<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Jama |
Wydawca | Lwowski Instytut Wydawniczy |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Sztuka” |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Aleksander Powojczyk |
Tytuł orygin. | Яма |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Tom I Cała powieść |
Indeks stron |
W drodze na ulicę Jamską, Rowińska rzekła do Włodzia:
— Zawiezie mię pan najprzód do najbardziej eleganckiego zakładu, potem do średniego, a nakoniec do najbrudniejszego.
— Droga pani, gorąco zaoponował Czapliński, — dla pani gotów jestem uczynić wszystko. Mówię bez kłamliwej chełpliwości, że na rozkaz pani oddam swe życie, że na jeden dany przez panią znak gotów jestem zrujnować moją karjerę i stanowisko. Ale nie odważę się zawieść panią do tych domów. Obyczaje rosyjskie są brutalne, a często — wprost nie ludzkie. Obawiam się, że mogą tam panią obrazić słowem ostrem, nieprzyzwoitem, że jakiś przygodny gość pozwoli sonie na jakiś rażący wybryk.
— Ach, mój Boże, niecierpliwie przerwała Rowińska, gdy śpiewałam w Londynie, wówczas wielu zabiegało o moje względy, a ja nie krępowałam się w dobranem towarzystwie pojechać dla oględzin, najbrudniejszych spelunek Wildcheplu. Powiem również, że towarzyszyło mi wówczas dwóch arystokratów, lordów, byli to sportsmeni, ludzie niezwykle silni fizycznie i moralnie, którzy, oczywiście, nigdy nie pozwoliliby na skrzywdzenie kobiety. Zresztą, może pan Włodzio należy do gatunku tchórzów?
Czapliński wybuchnął.
— O, nie, nie, pani Heleno. Ostrzegłem tylko, z miłości dla pani. A jeśli pani rozkaże, gotów jestem iść dokąd zechcesz, nietylko na tę wątpliwego rodzaju eskapadę, ale nawet na śmierć samą.
W tej chwili towarzystwo podjeżdżało już do najbardziej eleganckiego zakładu na Jamie — do Treppla. Adwokat Riazanow powiedział, uśmiechając się swym zwykłym, ironicznym uśmiechem:
— A zatem, rozpocznijmy przegląd.
Zaprowadzono ich do gabinetu z amarantowemi tapetami, na których powtarzał się złoty rysunek, w kształcie drobnych laurowych wianków, w stylu „empire“. I Rowińska odrazu poznała, dzięki swej artystycznej pamięci, że były to takie same tapety, jak w separatce, w której przed chwilą siedzieli.
Weszły cztery nadbałtyckie niemki. Wszystkie otyłej piersiste, blondynki, upudrowane, bardzo poważne i uprzejme. Rozmowa narazie, urywała się. Dziewczęta siedziały nieruchomie, jak posągi, udając o ile możności „porządne damy“. Nawet szampan, którego zażądał Riazanow, nie poprawił nastroju. Rowińska pierwsza pospieszyła towarzystwu z pomocą, zwracając się do najgrubszej, najwięcej jasnowłosej, podobnej do bułki, niemki. Zapytała grzecznie po niemiecku:
— Proszę powiedzieć — skąd pani pochodzi? Zapewne z Niemiec?
— Nie, gnädige Frau, jestem z Rygi.
— Cóż panią zmusza tu służyć? Spodziewam się że nie nędza?
— Oczywiście nie, gnädige Frau. Ale pojmuje pani, mój narzeczony Hans, pracuje jako kelner w barze automatycznym, jesteśmy za ubodzy, by się obecnie pobrać. Składam me oszczędności w banku, i on czyni to samo. Gdy zbierzemy potrzebne nam dziesięć tysięcy rubli, otworzymy własną piwiarnię i jeżeli Bóg pobłogosławi, wtedy pozwolimy sobie na zbytek mieć dzieci.
— Ale proszę posłuchać, mein Fräulein! zdziwiła się Rowińska. Jesteś pani młoda, ładna, znasz dwa języki...
— Trzy, Madame, — dumnie oświadczyła niemka. Znam również i estoński. Ukończyłam szkołę miejską i trzy klasy gimnazjum.
— No więc widzi pani, widzi pani, zapalała się Rowińska. — Z takiem wykształceniem pani zawsze mogłaby posadę z całem utrzymaniem, na jakieś trzydzieści rubli. Powiedzmy w charakterze gospodyni, bony, starszej oficjalistki w porządnym sklepie kasjerki... i jeżeli narzeczony pani, Fritz...
— Hans, madame.
— Jeżeli Hans okazałby się człowiekiem pracowitym i oszczędnym, łatwo byłoby wam po trzech, czterech latach stanąć mocno na nogach. Jak pani sądzi?
