Historja chłopów polskich w zarysie/Tom I/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom I. W Polsce niepodległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXI.
Supliki. Tarczyńska i Płaczliwa. Żydzi. Ich uprzywilejowanie. Hodowla kur złotonośnych i pijawek. Surowe kary na wykroczenia ludności przeciw żydom. Ich liczba, wzrost, wpływ niszczący. Pytanie chłopstwa.

Wspominaliśmy już, że skargi i błagania chłopów o ratunek wylewały się w t. zw. suplikach. Najgłośniejszą między niemi stała się Suplika Tarczyńska[1]. Naprzód domaga się ona zniesienia poddaństwa przeciwnego naturze. Zbija twierdzenie, wywodzące szlachtę z innego rodu, a chłopów od drugiego syna Noego. Przypomina, że kmiecie dali Polsce pierwszych królów. Odrzuca mniemanie, mianujące szlachtę polską przybyszami; ona bowiem dostąpiła władzy i znaczenia, «wprzód woły z pługa wyprzągłszy». Wymienia wszystkie krzywdy chłopów, którzy za swe prace i daniny odbierają tylko «gąsiory i łańcuchy». Wyrzuca dawanie arend żydom i rozpustę dziedziców. «Wolimy do ostatniej zguby wyciągnąć się, niźli głodzić nam miłe dzieci na dopełnienie ambicyj waszych». Grozi niebezpieczeństwem rozpaczy chłopskiej i wypowiada myśl połączenia gmin dla złamania przewagi szlachty. Wkońcu formułuje żądania: 1) używalność leśna; 2) własność gruntów; 3 i 4) ograniczenie liczby podwód do 2 na rok, do 12 mil najdalej, oraz odbywania stróży tylko do dworu; wolność osobista z obowiązkiem osadzenia swego miejsca odpowiednio zamożnym gospodarzem; 6) używalność pastwisk; 7) nadanie praw politycznych, ażeby przynajmniej przedstawicieli dopuszczono do rady publicznej; 8) za to chłopi dadzą po jednemu z łanu na obronę kraju przeciw nieprzyjaciołom wiary i ojczyzny; 9) zawiera naganę rozdwojenia i pogróżkę dla wszystkich, którzyby nie chcieli wziąć udziału w tym ruchu, «a któraby wieś lub siedlisko uchyliło się od tej akcji, ci najpierwej doznają od nas surowości».
Podpis: «Poddaństwo koronne przy wierze i wolności skonfederowane».
Mamy inny, podobny a bardziej pouczający dokument z tej epoki, niewątpliwie autentyczny co do pochodzenia i co do treści. Jest to «Suplika płaczliwa niegdyś licznej gromady starostwa Młodzieszyńskiego a teraz od r. 1775 z krzywdą skarbu publicznego przez największą uciążliwość w niwecz obróconej przez resztą pozostałą, do najjaśniejszych Rzeczypospolitej skonfederowanych stanów d. 8 października 1789 r. podana».
