Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/25
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Okres V |
Rozdział | Rozproszenie innych oddziałów |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I małe oddziały polskie, które w początkach maja potworzyły się na tyłach wojska pruskiego, uległy przemocy.
Dnia 4 maja wyparł emigrant Eugeni Sczaniecki po krwawej walce kompanią piechoty z Buku, poczem mężczyźni i kobiety ze wsi okolicznych zrabowali żydów, kilku zranili, a jednego z nich oraz sługę magistrackiego, przekonanych o szpiegostwo, zabili. Gdy kosynierzy za miastem przyganiali uchodzącej z tabołami tłuszczy, że łupiestwem plami sprawę święta i czystą, odpowiedziano: „Kiedy Prusacy rabują Polaków, głupstwemby było nie rabować Niemców i żydów.”[1]
Tymczasem z Grodziska nadszedł silny oddział Prusaków i wyparł powstańców z miasta, poczem landwera śląska po swojemu hulać poczęła. Bito, kłuto i zabijano mieszkańców po domach, ulicach, stajniach i stodołach. Zastrzelono mieszczan: Tuliszkę, Marszałkiewicza, Cwojdzińskiego, Gaworskiego, Czerniejewicza, chłopca Pawłowicza, wyrobnika Tomka Olszewskiego, Zająca, Małeckiego, dwóch parobków radcy ziemiańskiego Szuberta, pasących było w stajni, trzech parobków, rznących sieczkę, mieszczanina Górczewskiego dwóch parobków mieszczanina Zektelera, wyrobników Rychtera i Chmielewskiego; poraniono w okropny sposób niewinnie Wodyńskiego i Budzińskiego. Nie oszczędzono nawet kobiet. I tak zabito dziewkę Teofilę Wąsowiczównę, a 80-letnią kobietę zamordowano w łóżku.[2] Także księdza wikarego Antoniego Bielskiego, który udzielał rozgrzeszenia umierającym, „większego Prusaków niż rewolucyi przyjaciela”,[3] zastrzelili żołnierze. Wojsko taką dzikość okazało, że, gdy nazajutrz wracało do Poznania, wszyscy Niemcy i żydzi z obawy przed zemstą Polaków do niego się przyłączyli.
O udział w wyprawie bukowskiej posądzono znanego ze spokojnego usposobienia Walentego Milewskiego, właściciela folwarku Józefowa. Tam napadło na niego sześciu żołnierzy od piechoty i zaprowadzili na odwach. Jeden z żołnierzy twierdził, że Milewski zabił w Buku obok niego stojącego żołnierza. Nie pomogły żadne tłomaczenia i przedstawienia: zastrzelono nieszczęśliwego bez wiedzy stojącego we dworze majora Schenkendorfa.[4]
Pomiędzy emigrantami, którzy do Księstwa przybyli, znajdował się Mikołaj Dobrzycki. Dziwne były jego koleje. Za Napoleona walczył w Hiszpanii, jako jeniec wojenny trzymany był na wyspie Kabrera, potem w Szkocyi. Po uwolnieniu z niewoli został urzędnikiem komisyi wojewódzkiej w Kaliszu. Stamtąd znosił się listownie z członkami tajnego związku patryotycznego w W. Księstwie Poznańskiem. Aresztowany 1821 r., długie i srogie wytrzymał śledztwo w Warszawie, nareszcie przez sąd wojenny, lubo do cywilnego należał stanu, skazany i w Zamościu zamknięty, w łańcuchach i z przegoloną na krzyż głową, z złoczyńcami ciężko pracować musiał i dopiero krótko przed powstaniem listopadowem puszczono go na wolność. Wojnę 1831 r. odbywał jako major. W czasie walk pod Grochowem zarzucił zdradę Krukowieckiemu, który skutkiem tego strzelił do niego z pistoletu. Dostawszy się znów do niewoli, kilka lat przesiedział w głębi Rosyi, a odzyskawszy wolność, osiadł u krewnego w Bąblinie pod Obornikami.[5]
Pomimo, że był wiekiem i nieszczęściami złamany, jednak na wezwanie Turny z Obiezierza objął Dobrzycki dowództwo nad oddziałem kosynierów i o świcie dnia 5 maja ruszył z Obiezierza na Oborniki. Już się wdzierał przez most na Warcie do miasta, gdy, kulą ugodzony, poległ. Kosynierzy, zostawiwszy jednego rannego nad rzeką, a kilku zabrawszy na wóz, poszli w rozsypkę.
