Hrabina Charny (1928)/Tom II/Rozdział XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hrabina Charny |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928-1929 |
Druk | Wł. Łazarski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Comtesse de Charny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Uroczystość, jaka opisaliśmy, mająca na celu połączyć miedzy sobą wszystkie gminy Francji, była tylko wstępem do wielkiej konfederacji, która miała odbyć się w Paryżu dnia 14 lipca, 1790 roku.
Tymczasem jednak wszystko wróciło do zwykłych warunków życia.
Billot po dawnemu doglądał robót w polu i wydawał rozkazy...
Co się tyczy Katarzyny, lubo obejście się ojca względem niej, było jak dawniej łagodne, czuła przecież w powietrzu podejrzenia ojcowskie. Podczas długich nocy zimowych, samotnych i niespokojnych, myślała ona, czy lepiej byłoby, ażeby Izydor powrócił do Boursonnes, czy żeby pozostał od niej zdala.
Matka Billot wróciła do zwykłego trybu życia: mąż był w domu, córka wyzdrowiała.
Pitoux zapadł w łagodną melancholię. Co rano nawiedzał matkę Colombe. Jeżeli nie było listu do Katarzyny, smutno powracał do Haramont, pewny będąc, że Katarzyna, nie otrzymawszy listu od Izydora, przez cały dzień, nie będzie miała sposobności pomyśleć o oddawcy. Jeżeli zaś był list składał go święcie w wydrążeniu wierzby, i często powracał smutniejszy jeszcze, niż w dnie, kiedy listu nie było, pewny znów będąc, że Katarzyna, jeżeli pomyśli o nim, to tylko dlatego, iż przystojny ten szlachcic stanowił drut przewodniczy do wspomnienia dziewczęcia.
Jednakże Pitoux nie był posłańcem czysto biernym. Po stemplach listowych poznał, że młody szlachcic przebywał w stolicy Piemontu. Aż raz list miał na sobie odbity wyraz Lyon zamiast Turyn, a we dwa dni potem, to jest 25-go grudnia, przybył list z wyrazem Paryż zamiast Lyonu.
Pitoux zrozumiał, że wice-hrabia Izydor de Charny opuścił Włochy i powrócił do Francji.
Teraz zaś, będąc we Francji, mógł niebawem opuścić Paryż i przybyć do Boursonnes.
W dniu, gdy nadszedł ten list datowany z Paryża, Pitoux, postanowił zastawić sidła w lesie Wilczej-Kniei.
Folwark Pisseleu leżał na samej drodze z Haramontu do tej części lasu, która się zwała Wilczą-Knieją.
Nic więc w tem nie było dziwnego, że w przejściu Pitoux zatrzymał się w folwarku.
Przybywszy pode drzwi zagrody, obejrzał się dookoła i spostrzegł Katarzynę w oknie.
Uśmiechnęła się do niego.
Pitoux pokazał jej sidła owinięte około ręki.
— Przyszła mi myśl uczęstować was parą smażonych królików, panno Katarzyno, a ponieważ najlepsze znajdują się w Wilczej-Kniei, wyszedłem wcześniej, ażeby się z wami po drodze zobaczyć i dowiedzieć o zdrowiu.
Ona, uśmiechnąwszy się na te troskliwość młodzieńca, powtórzyła:
— Niby dowiedzieć się o mojem zdrowiu? Jestem prawie uleczona.
— Prawie! Chciałbym, ażebyś była zdrową zupełnie, panno Katarzyno.
Katarzyna zarumieniła się, westchnęła, wzięła za rękę młodzieńca, potem puściła rękę.
— Macie coś powiedzieć, panno Katarzyno? — zapytał.
— Ja?... Nie... nic... mylisz się, kochany Pitoux — odparła dziewczyna. — Nie potrzebujesz nawet udawać się w tym tygodniu na pocztę; w ciągu kilku dni nie będę odbierała listów.
— Panno Katarzyno — rzekł Pitoux — czy zauważyliście zmianę, jaka zaszła u pana Billot? Przyjdzie zapewne czas, że ten, co sprawcą jest tej zmiany, będzie miał ciężką przeprawę: ja wam to przepowiadam.
Katarzyna zbladła.
— Cicho! mówmy o czem innem, albo nie mówmy wcale, ojciec nadjeżdża.
Pitoux obrócił się w kierunku wzroku rzuconego przez Katarzynę, i istotnie spostrzegł dzierżawce jadącego kłusem, Pitoux postąpił kilka kroków naprzeciw mego, uśmiechają się i trzymając kapelusz w reku.
— A! to ty, Pitoux — rzekł Billot — czy przyszedłeś do nas na obiad?
— Nie, panie Billot — odparł Pitoux — tegobym sobie nie pozwolił: ale... gdybyście mnie zaprosili, zostałbym.
— Więc cię zapraszam.
Billot dał ostrogę koniowi i wjechał w bramę.