«Jesteśmy bez najmniejszych względów — czytamy w niej — nawet stworzeniu a dopiero podobnej figurze boskiej przyzwoitych (bo innego słowa nie słyszymy tylko: bestjo, bij tych bestjów, co się też iści nietylko bez pomiarkowania, ale nawet bez najmniejszej przyczyny); jesteśmy do tego stopnia mizerji, z niegdyś zamożnych i majętnych gospodarzy, przyprowadzeni przez niesprawiedliwość i nieludzkie z nami obchodzenie się, iż nam raczej żyć przestać, niż w takowej żyć opresji, milsze by było». Żebrzą ze łzami, już «nie wodnemi, ale krwawemi, albo o życie przez miłosierdzie i sprawiedliwość, albo o śmierć». Zwrócili się naprzód do marszałka sejmowego jako referendarza koronnego z memorjałem tej treści:
Osada, założona przez książąt mazowieckich ze 130 głów zeszła do 50. Dwóch gospodarzów porzuciło wszystko i poszło w świat. Sprawcą ich niedoli jest Lasocki, kasztelan sochaczewski. Mając chęć nabyć dobra Iłów, z któremi Młodzieszyn graniczy, namówił (1778) Dąbskiego, starostę gostyńskiego, ażeby małą wioszczynę Piotrkówkę zamienił przez sejm na Młodzieszyn, kilkakroć większy, z obszernym borem, i zbył mu ją z Iłowem, «a dla uskutecznienia tego obaj na ten sejm zostali posłami». Pomimo, że wyznaczono (1775) komisję do oceny tych majątków, Dąbski nabył Młodzieszyn z Iłowem i odprzedał je kasztelanowi. Ten, odrzuciwszy wszelkie prawa, przywileje i dekrety królewskie, powinności włościan powiększył, lasy wyciął lub do Iłowa przyłączył i resztę sprzedał W. Karnkowskiemu (1788), który znowu pomnożył ciężary poddańcze. Przedstawiono w skardze powinności ustanowione przez komisarzów w r. 1564 i zrewidowane 1566, oraz dekret referendarji koronnej z r. 1605 skutkiem zatargu z dzierżawczynią W. Uchańską, która chciała włościan uciemiężyć. Wojny i niepokoje wewnętrzne za Zygmunta III, Władysława IV i J. Kazimierza «podały posesorom dóbr Rzeczypospolitej sposób w odmęcie szukać korzyści z łez, upadku i krzywdy poddanych». Najście Szwedów po śmierci Sobieskiego zniszczyło ich do reszty. Zamierzali «szukać bezpieczniejszego od nieszczęść miejsca», ale wstrzymała ich łaska Augusta II, który zniszczonym i spalonym wydał (1720) przywilej, zmniejszający znacznie ich powinności. Ale i to nie pomogło.
Oto uciążliwości i krzywdy:
Robili z włoki w tygodniu dni ciągłych 4, teraz 10—12. Pieszych nie było wcale, teraz 3—4. Orano od wchodu do zachodu słońca: teraz wymierzają tyle, że starczy na 1½ dnia. Darmoch nie było; teraz każą sadzić, pleć, wozić i t. d. Role uszczuplono a inwentarz wyniszczony. Paweł Wilczek kupił parę wołków nieuków — zaraz podstarości nakazał je na powinność. Wilczek prosił o chłopa do prowadzenia wołków, podstarości dobył pałasza, Wilczek uciekł do lasu, opuścił żonę, dzieci, dobytek i więcej nie wrócił.
Wszystkie uciążliwości i krzywdy wymieniono w 30 punktach. «Byli zawsze bez poszlakowania wierni przodkowie nasi królom, panom i Rzeczypospolitej — mówią dalej — wleli w nas tęż samą krew, której aż do rozlania za te dwie twierdze życia i majątków i zabezpieczenie plemienia naszego ofiarujemy. Byli nieszczęśliwymi zawsze, ale przecie mniej od nas, bo im zostawała nadzieja pociechy i polepszenia. My przez lat kilkanaście tak zniszczonymi będąc, iż nawet dzieci nasze po 15 lat mające, prócz koszuli jednej, jeszcze ani kawałka sukna dla cieplejszego w zimie okrycia nie mają».
To napisano w skardze do referendarza. Ale referendarz świecki, «zatrudniony materjami sejmowemi», odesłał ich do referendarza duchownego, ten zaś odpowiedział, że to należy do — Stanów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
«Wszyscy — skarżą się dalej po wyliczeniu robót wymuszonych — obróceni jesteśmy na sam i jedyny pożytek dworu a nie mamy sobie czasu zboża z pola zebrać, to nam i tatarki pogniły, a łąki dotąd na pniu stoją, aniśmy mieli czas ugorów podorać, ani przez połowę na zimę zasiać... Odebrano nam po memorjale (do referendarza) ról gromadzkich wygnojonych na folwark 9 a dali nam puste, płonne, i te nie są na zimę zasiane. Pozabierali włóki wójtowskie, łany wybranieckie, pobrali łąki, umniejszyli ogrodów, z których płacimy i powinności odbywamy».
