Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VIII.
Sądownictwo dla chłopów. Wyjęci z pod prawa powszechnego. Sądownictwo patrymonjalne szlacheckie i kościelne. Nadania książęce warunkowe i bezwarunkowe. Położenie chłopów przy końcu wieków średnich.

B. Chrobry — opowiada Gallus[1] — jeździł po kraju i wymierzał sprawiedliwość. «Kiedy ubogi wieśniak lub pokrzywdzona niewiasta uskarżała się przed nim, jakkolwiek ważnemi byłby zajęty sprawami i otoczony licznym orszakiem panów i rycerzów, nie pierwej oddalił się, póki skargi dokładnie nie wysłuchał a po tego, na którego się żalono, komornika nie posłał. Wtedy sprowadzano winowajców do łaźni, gdzie król pospołu kąpiących się, jak ojciec synów, karcił. Starszych tylko słowami sam lub przez zaufanych strofował, młodszych, prócz upomnień własną ręką chłostał... To też jest prawdziwy ojciec ojczyzny — dodaje kronikarz — to obrońca, to pan i władca, a nie cudzego mienia trwoniciel, lecz surowy sprawy publicznej zawiadowca, który szkodę chłopowi od wrogów wyrządzoną na równi ceni z utratą zamku lub grodu». — «Miał też — powiada M. Bielski[2] — od tego rzeczniki, którzy od ludzi prostych rzecz mówili, bez żadnego datku, bo je sam król opatrzał». Gdy sądy osobiste zbyt obciążały monarchę, mniej ważne sprawy powierzał urzędnikowi dworskiemu (wojewodzie); gdy zaś pozakładał grody, obok sądownictwa nadwornego ustanowił grodowe. Spawował je komes, późniejszy kasztelan nad ludnością miejską.
O cóż poddani głównie się skarżyli jemu i innym monarchom? O odebranie lub uszczuplenie im gruntów, wyzucie z ziemi przed terminem, ściąganie win, odebranie inwentarzów, zabranie mienia, wyłamanie zamków, stratowanie pól i łąk, nieprawne pobieranie opłat, uwięzienie, bicie, ucięcie członków i t. d.
Gdy przywileje, przelewające władzę księcia na panów świeckich i duchownych, rozmnożyły jednego wspólnego monarchę na wielu drobnych, oddały im również najważniejszą część tej władzy — wymiar sprawiedliwości. Odtąd przeniesiony on został z woli panującego do woli jednostek i opartego na niej zwyczaju. Dwa te czynniki działały przez cały ciąg niepodległego istnienia Rzeczypospolitej polskiej z odmianami natężenia w różnych czasach i miejscach. Autorowie popularnych dzieł historji polskiej przedstawiają w niej losy chłopów tak, jak gdyby one regulowane były tylko mocą powszechnych, całość ludu wiejskiego w jednakiej mierze obejmujących ustaw. Jest to przedstawienie zwłaszcza w odniesieniu do wieków średnich — najzupełniej fałszywe. Przypomnijmy sobie rozmaite kategorje chłopstwa polskiego. Każda z nich miała osobliwe uzwyczajenie i uprawnienie, każda dopasowana była do rozmaitych warunków miejsca i wymagań pana, żadna zaś nie zostawała pod opieką ogólnej, ściśle oznaczonej i stałej instancji dla obrony swoich praw i dochodzenia swoich krzywd. Wszakże tę opiekę zapewnił im jako szczególną łaskę dopiero sejm czteroletni. Od śmierci Chrobrego nie była nigdy — jak to nieraz będziemy mieli sposobność zaznaczyć — państwem mocno spojonem; żyła rozbita nie tylko na dzielnice, ale na wielkie i małe państewka szlacheckie, które nie troszczyły się wcale o wszystkie statuty książęce, o wszystkie konstytucje sejmowe i rządziły się w stosunku do ludu wiejskiego własnem, jedynowładczem, domowem ustawodawstwem. To też w dokumentach, w których przechowały się ułamki życia tego ludu, znajdujemy taką pstrokaciznę urządzeń, taką plątaninę stosunków, że ułożona z nich mozaika daje obraz zmącony i chaotyczny. Zamęt ten panuje nawet w dziedzinie dóbr monarszych, względnie najbardziej uporządkowanej i od samowoli jednostek najmniej zależnej. Jak ona tam ciągle zmienia swoje widoki! Jej poddani procesują się z sobą i z dzierżawcami przed monarchą, sądem ziemskim, grodzkim, asesorskim, niby specjalnie dla nich przeznaczonym, a nigdy ani oni, ani nikt dobrze nie wie, gdzie skarżyć się powinni.