— Ach, madame, pani się nieco myli. Pani zapomina o wydatkach. W zeszłym miesiącu zapracowałam nieco więcej. Tam odmawiając sobie wszystkiego, nie zdołałabym odłożyć miesięcznie więcej, niż piętnaście, dwadzieścia rubli, gdy tu, przy rozsądnej oszczędności, odkładam do stu rubli i zaraz odnoszę je do kasy, na książeczkę. Pozatem proszę wystawić sobie, gnädige Frau, co za poniżające stanowisko, być służącą w domu! Zależeć zawsze od kaprysu, lub humoru gospodarzy! I gospodarz zawsze dokucza głupstwami. Pfe! Gospodyni zaś, okazuje zazdrość, szuka zaczepki i wymyśla.
— Nie, nie rozumiem — w zamyśleniu ciągnęła Rowińska, nie patrząc na niemkę, utkwiwszy wzrok w podłodze. Wiele słyszałam o waszem życiu, tu w tych... jak się to nazywa?... w domach. Opowiadają okropne rzeczy, że tu zmuszają was do kochania najwstrętniejszych starych i potwornych mężczyzn, że was krzywdzą i wyzyskują w najokrutniejszy sposób.
— O nic podobnego madame... U nas każda posiada książeczkę rozrachunkową, w której dokładnie zapisywany jest przychód i wydatki. W zeszłym miesiącu naprzykład zarobiłam przeszło pięćset rubli. Jak zawsze, gospodyni należy się dwie trzecie na życie, mieszkanie, opał, oświetlenie, bieliznę... Pozostaje mi przeszło sto pięćdziesiąt, nieprawdaż? Pięćdziesiąt wydaję na suknie i na różne drobiazgi. Sto zaoszczędzam. Jakiż to wyzysk, madame, pytam panią? Jeżeli zaś mężczyzna zupełnie mi się nie podoba, — prawda — zdarzają się zbyt już wstrętni, — ale zawsze mogę oświadczyć, że jestem niedysponowaną i zamiast mnie pójdzie któraś z nowoprzybyłych.
— Ale proszę... proszę wybaczyć, nie znam imienia pani.
— Eliza.
— Mówią, Elizo, że z wami postępują bardzo brutalnie... Czasem biją... zmuszają do tego, czego nie chcecie, co dla was jest wstrętne?
— Nigdy, madame! hardo odparła Eliza. Żyjemy tu wszystkie, jak zgodna rodzina. Wszystkie jesteśmy bądź z jednej miejscowości, bądź krewne i, daj Boże, by wiele tak żyć mogło we własnych rodzinach, jak my żyjemy. Co prawda na ulicy Jamskiej zdarza ja się różne skandale i bijatyki. Ale to tam... w tych... zakładach rublowych. Dziewczęta rosyjskie wiele piją i zawsze mają kochanków. a zupełnie nie myślą o swej przyszłości.
— Jesteś pani rozsądna, Elizo, — powiedziała ciężkim tonem Rowińska. — Wszystko to piękne. No, a przypadkowa choroba, zaraza? Przecież to śmierć! A jak odgadnąć?
— I znowu — nie — madame. Nie puszczę do siebie do łóżka mężczyzny bez uprzednich szczegółowych oględzin lekarskich... Jestem gwarantowana, przynajmniej w siedemdziesięciu pięciu procentach.
— Niech djabli porwą! raptownie gorąco zawołała Rowińska i uderzyła pięścią w stół. — Ale przecież Albert pani...
— Hans — pokornie sprostowała niemka.
— Proszę wybaczyć... Hans pani. Z pewnością nie bardzo cieszy się z tego, że pani tu mieszka i codziennie go zdradza?
Eliza popatrzyła na nią ze szczerem, żywem zdumieniem.
— Ależ gnädige Frau... Nigdy go nie zdradziłam. To inne zgubione dziewczęta, zwłaszcza rosjanki, mają kochanków, na których wydają swe ciężko zdobyte pieniądze. No, żebym kiedykolwiek dopuściła się czegoś podobnego? Tfu!
— Większego upadku nie mogłam sobie wyobrazić! z obrzydzeniem i głośno powiedziała powstając Rowińska. Proszę zapłacić, Włodziu i pójdziemy stąd dalej.
Gdy wyszli na ulicę, Włodzio ujął ją pod rękę i powiedział błagalnie:
— Na miłość boską, czy nie wystarcza pani ta jedna próba?
— O, co za cynizm, co za cynizm!
— Otóż dlatego właśnie mówię, dajmy pokój tej próbie.
— Nie, w każdym razie idę do końca. Proszę pokazać mi coś przeciętnego, prostszego.
Włodzo Czaliński, który przez cały czas cierpiał za panią Helenę zaproponował wstąpienie do zakładu Anny Markówny, odległego o jakieś dziesięć kroków.