Wójt ich, Paweł Duplicki, wysłany do Warszawy w tej sprawie, nie chciał powrócić do domu, bo mu zagrożono, że będzie zakuty w kajdany i do śmierci bity, a «już córka jego z tej okazji była ćwiczona». Ale Grudzień, komisarz posesora Karnkowskiego, znalazł go w Warszawie, porwał z mieszkania i chciał zakuć w dyby — ale wójt uciekł. Jeśli tak postępowano w Warszawie, o ileż okrutniej na wsi poza obrębem wszelkich magistratur! Walentego Smolarka, «gospodarza zniweczonego i na pastucha obróconego, który z głodu i desperacji wyszedł ze wsi Młodzieszyn za pożywieniem» i wrócony został po 4 tygodniach, «do dworu porwawszy, prętami brzozowymi, poucinawszy z nich gałązki z sękami, czyli ich kawałkami zostawionymi tak bili z rozkazu dworu, iż za każdem uderzeniem i od każdego sęka ciało nietylko było dziurawione albo też i wyrywane, tak zaś skaleczonemu i jak kłoda opuchłemu a śmierci bliskiemu na cały ratunek zdrowia dano tylko asygnację na 3 kwarty gorzałki na smarowanie a potem jęczącego i życie opłakane w narzekaniu kończyć mającego do cyrulika w Tomaszowie zaniesiono, aby puszczeniem krwi ratował od śmierci». «Brońcie nas (Stany) ginących, ratujcie upadających, zmiłujcie się nad nędznymi, podajcie rękę żebrzącym, pocieszcie strapionych, otrzyjcie te łzy nasze krwawe, które bez przestanku wylewamy i te zebrane niesiemy na ofiarę błagającą o względy i miłosierdzie wasze, bo już giniemy a sromotnie i bezpożytecznie ginąć nie chcemy, chyba za ojczyznę, prawa i wiarę, chyba za nienaruszoną kraju i narodu całość».
Do tej supliki dołączono drugą z wyliczeniem nadmiernie i nieprawnie pobranych opłat (zwłaszcza hiberny) i osepów.
Wreszcie 12 maja 1789 r. przesłano nową p. t.: «Łzy niewodne ale krwawe jęczących pod najsroższym uciskiem i najgorszemi ciężarami poddanych do litości nad sobą względy Naj. Króla Pana Miłoś. i skonfederowanych Rzplitej Stanów na sejmie r. 1788 rozpoczętym a r. 1789 kontynuowanym czynnym i bezprawia znoszącym, zgromadzonych błagające dnia 1789 wylane». Powtórzono tu te same narzekania, tylko z górniejszem i bardziej zawiłem krasomóstwem. «Macie nas, którzy was i ludzi waszych żywimy, do godności e. t. c. przez powiększone pracy rąk naszych dochody dajemy sposoby; macie z nas wszystko i dlatego możecie wszystko, a jeżeli ręce nasze pracowite podnoszą was w górę i patrzeć na nas nie chcecie, a gubić nas, niweczyć albo do ostatniego upadku i mizerji przyprowadzić zamyślacie, porzucimy was niewzględnych a pójdziemy pod mądrych, cnotliwych, Boga, religję i poddanych swoich kochających panów, zrobimy z borów role, z wody pole, z błot i chrapów sianożęci, weźmiemy prawa i zrobimy pewne i nigdy niezawodne dla siebie, dzieci i potomków naszych, których nam świątobliwie dobrzy panowie dotrzymają».
Suplika ta, chociaż zwrócona do reformatorsko nastrojonego sejmu czteroletniego, pozostała, jak wszystkie inne, bez skutku, Jest to zupełnie obojętne, kto ją pisał, a jest pewne, że nie pisali jej ci, którzy się w niej skarżą; mimo to nie przestaje ona w ramach zatargu poddanych jednej wsi z panami odbijać całej tragedji położenia chłopów w królewszczyznach, to jest tam, gdzie im było lepiej. Ci w dobrach szlacheckich i duchownych, którym było gorzej, nie mieli nawet pociechy skarżenia się — bezskutecznie.