Pomimo gruntownych i drobiazgowych przyczynków do pierwszych okresów historji chłopstwa polskiego nie udało się dotąd badaczom ustalić zarówno chronologji, jak zasad stosowanego względem nich postępowania sądowego. Oznaczono już niejedną datę jako pierwotną lub epokową, niejeden fakt jako powtarzający się, ale to tylko przekonywało, że tak świadczy znaleziony dokument, na którym oparto twierdzenie, nieraz zresztą obalony innym dokumentem, później odszukanym.
Do nieścisłości, obok braku źródeł, wiele przyczyniło się zacieranie różnic między odmiennemi kategorjami chłopstwa polskiego. Dokumenty nie odznaczają tych różnic należycie. Najczęściej powtarza się w nich wyraz «kmetko», ale jaki to był kmieć — nie zawsze można odgadnąć.
Dopóki monarcha był rzeczywiście lub tylko formalnie wyłącznym panem i władcą ziemi i ludności, dopóty naturalnie wszyscy jego poddani musieli rozstrzygać swe spory przed nim lub jego zastępcami (sądy zadworne) i urzędami publicznemi (sądy grodzkie i ziemskie). Wtedy wszyscy chłopi byli równi wobec sądu. Ale gdy zaczął wyzbywać się ziemi i osiedlonych na nich ludzi, musiał zrzec się tej nad nimi władzy.
Do sądu monarszego i urzędniczego pierwszy i najenergiczniejszy szturm przypuściło duchowieństwo. Wychodząc z zasady, że — jak określa Lubomirski — rzeczy poświęcone Bogu nie powinny podlegać prawom świeckim, oraz że otrzymujący dobra ziemskie z ludnością dla należytego z nich korzystania musi posiadać władzę sądowniczą, zażądało jej dla siebie. Naprzód poddani kościelni uwolnieni zostali od jurysdykcji zadwornej i grodowej, ale stawać musieli przed księciem lub jego zastępcą, przed samym wojewodą lub kasztelanem, a nie przed ich urzędnikami.
Następnie jurysdykcję książęcą i zadworną zastrzeżono dla spraw ważniejszych, mniejsze pozostawiając kościołowi. Dotyczyło to jednak tylko przypisańców, czynszowników bowiem usunięto z pod jego władzy. Ale on i po nich sięgnął, aż wreszcie (w XIII. w.) ich zagarnął.
Książęta zachowywali sobie w nadaniach prawo rozstrzygania spraw ważniejszych nie dla samych względów politycznych, lecz także — i może głównie — dla finansowych. Kary bowiem w takich procesach połączone były z wysokiemi grzywnami (winami), które w całości lub w znacznej części pobierał panujący. Ta sama też korzyść pobudzała duchowieństwo do walki o jurysdykcję żadnem zastrzeżeniem nieograniczoną.
We wsiach kościelnych, założonych na prawie niemieckiem, wyłączając dla swego sądu zbrodnie ciężkie, czynili to tylko ustępstwo, że na sądy burgrabskie posyłali trzy razy do roku dwóch delegatów, wobec których proces się toczył i którzy pobierali kary pieniężne. Powoli zrzekli się tego udziału i poprzestali jedynie na tych karach. Ale wkońcu musieli poświęcić i tę resztkę swych prerogatyw a duchowieństwo zdobyło całe prawo książęce[3]. Jeżeli zaś zduszeni przez nie kmiecie ośmielili się szukać sprawiedliwości po za niem, przekonywali się dowodnie o bezskuteczności a nawet o niebezpieczeństwie takiej próby. Gdy poddani klasztoru w Lądzie wnieśli (1322 r.) skargę do Przybysława wojewody poznańskiego na niesłuszne wymaganie od nich powinności, ten łącznie z biskupem i baronami nietylko oddalił ich zasadne żądanie, ale zalecił im «wieczne milczenie» i skazał na «wieczną niewolę»[4]. W r. 1325 ciż sami kmiecie zaskarżyli klasztor przed W. Łokietka, który polecił przedstawić sobie przywilej i po zbadaniu go orzekł, ze kmiecie są obowiązani do spornych danin i powinności. Nakazał przytem kasztelanom, starostom i wszelkim urzędom, ażeby się nie mieszały do zatargu kmieci z przeorem, który jest ich panem i sędzią[5]. Wogóle duchowieństwo wytworzyło naprzód wzór wszelkich stosunków poddańczych i zupełnego ubezwładnienia ludności rolniczej. Ono pierwsze zrobiło przypisańców, ono pierwsze uzyskało w szerokiej mierze przywileje jurysdykcji patrymonjalnej, ono pierwsze uniewoliło czynszowników. Trzeba mu jednak przyznać, że wykonywało swą wszechwładzę łagodniej, niż szlachta, która je naśladowała w złem, ale nie w dobrem[6].
