Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VII.
Kolonizacja niemiecka i wsie polskie na prawie niemieckiem. Warunki osiedlenia. Samorząd gminny. Sądownictwo. Wartość społeczna tego osadnictwa dla Polski. Kolonizacja wołoska. Organizacja bartnicza.

Czy prawdą jest, że zakonnicy obcy, a głównie niemieccy, którzy stanowili załogi naszych pierwszych klasztorów, zauważywszy w Polsce źle uprawianą a bogatą ziemię, zachęcili swych rodaków do przybycia; czy też skutkiem klęsk i wyludnienia a prawdopodobnie z rozmaitych przyczyn — dość że od XIII. w. zaczęli napływać koloniści niemieccy, którzy osiedlali się naprzód na Śląsku a potem posunęli się dalej w głąb Polski[1].
«Prawo polskie (jus polonicum) — mówi Naruszewicz[2] — pełne dla kmieci i innego gminu uciążliwych podatków i służby dworom książęcym, od której nawet dobra szlacheckie nie były wolne, odrażało cudzoziemców od Polski. Kasztelani i starostowie, siedzący po zamkach książęcych, często ostatnim sposobem okoliczne sobie powiaty ciemiężyli przez zdzierstwa i egzekucje zwyczajów dawnych». O tem koloniści niemieccy wiedzieli i dlatego przybywając do Polski, żądali, aby ich osadzano na prawie niemieckiem, które z sobą przynieśli. Ponieważ za najwyższą instancję sądową uznawało ono trybunał w Magdeburgu, nazywano je również magdeburskiem[3]. Po napadzie Tatarów w XIII. w. i wytępieniu przez nich ludności na ziemiach polskich, okazał się wielki brak rąk roboczych a za nim wzrósł przypływ kolonizacyjny. O ile uchwycić można jego przebieg, zwrócił się on naprzód do dóbr kościelnych, potem do książęcych a w końcu do rycerskich. Gdy już ustaliła się praktyka tego osadnictwa, przybrało formę powszechną. Zjawił się wynaleziony lub z własnej inicjatywy działający zasadźca, późniejszy sołtys osady, który z właścicielem ziemi zawierał umowę piśmienną w imieniu pewnej grupy kolonistów. «Był to zwykle jakiś gospodarny Niemiec, albo około dworu ocierający się wieśniak, sługa, żołnierz, jakiś uobyczajony ekonom, w interesie pana do werbowanych chłopów, chłopskim przemawiający językiem»[4]. Obraną przestrzeń gruntu dokładnie wymierzano i w prostokątnych figurach podzielono na łany[5]. Dwa z nich wolne od czynszu dostawał sołtys, dwa przeznaczano na pastwisko (skotnicę), dwa dla kościoła. Ponieważ wydzielony pod kolonję obszar był zwykle lasem, który należało wykarczować, przeto ona otrzymywała go na warunkach wolnizny, to jest uwolnienia od czynszu dla dworu i od powinności względem państwa i kościoła. Długość tego okresu była w zależności od trudności karczunku i wynosiła od 8 do 25 lat. Na znak pewności w środku osady wkopywano słup, w którym tyle było wbitych kołków, ile miało być lat wolnych. Corocznie wyjmowano jeden. Po upływie tego okresu osadnik obowiązany był pozostawać tyle lat na zajętej roli, ile miał wolizny.
Poznajmy szczegółowo obciążenie ziemi w tej dzierżawie opłatą, powinnościami i daninami, zwłaszcza, że ono z czasem służyło za wzór innym osadom, nawet nieopartym na prawie niemieckiem i stało się typowem[6].
Na rzecz dworu: Czynsz (płat) wynosił przeciętnie z łanu czwartą część grzywny, czyli 12 groszy, ale też 16, 18, 20 a na Śląsku nawet 24, bardzo rzadko 30, 32, 1 lub 1½ grzywny. Były jednak wypadki, że płacono tylko 10 i 4 gr.[7]
Daniny w naturze: Zboże, zwykle pszenica, owies, żyto po 2 miary z łanu, ale także 3 do 8. Koloniści w dobrach królewskich byli przeważnie wolni od danin.
Przed wielkiemi świętami cała wieś dawała: szynkę, wieprza, krowę, połcie mięsa. Czasem te dary zamieniano na pieniądze. Nadto pojedynczo z łanu 15—30 jaj, 1—3 kurcząt, ser, donicę miodu. Zamiast tego wykonywano posługi we dworze (np. zwózkę). I te daniny składano rzadko w dobrach królewskich.
Trzy razy do roku przyjeżdżał do wsi pan lub jego zastępca dla odprawienia wielkich sądów lub ściągnięcia czynszów. Na utrzymanie jego i jego orszaku przez dzień wieś składała obiedne, które w trzeciej części pokrywał wójt lub sołtys, w naturze lub w pieniądzach — 6—24 gr.
Robocizna 2—4, rzadko 5—6 dni w roku wiosną, latem i jesienią. Niekiedy zamiast tego obróbka 2—3 morgów łącznie ze skoszeniem i zwózką.
