Hiszpanija i Afryka/Afryka/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Afryka
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1849
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leon Rogalski
Tytuł orygin. Le Véloce, ou Tanger, Alger et Tunis
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ANGLICY W HISZPANII.

Przywodząc sobie tym sposobem na pamięć, ową starą legendę o Herkulesie, tak strarą, iż ją pani wzięłaś może za zupełnie nową, nie usiłując nawet zgłębić czy istniał jeden tylko Herkules, jak mówi Hezyod, czy trzech, jak twierdzi Dyodor[1], czy też sześciu, jak utrzymuje Cycero[2], lub nakoniec czy było czterdziestu trzech Herkulesów, jak mniema Varron; niepodzielając zdania nowoczesnych efemerystów, którzy twierdzą, iż przeciwnie z liczby tych kilkudziesięciu Herkulesów ani jeden nie istniał jako człowiek; półbożek lub bożek, i że Herkules jest jednem i tem samem co Bel, Belus, Baal, lub słońce, że dwanaście prac jego, są dwunastu znakami zodyaku, że jego siedm nocy, są siedmiu dniami tygodnia, a zaś pięćdziesiąt dwie córek Thespiusa, pięćdziesięcią dwoma tygodniami; nie zgłębiając wielkiego prawdopodobieństwa, iż wszystkie jego ciągle odnawiane podróże z wschodu na zachód, są jedynie boskim biegiem jakiego dopełnia ciało niebieskie, nadające życie ludziom a potwory w otchłań ciemności spychające, to jest śmiercią je rażące; płyniemy daléj ku Gibraltarowi.
A teraz, jeżeli pani pozwolisz, powiem rzecz którą uznasz pani zapewne za równie bajeczną jak legenda o Herkulesie; mianowicie że Gibraltar jest jedynem miastem, nie tylko na hiszpańskiem wybrzeżu, lecz nawet w całéj Hiszpanii, w którem mgła istnieje.
Ale zagadniesz mię pani, dla czegóż ta mgła istnieje w Gibraltarze, nie zaś w Algeziras, w Tariffie lub Kadyxie?
Odpowiem na to bez najmniejszego wahania:
Że Gibraltar jest miastem angielskiem, a w Anglii wszędzie mgła.
I nie bądź pani w błędzie, bo wiedzie należy iż nie natura mgłę tworzy lecz anglicy.
Anglicy tworzą wszystko co zechcą, nie walczą oni jak Herkules z synem ziemi lecz z samą ziemią, a co korzystniejsza iż walcząc zwyciężają.
Anglicy potworzyli dalje mające zapach gwoździków. Potworzyli wrisznie bez pestek, pożyczki bez ziarek; gotowi nawet potworzyć woły bez nóg.
Obacz pani woły w hrabstwie Durham, mają one tylko po jednym stawie i prawie na brzuchach chodzą. Wkrótce nie będą miały żadnego stawu i zupełnie na brzuchach czołgać się będą.
Tak samo rzecz się ma z mgłą. Kiedy Gibraltar nie należał do anglików, nie było w nim mgły, lecz przywykli do niej anglicy, gdy im mgły zabrakło, utworzyli ją sobie.
— A z czego? zapytasz pani.
— Oto, z jéj pierwiastku, z ziemnego węgla!
Dosyć, że jeżeli przybędziesz pani kiedy do Gibraltaru, przekonasz się o istotnej prawdzie tego co tu mam zaszczyt oświadczyć, szukając na bokach góry, miasta w mgle zatopionego, w mgle, która niby drugie morze to miasto pochłania.
Z resztą, niepłynąłem do Gibraltaru, powodowany zachwyceniem, lecz płynąłem tam aby wypełnić podwójny obowiązek podróżnika i ojca.
Obowiązek podróżnika, gdyż tym którzy wiedzą żeś przepływał ciaśninę a pytają; czy byłeś w Gibraltarze? niepodobna odpowiedzieć:
— Nie, niebyłem.
Obowiązek ojca, bo jak pani wiadomo, Alexander zginął nam w Sewilli, nie dopędził nas w Kadyxie, a nie miałem nadziei znalezienia go nigdzie indziéj jak w Gibraltarze.
A jednak Giraud i Desbarolles, skreślili nam niezbyt zachwycający obraz Gibraltaru.
Byli tam pierwéj i poprzysięgli nigdy więcéj tam niewracać, lecz cóż pani chcesz? człowiek układa a Bóg włada.