Wobec rozbudzonego przez sejm czteroletni życia, pragnień i nadziei, które przeniknęły również aż do najniższych warstw społecznych, tych suplik ukazywało się wiele. W. Smoleński[2] przytacza z archiwum po J. K. Branickim kilka decyzyj panów, uwzględniających skargi chłopów na administrację dóbr. Czy tych kilka albo nawet więcej dowodów życzliwej sprawiedliwości wystarcza na poparcie twierdzenia, że panowie brali do serca zanoszone do nich supliki? «Czyż skargi owe — pyta Smoleński w uwadze przeciw Lubomirskiemu — jako głosy jednostronne mogą objektywnie przedstawić rzeczy?» A nieliczne przychylne rezolucje panów mogą świadczyć o usposobieniu ich większości, skądinąd dobrze nam znanem?
Te lamenty chłopskie, nie przez chłopów pisane, ale wiernie wyrażające ich skargi, te — jak je później nazwano — «psalmy żalu» były w XVIII w. dość popularną formą przedstawiania i rozwiązywania kwestji włościańskiej. W książce Uwagi praktyczne o poddanych polskich (1790) autor zapewnia że gdyby właściciele dóbr dopuścili rolników do tronu, i sejmu, ci mówiliby tak: «Stawamy przed waszem obliczem nie z duchem buntu, który się nędzą bez nadziei obudza, gdyż rozpacz nasza niewolnictwem i nieoświeceniem jest przytłumiona, lecz z prośbą o litość. Miljony rolników, lud fundamentu krajowych dostatków pilnujący, nędzne życie pół roku plewami a pół roku głodem utrzymujemy; nie mieszkamy tylko w okopciałych budach, nie odziewamy się tylko łatami; nie wyżebrzemy tylko od lichwy zasiewu; nie orzemy tylko słabym bez dobrego karmu sprzężajem; nie zbieramy tylko po dniach na pańskiem, na naszem ukradkiem i z ról od nawozów wyplenionych; nie młócimy tylko na opłatę lichwiarzom, na zdzierstwo dworom i żydom; hodujemy(?) dzień w głodzie i w płaczu, nie na naszą pomoc, lecz na pańską posługę; nie znamy pociechy tylko w truciznach trunków żydowskich... Nie masz dla nas ojczyzny, bo nie mamy własności, lub w ustawicznych pracach... nędza nie przywiązuje nas do siedliska; głód i ucisk płacz i jęki mogąż być kochane?
Mało zbieramy i to się nam wydziera; czekamy w nędzy nowego i zadłużamy się i dworowi, i arendarzowi i lichwiarzom. Ekonom, dzierżawca, zastawnik albo lichwiarz taksuje zboże dane zimą drogo a bierze tanio w jesieni według przeszłej ceny i wyciąga nadsyp.
A jeszcze nie jestże prawdą, że się zadłużamy nie na poprawę gospodarstwa, lecz na stratę bez zysku, na czynsze, podymne, poczostki (poczęstunki), chrzestne, weselne, pogrzebowe, na dzwony, na księży, na pokłony, na ułagodzenie gniewu panów, ekonomów. Żydzi nie przypisująż więcej długów, niż bierzemy, za wymianę pieniędzy, za poczekanie i nie mająż tysiąc innych sposobów majątek nasz błahy wysysać i łacnością borgów (kredytów) i egzekucją dworską.
Jeżeli znajdą się zamożniejsi, muszą udawać ubogich i umyślnie zapożyczać się u lichwiarzów z obawy grabieży, «a co gorsza kołysać przyjaźń żydów, dwornych zauszników, aby błahy majątek utaić.
Będąc pod występkami przemocy, możemyż znać imię cnoty?... Uczyż nas niewola szczerości, pomocy wzajemnej, sprawiedliwości?... Umiemy tylko czołgać się przed mocnym, podłymi być w żebraninach, oszukać nieostrożnych, ułudzić niedozornych, i okrucieństwa wywierać w zemstach. Obnażenie nas z własności przymusza żądać cudzego, żądza tamowana wznieca ku panom nienawiść, niepożyteczność dla nas naszej pracy rodzi opieszałość i gnuśność.