Obowiązywała ona tylko w dobrach rycerskich i kościelnych.
Sołtysi i wójtowie czynszów nie płacili, wykonywali tylko niektóre posługi osobiste np. (jazdy w sprawach właściciela).
Na rzecz kościoła: Dziesięcina w osadach na prawie niemieckiem była przeważnie pieniężna, rzadko zbożowa. Przez czas trwania wolnizny — chociaż zwykle krócej — nie pobierano jej. W pieniądzach wynosiła ferton, z mniej urodzajnych ziem 2—3 skojce. Wójtowie i sołtysi byli od niej wolni lub mieli ulgi. Z łanów frankońskich była większa, z flamandzkich mniejsza, chociaż niekiedy jednakowa. W zbożu zwykle wynosiła po 4 miary pszenicy, owsa i żyta — stosunek ten zmienia się. Nadto: donicę miodu, 1—2 wiązki lnu i 2—4 wiązki konopi, uprawianych pługiem. Dziesięcina snopowa była bardzo uciążliwa: trzeba było ze zbiorem czekać, dopóki nie przyjechał dziesiętnik i nie odliczył; wtedy dopiero wolno było zwieźć plon. Również uciążliwe było odwożenie jej, nieraz do miejsc odległych. Wsie książęce i szlacheckie mniej podlegały temu obowiązkowi. Gdy ludność opierała się lub zwlekała, rzucano na nią klątwy. Opór zwracał się głównie przeciwko dziesięcinie wytycznej. Najwcześniej i najgwałtowniej wybuchł zatarg na Śląsku, zwłaszcza gdy Bolesław Łysy uwięził biskupa wrocławskiego i trzymał go dopóty, dopóki ten nie zgodził się (1257) zmienić w całej diecezji dziesięciny snopowej na pieniężną. Również ostrą postać przybrała walka w Małopolsce, gdzie biskupi wbrew umowie chcieli narzucić snopową. Bronił ludności Kazimierz W., przeciw któremu wystąpił biskup krakowski Bodzanta. Oddano spór do rozstrzygnięcia arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Jarosławowi, który naturalnie stanął po stronie biskupa. Nastąpił (1359 r.) układ: dziesięcinę snopową pozostawiono tam, gdzie ludność dotąd ją składała, oprócz wójtów i sołtysów obowiązanych tylko do pieniężnej; z nowych osad po upływie wolnizny osadnicy, wójtowie i sołtysi wnoszą również tylko pieniężną. Co do Wielkopolski zawarł król umowę z arcybiskupem. Ustanowiono: 1) w dawnych wsiach na prawie polskiem pozostanie stan poprzedni; 2) w nowych, na prawie niemieckiem — składać dziesięcinę w połowie zbożem i pieniędzmi; 3) w świeżo zakładanych na karczowiskach i obszarach leśnych tylko pieniędzmi (3 skojce z łanu); 4) wójtowie i sołtysi tylko pieniędzmi; 5) osadnicy wsi królewskich i szlacheckich obowiązani zwozić zboże dziesięcinne dla arcybiskupa i kościołów. Duchowieństwo nie chciało poddać się tej ugodzie. Kazimierz W. interwenjował również na Mazowszu, ale bezskutecznie. Jednakże w diecezji płockiej już przedtem nastąpiła zmiana.
Oprócz dziesięciny istniało meszne (za msze), zdaje się nieznane przed kolonizacją niemiecką. Wynosiło ono: z łanu jedną lub połowę miary żyta i owsa. Od tej daniny nie byli wolni również zagrodnicy i sołtysi.
Kolęda po B. Narodzeniu, którą proboszczowie ciągle podwyższali a której chłopi opierali się, z początku przymusowa, od XIV. wieku stała się dobrowolną.
Posługi religijne (śluby, pogrzeby, nieraz chrzty) były opłacane. Wreszcie świętopietrze, składane naprzód przez książąt, zostało przez nich zepchnięte na ludność wiejską, która daremnie przeciwko niemu protestowała i od XIV. wieku musiała płacić przymusowo.
Na rzecz monarchy: 1) służba wojenna obronna po wkroczeniu nieprzyjaciela, dostarczanie podwód dla wojska, zwykle jedna ze wsi, przez ludność łanową i gdzieniegdzie danina pieniężna. 2) Naprawa grodów. 3) Kolekta czyli pobór: a) dla wykupienia księcia, który popadł w niewolę, b) gdy nieprzyjaciel wkroczył i żądał kontrybucji, c) gdy książę pragnął dokupić nową ziemię, d) gdy jego syna pasowano na rycerza. Kościół odmawiał tej kolekty. Wójtowie i sołtysi obowiązani byli do służby wojskowej.
Oto były najważniejsze warunki prawne i zwyczajowe osadnictwa na prawie niemieckiem.
Obok zaznaczonych ulg i dobrodziejstw sołtys dostawał szósty grosz z czynszów kmiecych, trzeci grosz z kar i opłat sądowych, wreszcie opłaty z jatek, karczem, straganów i młynów.