Wyznać pani winienem iż Giraud i Desbarolles z ołówkami i albumami w ręku, szkicujący wszystko co im w oczy wpadło wzięci zostali za francuzkich inżenierów, przebranych po hiszpańsku i zdejmujących plan angielskich fortyfikacyi.
Bo też od czasu jak anglicy Gibraltar posiedli, zdaje się że ich opanowała jakaś zaraza, cholera, lub tyfus; ciągle myślą o Gibraltarze, ciągle o nim marzą, ciągle się o niego trwożą.
Ta chorobą ich trwa już blizko lat sto; dla tego w początkowych dwudziestu pięciu latach gwałtowna, teraz przemieniła się w chroniczną. Pierwszemu lordowi admiralicyi śni się przynajmniéj raz na tydzień, iż mu ktoś Gibraltar zabiera; wówczas zrywa się on nagle, przywołuje swojego sekretarza, dyktuje mu depeszę i wyprawia parostatek z rozkazem zbudowania nowéj twierdzy, usypania nowych szańców, wzniesienia nowego narożnika.
Oraz z rozkazem dodania do dział już istniejących, dział nowych i znowu dział i dział bez liczby.
Stąd pochodzi iż w Gibraltarze znajduje się trzy tysiące armat, i że wyznaczono 2,000 funtów szterlingów nagrody każdemu, kto znajdzie miejsce na którem nowe działo byłoby nie już potrzebne, ale użyteczne.
Gdy więc do usługi przy jednem dziale potrzeba siedmiu ludzi, a zatem w razie oblężenia wypadłoby użyć dwadzieścia jeden tysięcy żołnierzy na samą tylko służbę przy armatach, których liczbę, na przypadek takowego oblężenia, jeszczeby niezawodnie pomnożono.
Otóż wyobraź sobie pani jak w pośród tych dział przyjęto Giraud’a i Desbarolles’a.
Dodano im naprzód angielskiego żołnierza, który im wszędzie towarzyszył, jakby jeden z nich byt Bonaparte, a drugi Napoleon, jakby Gibraltar byt drugą wyspą Świętéj Heleny.
Potem radzono im aby po godzinie ośméj wieczorem niewychodzili na miasto, wreszcie rozkazano aby się z niego wydalili przed szóstą z rana.
Patrzono za nimi przez lunetę, z początku śledząc ich po zatoce Algeziras, aż póki do tego miasta nieprzybyli, potem po drodze z Algeziras do Tariffy, dopóki ta droga i oni na niej nieznikli.
Wreszcie wyprawiono do Londynu pocztowy statek o sile czterystu koni, z oznajmieniem pierwszemu lordowi admiralicyi, iż dwóch inżenierów francuzkich tylko co niezdobyto Gibraltaru, który szczęściem jedynie ocalony został.
Renta spadła, podniosła się i znowu spadła, wreszcie stanęła w mierze; a dopiero Londyn uspokoił się.
Coż się stanie, kiedy po upływie dwóch miesięcy, ujrzą tam znowu Giraud’a i Desbarolles’a wracających na francuzkiéj korwecie?
Może nas wszystkich wsadzą na pontony, albo wyprawią do Botany-Bay?
Nie zważając co nastąpi, zarzuciliśmy kotwicę o godzinie siódméj z rana, prawie na pół mili przed Gibraltarem.
Pierwszym rzutem oka objąłem port Gibraltaru, drugim pragnąłem zgłębić port Algeziras.
Szukałem parostatku; bo parostatek w porcie mógł mię przejąć nadzieją że Alexander znajduje się w mieście.
Lecz nieznalazłem żadnego ani w Gibraltarze, ani w Algeziras; spodziewałem się więc że wysiadł na ląd ze statku Tag, który płyną! z Lizbony do Walencyi, dotykając Kadyxu, Gibraltaru i Malagi.
Nieszczęściem trzeba było czekać na służbę zdrowia.
Wytłómaczę pani co to jest służba zdrowia, bo pani niewiesz tego zapewne.
Jest to towarzystwo złożone z ludzi bardzo złéj miny, którzy pytają skąd przybywasz, zatkawszy sobie nos chustką i szczypczykami biorąc twój paszport.
Ta służba jednéj tylko rzeczy obawia się, — a mianowicie choroby. Z pomiędzy zaś wszystkich chorób lęka się najbardziéj zarazy.