Książęta obdarzali przywilejami naprzód pojedyncze osoby świeckie, wysokie urodzeniem, stanowiskiem i zasługą; następnie, zwłaszcza od układu koszyckiego z królem Ludwikiem (1374), nadawali je wszystkim, znajdującym się w jednakiem położeniu społecznem, t. j. całemu stanowi. Niektórzy możnowładcy ze starych rodów otrzymali takie przywileje już na początku XII. w.: Prandota za Krzywoustego, Toporczykowie zaś i Starykonie posiadali dawne prawo sądzenia i karania swych poddanych aż do kary śmierci[7].
Historycy twierdzą, że nigdy nie zostało wydane w Polsce prawo, dozwalające panom karać śmiercią swych poddanych i że szlachta przywłaszczyła je sobie wykrętnem wmioskowaniem z postanowienia konfederacji warszawskiej, o którem później mówić będziemy. Rzeczywiście takie ogólne prawo jako uchwała sejmowa nigdy nie zostało wydane; ale przecie przywileje książęce były także prawem dla obdarowanych, a one ich do takiej kary upoważniały. Nie zmienia to istoty tego upoważnienia, że ono odnosiło się tylko do zabójców, złodziejów i innych przestępców, bo przecież pan mógł poddanego podciągnąć pod którąkolwiek z kategoryj występku. Sebastjan z Tymianki mając sprawę ze swym kmieciem (1438 r.), wytłumaczył jego niestawienie się w sądzie: «Ściąłem go!». Obecni wydali okrzyk zgrozy[8].
Najmniej wystawiony na samowolę sądów pańskich był poddany w dobrach monarszych. Już samo jego położenie jako czynszownika a nie przypisańca, mniej go uzależniało od zwierzchności dworskiej. Nadto, chociaż przywileje nabyte przez panów duchownych i świeckich przyczyniły się do zwiększenia władzy rządców i dzierżawców królewszczyzn nad poddanymi; chociaż ci ostatni musieli ulegać wpływowi losów chłopstwa prywatnego; chociaż później, w XVII. i XVIII. wieku stawali się nieraz ofiarami srogiej tyranji, do końca istnienia Rzeczypospolitej polskiej nie mieli zamkniętej drogi odwoływania się do monarchy i sądów publicznych. Droga ta musiała być — przynajmniej nominalnie — otwarta, monarcha bowiem był takim samym panem w swoich dobrach, jak każdy pan świecki i duchowny i również stanowił ostatnią instancję sądu patrymonjalnego.
Organizacja wszakże tego sądu, jednaka co do swej istoty, była rozmaita co do formy, zależała bowiem nietylko od społecznego stanowiska pana, ale od obszaru jego majątku. Właściciel jednej wsi (na prawie polskiem) drobne sprawy powierzał swemu oficjaliście, ważne rozstrzygał sam. Zamożniejszy, na wzór sądu ziemskiego, utrzymywał sędziego, podsędka i pisarza. W kluczach dóbr magnackich piramida sądowa, na szczycie której stał pan, składała się z kilku instancyj. Podobnie w dobrach klasztornych, gdzie najniższym szczeblem był przeor lub jego oficjalista a najwyższym — biskup; w dobrach zaś królewskich — najniższym dzierżawca lub jego zastępca, najwyższym — monarcha.
Ponieważ w osadach na prawie niemieckiem najwyższą instancją był również pan, przeto rzec można, że w Polsce od XIII. w. całe sądownictwo dla chłopów było patrymonjalne. Ograniczeniem jego wszechmocy były jedynie te wypadki, kiedy pan popełnił względem poddanych jakieś nadużycie, wołające o pomstę do sprawiedliwości publicznej, która występowała ze swemi szalami i odważała jego winę bardzo rzadko, oraz gdy kmieć miał sprawę z obcym panem, lecz wtedy jego własny stawał z nim w sądzie jako właściciel pokrzywdzonego i za jego krzywdę otrzymywał zapłatę[9].