O dobry Boże, ledwie na ciebie nie poglądamy jak na tyrana, lecz ty nam osładzasz to piekło, iż w śmierci czekamy ulgi i nieba».
Następuje wykaz szkód, jakie panowie ponoszą przez niechętne i niedbałe roboty poddanych. Wreszcie żądania:
«Przywróćcie nam, jak przed trzema blisko wiekami było, opiekę zwierzchności krajowej, sądy sołtysów lub polubowne z panami, apelacje do sądów krajowych. Dozór, kiedy już nie może być w przejeżdżaniu króla, tedy w syłaniu z każdego sejmu komisji z obcych powiatów do rozpytu krzywdzonych i do rozsądzenia finalnego.
Dajcie nam własność gruntów pod pewną powinnością dziedziczną, zakupieństwem. Wyznaczcie komisje, ażeby uproporcjonowały według miejsca i gruntu czynsze nasze z łanu, włoki, zrzebia, śladu, polanek, morgów, z sianożęci, lasów, pszczół i jezior; ażeby ustanowiły, jaką mamy mieć swobodę do kopania trzebieży, osuszania błot, jaką płacę i w jakim czasie, aby dziedzice czynszu nie podwyższali».
Gdy to wszystko nastąpi, wtedy okażą się dobroczynne skutki: podniesie się rolnictwo, rozszerzy się obszar uprawy, «wspomożemy bliźniego z naszej dostateczności, jeżeli będziemy żołnierzami, gniewem się zapalimy na nieprzyjaciół, że pokój nasz mieszają i ten gniew nie będzież gorliwością o całość ojczyzny?»
«Wszyscy będziemy wsparci dostatkiem, cnotą i nauką. Dzikie nasze siedliska otrą się z łez i smutku, zamienią się w wesołość... Nie będą dzieci od matek rzucane w kolebach, skrępowane na pańszczyznę pędzonych, gdzie lub się płaczem zrywają do kalectwa, lub makową pojone trucizną do snu śmierci podobnego».
Dla wszystkich niesprawiedliwości, gwałtów, okrucieństw, popełnionych na chłopach w Polsce, znaleźć można odpowiednie a nawet jaskrawsze objawy w życiu narodów europejskich. Jeden tylko rys — i to może najgorszy — jest wyłączną własnością naszej historji. Mówimy tu o stosunku szlachty do żydów. Nieszczęśliwy ten naród nie był nigdy i nigdzie lubiany, wszędzie znienawidzony, przeklęty i prześladowany. «W średnich i nowych wiekach — powiada J. Scherr — monarchowie, książęta i panowie otaczali żydów opieką dla ciągnięcia korzyści. Hodowano pijawki, którym pozwalano ssać krew narodu, ażeby ją potem z nich wycisnąć. Od czasu zaś do czasu, zwłaszcza podczas wojen krzyżowych, masami ich wyrzynano, korzystając z jakiejkolwiek sposobności rzeczywistej lub zmyślonej. W latach 1348—1350 wszystkie miasta nad Renem i w Szwajcarji, a także daleko w głąb średnich i północnych Niemiec dymiły się olbrzymiemi stosami, gdyż każde chciało mieć swoje palenie żydów»[3]. Miasta polskie takiego pragnienia nie miały, ale polscy monarchowie, książęta i panowie hodowali żydów w tym samym celu co gdzie indziej. «Potężny a łaknący dóbr doczesnych protektor — mówi J. K. Kochanowski[4] — chował sobie żydów jako stado kur, niosących złote jaja, których częstego podbierania nie zaniedbywał nigdy, wierząc święcie, że go Pan Bóg żydami w tym jedynie celu obdarował i że najbardziej wyuzdane łupiestwo nie jest żadną względem nich niesprawiedliwością, gdyż jako własność pańska ciułają grosze jedynie dla swojego pana».
