Hrabina Charny (1928)/Tom II/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XV.
OJCIEC CLOUIS ZNÓW WYSTĘPUJE NA SCENĘ.

— Czy obiad gotowy? — zapytał.
— Gotów — odparła matka.
— To chodźmy do stołu — rzekł.
Przeszli do izby jadalnej.
Dodano nakrycie dla Pitoux.
Billot pragnął wiedzieć, czy to przypadek sprowadził Pitoux do zagrody, czy jakiś zamiar umyślny. W odpowiedniej chwili Billot zapytał go o to.
Pitoux uśmiechnął się i unosząc lewą ręką prawy rękaw od kaftana:
— Patrzcie, ojcze Billot — rzekł, pokazując ze dwadzieścia sideł drucianych, owiniętych jak bransoleta około pieści.
Odpowiedź ta zadowoliła Billota. Rzuciwszy okiem przez okno na podwórze, wstał i rzekł:
— Aha! jest ktoś do mnie.
Pitoux uczuł, jak go żywo dotknęła nogą Katarzyna. Blada, jak śmierć, wskazała mu oczyma okno, wychodzące na podwórze.
Pitoux spostrzegł starego przyjaciela Clouisa, który przechodził przed oknem z dubeltówką Billota na plecach.
Clouis wszedłł; razem ze strzelbą dzierżawcy trzymał na ramieniu zająca, którego zapewne z tej strzelby zabił.
— Kłaniam się uniżenie panu Billot i całej kompanji — rzekł.
— Dzień dobry, ojcze Clouis — odparł Billot. — Słownym jesteś, dziękuję.
— O! jak słowo, to słowo, panie Billot. Przyrzekłem ci na dziś dwanaście kul do dubeltówki, to i przyniosłem.
— Dziękują, ojcze Clouis — odrzekł Billot. — Zjesz z nami obiadek.
Clouis postawił dubeltówką w kacie, zająca położył na krawędzi kredensu, i usiadł przy stole.
Siedział wprost Katarzyny, która patrzyła na niego z przerażeniem.
Pitoux nie mógł sobie zdać sprawy ze wzruszeń, jakie objawiały się nietylko na obliczu Katarzyny, ale i w nerwowem drżeniu całego jej ciała.
Tymczasem Billot napełnił szklanką i talerz gościa, który dzielnie wziął się do jednego i drugiego.
— Śliczne wino, panie Billot — odezwał się, jakby dla oddania hołdu prawdzie — i rozkoszny baranek.
Ponieważ nikt nie wtórował pochwałom Clouisa, ten, uważając się zobowiązanym do podtrzymywania rozmowy, mówił dalej:
— Bo to, jeżeli kule mają być na dziki, to są trochą za małe.
— To nie na dziki — rzekł Billot.
Pitoux nie mógł się oprzeć ciekawości.
— Przepraszam, panie Billot — rzekł — ale jeżeli nie na dziki i nie na strzelanie do celu, to na cóż.
— Na wilki — rzekł Billot.
Gdyby Pitoux spojrzał na Katarzynę w tej chwili, byłby widział, że jest bliska zemdlenia. Ale nie patrzał na nią.
— Mówicie o wilkach, a czyż o nich słychać w okolicy?
— Tak — powiedział Billot spokojnie — widziano jednego przeszłego roku, i uprzedzono mnie; nie było go jakiś czas i myślano nawet, że nie wróci, ale... zdaje się, że wrócił i że znowu krąży około folwarku. Dlatego prosiłem ojca Clouis‘a, aby mi oczyścił dubeltówkę i ulał kul.
Tyle tylko wytrzymać mogła Katarzyna; wydała jakiś stłumiony okrzyk, wstała, i chwiejąc się, skierowała ku drzwiom.
Pitoux, pół naiwny, pół niespokojny, wstał również i podtrzymał chwiejącą się Katarzynę. Wszedłszy do kuchni za Katarzyną, uczuł, że dziewczyna osuwa się w jego ramiona.
— Cóż to wam jest, mój Boże! panno Katarzyno? — zapytał Pitoux przestraszony.
— A! — odrzekła Katarzyna — czyż nie rozumiesz? On wie, że Izydor przybył dziś rano do Boursonnes i chce go zabić, jeżeli podejdzie pod folwark.
W tej chwili drzwi od jadalni otworzyły się, i Billot stanął na progu.
— Mój kochany Pitoux — rzekł głosem tak ostrym, że nie dopuszczał odpowiedzi — jeżeliś rzeczywiście wybrał się na króliki, czas już ci będzie założyć sidła; później będzie za ciemno.
— Dobrze, panie Billot — pokornie odparł Pitoux i wyszedł drzwiami na dziedziniec.
Katarzyna udręczona wróciła do swego pokoju, w którym zamknęła się na zasuwkę.
— Dobrze — wyrzekł zcicha Billot — zamknij się, nieszczęsna! nie obchodzi mnie to, bo ja nie z tej strony urządzę zasadzkę.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.