W trzy dni później, w nocy z dnia 7 na 8 maja wykonał Adolf Malczewski, mając w oddziale swym obywatela wiejskiego Piotra Brodnickiego i emigranta Ancypę, Litwina, zamach na Kcynią. W ciemnościach powstało takie zamięszanie, że Prusacy przed Polakami, a Polacy przed Prusakami uciekali. Ale Malczewski powrócił po niejakimś czasie i zajął ogołocone z wojska miasto, gdzie znalazł broń, pozostawioną przez Prusaków. Na niewiele mu się jednak przydała, bo nadszedł generał Hirschfeld. Malczewski uszedł, Hirschfeld zaś i niemieckie oddziały ochotnicze okropną zemstę wywarli na mieszkańcach.
Wielkiej wytrwałości i sprężystości, ale i dziwaczności dowody złożył Jakób Krauthofer, który w czasie powstania nazwał się Krotowskim.[6]
Po nieudanej misyi do Berlina wrócił do Poznania. Tu dowiedziawszy się, że dnia 2 maja pod wieczór pruska kompania pod Stęszewem napadniętą i rozbrojoną została, a dwóch poruczników Burgund i Brachvogel dostało się do niewoli, przyrzekł władzom pruskim oswobodzić obydwóch oficerów i dnia 3 maja opuścił miasto. W istocie nazajutrz powrócili owi oficerowie do Poznania. Ale Krotowski pozostał przy owym polskim oddziałku, a w miejsce emigranta Celińskiego okrzyknięty dowódcą, dobrał sobie do pomocy Włodzimierza Wilczyńskiego z Krzyżanowa i Franciszka Maciejowskiego, syna dzierżawcy probostwa w Wirach,[7] ogłosił dnia 3 maja w Mosinie rzeczpospolitą polską, kapitana Tołkaczewskiego jako rzekomego szpiega powiesić kazał, urzędników pruskich złożył z urzędu, a Polaka, nauczyciela Rosta, mianował burmistrzem, wręczając mu nominacyą, opatrzoną pieczęcią, na której był orzeł Jagielloński, a w miejscu korony wieniec z napisem: Polska powstająca.[8]
Krotowski nakazywał pod wielkiemi groźbami dostaw, a od generalnego sztabu pruskiego w Poznaniu zażądał wypuszczenia wszystkich jeńców polskich, w zamian za uwolnienie owych dwóch oficerów pruskich, komisyą zaś generalną i sąd apelacyjny w Poznaniu wezwał, aby zaprzestały czynności, opieczętowały swe okazy i oddały pod dozór dwóch Polaków i jednego Niemca. Generał Pfuel zamiast odpowiedzi wydał 8 maja odezwę, wzywającą do pochwycenia Krotowskiego i jego wspólników.[9]
Tymczasem Krotowski ruszył na Śrem. Piechotę pruską w sile do 300 ludzi, spieszącą do miasta, spłoszyli ukryci w krzakach olszowych strzelcy, na prawem skrzydle linii polskiej Dartsch z kompanią swoją spędził ułanów pruskich, ale choć wsparty oddziałem odwodowym, do miasta wedrzeć się nie mógł. Najsłabiej nacierał środek polski, bo wylew na łągu utrudniał rozwijanie się tyralierów. Działko funtowe i trzy półfuntowe, zabrane z Rogalina, gdzie służyły do przyozdobienia parku, żadnej nieprzyjacielowi szkody wyrządzić nie mogły. Napróżno przez parlamentarza wezwał Krotowski Prusaków do poddania się, w końcu, spostrzegłszy nadchodzące świeże wojsko pruskie, rozpoczął pospieszny odwrót.[9]
Wracając z nieudanej na Śrem wyprawy, ogłosił Krotowski także w Kórniku rzeczpospolitą i ustanowił nową władzę miejską. W Stęszewie uczynił to samo Rymarkiewicz na czele ludu, który zgromadził między Trzebawiem, Górką i Łodzią.[9]
Już i pod samym Poznaniem chwytano za broń. W Górczynie chłopi z kosami i widłami uderzyli na 20 huzarów i 40 pieszych strzelców, a inny mały oddział pruski musiał potykać się na drugiej stronie Warty z mieszkańcami Żegrza. Nareszcie w nocy kilkunastu powstańców podeszło pod same wały Poznania, co tak dalece zaniepokoiło załogę, że rozpoczęła ogromną strzelaninę kulami oświecającemi.[9]