Osady na prawie niemieckiem posiadały własną, z początku słabo, ale zczasem zupełnie uzależnioną od panów organizację wymiaru sprawiedliwości. Sąd niższy tworzył się z sołtysa, jako członka nieusuwalnego i ławników wybieranych przez gromadę. Mniejsze wsie i dobra składały się na utrzymanie jednej ławy, zmieniającej miejsca swych posiedzeń. Kary pieniężne (winy), zasądzane od kmieci, brał albo ich pan, albo właściciel innego gruntu. Wyroki spisywano na deszczułkach woskowanych lub papierze. Sąd, chociaż zagajany w imieniu pana, zasiadał nie we dworze, lecz dla zachowania pozorów bezstronności w mieszkaniu sołtysa, w plebanji, chłopskiej chacie lub karczmie. Orzekał on w sprawach cywilnych: o przyjęciu lub porzuceniu osady, o wartości zastępcy osadnika, załogi (zapomogi danej przez pana), o wypłacaniu czynszów i t. d., w sprawach kryminalnych: o przestępstwach powodujących powieszenie, obcięcie uszu, ręki, nogi, a nawet głowy, ciężkie grzywny i t. d. Sołtys dostawał część win, ława — dzban miodu.
Instancją apelacyjną był dziedzic lub jego zastępca, wyrokujący jednak w obecności sołtysa[8].
Gdy strony były różnego stanu (kmieć i szlachcic) obradował sąd podwójny, od którego apelacja szła do sądu ziemskiego (szlacheckiego). Sołtysi sądzeni byli albo przez sołtysów, albo przez najwyższy sąd niemiecki, albo przez kasztelański, wojewodziński, biskupi. Późniejsze postanowienia spychały sołtysów coraz niżej: sądzili ich panowie lub ich zastępcy, a wreszcie ławnicy.
Sądy wsi polskich na prawie niemieckiem posługiwały się prawem krajowem, sądy wsi niemieckich posiadały własne ustawy a w wypadkach wątpliwych zwracały się po wyjaśnienia (orteleUrtheile) do Magdeburga lub Halli, gdzie przebywała ich najwyższa instancja, którą odciął dopiero Kazimierz W., założywszy dla tego rodzaju spraw osobny trybunał (1365), który zresztą skutkiem upadku samorządu gmin na prawie niemieckiem okazał się bezcelowym.
W porównaniu z położeniem polskiej ludności wiejskiej, zwłaszcza przypisańców, kolonista niemiecki mógł istotnie uważać się za szczęśliwego. Materjalnie dźwigał znacznie mniejszy ciężar robót, danin i powinności, od których był zupełnie wolny przez czas wolnizny. Miał niższy sąd własny, wolność osobistą i dość obszerny zakres samorządu gminnego. Gospodarował na łanach dobrze odciętych i sprzyjających korzystniejszej uprawie. Pan, chociaż zachował nad nim zwierzchnictwo, nie nękał go i nie targał mu życia nieograniczoną samowolą[9]. Nic też dziwnego, że polska ludność rolnicza zapragnęła otrzymać te same warunki życia i pracy. Ponieważ zaś osadnictwo urządzone na prawie niemieckiem okazało się korzystnem również dla właścicieli ziemi, rzucili się oni tłumnie do zdobywania przywilejów lokacyjnych i bądź do zakładania na ich podstawie nowych wsi, bądź do przerabiania dawnych. Z tych czynszowników powstała wkrótce warstwa społeczna, która zczasem mogła była stać się żywiołem bardzo silnym i oddziałać korzystnie na ukształtowanie ludności rolniczej, gdyby organizacja obca, do miejscowych stosunków niedopasowana, nie złamała się pod ich naciskiem, gdyby zarówno książęta, jak obdarowani przez nich przywilejami nie zepchnęli tej warstwy na poziom poddaństwa.
