Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historja chłopów polskich w zarysie |
Podtytuł | Tom I. W Polsce niepodległej |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1925 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów — Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chociaż więc dawne zrujnowane groble wzmacniano ciągle nową faszyną uchwał, ustaw i rozporządzeń, nie zatamowano odpływu ludności poddańczej na północo-zachód wąskiem łożyskiem, a na południowo-wschód szerokiem, zwłaszcza że poszukiwanie zbiegłych z kilkuset-milowej odległości mogło się udać tylko wyjątkowo i nie pokrywało kosztów ich odzyskania. Około r. 1788 przeszło za granicę pruską 7000 ludzi. Tłumniej wędrowali oni na Ruś. Ale tu wylew emigracyjny zaczął tracić dawne ponęty. Dopóki olbrzymie dobra możnowładców polskich były słabo zaludnione, przyjmowano zbiegów z północy nietylko chętnie, ale wspaniałomyślnie. Ale gdy rąk roboczych zgromadziło się wiele, nałożono na nie kajdanki. Te same ograniczenia, te same ofiary z pracy i jej płodów od ludu roboczego narzucono tutaj, nieraz nawet z większą chciwością i okrucieństwem. Oprócz zwykłych przyczyn ekonomicznych i politycznych, tworzących stosunki poddańczo-pańszczyźniane w Polsce, jątrzący wpływ na Ukrainie wywarło kozactwo. Są historycy (Lelewel, Bobrzyński i in.), którzy mu przypisują, jeśli nie w całości, to w znacznej mierze pochodzenie polskie. To tylko wszakże jest pewne, że do tego zlewiska rozmaitych burzliwych żywiołów wpadały również niespokojne, awanturnicze lub przed karą uciekające osobniki polskie, chociaż nie one prawdopodobnie nadawały mu wrzący charakter. Rząd polski, który nietylko dzielnicom, ale nawet pojedynczym obywatelom pozostawił prawie nieograniczoną swobodę działania, nie opanował Rusi z pewnym planem politycznym, lecz poprostu darował ją możnowładcom do dowolnego użytku. Naród polski, który nigdy nie posiadał ani sprawności ekonomicznej, ani siły zaborczej, nie umiał ani kolonizować, ani polonizować ziem zdobytych. Małorosja, wydana na pastwę «królewiętom», którzy zawsze żyli tylko w rodzie, a nie w narodzie, przechodziła kolej swego życia tak, jakby ją przeszła pod każdą inną obcą tyranją. «W ciągu pierwszej połowy XVIII w. — powiada prof. Bujak[1] — udaje się istotnie magnatom polskim, kapitalistom feudalnym, stworzyć olbrzymie latifundja. Jednak nie chodzi im tyle o stworzenie dzieł trwałych, solidnych, o postęp rzeczywisty, ile o doraźną eksploatację, na najszerszą skalę, tem bardziej nie mają oni względów na zorganizowanie i ubezpieczenie polskości od fundamentów w gminie i parafji, bo je najczęściej utożsamiają z sobą i swojemi latifundjami». Największym błędem politycznym, jaki Polska popełniła w ciągu całego swego istnienia niepodległego, było opuszczenie granic zachodnich, przez które wtargnął najniebezpieczniejszy zabór i wdzieranie się w sąsiedztwo wschodnie, którego nie zdołała przywiązać ani siłą, ani kulturą, które utrzymywała kosztem wielkich strat energji państwowej. W tym ogromnym błędzie mieściło się naganne postępowanie z kozakami. Byli oni długo życzliwą służbą wojskową Rzeczypospolitej, często kłopotliwą ze względu na swą niesforność i łupieżcze wyprawy, ale ostatecznie przyjazną i dającą się kiełznać. Kozactwo istniało w dwu postaciach: jako wojsko samodzielne, żyjące z ciągłej wojny napastniczej, oraz jako lud osiadły i gospodarujący na działkach ziemi. W obu postaciach uważało się ono za niepodległe, a więc w obu nienawistne panom, którzy u siebie i koło siebie chcieli mieć tylko podwładnych. Stąd ich ciągłe zabiegi, ażeby zmniejszyć liczbę kozaków regestrowych, należących do organizacji wojskowej, innych zaś, a nadewszystko gospodarzów, zamienić na poddanych pańszczyźniaków. Te usiłowania były tem upartsze a ich skutki dla chłopstwa tem zgubniejsze, że możnowładcy, nie mogąc sami władać rozległemi dobrami i często wcale w nich nie mieszkając, wyręczali się wielostopniową administracją, która