Dnia 8 maja uderzyli Prusacy o 7 z rana na Krotowskiego w Rogalinie. Po dwugodzinnym ogniu tyralierskim, Krotowski przeprawił się na promach i łodziach przez Wartę. U wsi Niwki spotkał się z Celińskim, który na wiadomość o boju spieszył od Trzebawia z nowo zebraną siłą. Razem pod Rogalinkiem przeszli przez Wartę i w samo południe na odwet uderzyli na Rogalin. Atoli oddział powstańców, liczący 150 strzelców i 300 kosynierów, nie chciał należycie nacierać i po stracie 7 ludzi w zabitych, cofnięto się znowu za rzekę. Pod Rogalinem Krotowski jeszcze zamienił kilka strzałów z Prusakami, którzy płynęli na trzech statkach na Warcie.[10]
Po bitwie żołnierze pruscy strasznie spustoszyli zamek w Rogalinie; zerwali obrazy ze ściany, poniszczyli je i porąbali, także wizerunki rodziny Raczyńskich, w bibliotece wiele książek cennych podarli i powyrzucali oknem, pozabierali dużo bielizny, srebra i inne kosztowności, także płyty do medali, podarli i poniszczyli tapety i kobierce, a stodoły i oficynę spalili.[11]
Po tych utarczkach oddziały Krotowskiego i Celińskiego rozsypały się. Opuszczeni przez swych żołnierzy naczelnicy, musieli pomyśleć o sobie. W Konarzewie, niedaleko Poznania, huzarzy pruscy pochwycili Krotowskiego. Okutego w kajdany odprowadzono do Poznania i zamknięto na Winiarach. Z więzienia taki napisał list do generała Pfuela:
„Ekscelencyo! Pułkownik Helldorf nazwał mnie publicznie zbójcą, a chcąc się według tego ze mną obchodzić, wtrącił mnie do mokrego, ciemnego, zapadnięciem grożącego lochu”.
„Panie Generale! Moje dążności i działanie wyższej sięga sfery. Umiesz bowiem zapewne odróżnić tłuszczę rozbójniczą, która z samolubstwa popełnia zbrodnie, od powstańców, którzy połączyli się, złożywszy na ołtarzu Ojczyzny własność i krew swą w ofierze, aby walczyć za jej niepodległość. Czas osądzi potwarze. Zaufany, że Ekscelencya dalekim jesteś od przesądów przeciw nieszczęśliwemu narodowi, we wszystkich powstających warstwach, upraszam Go obecnie najpokorniej o łaskawe rozporządzenie, 1) ażeby odpowiedni osobie przeznaczono mi lokal, 2) aby skarcono gwałty, dokonane na mej osobie (oficer jeden nazwał mnie łotrem; pomijam już gminne wyrazy podoficerów i prostych żołnierzy), 3) aby mi przynajmniej przez 6 godzin dziennie pozwolono używać świeżego powietrza, 4) aby wolny być do mnie przystęp mej matce, dzieciom i narzeczonej.”
„Nie należę ja do liczby tych, którzy może zaprzeczają udziału w powstaniu narodowem przeciw dzisiejszemu rządowi w celu oparcia się siódmemu podziałowi Polski; owszem chlubię się z tego, że należę do liczby tych szlachetnych, którzy jako prawdziwi synowie Ojczyzny krok ten uczynili z powinności i przekonania — niema przeto powodu odsuwać mnie od świata i dręczyć haniebnie. Wszelkie dopuszczenie Boże znosić będę jako mąż stały, a jak nie uląkłem się w otwartym boju kul gradu, tak też, chociażby mnie i co najgorszego spotkać miało, nie dam się zwieść z drogi mych zasad, według których dotychczas działanie me stosowałem, nie dla mego, ale dla dobra Ojczyzny, wolności i prawa. Nie są to zasady zbójcy. Z Chrystusem zawołać mi trzeba: Nie wiedzą, co czynią!”