Zdania historyków polskich o polityczno-społecznej i ekonomicznej wartości osadnictwa na prawie niemieckiem są bardzo rozbieżne. Naruszewicz[10] widzi w niem tylko ujemne wpływy. «Zaczęły pustoszyć się zamki, niszczyć drogi publiczne bez rąk, od powinności prawa polskiego czyli książęcego uwolnionych. Skarb książęcy utracił swoje dochody z ceł, karczem, danin pieniężnych i w rzeczach. Zamnożyły się łotrostwa i rozboje publiczne, że lud wiejski, obowiązany z prawa polskiego do pogoni hultajów, nie czynił tej posługi. W ogóle był to zysk dla prywatnych, lecz nie rządu». Według Lelewela[11] osadnictwo to wynaturzyło i spaczyło rozwój narodowy. «Że lokacje wsi i miast na prawie teutońskiem — mówi Helcel[12] — tam, gdzie były połączone z kolonizacją rzeczywistą mieszkańców cudzoziemskich (np. na Śląsku) przenarodowiły z czasem ludność i kraj — o tem wątpliwości niema. Lecz w innych Polski dzielnicach przywilej prawa teutońskiego zwykle tylko organizację gminie przynosił odmienną wraz z ulgą w licznych prestacjach (powinnościach), zwłaszcza roboczych, wcale rodowitej ludności nie zmieniając. Że zaś w tego rodzaju przywilejach nie tylko dobrobyt materjalny, lecz i osobista wolność ludności jawną odnosiła korzyść, mamy na to bardzo często i w późniejsze wieki powtarzane wyznania...» «Wprowadzenie prawa niemieckiego — utrzymuje T. Piłat[13] — było utwierdzeniem i rozszerzeniem jurysdykcji patrymonjalnej, w każdej bowiem osadzie na prawie niemieckiem właściciel ziemi, wydzielonej osadnikom na wieczysty(?) użytek, był zarazem właścicielem jurysdykcji, którą sprawowano nad nim w jego imieniu i pobierał od osadników jako pan ziemi czynsze gruntowe oraz inne powinności. Wszystkie tedy osady miały cechę poddańczą, bez względu na to, czy panem ziemi był sam panujący, czy też duchowny lub świecki posiadacz dóbr». — «Kolonizację niemiecką — twierdzi A. Krasiński[14] — musimy uznać za nadzwyczaj szczęśliwy i dla rozwoju ekonomicznego korzystny moment. Żywe poczucie prawa i gospodarcza zdolność kolonistów wywołały wszędzie wzrost bogactwa i nie mniej wzmocniło stan chłopski. Kolonizacja niemiecka działała odradzająco i jej to należy przypisać, że przez 100 lat wolność chłopów rozszerza się w kraju a przez drugie 100 aż do polowy XV. w. trwa z małemi ograniczeniami, podczas gdy współcześnie w Europie zachodniej położenie robotników rolnych było niewątpliwie gorsze». — «Idealna ta organizacja — powiada Bobrzyński[15] — zasilana nowemi żywiołami, przesiedlającemi się tłumnie z Niemiec do Polski, poparta wielką wytrwałością i pracą, zdziałała cuda w kilku wiekach, w których danem jej było swobodnie ostać się i rozwijać. Zaludnienie kraju wzmogło się kilkakrotnie, drugie tyle ziemi, odjętej lasom, dostało się w starych i nowych osadach pod uprawę, puste przedtem przestrzenie na podgórzu Karpackiem i na wschodnim brzegu Wisły, w Lubelskiem i na Podlasiu ogarnęła polska kolonizacja». Kętrzyński[16], który dowodzi, że «Niemcy prawie wszystko zawdzięczają Słowianom, a Słowianie im tylko nędzę niewymowną i niewolę, nazwaną przez nich kulturą», o tem osadnictwie tak się wyraża: «Chłop w niemieckich wsiach osiadły stał się przypisańcem; gdy bez wiedzy pana lub władzy państwowej opuszczał rolę, był zbiegiem, którego ścigano i którego wydania się domagano... stał się poprostu niewolnikiem, rzeczą pańską, którą sprzedawać było można». — «Wsie polskie — pisze Kochanowski[17] — samoistnie powstałe, wskutek obfitości ziemi a braku rąk roboczych, miały charakter zbiorowo-jednodworczy. Jakkolwiek bowiem kmiecia łączyło z innymi towarzyszami, zamieszkałymi w tej samej wsi, bliskie sąsiedztwo, wspólna zawisłość od pana i solidarna odpowiedzialność za popełnione we wsi lub w jej najbliższym okręgu (opolu) a niewykryte przestępstwo, wieś jednak nie stanowiła właściwie ani jednostki prawnej, ani też jej grunty — jednostki gospodarczej, będąc co najwyżej tylko zbiorowiskiem terytorjalnem podobnych jednostek». Inaczej w ustroju niemieckim: niezależność jednostki i zawodowa niezawisłość gospodarcza. «Wsie tedy w znaczeniu właściwem, bo mające za podstawę zarówno większą ilość włościan, jak ich łączność prawno-rolniczą, powstają u nas, wbrew twierdzeniom szkoły Lelewelowskiej, dopiero pod wpływem kolonizacji niemieckiej». — «Odwieczne puszcze i ciemne bory rzedną — mówi Potkański[18] — ustępuje mrok, światło się przez gąszcz leśną przedziera. Wszędzie widać świeżo zorane poła, świeże jasne słomiane strzechy coraz częściej przerywają dawną głusz leśną. Wszędzie ruch, wszędzie życie, wszędzie wysiłek ludzki i praca. Zbywa się Polska ówczesna starych, przeżytych form, organizacja grodowa upada w znacznej mierze dlatego, że są już miasta, wychodzą też coraz bardziej z użycia rozliczne dawne daniny, związane z innem gospodarstwem, z innym ustrojem — słowem Polska przechodzi z jednej epoki do drugiej. Prowadzi zaś ją ostatni Król Piast i sam zamyka przeszłości podwoje».