do egoizmu panów dołączywszy swój własny, wyzyskiwała i nękała lud niemiłosiernie. «Oficjalista — mówi pisarz współczesny — do ostatniego zniszczenia i nędzy doprowadza poddaństwo... Mizerak przyciśniony, gdy nie ma w gumnie na osep zboża, niesie łachmany do żyda, albo prowadzi woły i owce, przedaje je wpół darmo, kupuje żyto lub owies i inne produkty i odwozi do magazynu». Autor przytoczywszy liczne nadużycia ekonomów, podaje 35 sposobów polepszenia doli ludu. «Wszyscy osób naszych właścicielami jesteśmy — rozumuje dalej. Z jednego źródła ród nasz wyprowadzamy. Chłopi są skazańcami bez winy. Mówią mi: Drzecie z nas ostatnią skórę na obronę wolności, której ani my, ani nasze dzieci nie znają. Każecie nam zaciągać się pod znaki dla ratowania ojczyzny, której my kochać nie możemy, nic z niej nie mając, i owszem najuciążliwsze w niej znosząc przykrości przeto tylko, że nie pochodzimy od krzesła... Wyście posiedli wszystko, wyście nas odsądzili od wszystkiego... A za cóż nas dręczycie? Za co uciemiężacie — za co? I myż wam mamy pomagać? My was bronić? My życie i majątek poświęcić dla was? Nie mamy tu co robić, bo ta Rzeczpospolita jest wasza, nie nasza»[2].
W okolicach Żytomierza obywatele zawierali umowy z żydami, że pod karą śmierci będą nakazywali chłopom sprzedawać im zboże. Jeden z korespondentów Dziennika Handlowego[3] wyznaje: «My sami darliśmy chłopa, tylko pazurami żydowskiemi». Pewien włościanin, karcony za pijaństwo, odpowiedział: «Wszak ten grosz przez moje gardło powraca do kieszeni pańskiej».
Straszną bronią w rękach możnowładztwa polskiego na Rusi był despotyzm połączony z sądownictwem patrymonjalnem. Tu samowola posuwała się dalej, niż w Koronie. Podczas bowiem, gdy tam szlachta panowała tylko nad własnymi chłopami, na Ukrainie sięgała do cudzych. Nie chcąc surowemi wyrokami niszczyć sobie cennych sił roboczych, panowie i ich oficjaliści okazywali nawet swym poddanym pewną pobłażliwość. Gdy do Olizara, właściciela wsi Korostyszew, będącej w dzierżawie, zwrócił się ktoś ze skargą, że jego chłopi go napadli i zabić chcieli: «Gdybym miał rzetelną sprawiedliwość czynić, musiałbym ich pościnać, a nie mogę tego zrobić, bobym opustoszył majątek, który wkrótce wykupię». Poważny i dość bezstronny rosyjski badacz tych stosunków I. Nowickij powiada: «Inni panowie, opierając się na swojem prawie a raczej na swojej sile, tworzyli samowolnie rodzaj sądu, męcząc bez powodu cudzych włościan, zmuszając ich torturami do brania na siebie zbrodni, skazując niewinnych na śmierć z racji jakiegoś sporu sąsiedzkiego, przyczem stawiali szubienice przy drogach i we wsiach dla ostrzeżenia i przerażenia mieszkańców». Tenże autor przytacza z akt grodzkich szereg wypadków, malujących całe bezprawie postępowania z chłopami. Biskup łucki, Terlecki, skarży się na księcia Jerzego Sanguszkę, że ten posłał arendarza, żyda Pejsacha, do dzierżawionej wsi Worokomli, w której przez kilka dni ograbiał włościan z pieniędzy jakoby za rany zadane jednemu z nich, że ich sądził a pewnej wdowie odebrał ziemię. Jan Kurcewicz Bułyga wypuścił w dzierżawę żydowi Abrahamowi Jakubowiczowi trzy wsie, Turan, Wierzbno i Nowosiołki z prawem wymierzania kary śmierci na włościanach (r. 1598). Formuła kontraktu dzierżawnego tej treści brzmiała: «ma poddanych sądzić, winnych, nieposłusznych według ich występków karać, nawet gardłem, jeśli który zasłuży, nie dopuszczając żadnej apelacji do mnie i do pana brata mojego». Sąd grodzki przysądza 30 kóp groszy litewskich Chaimowi Chukowowi od służącego pana Chołoniewskiego Dołmuta, a ponieważ ten nie mógł tej sumy zapłacić, więc oddany został żydowi na wysługę. Michał Różyński z polecenia Janusza ks. Ostrogskiego najechał majątek Kołodziecznoje, zarządzany przez Suryna i uprowadził 24 rodziny chłopskie. Suryn oblicza swoje szkody na 200 do 1000 kóp groszy za każdą rodzinę zależnie od jej liczebności[4]. Nic dziwnego, że jak świadczy jeden z aktów, włościanie palili gospodarstwa i uciekali.