Sądownictwo patrymonjalne nie miało żadnej powszechnie obowiązującej i stosownej ustawy, lecz opierało się na rozmaitych przywilejach, zwyczajach i sile. A jeżeli nawet początkowo — jak w osadnictwie niemieckiem — miało jakieś normy prawne, to one wkrótce stopniały w wszechwładnej woli pańskiej.
Wiele przyczyn składało się na ujarzmienie chłopa polskiego, ale żadne w tym stopniu, co sądownictwo patrymonjalne. W pętach gospodarczych mógł on jeszcze się targać, rozluźniać je lub rozrywać, ale w szponach samowolnej i samolubnej sprawiedliwości mógł tylko myśleć o ratowaniu życia. Była to też jedyna jego myśl przez 400 lat[10].
Jeżeli zbierzemy szczegółowe rysy w ogólny obraz, to widok chłopstwa polskiego przy końcu XIII i na początku XIV w. przedstawi nam wielką rozmaitość jego rodzajów i stosunków. Chociaż kraj zawierał jeszcze ogromne przestrzenie lasów i nieużytków, miał już znaczne obszary karczowisk i żyznej gleby pod uprawą.
W dobrach monarszych pracowali niewolnicy, zajęci na roli, w rzemiosłach i w służbie grodowej, którzy w tym okresie już uzyskali częściowe lub całkowite wyzwolenie lub zrównanie z wyższemi warstwami poddaństwa. Obok nich istnieli czynszownicy, opłacający dzierżawę ziemi pieniędzmi, daninami i powinnościami. W dobrach kościelnych i szlacheckich mieściły się oba te rodzaje z dodatkiem przypisańców, którzy zwolna wchłaniali je w siebie i stawali się na długo głównym typem chłopa polskiego. Jakkolwiek już w tej epoce panowie zaczęli prowadzić gospodarstwo folwarczne siłami własnej czeladzi i pomocą poddanych, ograniczało się ono zwykle do uprawy jednego łanu[11]. Wieś tedy polska XIII—XIV w. składała się z małego folwarczku, otoczonego bezładnie rozrzuconemi lub w szereg uliczny wyciągniętemi osadami chłopskiemi, między któremi znajdowali się wieśniacy osobiście wolni i niewolni, przypisańcy i czynszownicy, rozmaici poddani jednego lub wielu panów, gospodarze parowłókowi, włókowi, półwłókowi, ćwierćwłókowi, zagrodnicy i chałupnicy. Śród wsi na prawie polskiem legły coraz gęstszemi wyspami wsie na prawie niemieckiem, już samym wyglądem zewnętrznym odmienne, zwarte, uporządkowane, z pomierzonemi i foremnemi polami, z wyższą kulturą, z większym dobrobytem i ubezpieczeniem prawnem. Między temi typami ludzi i ich stanowisk nie było ścisłych odgraniczeń, jedne zachodziły na drugie, a wszystkie pod wpływem rozwoju ekonomicznego i usiłowań panów świeckich i duchownych upodobniły się do siebie, zsuwając się na wspólny poziom i tworząc jednolitą masę ludową.
Wiek XIV uważany jest za epokę zenitową w szczęściu i pomyślności chłopa polskiego. «Ma on — powiada Hube[12] — na ziemi, którą posiada, zabudowania mieszkalne i gospodarskie, przytem zwykle sad. Ziemię uprawia podług własnego uznania i bydło pasie na wspólnem z innymi kmieciami pastwisku. Drzewo na swój użytek bierze w lesie pańskim, często ma prawo łowienia ryb i korzysta z innych służebności, zapewnionych mieszkańcom wsi. Inwentarz cały, żywy i martwy, całe mienie i zboże jest jego własnością i może tem wszystkiem rozporządzać wedle swego upodobania, chyba, że inwentarz dany mu był przez pana.
Spotykamy w dokumentach kmieci, którym zabrano 15 sztuk bydła i 2 konie, nieprawnie wzięto żyta za 12 grzywien lub rozmaitego dobytku za 10 kóp groszy.