Po obu stronach tego sporu jest wiele przesady: osadnictwo na prawie niemieckiem nie było ani zgubą, ani zbawieniem. Mnisi Lubiąscy, którzy w XII. w. sprowadzili kolonistów niemieckich na Śląsk, przedstawiali rolnictwo polskie w opłakanym stanie. «Kilkoma kawałkami drewna, niezgrabnie bez żelaza w sochę zbitemi, którą dwie krowy lub dwa woły ciągnęły, poruszano z wierzchu piaszczystą glebę pod zasiew lichego ziarna: o włóczeniu, o nawozie pewnie nikt nie myślał, lichy też musiał być plon z takiej uprawy»[19]. Nie ulega wątpliwości, że koloniści niemieccy dodatnio oddziałali na kulturę rolną, że wielkie przestrzenie leśne zamienili karczunkiem na pola zasiewne, że tym polom nadali prawidłowe formy i określone wymiary. I to pewne, że pomimo zachowanej zwierzchniej władzy pana wsi, gminy na prawie niemieckiem używały dość znacznego samorządu, co nietylko sprzyjało ich materjalnemu dobrobytowi, ale podnosiło moralnie ich członków. Wynaturzenie narodowe nie sięgnęło głęboko i nie trwało długo, a po wsiach polskich prześliznęło się płytko[20]. Rzeczywiście ci czynszownicy zostali potem zniewoleni, ale to nie było wynikiem ich przywilejów i wygrodzenia prawnego, nastąpiło zaś dopiero wtedy, kiedy panowie świeccy rozbili ich organizację zmianami i uroszczeniami, kiedy ich sądownictwo zamienili na dworskie, patrymonjalne. «Nienasycona chciwość i chytrość książąt — mówi Piekosiński[21] — wcześnie postarała się o to, ażeby ten raj ziemski nie był tak bardzo podobny do niebieskiego. Wymyślono osobne daniny, nieokreślone i niestałe, zależne od woli księcia». Naturalnie naśladowali ich skwapliwie panowie świeccy i duchowni.
Ponieważ wsie polskie powstały z nadań osobistych, często nieokreślonych a przytem różnorodnych, przeto miały chaty i pola rozrzucone, zależności rozmaite, granice niepewne a prawa posiadania splątane. Nieraz w jednej wsi byli poddani książęcy, szlacheccy i klasztorni; panował też w nich bezład i mieszanina. Tymczasem wsie na prawie niemieckiem były ściśle rozgraniczone, uporządkowane, zwarte i jednolite.
Obok kolonizacji niemieckiej rozwinęła się w daleko mniejszym zakresie kolonizacja wołoska na Podkarpaciu. Przewodniczył wsi kniaź, kilku wsiom — krainik. Obowiązywało prawo zwyczajowe wołoskie. Jak zwykle w górach osadnicy zajmowali się chowem bydła; obok czynszu składali daniny w owcach.
Gminy włościańskie odegrały w wiekach średnich wielką rolę jako osłony ludu przed chciwością i tyranją klasy uprzywilejowanej. Dzięki im rozwinęła się drobna własność we Francji, gdzie dotrwały do XVIII. w.; naodwrót przez wczesne ich zniknięcie w Anglji pozostała własność wielka (latifundia). «Dopóki istniały — powiada Laveleye[22] — przeszkadzały powiększaniu się własności magnackiej, naprzód dlatego, że miały zapewniony byt, następnie dlatego, że ich charakter zbiorowy dawał im siłę skupienia i oporu, wreszcie dlatego, że ich własność była — iż tak rzekę — niewzruszenie wolna od rozdrobnienia i zmiennych kolei przy podziałach, spadkach i sprzedaży». Polska gmin wiejskich w epoce Piastów nie wytworzyła. Jej lud rolny żył w rozbiciu. Skupiny takie, jak osada, wieś, parafja i t. d. — nie były to ciała spojone, samorządne, ale proste zbiorowiska ludzi. Gdyby organizacje gminne na prawie niemieckiem, rozszerzone na wszystkie wsie, zdołały były się utrzymać, nietylko zmieniłyby historję chłopstwa, ale nawet historję całego narodu polskiego. Gdzieindziej monarchowie, oparci na gminach wiejskich i miejskich, mogli skutecznie powstrzymywać nadmierny rozrost samolubstwa i uroszczeń szlachty: w Polsce pozbawieni tej pomocy musieli oddać jej na pastwę wszystkie przywileje i wszystkie warstwy społeczne[23]. «Trzeba było koniecznie obcego wpływu — mówi Lubomirski[24] — ażeby utrzymać przy życiu gminy wiejskie i do czynnego wystąpienia je powołać, żeby dodać tym, które już pozyskały samodzielną władzę sądowniczą, stosownej odwagi domagania się dalszych praw, rozleglejszych swobód i rozwoju samodzielności we wszystkich kierunkach? Czemuż się nie zjawił jakiś wódz plebejusz, zacięty nakształt mazowieckiego Masława, podobny Wojciechowi, wójtowi z Krakowa?» Ani buntownik mazowiecki, zresztą mało nam znany i jakoby walczący na czele ludu w obronie bogów pogańskich, ani przywódzca niemców krakowskich, opierający się Łokietkowi, nie stanowią wzoru trybunów, jakich potrzeba było odzieranemu z praw ludowi polskiemu. Widocznie na odpowiedniego bohatera brakło materjału w ówczesnem społeczeństwie. Wszystkiemi rewolucjami ludowemi sterowała przeważnie szlachta, która w Polsce aż do XVIII. w. nie kwapiła się do tej roli, poprzestając w najlepszych swych przedstawicielach na obronie interesów własnych a w retorycznem psalmowaniu nad krzywdami ludu wzywała tylko do okazywania mu miłosierdzia i wspaniałomyślności.