Chłopstwo polskie — jak już wyżej zaznaczaliśmy — przez cały ciąg historji ujawniało stale uległość, bezmierną cierpliwość i niezdolność do buntów. Jego wzburzenia po ucieczce Ryksy i za Bolesława Śmiałego prawdopodobnie z pobudek poganizmu, w XV w. pod wpływem ruchów reformacyjnych lub w XVIII pod działaniem omylnych nadziei — były to wybuchy drobne, łatwo gasnące i łatwo gaszone[5]. Natomiast Ukraina była zwulkanizowanym gruntem wielkich i niszczących buntów chłopskich, przebiegających krwawo i tłumionych również krwawo. Szlachta miała wielką pogardę dla chłopów polskich, ale nieporównanie większą dla ruskich — różnych religją, obyczajami i hardością[6]. To też ich powstania i opory w oczach możnowładców ukraińskich były zbrodniami, usprawiedliwiającemi najsroższe kary. «Wiśniowiecki chłopy mordował, ścinał, na pal wbijał, popom oczy świdrem kręcić rozkazywał... I pewnie bodajby był nie wszystkich swoją i swoich szablą nie powyścinał chłopów — pisze przyjazny mu kronikarz — gdyby mniej potrzebna niektórych panów nad swoimi poddanymi zajuszonej szabli nie przytrzymała komizeracja. — Pofolgujmy — wołali na księcia Jeremiego — bo któż nam pańszczyznę robić będzie? «Gdy książę wszedł do Niemirowa i mieszkańcy na kolanach błagali go o miłosierdzie, nie ulitował się, często wyrzekając te słowa do oprawców: «Sprawujcie się tak, ażeby czuli, że umierają»[7].
Bunt pod dowództwem Paleja (1702) ukarany został mściwie — ćwiertowaniem, wbijaniem na pal i tym podobnemi okrucieństwami. «Nabrano tam w niewolę wiele tysięcy chłopstwa, ale ich nie wycinano, nie chcąc sobie wsiów pustoszyć panowie; tylko ich kazano znakować, urzynano każdemu lewe ucho. Poznakowano ich tak na 70,000».[8] Najgwałtowniejszy i najdzikszy z tych ukraińskich wybuchów nienawiści i zemsty, rzeź humańska, przygotowana dwuwiekowym uciskiem i okrucieństwem możnowładców polskich nad chłopami ruskimi i zruszczonymi, a wywołana prześladowaniem dyzunitów i niefortunnem wystąpieniem fanatycznej konfederacji Barskiej, wydobyła z obu stron objawy potwornej dzikości. Hajdamacy na komisarza Kurzewskiego włożyli siodło, i siadali na niego a potem zakłuli; uciekających na dachy strącali na podstawione piki; w kościele Franciszkanów powiesili na belce księdza, żyda i psa z napisem: lach, żyd, i sobaka — wse wira odnaka; kobiety publicznie gwałcono, niemowlęta rozdzierano; zabijano siekierami, dzidami, drągami — ogółem przeszło 180,000 ludzi. Z drugiej strony wojewoda Stempkowski wieszał chłopów bez sądu; w Kodniu kat nad głębokim rowem ścinał im głowy i strącał w przepaść. Głowy i ćwierci straconych rozsyłano po miasteczkach dla wbicia na żerdzie, wnętrzności zakopano w lesie jałtuszowskim i usypano nad niemi mogiłę «ku wiecznej pamięci». Egzekucja Gonty, wodza hajdamaków, trwała 14 dni: przez 10 dni wyrzynano mu codzień pas ciala, 11-o ucięto nogi, 12-o ręce, 13-o wypruto serce, 14-o ucięto głowę[9].
Szlachtą polską na Rusi śród tych buntów targały dwie sprzeczne z sobą trwogi: utrata rąk roboczych, ginących w pomstach karnych, i groźba nowych napadów. Nie widziała ona jednak w niczem innem środka zapobiegawczego i obronnego, tylko w terrorze. Gdy Austrja, zdobywszy na Turcji okolicę Chocimia, dla przywabienia chłopów ogłosiła im wolność na 10 lat, przestraszony tem jakiś obywatel podolski radził wystawić kilka szubienic nad Dniestrem z obwieszczeniem, że każdy wieśniak wychodzący z kraju będzie powieszony[10]. Ten strach niepokoił szlachtę ukraińską do ostatnich lat istnienia Rzeczypospolitej. To też gdy niebezpieczeństwo minęło, ogłoszono (1790) «uniwersał zalecający dziękować Bogu za uchronienie kraju od buntów».