Z winnym szacunkiem Krotowski.[12]
Krotowski, którego syn, ujęty z bronią w ręku pod Książem[13], także dostał się do więzienia, przesiedział w owym lochu kilka miesięcy, rozchorował się i tylko na przedstawienie lekarza przeniesiony został do więzienia przy ulicy Fryderykowskiej, gdzie przynajmniej w suchej izdebce pokutując, doczekał się wreszcie wypuszczenia na wolność, skutkiem ogólnej amnestyi z dnia 8 października.
„Nie skończyło się jednak na pięciomiesięcznem więzieniu, wytoczono mu niebawem proces o zdradę stanu. Za obrońcę miał dr. Władysława Niegolewskiego, bronił się przytem sam, a słów mu nie brakło. Rzecz toczyła się przed sądem przysięgłych, który w swoich początkach nawet polityczne i prasowe sprawy rozstrzygał. Między przysięgłymi było tylko czterech Polaków, a mimo to Krotowski od wszelkiej winy jednogłośnie uwolniony został. Ale naczelny prokurator Seeger nie poprzestał na owym werdykcie i podał natychmiast wniosek do Izby adwokatów o wykluczenie Krotowskiego z grona obrońców i zakazanie mu wszelkich urzędowych czynności z powodu jego politycznych zasad, dla państwa szkodliwych i niebezpiecznych. Atoli, chociaż Rada adwokatów składała się wtenczas z 7 Niemców i jednego bardzo umiarkowanego Polaka, starego Pigłosiewicza[14], znów Krotowskiego jednogłośnie uwolniono”.
Pozbywszy się owych procesów, wykonywał Krotowski jeszcze parę lat swoje czynności adwokacie i notaryalne i występował w głośnej sprawie wychodźcy Ziółkowskiego, który zastrzelił właściciela wsi Nitkowskiego, wracającego z polowania, uwikławszy się w romans z jego żoną. Obrona była trudna, Krotowski jednak potrafił ocalić go od śmierci.
W pełni jeszcze sił fizycznych i umysłowych umarł 1854 roku w Berlinie skutkiem niebaczności operatora, który, wyrzynając mu wrzód w klatce piersiowej, jedną z głównych tętnic sercowych nadwyrężył.[15]
- ↑ Moraczewski, 161.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 42.
- ↑ Moraczewski, 161.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 43.
- ↑ Moraczewski, 197.
- ↑ Doniósł o tem Komitetowi narodowemu dnia 1 kwietnia 1848 r. w tych słowach: „Mój pradziad przesiedlił się, zapewne w biedzie, z Scheslitz w Bawaryi do Polski, mój dziad i ojciec rodzili się i spoczywają wraz z pradziadem na polskiej ziemi, matka moja jest z Ochockich, matka dzieci moich z Kołudzkich, od dawna przeto rodziny mojej ojczyzną jest Polska. Jako prawy syn, składając znaki obczyzny, oświadczam Prześwietnemu Komitetowi, iż odtąd wraz z dziećmi mojemi Bolesławem, Józefą, Mieczysławem i Maryą, przybieramy polskie nazwisko Krotowski”, (Gazeta Polska nr. 10). Żona Krauthofera Teofila z Kołudzkich, umarła w Poznaniu 21 sierpnia 1856 r. Córka jej Józefa wyszła za Stanisława Gruszczyńskiego. Lib. Mort. ś. Marcina.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego nr. 107.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 38.
- ↑ 9,0 9,1 9,2 9,3 Moraczewski, 143—144.
- ↑ Moraczewski, 156.
- ↑ Gazeta Polska nr. 45. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego, nr. 115.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 51.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego, nr. 104.
- ↑ Józef Benedykt Pigłosiewicz, komisarz sprawiedliwości, umarł mając lat 78 w Poznaniu, 30 maja 1856 r., pozostawiając z pierwszego małżeństwa Amalię, pannę, a z drugiego Pawła, Ottona, Annę i Ernesta. Lib. Mort. ś. Marcina.
- ↑ Motty M. Przechadzki po mieście. II, 229.