Chociaż osadnictwo na prawie niemieckiem skruszyło się w rękach egoizmu szlacheckiego i nie zdołało nadać trwałego kształtu stosunkom pańsko-chłopskim, wywarło na nie wpływ dodatni. Dało ludowi rolniczemu na pewien czas wolność osobistą i niezależność gospodarczą, a nadto obudziło w nim uśpione poczucie godności ludowej. Narodził się z niego kmieć polski[25].
Niejakie podobieństwo z osadnictwem na prawie niemieckiem przedstawia organizacja bartna. Podobieństwo to może nie było przypadkowe i powstało z naśladowania urządzeń kolonistów napływowych, których ustawy były bartnikom znane. Większemi skupinami osiedli oni już na początku dziejów naszych głównie w ogromnych puszczach mazowieckich, rozpostartych w starostwach Ciechanowskiem, Przasnyskiem, Ostrołęckiem i Łomżyńskiem. Byli to częścią osadnicy dobrowolni, którzy przenosili życie myśliwskie, rybackie i pasterskie nad rolnicze, częścią zaś zbiegowie. Złączeni w związki, nazywane towarzystwem, bractwem, gminem, dzierżawili działki puszcz, z których mieli barcie pszczelne, płacąc książętom lub starostom czynsz miodem lub pieniędzmi. Ich ustrój społeczny był co do spraw materjalnych drobiazgowo opracowany a co do moralnych — surowy. Na jego czele stał starosta bartny, szlachcic osiadły, wybrany przez cały gmin i zatwierdzony przez króla. Mianował on podstarościego, właściwego zarządcę gminy. Sąd składał się z sędziego i podsędka, mianowanych przez starostę, który stanowił instancję wyższą. Był też pisarz bartny, prowadzący księgi, do których zapisywano ustawy, uchwały, akty sprzedaży, układy spadkowe i t. d. Niezwykłem w bartniczych zwyczajach prawnych było równouprawnienie żon z mężami w kupnie lub zastawie borów a także przepisy dziedziczenia. Po bezpotomnej śmierci małżonków ich krewni obustronni dzielili się równo spadkiem. Po bezdzietnym mężu żona otrzymywała połowę boru, drugą — jego krewni, którzy ją spłacali, bo gospodarzyć mógł tylko mężczyzna. Z dzieci tylko jeden syn dziedziczył z obowiązkiem spłacenia braci i sióstr. Najsrożej, bo śmiercią karano złodzieja, który wydarł z barci pszczoły. Sąd w takich sprawach wyrokował łącznie z sądem prawa magdeburskiego, każdy zaś z bartników, zwołanych do miasta powinien był dotknąć się ręką powrozu, na którym skazaniec miał być powieszony[26].
Bartnicy, odcięci od ognisk kultury, zatopieni w puszczach, zajęci wyłącznie pszczelnictwem pierwotnem, nie mieli w warunkach swego życia wpływów kształcących. A jednakże dzięki temu tylko, że nie pracowali w jarzmie poddańczem i używali swobody, wyrośli, jak podobni im górale, poczuciem godności ludzkiej ponad zniewoloną masę swych braci rolnych. To poczucie niepodległości najmocniej odezwało się podczas najazdów szwedzkich, kiedy mężnie i skutecznie, z własnego popędu, uderzyli na nieprzyjaciela.
Puszczanie, bartnicy noszą dotąd nazwę kurpiów (od łyczanego obuwia), która z początku była tylko ich przezwiskiem. Utraciwszy bory, barcie, łowy leśne, wodne, zostali gospodarzami rolnymi na ubogiej ziemi, zajmując się przytem hodowlą bydła i koni, oraz drobnym przemysłem.





  1. Daty przybycia pierwszych kolonistów niemieckich do Polski ściśle oznaczyć nie można. W każdym razie początek XIII. w. jest dokumentowo stwierdzonym. Kolej sprowadzania ich jest również wątpliwa. Niektórzy badacze (J. Bandtke, Zbiór rozpraw, Warszawa 1812. s. 61) utrzymują, że naprzód ściągali ich książęta, więcej jednak prawdopodobieństwa przemawia za pierwszeństwem klasztorów. F. Bujak (Historja osadnictwa na ziemiach polskich, Warszawa 1920, s. 39), twierdzi, że pierwszymi osadnikami na prawie niemieckiem byli (w XII. w.) Wallonowie z Niderlandów południowych, po nich mistrze w osuszaniu bagien Holendrzy z Niderlandów północnych. Od czasu wojny trzydziestoletniej zaczęli napływać protestanci niemieccy, głównie ze Śląska, Brandenburgji i Pomorza, osiedlający się również w okolicach bagnistych i uzyskujący takie same, jak Holendrzy, warunki od właścicieli ziemskich, a przez ludność polską zwani Olendrami. Porów. Potkańskiego O pochodzeniu wsi polskiej, s. 18.