Zamknijmy ten długi nawias z historją chłopów ruskich, wstawiony tu dlatego, że śród nich znajdowało się wielu polskich, którzy albo się wynarodowili, albo zginęli. O utrzymanie ich bowiem przy życiu i narodowości ani możnowładcy, ani ich dzierżawcy i administratorowie wcale nie dbali.
- ↑ Historja osadnictwa ziem polskich, Warszawa 1920, s. 25. Jak wielkie były dobra królewiąt, zaznaczyliśmy już; dodamy, że Szczęsny Potocki posiadał 300.000 morg. ziemi a 130,000 poddanych.
- ↑ F. Makulski, Bunty ukraińskie, Warszawa 1790, s. 27, 64, 35, 164. W niedołężnie wierszowanej «prośbie ukraińca» wzywa do zażegnania niebezpieczeństwa buntu na Ukrainie, w innym zaś wierszu tak opisuje położenie ludu:
Oto tu są miliony
Nędznych kmiotków, do obrony,
Którzy prawie nago chodzą
Żyją w smrodzie...
Co im dziedzic chleb wyrywa,
Co ich przemoc napastuje,
Co ich dym w chałupkach dusi,
Stąd umierać wielu musi.
Co gdzie leży gospodynia,
Leży z prosiętami świnia,
Co tak zimą jak i latem
Podstarości tnie ich batem i t. d. - ↑ Redakcja tego pisma, piętnująca wszelkie nadużycia względem ludu, twierdzi, że jedynym środkiem wytępienia zła byłoby ogłaszanie nazwisk bezsumiennych panów, co to przez tysiączne sposoby zdzierają i uciemiężają poddanych, co to kontrakty o te zdzierstwa czynią» — i oświadcza gotowość otworzenia swych kolumn dla takiego pręgierza (R. 1787, s. 318, 334).
- ↑ Archiw Jugo-zapadnoj Rossii, Kijów 1876, cz. VI, t. I, s. 86, 522, 89, nr. 74, 75, 87, 42, 61.
- ↑ «Lud zerwał się po śmierci Chrobrego — mówi Brückner — do walki przeciwko panom i duchowieństwu, do walki socjalnej i religijnej zarazem, ale jarzma swego już nie zrzucił, przynęcił tylko obcych (Czechów) do najazdu i pustoszenia; odtąd nie zrywał się już nigdy, znosząc przez 800 lat z cierpliwością nieskończoną, iście słowiańską dawne jarzmo które z wiekami tylko cięższem się stawało» (Dzieje liter. polsk., Warszawa 1908, I, 5). — Gdyby nasz lud — twierdzi Doliwa — zdolnym był zdobyć się raz choć przez długi perjod ujarzmienia na jedną wielką żakierję, gdyby choć raz całe jego masy mogły były wstrząsnąć w podstawach nietrwałym gmachem szlacheckiej budowy, kto wie, jakiemi byłyby losy naszego kraju» (Szkice, s. 189).
- ↑ Tę pogardę zresztą rozciągała ona nawet na wyższe klasy społeczne. Wiadomo, że długo nie chciała dopuścić biskupów ruskich do senatu, bo — jak tłomaczyło ułożone do tego celu przysłowie — «mysz w pudle, noga w szczudle, koza w sadzie, rusin w radzie, cztery rzeczy nie do rzeczy» — na co oburzał się wspomniany autor Buntów ukraińskich.
- ↑ W. Lipiński, Z dziejów Ukrainy, Kijów 1912, s. 384, Rudawski, Hist. pols. I, 37.
- ↑ E. Otwinowski, Pamiętniki, Poznań 1838, s. 48.
- ↑ Szczegóły tej rzezi u J. Lipomana Bunt hajdamaków na Ukrainie 1768 r., Poznań 1842. Krebsowa, córka zamordowanego gubernatora Humania Mładanowicza, zamieściła «Opis autentyczny rzezi» w Orędowniku nauk. Poznań 1840. Przedrukowano opisy w Dzienniku literackim 1857, w dodatku do Tygodnika ilustrowanego 1905 i in.
- ↑ Nieznany mi List obywatela podolanina dobrze myślącego ku najprędszemu ratowaniu ojczyzny, 1789 (U Korzona Wewn. dz., I, 373).