Daniny i roboty 4 dni na rok były niewielkie i nie przenosiły możności kmiecia. «Wiek XIV — mówi I. Baranowski[13] — to czasy największej potęgi wsi polskiej. Chłop znajduje łatwy zbyt na swe produkty w kwitnących (!) miastach, osłania go powaga praw krajowych (!), jest więc zamożny i butny. Między nim a szlachcicem nie ma (!) wówczas tej przepaści, jaka wyrobi się później. Jest więc osobą prawną, może (!) szukać u sądów publicznych sprawiedliwości, nawet na swego dziedzica. Kulturą przeciętnemu szlachcicowi nie ustępuje zbytnio, szlachta też nie gardzi (!) jego towarzystwem. Czasami zdarza się, iż kmieć, dorobiwszy się majątku, kupuje sobie całe dobra (!) i stopniowo sam staje się (!) szlachcicem». — Kmieć z końca wieków średnich — według Tymienieckiego[14] — jest różny od pańszczyźnianego, posiada większą swobodę i niezależność «Nie podlegając tak bezwzględnie jurysdykcji panów i posiadając wolny dostęp do sądów publicznych, w zatargach sądowych ze szlachcicem stawał na równej (!) stopie ze swym przeciwnikiem». Miał swój honor, zarzut pochodzenia i nieprawego łoża bezcześcił go.
Przytoczone powyżej twierdzenia należą do badaczów poważnych; jeżeli więc odbijają się jaskrawą przesadą od prawdy, to tylko wytłumaczyć można bądź patrjotycznem pragnieniem rozświetlania mroków przeszłości, bądź też przedstawianiem części za całość. Z drugiej strony jednak przyznać trzeba, że pomimo przytwierdzeń do gleby, samowoli i samosądu panów, ta epoka była względnie najszczęśliwsza w dziejach chłopa polskiego. Pod tę szczęśliwość podkopywały się niezmordowanie dwie dążności klas uprzywilejowanych: przekształcanie gospodarstwa kmiecego na dworsko-folwarczne a czynszowników na poddanych.





  1. Kronika, wyd. Z. Komarnickiego, Warszawa 1873, s. 13.
  2. Kronika polska, Warszawa 1829, I., 43.
  3. Nadań tego rodzaju jest bardzo wiele, przytoczymy przykładowo niektóre. Lubomirski (Jurysd. patrym.), odnosi pierwsze przywileje sądownicze dla duchowieństwa do XII w. — opiera się jednak na dokumentach zakwestjonowanych. Piekosiński («Sądownictwo w Polsce wieków średnich», Rozprawy w. h. f. A. U., Kraków, 1898, XXXV) za pierwsze ustępstwa kościołowi w przedmiocie sądzenia ludności wiejskiej uznaje przywilej, wydany 1210 r. przez Leszka krakowskiego, Konrada mazowieckiego, Władysława kaliskiego, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Przywilej ten, pomimo zatwierdzenia go przez papieża, uzyskał moc obowiązującą dopiero w drugiej połowie XIII w. W Kodeksie dyplom. Wielkopolski (Poznań 1877, I.) znajdują się przywileje Bolesława Chrobrego, Mieczysława II i Kazimierza Sprawiedliwego, oddające klasztorom władzę nad poddanymi, które jednak uznano za sfałszowane. W Kod. dypl. Mazowsza (wyd. Kochanowskiego, Warszawa 1919) mieści się uwolnienie z r. 1138 przypisańców klasztoru w Czerwińsku od stawania w jakimkolwiek sądzie, tylko przed miejscowym przeorem. W r. 1194 Kazimierz ponawia ten przywilej. Konrad mazowiecki za przykładem dziada i ojca oddaje (1222 r.) przypisańców klasztoru Czerwińskiego pod jurysdykcję przeora, wyjąwszy kradzież z włamaniem, którą «ja sam sądzić będę». Toż samo tegoż roku w