I Sfinks przemówi.../„Gwałtu! co się dzieje“, Fredry. — Paulina Wojnowska

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł „Gwałtu! co się dzieje“, Fredry. — Paulina Wojnowska
Pochodzenie I Sfinks przemówi...
Wydawca Instytut literacki „Lektor“
Wydanie pośmiertne
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Gwałtu! co się dzieje“, Fredry. — Paulina Wojnowska.

Rzecz dzieje się w Osieku.
Tak chciał Fredro przed laty. Gdzie tam leży ten Osiek, jak to do tego przyszło, że w głowie pani burmistrzowej zrodziły się pragnienia politycznych godności, — wiedzieć nigdy nie będziemy. Dość, że się zrodziły, a z niemi zmiana stroju. Więc naturalnie hajdawery, kołpaki i czamary. Mężczyzn zdegradowano do kołysek i pończoch. I o czem to świadczy?
Przedewszystkiem, że w Osieku mężczyźni musieli być niewiele warci, potem, że emancypacja kobiet nawet wtedy rozgrzewała serca niewieście, gdy Tatarzy zapędzali się całemi ordami, a nakoniec, ze genjalny Fredro miewał chwilami szersze krotochwilne chętki i wtedy powstawały figle mniej wprawdzie warte, jak subtelne i czarujące klejnoty poezji („Śluby“), lub wspaniałe, silne, mistrzowsko kreślone komedie charakterów („Dożywocie“, „Zemsta“), ale Fredro jest nawet i w tych figlach wielki i poznać w nich „lwie pazury“.
Bo przedewszystkiem Fredro zachował i tu ową przedziwną cechę swojskości, która tak silnie charakteryzuje jego sceniczne dzieła. W Polsce kobiety nie bawiły się książką ani piórem, więc i osieckie damy nie obiegły swemi pretensjami akademji, ale uchwyciły władzę w swoje ręce. Porwały za kordy i halabardy, wdziały na się oznaki rycerskie, a mężom oddały czepki.
Moliére przedrwiwał kobiety uczone, śmieszne estetki swego wieku. Fredro wyśmiał rwące się do rządów, do polityki niewiasty. W fantazji swojej, pełnej dowcipu i często głębokiej satyry (Akt I. scena pomiędzy trzema kobietami), bardzo umiejętnie wykazał swą znajomość kobiecej natury, która bądź co bądź jedynie miłości szuka i o niej marzy. Za nic dostojeństwa, władza i zaszczyty, skoro słowo „kocham!“ — wpadnie do ucha kobiety. I w tej napozór wielkiej fraszce, a nawet silnie przestarzałej formie, dźwięczy ta triumfująca i nigdy niezwalczona nuta przewagi mężczyzn nad kobietami. Miłością zwycięzcy obezwładniają najsilniejsze i emancypacja pod wszelkiemi formami zwija potulnie skrzydła, skoro błękitny kwiat miłości zakwitnie w sercu kobiecem. Mówię tu o źle zrozumianej emancypacji, o tym fałszywym, słomianym ogniu, który każe zbałamuconym główkom biedz naoślep w jakieś fantastyczne krainy, pełne ułudnych pretensyj.
Rozumne kobiece pragnienie wiedzy i samodzielności objawia się inaczej i do innych, szlachetnych prowadzi celów. Pozorna emancypacja bardzo zawikłania w Osieku przypomina i przypominać będzie. Skoro towarzysz pancerny o pięknym, czarnym wąsiku się zjawi — kobieca strona kobiety występuje zwycięsko.
To darmo — tak jest i na to już nic poradzić nikt nie jest w stanie.