  2. Historja narod. pols., VII., 107.
  3. Nazywano też frankfurckiem i flamandzkiem. Zastosowane do potrzeb miejscowych w Środzie i odpowiednio przykrojone służyło jako śreckie przez całe wieki średnie dla Śląska i znacznej części Polski.
  4. L. Ł. «O sołtystwach w Polsce» (Bibliot. warszawska, 1843, III.).
  5. Piekosiński «O łanach w Polsce» (Rozpraw. w. h. A. U., Kraków, 1888. XXI.), daje bardzo szczegółowe wiadomości w tym przedmiocie. Łany były rozmaite i nierówne: królewski, wójtowski albo rewizorski 90 morgów, królewski sprawdzony 85, kr. hybernowy 64, frankoński większy 50½, frankoński albo niemiecki 43½, polski albo kmiecy większy 21½, mniejszy 12. Powszechnie jednak znane były w Polsce średniowiecznej dwa łany: mały, średzki, flamandzki, chełmiński 30 m. i wielki, frankoński, magdeburski, niemiecki, przeszło 40 m. «Łan jest to gospodarstwo średniej rodziny wieśniaczej, zwane zwyczajnie rolą, dzielącą się na półrolki i ćwierćrolki». Jego wielkość zależna była od sprawności karczownika i płodności ziemi. Porówn. Czacki, Dzieła, I., 241. Jednostką miary według Bujaka («Osadnictwo») był pług wielki, równy trzem mniejszym po 30 m., czyli 90 m.
  6. Ułatwia nam to gruntowna rozprawa K. Kaczmarczyka «Ciężary ludności wiejskiej i miejskiej na prawie niemieckiem w Polsce XIII. i XIV. w.» (Przegląd histor., Warszawa 1910, XI.).
  7. Czacki (Dzieła, I.) ułożył tablicę wartości monet polskich i litewskich od r. 1300, wyrażonej według stopy z r. 1486. Grzywna nie była monetą rzeczywistą, lecz tylko pojęciem monety, odpowiadającem pewnej ilości srebra (3688 gramów). W ciągu wieków zmieniła ona i zmniejszyła swą wartość (od 64 złot. pol. do 1 zł. 18 gr.), zależnie od ilości «fein» srebra. Pospolicie równała się: 48 groszom, 4 fertonom (ferton czyli wiardunek), 24 skojcom, 3 czerwonym złotym. 1 grosz z XV. w. równał się 40 gr. z XVIII. Oprócz grzywny jako pojęcie monety używana była kopa (4610 gran. czystego srebra), która z 80 zł. pol. w r. 1300 spadła do 2 z. w r. 1766.
  8. Taki zastępca zwał się burgrabią, we włościach ruskich — wojewodą, w klasztornych — judex; w dobrach kapitulnych zjeżdżał kanonik, prokurator generalny, podejmowany przez kmieci i sołtysa.
  9. Równocześnie z kolonizowaniem wsi na prawie magdeburskiem odbywało się kolonizowanie miast, które nie uległy, jak tamte szybkiemu spolszczeniu, lecz długo zachowały charakter niemiecki, «Polska — mówi Kutrzeba (Hist. Ustr. 39) nie rozwinęła miast powoli, genetycznie z tych zawiązków, jakiemi były podgrodzia i targi, lecz kiedy odczuła ich potrzebę przyjęła z Zachodu formy, które tam już dawno się wyrobiły. Miasta też odrazu w formie już wydoskonalonej w Polsce się pojawiające zakładane są przez obcych, Niemców, i przez nich też zasiedlane». Warunki kolonizacyjne dla miast były podobne do wiejskich. Osadnik płacił czynsz księciu, panu lub kościołowi, osobiście był wolny. Najstarsze miasta były królewskie. Gdy się uporządkowały, stawiano przybyszom warunki: «dobry urodzaj» (prawe łoże) i nabycie gruntu w mieście. Pierwsi osadnicy stanowili patrycjat, późniejsi — pospólstwo. Na czele administracji i sądu stał zasadźca, wójt z 7 ławnikami.
  10. Hist. nar. pols. IX., 148.
  11. Polska, dzieje i rzeczy jej, VIII., 90.
  12. Starodawne prawa pols. pomn. I., CXIII.
  13. «Pogląd na rozwój urządzeń gminnych i patrymonialnych w dawnej Polsce» (Przewodnik nauk, lit. Lwów 1878).
  14. Geschicht. Darstel., s. 68, 71.
  15. «Karta z dziejów ludu wiejskiego w Polsce» (Rocznik Akad. Um., Kraków 1891/2).
  16. «O pierwotn. ustr. Polski» (Ateneum, 1881). «O Słowianach między Renem a Łabą» (Rozpr. wydz. h. J. A. U., Kraków, 1901, IV.).