Kod. dypl. Maz. (wyd. Kochanowskiego) z zastrzeżeniem 50 grzywien za sprawy dla księcia. Ten sam książę w nadaniu kościołowi płockiemu 1231 (Kod. dypl. Maz. wyd. Lubomirskiego) wyłącza przypisańców całkowicie (omnino) od jurysdykcji książęcej a w nadaniu z r. 1239 oświadcza, że «ludzie wolni i przypisańcy... podlegać mają władzy swych panów, nie będąc w żadnym wypadku sądzeni ani przez księcia, ani przez jego delegata»; «do wojska zaś powoływani być mają tylko dla obrony kraju». Powtarzając to zastrzeżenie w drugim przywileju pod tąż samą datą, mówi szczegółowiej. «Wymienieni ludzie kościelni do żadnego wojska nie będą powoływani, wyjąwszy, gdyby ono zbierało się dla obrony kraju i to ma się dziać według możliwości i uznania biskupa a nie inaczej». Konrad (Kod. dypl. Maz. wyd. Kochanowskiego) przypisańców arcybiskupstwa gnieźnieńskiego uwalnia 1242 r. od powinności sądów i służby wojskowej z wyjątkiem obrony kraju. Kazimierz, ks. łęczycki i kujawski (Kod. dypl. Wielkopolski) w potwierdzeniu nadania klasztorowi Sulejowskiemu z 1252 mówi: «Nawet kradzieże, zabójstwa i wszelkie inne przestępstwa, popełnione przez ludzi wymienionych wsi, sądzić będą bracia klasztoru, którzy również pobierać będą opłaty». Książęta Przemysław i Bolesław w nadaniu z r. 1253 klasztorowi Olobockiemu dla jednych wsi zatrzymują sobie sądownictwo, dla drugich ustępują je sędziom klasztornym, z wyjątkiem ścięcia i powieszenia. Przemysław w nadaniu z r. 1257 klasztorowi Paradyżskiemu ustępuje wieczyście (perpetuo) władzę sądzenia i karania złodziejów i zabójców. Przemysław II. w potwierdzeniu z r. 1280 przywileju klasztorowi owińskiemu oddaje mu całkowite sądownictwo, z wyjątkiem wypadków, w których sędzia klasztorny uzna się niekompetentnym. Czasem przywileje zapewniają klasztorom tylko dochód z kar za zabójstwa. Tak np. tenże książę w potwierdzeniu 1282 przywileju powiada: «Jeżeli między tymi wieśniakami zdarzy się zabójstwo, kara pieniężna należyć będzie do klasztoru. Jeżeli zaś zabity będzie przez nich człowiek obcy, klasztor otrzyma całkowitą opłatę. Tenże Przemysław (Kod. Wielk.) nadaje 1296 r. klasztorowi Lubińskiemu swoje prawa i upoważnia go łotrów i łupieżców ścinać, pobierać z nich karę pieniężną, złodziejów wieszać, świętokradców łamać kołem, fałszerzów palić, ręce i nogi odcinać, naznaczać pojedynek na miecze i kije, poddawać próbom rozpalonego żelaza oraz zimnej i wrzącej wody. Najpełniejsza formuła takiego przelewu władzy znajduje się w potwierdzeniu przywileju klasztorowi Wąchockiemu przez Władyslawa ks. krakowskiego w r. 1318: «Mieszkańców wymienionych dziedzictw, jakiegokolwiek byliby pochodzenia, uwalniamy wieczyście od jurysdykcji wojewodów, kasztelanów i innych sądów wszelakiej godności oraz od wszelkich opłat... Żadna sprawa nie może być sądzona przez innego sędziego, tylko przez przeora i sołtysa, którego przeor lub bracia ustanowią sędzią». Porów. Kodeks Małopolski, wydanie Piekosińskiego, Kraków 1876, nr. 93, 104 i in.
  4. Kodeks Wielk., II. Nr. 1027: «per sententiam judicia rum... ipsis (kmieciom) perpetuum silencium imponimus et cum poena pecuniaria praedictos kmethones in perpetuam transmisimus servitutem».