W tej hodowli żydowskich pijawek i kur niosących złote jaja stoimy na jednakim poziomie z całą Europą. Ale zniżamy się pod jej poziom, wszedłszy na tę drogę, po której głównie posuwało się nasze życie społeczne, na której załamało się w swym rozwoju, na drogę przywilejów. Z tych dobrodziejstw łaski książęcej i losu po szlachcie najobficiej skorzystali żydzi. Pierwszym, niezmiernie hojnym dla nich darem był przywilej Bolesława kaliskiego z r. 1264. Trzeba przeczytać ten dokument w całości, ażeby ocenić wielkie zaślepienie i wielką troskliwość, jaką okazywano żydom, i olbrzymią różnicę traktowania, jaką zachowywano między nimi a chłopami. Książę występuje tu jako patron żydów; sprawy karne z chrześcijanami poleca rozstrzygać wojewodom, którzy wtedy są jego zastępcami; sprawy zaś cywilne i karne żydów między sobą oddaje osobnemu sędziemu (iudex iudaeorum), który ma wyrokować w miejscu przez nich wybranem. «Jeżeli chrześcijanin zabije żyda, słusznym sądem niech będzie karan, a wszystkie jego dobra ruchome i nieruchome w naszą moc niech przepadną». Kto zrani żyda, musi go leczyć własnym kosztem. Kto na nim dokona jakiegokolwiek gwałtu, podlega surowej karze. Gdy zastaw pozostaje niewykupiony przez rok i 6 niedziel u żyda, staje się jego własnością. Jeżeli chrześcijanin twierdzi, że na zastaw otrzymał mniejszą sumę pieniędzy, niż utrzymuje żyd, a ten przysięgnie, chrześcijanin winien zapłacić. Gdy żyd zawoła w nocy o pomoc, a chrześcijanie mu jej nie dadzą, podlegają karze.
Zygmunt I, potwierdzając i rozszerzając przywileje żydów, zagroził konfiskatą dóbr niszczącym ich cmentarze a karą 2 funtów pieprzu (wówczas bardzo drogiego) za rzucenie kamienia na cheder. W sprawach przeciwko żydom między świadkami musiał być żyd. Nie wolno było nakazać im przysięgi na dziesięcioro przykazań, jeśli spór toczył się o sumę niższą, niż 50 grzywien.
Przywileje żydowskie nie normują stopy procentowej przy pożyczkach, o ile zaś była określona, wynosiła 1 grosz od grzywny tygodniowo, 52 grosze rocznie, czyli więcej o 4 grosze, niż wynosił dług. «Widocznie — mówi J. Schipper — bardzo zależało na tem władcom polskim, aby w tym kierunku nie nakładać karbów na spekulacje pieniężne żydów, boć jasne, że im więcej żyd wyciśnie od swego dłużnika, tem lepiej wysłuży się skarbowi swego patrona». Żyd, pożyczający na zastaw ziemi, użytkował z niej aż do spłaty długu. Jeżeli zaś po upływie 3 lat i 3 miesięcy nie otrzymał swej należności, stawał się właścicielem zastawionego majątku z prawem nakładania na kmieci ciężarów poddańczych. Dłużnik niewypłacalny musiał stawić się w grodzie i dopóty «leżyć w załogu», dopóki się nie wypłacił. Jeśli się stawi, popada w «zastaw osobisty», co oznaczało zrównanie jego osoby z rzeczą ruchomą. Dłużnikami żydów bywali dygnitarze, możnowładcy, monarchowie — Jagiełło, Olbracht, Aleksander. Królowa Jadwiga umarła przed spłaceniem długów, które po jej śmierci wyegzekwował żyd Lewko na poręczycielach. Bogaty żyd za Jagiełły zakładał wsie, które nazywał swojem imieniem i był w nich wójtem. Dopiero na sejmie piotrkowskim 1496 r. zakazano żydom nabywania ziemi. Ci sami Jagiellonowie, którzy najmocniej przycisnęli chłopów, najłaskawiej obchodzili się z żydami: «W tym czasie (1516 r.) — mówi współcześnik — żydzi coraz więcej są w cenie i prawie niema myta albo podatku jakiegoś, któregoby nie byli przełożonymi albo przynajmniej być nimi nie chcieli. Powszechnie chrześcijanie żydom podlegają i prawie niema nikogo śród magnatów i przedniejszych panów Rzplitej, któryby żyda nie przełożył nad swym majątkiem, nie dawał władzy żydom nad chrześcijanami»[5].