  17. Kazimierz Wielki, Warszawa 1899, s. 87.
  18. O pochodz. wsi pols., s. 47.
  19. Smolka, Mieszko, s. 37.
  20. Wbrew twierdzeniu B. Ulanowskiego (Wieś polska pod względem prawnym od XVI do XVIII w., Kraków 1894), że «w bardzo wielu (!) wsiach język niemiecki używany był jeszcze w XVII. w.».
  21. «Ludność wieśniacza».
  22. Własność, s. 193.
  23. Miał niby o to pokusić się w walce z możnowładztwem i duchowieństwem Bolesław Śmiały: ogólnikowe jednak wyrażania kronikarzów nie upoważniają wcale do wniosku, że był przedstawicielem idei ludowej, obrońcą równości wszystkich wobec prawa» (W. P. Angerstein, Der Konflikt, Toruń, 1895, s. 33).
  24. Jurysdykcja patrymonjalna w Polsce, Warszawa, 1861, s. 43.
  25. Piekosiński («O powst. społ. pols.») wywodzi go od Lechitów zaodrzańskich, którzy przybyli do Polski za kolonistami niemieckimi. Pochodzenie samego wyrazu jest dotąd niewyjaśnione. Zdaje się nawet, że on nie jest polski, chociaż jest niewątpliwie słowiański, gdyż wcześnie występuje u Czechów, Serbów, Bośniaków, Czarnogórców. W XIII w. oznaczał chłopa czynszowego a jeszcze w XIV. był zaszczytnym tytułem wysokich urzędników księstw dzielnicowych (Bujak, Studja). W. Maciejowski (Hist. włość.) mniema, że był to «starzec i mąż, który ma znaczenie, czy to w gminie, czy w ziemstwie, czy na dworze monarszym». Odpowiada temu wyrażenie w pieśni Bogarodzica z XII z «Adamie, ty boży kmieciu, ty siedzisz u Boga w wiecu». M. Kawczyński (Rozpr. wydz. h. J. A U., Kraków, 1904) przypuszcza, że kmieć oznaczał pierwotnie człowieka osiadłego, obywatela pełnoprawnego, uczestnika wieców i sądów. Małecki (Wewn. ustr.) uważa go za czynszownika. Hube (Prawo pols. XIII. w.) utrzymuje, że najdawniejsza wzmianka o kmieciach pochodzi z 1241 r. i że pod tę nazwę podciągano ludzi wolnych i niewolnych. Pomijamy inne podobne twierdzenia, mniej lub więcej zasadne, a także dziwaczne wywody w rodzaju etymologicznych łamigłówek Lelewela (Polska): k’miot, k’mieci, k’miet od um, co z ku tworzy kuum. Niewiele również uczy nas wywód lingwistyczny A. Brücknera (Rozpr. w. h. J. A. U., Kraków, 1898, XXXV). Nie rozwiązuje zagadki nawet specjalnie jej poświęcona rozprawa A. Kraszniewicza (Ueber die Abstammung u. Bedeutung des Wortes Kmet, Agram 1895). Autor przychyla się do przypuszczenia, że wyraz ten pochodzi od greckiego kome-włos i kometes-owłosiony na tej podstawie, że długie włosy u ludu na niższym poziomie kultury miały wielkie uznanie jako ozdoba głowy męskiej i że Słowianie mogli tę nazwę przejąć od Greków. Jest to jedna z tych hipotez, której można przeciwstawić sto innych z równem prawdopodobieństwem. Niewytłomaczona jest również przemiana znaczenia tego wyrazu, który pierwotnie oznaczał a u niektórych ludów słowiańskich dotąd oznacza ludzi poważnych, starców, dostojników, następnie zaś, zwłaszcza w Polsce, stał się nazwą poddanych. Uległ on przeciwnemu przeistoczeniu niż wyraz dziedzic, który naprzód oznaczał poddanego a potem — pana.
  26. Bartnicy byli przedmiotem wielu postanowień książęcych i uchwał sejmowych. Ich zwyczaje prawne ogłoszone zostały dwukrotnie: raz wydał je starosta przasnysko-ciechanowski K. Niszczycki p. t. Prawo bartne 1559 r., drugi raz bezimiennie: Porządek prawa bartnego 1616. Por. Z. Glogier Encyklopedja staropolska I., 117. Autor miał sposobność poznać Księgę bartną z XIII. w. Rysy obyczajowe z własnych i cudzych spostrzeżeń zebrał W. Kolberg, Mazowsze stare, Kraków 1888. Monografja L. Krzywickiego Kurpie, Warszawa 1892 jest zbiorem szczegółów niespojonych w zwartą całość. Organizację bartną opisuje F. Rawita Gawroński w Studjach i szkicach historycznych, ser. II., Lwów 1900. Porów. K. Potkańskiego — «Bartnictwo» (Sprawozd. w. h. J. A. U. 1895, IV). Gawarecki «O Kurpiach» (Pam. płocki 1831). Grochowski, «Kurpie» Tygodn. ilustr., 1870.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.