Grano tę fantazję Fredrowską... bez... fantazji i dowcipu.
Wlokło się to, utykało, chromało. Od gościa zacząć wypada i oto co o pani Wojnowskiej zapisać muszę. Kto chciałby sądzić Wojnowską z wczorajszej roli, ten osądziłby ja błędnie. Wojnowska jest dziś niezaprzeczenie jedną z największych polskich artystek. Wespół z Gostyńską przedstawiają dziś tak zwany dział „charakterystyczny“ kobiecy na scenach polskich. W Warszawie jest jeszcze pani Borkowska, ale ta grywa jedynie role poważniejsze. Wojnowska celuje olbrzymim wrodzonym humorem i głębszym rozumowym podkładem, jaki swym rolom nadaje. Troszczy się niezmiernie o zewnętrzną charakterystykę postaci i ma w swym repertuarze całą galerję ról „jak do portretu“. Wyszedłszy ze szkoły Koźmiana, jest umiarkowana i powściągliwa w komizmie, a zewnętrzne jej warunki, twarz jasna i pogodna, głos donośny i dźwięczny, nerw sceniczny, niezwykłe a szlachetne poprostu przywiązanie do sceny — stanowią zalety tej wielkiej w swoim rodzaju artystki. To poszanowanie dla sceny odbiło się na grze Wojnowskiej dzisiejszego wieczoru. Ta długoletnia pracownica sceniczna była tak strwożona i niepewna, jakby debjutantka, stając przed obcą publicznością. Jakaż to nauka dla dzisiejszych młodych a zbyt pewnych siebie aktorek! Tę samą trwogę miał w sobie i Żółkowski i ta trwoga nie pozwalała nigdy genialnemu komikowi występować na obcych scenach.
Ale powoli Wojnowska rozegrała się, oswoiła się z nową sceną i nowem otoczeniem i choć nie była tą, jaką ją widzieć w Krakowie przywykliśmy, to przecież i to, co widzieliśmy, dało nam poniekąd miarę, jakiego gościa miała dziś lwowska scena.
Wyliczać kreacje Wojnowskiej — to zbyt wielka praca. Lwów widział ją podczas gościny krakowskiej trupy w Skarbkowskim gmachu.
Kto mógł zapomnieć jej Matołkowską z „Tamtego“, lub wdowę Claudius z „Celu dobroczynnego“! A kreacją Łechcińskiej w „Rozbitkach” Wojnowska zapisała się na zawsze w księgach sztuki dramatycznej polskiej. Żałować tylko trzeba, iż nie mogliśmy jej ujrzeć w której z postaci Blizińskiego, albo w jakim typie ludowym, w których jest niedoścignioną. Z innych artystów pierwsze miejsce należy się p. Feldmanowi, który jeden ubarwił swą rolę pomysłami szczęśliwymi i pełnymi humoru.
Dlaczego dramatycznemu p. Bednarczykowi powierzono komiczną rolę — to już jest tajemnicą. Co do p. Kosińskiego — ten nie zrobił nic z Błażeja, a nie zrobił nie dlatego, że p. Kosiński grywa jedynie wewnętrznymi warunkami, a nie tem, co daje jego aktorska myśl i inteligencja. W „Czerwonej todze” — gdy nie mówił — był doskonały. Gdy się odezwał — niweczył wrażenie. Komizm więc p. Kosińskiego jest dziełem wypadku i w Błażeju ujawniło się to najlepiej. Błażeja trzeba stworzyć, sformować, tak, jak to zrobił Linkowski, a p. Kosiński, licząc na swoje warunki, nie starał się o nic i — przepadł. Dzielną parę junaków stanowili pp. Hierowski i Jaworski, szczególniej ten ostatni pełen werwy, naturalności i szerokiego dowcipu. P. Solski pracowicie odtworzył niemiły typ Grzechotki, a panna Mrozowska dowiodła, iż czyni duże postępy w... minoderji scenicznej.
Młoda ta aktorka zagrała jedną rólkę niezmiernie ładnie. Było to w „Dożywociu“. Miała wdzięk, lękliwość, była sympatyczna. Nagle pannę Mrozowską przerzucono do operetki. Nie można bezkarnie jednego dnia tworzyć tak głębokich i mądrych postaci, jak pan Golesco i śpiewać o „butelce w łeb“, a na drugi dzień być... Baśką Wołodyjowską, tem słońcem literatury polskiej, tą najpoetyczniejszą może postacią Sienkiewicza. I panna Mrozowska jest obecnie na rozdrożu. A szkoda! zdolności są, warunki niezmiernie korzystne, ale to się wszystko błąka i już paczy...
Humor w sztuce miały także podtrzymywać i przedstawiać panie Otrębowa i Rybicka. Ani jedna, ani druga nie mają do tego kwalifikacyj. Pani Otrębowa jest wiecznie zasmucona, pani Rybicka jest jeszcze za młoda, aby mogła mimo całej abnegacji i chęci robić wrażenie podeszłej w latach niewiasty.
Publiczność przyjmowała panią Wojnowską serdecznie a po drugim akcie wręczono jej wspaniałe kosze kwiatów i olbrzymie wieńce, które się jej za zasługi, położone dla sztuki polskiej, należały.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.