnął orzech i kiwając głową powiedział:
— Byłbym twego zdania, gdyby orzech nie był złocony, ale nigdzie w gwiazdach nie wyczytałem, żeby owoc, którego szukamy, miał być pozłocony. Wreszcie, jakimże sposobem szwagier twój przyszedł w posiadanie Krakatuka?
— Najchętniej wam to opowiem — rzekł kupiec — siadajcie wygodnie i słuchajcie. — Jednego razu przyszedł do magazynu osobliwszy człowiek Włoch z pozoru i prosił abym kupił od niego ten olbrzymi orzech za talara z roku 1813-go, dodając, że nie pożałuję tego kupna. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy znalazłem w kieszeni właśnie taką monetę, jakiej ten człowiek żądał; kupiłem więc orzech.
Następnie wystawiłem go na sprzedaż, ale orzech leżał siedm czy ośm lat i nikt go nie kupił. Kazałem go tedy pozłocić, myśląc że łatwiej znajdzie nabywcę, ale daremnie!
W tej chwili astrolog, który dotąd trzymał orzech w ręku, wydał krzyk radości: podczas gdy mechanik słuchał opowiadania, zeskrobał delikatnie pozłotę z orzecha i w drobnem zagłębieniu znalazł wyryty chińskiemi literami wyraz: Krakatuk.
Odtąd nie było już żadnej wątpliwości, tożsamość orzecha została uznana.