Taką opieką, dobrodziejstwami i przywilejami otaczano żydów wtedy, kiedy chłopi nie mieli żadnych praw i rzuceni byli na pastwę samowoli panów i niesprawiedliwości sądów, oraz kiedy we Francji uważano żydów za własność prywatną a obcowanie z żydówką — za obcowanie z suką, kiedy w Anglji wyrywaniem zębów zmuszano ich do dawania pieniędzy. A czyniono tak w Polsce z zupełną świadomością ich szkodliwości i pamiętaniem artykułu statutu wiślickiego, który zakazując pożyczek żydowskich, tłumaczył: «gdyż żydowskiej złości umysł na to się obraca, aby krześcijańskie dobra a bogactwa zawdy ściskali a wykorzeniali». Odpowiedzialność za tę różnicę, za okrucieństwo względem żywicieli narodu a łaski dla jego pasorzytów spoczywa nietylko na królach i książętach, hodowcach «kur niosących złote jajka», a zarazem «pijawek», lecz w daleko wyższej mierze na szlachcie, która przejąwszy od nich władzę, nietylko nie usunęła szkodliwych przywilejów, ale według przysłowia stworzyła «raj dla żydów a piekło dla chłopów» (Polonia paradisus judaeorum, infernus rusticorum). Przypomnijmy sobie z poprzednich kart, że ona zmuszała poddanych do kupowania i sprzedawania żydom w karczmach, że ich tam rozpajała wódką, że kontraktami oddawała cały lud wiejski żydom na wyzysk, że wydzierżawiała im wsie z prawem życia i śmierci. W XVIII wieku nie było już królów i książąt, którzy nazywali żyda swoim opatrznym (judaeus noster providus), zniknęły przywileje, ale pozostały w zwyczajach i charakterach złe nałogi i pożądania. Wszystkie głosy reformatorskie w publicystyce i literaturze tego czasu zwracały uwagę sumienia społecznego na tę hodowlę wilków w stadzie owiec. «Na żydów w Polsce — pisze Pamiętnik historyczno-polityczny (z roku 1789) pod adresem sejmu czteroletniego — poglądamy tylko jak na przechodniów. Żadnego dotąd Rzeczpospolita nie przedsięwzięła skutecznego kroku, iżby żyd, gdy jest wiecznym w Polsce mieszkańcem, został przynajmniej dla niej nieszkodliwym. Przez tyle wieków zimno i obojętnie patrzy Rzeczpospolita, że żydzi, rolnictwa nie sprawując, w tym celu karczmarstwem i szynkami bawią się, iżby we wsiach od chłopów a w miastach od mieszczanków, przynajmniej większą część corocznego zbioru ziarna i dobytku, przez zamianę i z lichwą i z oszukaniem za gorzałkę od karczem przeprowadzali, a to z tem szkodliwszą złością, że rozpiwszy poddanych, tak ich tem skazili i zarazili, że teraźniejsze onych pokolenie nie byłoby nawet zdatne znać i przyjąć tę ich losu poprawę, którąby kiedy Rzplita dla ich szczególnego i dla ogólnego dobra urządzić przedsięwzięła. Chcąc zatem, ażeby ta w poddaństwie po wsiach zaraza nie stała się szkodną, następnym przynajmniej pokoleniom zgasić ją potrzeba w samem źródle, w żydach, z których samych to zło wypływa».
