Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/24

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres V
Rozdział Ostatnie czyny Mierosławskiego
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Ostatnie czyny Mierosławskiego.

Po bitwie pod Wrześnią, wyruszył Mierosławski, mając jeszcze około 3000 ludzi, ku Gnieznu. Ale Brzeżański, który szedł w przedniej straży, uważając pochód wojska na Gniezno, gdzie stało dużo wojska pruskiego, za szaleństwo, zwrócił się na wschód ku Witkowu, a reszta wojska poszła za nim. Rozgniewany Mierosławski nazwał Brzeżańskiego przed wszystkimi oficerami zdrajcą. Młodsi oficerowie żądali nawet rozstrzelania zasłużonego pułkownika, ale Mierosławski nie odważył się na to.
W Witkowie postanowił Mierosławski iść na północ i w okolicy Rogowa rozpocząć wojnę partyzancką. Dnia 4 maja doszło wojsko do Gębic, a stamtąd po przenocowaniu pomaszerowano dalej. Ale już zewsząd ściągało się wojsko pruskie, by osaczyć Polaków. Nawrócił więc Mierosławski i idąc przez Gębice i Orchów, stanął 6 maja w Skąpem. Tu zwołał radę wojenną. Oświadczywszy, że Prusacy tak są rozłożeni, iż Polakom trzeba się uważać za wziętych w matnią, przedłożył, że trzy są sposoby ratunku: rozbieżenie się na pojedyńcze oddziały, co zarazem byłoby rozwiązaniem wojska, albo oczekiwanie w miejscu na bój do ostatniej kropli krwi, co byłoby bez celu, albo wreszcie przedarcie się przez nieprzyjaciela i pospieszny pochód w południowo-zachodnim kierunku; tego ostatniego sposobu mógłby się chwycić, gdyby wszyscy oficerowie zaręczyli za wytrwałość swych żołnierzy. Ale tylko trzech oficerów, Oborski, Mniewski i Mittelstaedt, dali takie zaręczenie, poczem Mierosławski złożył dowództwo, zapowiadając, że odtąd jako prosty emigrant wojsku towarzyszyć będzie,[1] o czem doniósł dnia 9 maja generałowi Wedellowi, prosząc zarazem o paszport do Francyi. Brzeżański zaś, który wstąpił w jego miejsce, wysłał Szołdrskiego i Lalewicza do stojącego w Witkowie generała Wedella z powiadomieniem, że gotów jest zawrzeć pokój.
Wedell polecił Szołdrskiemu i Lalewiczowi udać się do Poznania i zapytać nowego komisarza królewskiego, generała Pfuela, co uczyniłby z powstańcami w razie złożenia broni.
Nie zwlekając, pomaszerowało wojsko polskie, z którego się już wielu oddaliło, tak, że jeszcze tylko 1500 ludzi zostało, w szybkim pochodzie do Grabowa, gdzie przenocowało, a rano 8 maja przybyło do Miłosławia. Stąd poprowadził Ludwik Oborski wojsko do Murzynowa Borowego, Brzeżański zaś pospieszył do Barda, gdzie za pośrednictwem Alfonsa Taczanowskiego,[2] który poprzednio zniósł się był z generałem Pfuelem, zawarł z generałem Wedellem taki układ:
Wojsko polskie złoży broń w Piątkowie Czarnem z wyjątkiem oficerów, którzy zatrzymają pałasze. Prości żołnierze odprowadzeni zostaną pod strażą do domu, oficerowie otrzymają paszport do miejsca swego zamieszkania. Zbiegów z wojska pruskiego odprowadzi się do Poznania i poleci łasce królewskiej. Emigranci otrzymają paszporty do Francyi.
Nadto przyrzekł Wedell, że wojsko jego, zwłaszcza pułki pomorskie i śląskie, nie zbliżą się do rozbrojonych.[1]
Nazajutrz dnia 11 maja miało nastąpić złożenie broni, gdy jednakże generał Wedell przybył do Piątkowa Czarnego, zastał tam tylko 35 powstańców i to całkiem bez broni, reszta, połamawszy lub pochowawszy broń, jaką kto miał, rozbiegła się na wszystkie strony, po doświadczeniach bowiem z konwencyą jarosławiecką, nie wierzono, aby wojsko pruskie dotrzymało warunków kapitulacyi. Toż widziano, jak to wojsko postępowało sobie z jeńcami i z tymi, którzy dobrowolnie opuszczali obozy: ujętych i prowadzonych przez żołnierzy nie tylko sami żołnierze bili kolbami, popychali i lżyli, ale nadto tłum żydostwa, uzbrojonego w kije, błotem i kamieniami obrzucał, bił i znieważał, tak że zaledwie żywi dochodzili do miejsca przeznaczenia, t. j. fortecy lub innego więzienia.[3] Jakżeż lud miał zaufać władzy i takiemu rządowi?
Brzeżański już wogóle wojska polskiego nie widział, w powrocie bowiem z Barda ostrzeżony, że w obozie rozjątrzenie przeciwko niemu wielkie, przesłał pułkownikowi Oborskiemu i majorowi Jabłkowskiemu na piśmie warunki kapitulacyi, doniósł o tem Wedellowi i pojechał do domu.
Mierosławski już przedtem opuścił obóz. Dnia 11 maja pochwycony przez Prusaków, osadzony został na Winiarach, skąd dopiero 24 lipca za energicznem wstawieniem się posła francuskiego wydostał się na wolność. Emigrantów pułkownika Oborskiego i rotmistrza Kirkora pod strażą odstawiono do Kistrzyna,[4] dokąd wysłano i innych wychodźców.[5]




  1. 1,0 1,1 Gazeta Polska, nr. 45.
  2. Alfons Taczanowski był jednym z tych obywateli, którzy sądzili, że zbliżeniem się do dworu pruskiego, uzyskają pewne ulgi dla ziomków. Mianowany szambelanem i dziedzicznym członkiem Izby panów, wyniesiony do godności hrabiowskiej, okryty orderami, niczego dla Księstwa wykołatać nie zdołał. W r. 1856 założył ordynacyę Taczanowską, obejmującą 11,411 mórg ziemi. Umarł nagle w 52 roku życia 10 maja 1867 r.
  3. Oeffentliche Stimmen edeldenkender Deutschen aus dem Grossherzogtum Posen, 5.
  4. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego, nr. 114.
  5. Tamże, nr. 134.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.