Że zaś wiadomo jest iż zaraza pochodzi z Indyi, podobnie jak wszystkie wielkie klęski; lecz dążąc do Europy, zwykle przechodzi przez Kair, Tunis i Tanger, my zatem musieliśmy przejmować szczególniejszą obawą, bo właśnie przybywaliśmy wprost z Tangeru.
Mimo to jednak około dwudziestu łodzi krążyło obok nas w dziesięć minut po naszem przybyciu.
Te łodzie oczekiwały aż służba zdrowia oświadczy że niejesteśmy ani zapowietrzeni ani choleryczni, potem zaś przewieść nas miały na ląd.
Tymczasem zobowiązałem jednego z właścicieli tych łodzi aby wrócił na ląd i po wszystkich oberżach wypytał czy nie przybył pan Alexander Dumas syn.
Wyznaczyłem przyzwoitą nagrodę jeżeliby znaleziono rzeczonego pana Alexandra Dumas syna. Nienaznaczałem jednak zbyt wysokiéj, z obawy aby mi nie przyprowadzono fałszywego Alexandra.
Poczyniwszy takie ostrożności i oczekując na służbę zdrowia, zasiedliśmy do stołu. Zamierzaliśmy tego samego wieczoru wyjechać z Gibraltaru, z którego wyjeżdżać potrzeba o piątéj wieczorem, bo inaczéj niewolno się stamtąd wydalić aż nazajutrz rano, a niechcieliśmy tracić czasu na śniadanie w Gibraltarze, i mimo wszelkich zapewnień ze strony Giraud’a i Desbarolles’a, trwaliśmy w mniemaniu że można mieć ciekawszy widok nad armaty i szkotów.
Bo winienem nadmienić pani, iż nawałach widzieliśmy szkocki posterunek, który z daleka bardzo malowniczo wyglądał, lecz koniec końcem, kto widział jednego szkota to wszystko jedno jakby ich widział tysiąc.
Zeszliśmy więc do kapitańskiej kajuty, w tem Vial wpadł nagle i stając we drzwiach zawołał:
— Otóż, od razu go zahaczyli.
— Kogo?
— A przecież pańskiego syna!
— Mego syna! a gdzie on?
— Oto już płynie, słuszny, jasnowłosy. Widziałem go przez lunetę.
Wybiegliśmy na pomost: w rzeczy samej Alexander przybywał wysłaną po niego łodzią.
Zaledwie postrzegł nas, zaraz rozmaitemi telegraficznemi znakami dowiódł nam swojej tożsamości.
Przyznam się pani, że mi spadł wielki ciężar z serca. Niewspominałem towarzyszom podróży o mojéj niespokojności; ale w istocie niespokojny bytem; od dwóch tygodni niewidzieliśmy się a ciągle miałem o nim dosyć zatrważające wiadomości.
Przypłynął do okrętu; oczekiwałem go na ostatnim szczeblu okrętowej drabinki.
Skoczył mi na szyję, wesół i rozmamany jak dorosłe dziecię.
— Na honor, rzekł, jeszcze dzień a byłbyś mię zastał nieżywym.
— Dla czego?
— Nudy, byłyby mię zabiły.
— A więc Gibraltar tak straszny!
— O! szkaradny.
— Dzieci zwykle prawdę mówią, sentencyonalnie wtrącił Giraud; —
Wróciliśmy znowu na pomost, rzuciwszy właścicielowi łodzi podwójną wartość przyrzeczonéj nagrody.
Dodam tu jeszcze, iż Alexander przez dwa tygodnie swojego pobytu w Gibraltarze pisał wiersze do jakiéjś hiszpanki; że powrócił do mnie z szalonym apetytem, i że sam zjadł połowę śniadania na ośm osób zastawionego.
To dowodzi że poezya niezmiernie wpływa na trawienie.
Poczem służba zdrowia wykonała swoję powinność i uznawszy że względem nas niema nic do wyrzeczenia, upoważniła nas do wylądowania w Gibraltarze, gdzie znajdowaliśmy się w dziesięć minut po otrzymaniu tego pozwolenia.




  1. Herkules egipski, Herkules kreteński, Herkules pospolity.
  2. Herkules grecki, syn Jowisza i Cyzysty, Herkules egipski, syn Nilu, Herkules Iduński, to jest Daktyl, Herkules Tyryjski, ojciec nimfy Kartago i syn Jowisza H-go, Herkules Indyjski, to jest Bel, nakoniec Herkules pospolity syn Jowisza III-go i Alkmeny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Leon Rogalski.