Pod opieką przywilejów, tolerancji i łask pańskich, chociaż podszytych pogardą, ale korzystnych, masa żydowska rośnie szybko. W r. 1676 liczy ona w Koronie i Litwie 182.000 głów, w 1764 — już 621.120, a po pierwszym rozbiorze na zmniejszonej przestrzeni kraju 900.000. W tej porze ⅔ rozdziela się na miasta a ⅓ na wsie. Ponieważ nietylko wsie, ale i miasta, z wyjątkiem kilku znaczniejszych, wchodzą w skład wielkich majątków ziemskich, więc żydzi w całem państwie korzystają ze szlacheckiej hodowli kur i pijawek. Dzięki im miasta niszczeją i nie mogą aż do końca XVIII w. zdobyć sobie praw politycznych. «Rzemiosła i handel mieszczaństwa chrześcijańskiego — mówi podający te fakty Bujak[6] — upadają i mają znaczenie uboczne... Ogół miast przedstawia obraz całkowitej ruiny. Puste place i walące się domy, przeważnie drewniane, brud na ulicach a w domach nędza z powodu pijaństwa i próżniactwa... Większość miast starszych posiada w XVIII w. zaledwie jedną trzecią lub nawet jedną czwartą część domów, które posiadała w drugiej połowie XVI w.»
A ile złego mogło sprawić 300.000 pijawek ssących ciemny, bezradny i bezbronny lud wiejski!
W podwójnych szponach szlachecko-żydowskich chłop musiał marnieć i ginąć, a jeśli nawet w szczególnych warunkach odzyskał swobodę, nie mógł z niej korzystać, nie mógł stanąć na mocnych nogach, bo miał wszczepioną w karczmie zarazę pijaństwa i upodlenia. W chwilach rozjaśnionej świadomości on to czuł i rozumiał a wtedy pytał: dlaczego panowie nie dają nam przynajmniej tyle łaski, co żydom? Dlaczego oddali nas im na pożarcie?





  1. Znaleziona jakoby na jarmarku w Tarczynie 1767 r. a przechowywana w paryskim Hotelu Lambert, skąd ją wydobył i ogłosił F. J. Lubomirski (Rolnicza ludność). Kraszewski, który miał jej kopję współczesną p. t. «Hoc loco znaleziony w wielu miejscach projekt» i który ją przytoczył w obszernem streszczeniu, uważa że «jest to widocznie pokątny owoc jakiegoś księdza, pochodzącego z włościan i ujmującego się za nich... Rzecz niejasna w wielu miejscach, powtarzająca się, rozwlekła, bałamutna, ale jako symptom wielkiego znaczenia, chociaż nie spotykamy nigdzie wzmianki, ażeby skutek jaki wywrzeć miała» (Polska w czasie trzech rozbiorów, I, 156). Gdyby się wówczas odezwały gromy niebieskie, również «nie wywarłyby skutku». W. Smoleński (Pisma histor. III) uważa tę suplikę za «trawestację głośnego aktu konfederacji dysydenckiej z 20 marca 1767 r. i szykanę jego osnowy», za «satyrę skomponowaną przez stronnictwo szlacheckie na dysydentów bez żadnej myśli propagowania reformy stosunków włościańskich» (63). Jeśli istotnie tak było, to zaiste podziwiać potrzeba naiwność autora, czy autorów, którzy w tej «satyrze» tak głęboko ukryli swój złośliwy zamiar, że zamiast «szykany» wyszedł z pod ich pióra najprawdziwszy akt oskarżenia.
  2. Kwartalnik hist., 1890.
  3. Deutsche Kultur- u. Sittengeschichte, Lipsk 1876, s. 161, W samym Strassburgu spalono odrazu 2000 żydów. «Podczas gdy mężowie płonęli, przed stosami wydzierano żonom dzieci, ażeby je ochrzcić: ale matki przyciskały dzieci do piersi i rzucały się z niemi w ogień».
  4. Kazimierz W., s. 66.
  5. Kodeks Wielkopolski nr. 605, Herburt, Statuta, s. 368. Czacki, Dzieła, Hube, Prawo polskie XIV w. J. Schipper, Studja nad stosunkami gospodarczemi żydów w Polsce podczas średniowiecza, Lwów 1911, s. 73, 93, 241, 247.
  6. Bujak, Studja, 111.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.