  5. Tamże.
  6. Godzi się na to nawet bardzo życzliwy duchowieństwu Lubomirski (Jurysd. patr.).
  7. Takie oświadczenie złożyli oni (1366 r.) w procesie mieszczan Lelowa z kmieciami Jana Płazy i innych, popierając je sześciu świadkami. Kazimierz W. zeznanie to potwierdził. «Tak więc powiada Lubomirski — (Jurysd. patr.) — z powodu zajścia między kilku kmieciami a mieszkańcami lichego miasteczka, na osnowie sześciu związanych z sobą interesem pokrewieństwa, sąsiedztwa i stanu świadków rozwiązana została najważniejsza dla stanu rolniczego kwestja». Rozwiązana została nie kwestja — to jest, że kmieciom dóbr szlacheckich nie wolno odwoływać się do sądu króla — ale pojedynczy spór, a samo zagadnienie rozwiązałoby się bez niego, a nawet rozwiązało się przed nim. Nadawanie władzy sądowniczej odbywało się później i rzadziej. Oto niektóre typowe. Bolesław ks. mazowiecki (Kod. dypl. Lubom.) potwierdzając 1295 r. swobody wsi Mielęcina i Popienia na rzecz Wawrzyńca ich pana, uwalnia jego kmieci «od stawania w sądzie kasztelańskim lub jakimkolwiek innym naszym, wyjąwszy gdy będą wezwani naszym pierścieniem przed nasze oblicze». Toż samo powiedziano w nadaniu wsi Karwowo i Kosarzewo z r. 1299. Władysław (Kod. d. Wiel. Pozn.) w nadaniu 1299 r. Mikołajowi Jankowiczowi, wojewodzie kaliskiemu, oświadcza: «Sądy zaś wielkie i małe... rzeczony Mikołaj ze swem potomstwem w tem dziedzictwie może sądzić bez naszego asesora i pobierać kary całkowicie». W przywileju z tegoż roku dla komesa Henryka powtórzono to oświadczenie z dodatkiem, że obdarowany «może wszystkich złoczyńców wieszać, ścinać, kaleczyć, łamać kołem i palić». Piekosiński w dziele O dynastycznem szlachty polskiej pochodzeniu przytacza 72 przywileje przelewu nieograniczonej władzy sądowej księcia na obdarowanych przezeń ziemią.
  8. Przytaczając ten wypadek Lubomirski (Jurysdykcja) nie podaje, skąd go zaczerpnął.
  9. W Księdze prawa zwyczajowego z XIII w. czytamy: «Jeżeli włościanin, siedząc pod innym panem, zaskarżony został przed innego pana, tedy ma rzec, że nie powinien przed nikim odpowiadać, a tylko przed swym panem. Gdyby zaś ów włościanin przed innym panem odpowiadał, toby swemu panu musiał zapłacić winę 6 grzywien». Hube (Prawo pol. XIV w.) malując szczęśliwość chłopa polskiego w XIV w. powiada: «Posiadanie własnego mienia i obrona swojej osoby daje kmieciowi prawo pociągania do odpowiedzialności tych wszystkich, którzy albo mu coś winni, albo posiągnęli na jego mienie. Jeżeli ma do czynienia ze swoim panem lub osobą postronną stanu szlacheckiego, wiedzie sprawy przed sądem ziemskim lub zanosi skargę przed króla». Śród wielkiej rozmaitości i spółistnienia odmiennnych zwyczajów i stosunków prawnych niewątpliwie zdarzały się i takie wypadki, ale raczej jako wyjątki, niż reguły.
  10. Ze zdziwieniem czytamy w pracy Lubomirskiego (Jurysdykcja patr.), szczerze pragnącego utrzymać się w bezstronności, że «utworzenie sądownictwa patrymonjalnego będzie dążnością oddziaławczą przeciw nadużyciom władzy kasztelanów, tudzież wojewodów». Ani bowiem to sądownictwo nie miało takiej dążności, ani nadużycia nieinteresowanych bezpośrednio urzędników nie mogły się równać z nadużyciami interesowanych panów. Z większem jeszcze zdziwieniem czytamy w pracy J. Kochanowskiego (Kazimierz W.): «Sądownictwo to — aczkolwiek za uprawnionego doń w zasadzie, w myśl juris domini directi uważał się każdy właściciel wsi polskiej w wieku XIV — rozwijało się w praktyce tylko sporadycznie (!), mianowicie w większych a przeważnie duchownych kompleksach dóbr, nie stanowiąc objawu ogólnego».
  11. Według Piekosińskiego («O łanach») «można śmiało przypuścić, że to, co przeciętnie każdy dwór szlachecki w XIII. i XIV w. posiadał uprawnej roli, krom nielicznych wyjątków, wynosiło zapewne nie wiele więcej nad jeden łan a może i jednego nie dochodziło». Te drobne gospodarstwa, jak widać z regestrów pomiarowych, ogłoszonych przez A. Pawińskiego (w Źródłach dziejowych, Warszawa 1883, XII), utrzymały się jeszcze w XVI. w.
  12. Prawo pols. XIV w., s.38. in.
  13. Krótki zarys, s. 9.
  14. Procesy twórcze, 346 in.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.