[51]XI
JAMBY
NA IMIENINACH JÓZEFÓW: JEŻOWSKIEGO I KOWALEWSKIEGO
Cyt, bracia, zamknąć gęby i nadstorczyć słuchy!
Znowu mię Feb wieszczemi napompował duchy.
Cyt! — mówię — słuchać pilnie, wara, nie drwić głową,
Chociaż wam myślę zapiać piosneczkę nienową.
Znowu na plac nasz jeden i drugi kolega,
Oni będą dziś w rymach alfa i omega.
Ten, jak kret, jak jeż, kopie i tam i sam dziury,
Szpera w skrytych przed nami tajnikach natury,
Czy idzie między mędrce — któż ich zmaca równie? —
Czyli na wylot ludzką przegląda mózgownię
I kątki wynajduje. gdzie się dusza gnieździ,
Jak odkryć fałsz, co zawsze obok prawdy jeździ;
Gdzie się czucie, gdzie rozum, gdzie pamięć zawiera
I skąd oryginalności[1] dostać et caetera.
I ty, drugu, pierwszego dosięgasz potroszę
I Longinów w wąsate przerabiasz długosze.[2]
Dawno dla ciebie wieniec upleciony mamy:
Są w nim delty i bety i joty i gamy.
Lecz co was, bis-Józefy, między sobą równa?
Między nami i wami na czem miedza główna?
[52]
Oto, że gdzie my smaki znajdujem jedyne
I na samo wspomnienie połykamy ślinę,
Gdzie każdy z naszych braci ślizgać się gotowy,
Wy stąpacie, jak zbrojni w śpiczaste podkowy,
Tam się samemu djabłu skusić was nie uda.
Śpicie smaczno, choć dysze o ścianę Gertruda.
Nic nie dojdę, lub was Bóg z czystszej lepił gliny,
Czyli jakiej potrzebnej ujął wam sprężyny.
Erazmie![3] wszakże jeden tuczy ich posiłek,
Wszak mają tyleż chrząstek, kiszek, kości, żyłek;
Zacóż, gdzie każdy z naszych ślizgać się gotowy,
Ci stąpają, jak zbrojni w śpiczaste podkowy?
Szpargały, ich miłośna nauka im słodka,
Istni filozofowie z wierzchu i ze środka.
Filozofujcie [sobie], niech wam Pan Bóg szczęści,
Niech wam do stu lat pióro nie wypada z pięści,
A gdy rzuciwszy mądrą, ale chudą postać,
Do raju szczęśliwości uda się wam dostać,
Niech takie, jakie tutaj lubicie stworzenia,
Zlepione z wyobraźni, z dymu, z puchu, z cienia,
Dostaną się za żony z Stworzyciela ręki;
Karesujcie ich wiatrem poszywane wdzięki,
Z elastycznych faworów zysk odbierzcie luby,
Którego nie pojmuje zmysł nasz nazbyt gruby.
Ale nie dość wychwalać. Dałem migdał słodki:
Teraz gorycz musicie wypić bez ogrodki.
Otóż wyznam, największej braknie wam zalety:
I cóż, żeście uczeni, kiedy nie poety!
To mi przedziwna, wielka, boska, cudna sztuka:
Gdzie człek siadł, gryzie pióro, w stół palcami
Maca średniówek, zgłoski policza raz, dwa, trzy.
Co mi do tego, że wiersz na wiersz zyzem patrzy,
Że ten idzie do Sasa, ów do lasa zbacza?
Abym rymy przylepił, zachwycę słuchacza.
Ehej, ehej, Józefy! a pókiż, a póki
Nie będziecie tak pięknej wyznawcami sztuki?
[53]
Miejcie i myśli nowe i ważne i ciągłe,
Peryjody dobitne, potoczyste, krągłe:
Wszystko to mara, cienie, fraszka, trup bez duszy.
Rymy grunt; niemasz rymów: ja zatykam uszy.
Franciszko-Hieronimie! Waść tu zgrzeszył trochę.
Malusieńką pragnąłem wyciąć peryjochę:
Od czasu, jak żarłoka przywiodłeś na Berszę,[4]
Dwa już lata ulazły: ani psyt o wiersze.
Własnemi chciałem w rymach przywitać cię słowy,
Jakeś mię za Pamiętnik witał Naukowy;
Lecz się boję w łajanki pozwać wirtuoza
I powracam do rzeczy... Stąd wniosek, że proza,
Chociaż najdoskonalsza, djabła będzie warta:
Arkusz prozy equale[5] rymów jedna czwarta.
Zrównanie... Tomasz... Aha, przypomniałem, brawo!
Tylkom co z najważniejszą nie minął się sprawą.
Chcę mówić, głos zamiera, pocę się i ziębnę,
Trudno mi, jakbym rymy dobierał dobębne;
Jednak powiem — już mówię: patrzcież na Tomasza,
Patrzajcie, jak go same zacięcie przestrasza.
Wstyd mu oczy zamyka, sumienie go drapie,
Jeżą się na sześciennej głowie kudry capie.
Nagłym galopem w pięty krew ucieka z twarzy,
Blaknie coraz [jak] istny drug Misyjonarzy.[6]
Przytomność go odbiegła, czucia ani kęsu,
Odwagi mniej, niżeli w wierszach Kiszki[7] sensu.
Erazmie, za puls chwytaj: już po nim za chwilę,
Uważaj, jak wybija jamby i daktyle.
Czytam że bicz na niego i proszę sekretu:
«Kopija zapadłego w Parnasie dekretu,
Wedle ukazu Jego — i dalej i dalej,
Działo się na Parnasie u źródła Kastali.
[54]
My, Febus Jowiszowicz, bożek z bożej łaski,
Poetycki, lekarski, delficki, parnaski,
Gdy manifest zaniosły pod powyższą datą
Kochane siostry nasze, Talija, Erato,[8]
Et caetera, iż pewny Zan, literat chudy,
Będąc długo rymarzem z potrzeby i z nudy,
Tak długo żebrał, tak się wpraszał im do łaski,
Że go nareszcie lubić zaczęły Parnaski;
O Kochach, o Leraku gdy pisał rycerzu,[9]
Nieraz wiersz dyktowały, siedząc na kołnierzu,
I kiedy w tanach z niemi podejmował pięty,
Radziły, żeby szpetny rym został odcięty.
Stąd wyobraźni jego coraz rosły skrzydła,
Stąd łatwiejsze i lepsze mógł toczyć wierszydła,
I czy piosnkę poważną na lutni zabrząka,
Czyli pod nos zanuci «Pastorowa dońka».
Czy kolegom słonego dowcipu podsypał,
Czy, jambem zbrojny, [wszystkim] doskwierał i szczypał,
Muzy rozum w sześćkonnej zsyłały kolasce.
Jakże ten lichy rymarz wypłacił się łasce?
Zbił lutnię, Newtonowe do tła wścibia znaki,[10]
Z własnej już Tabakiery nie chce brać tabaki.
«Chciały obżałowane zlecieć na minutę,
Chciały wyreperować mózgownie nadpsute,
Ale cóż tam za dziwy, potwory, rarogi!
Tu +[11] rozkaroczony stanął pośród drogi,
Tu minusowe tyczki sterczą, jak bratnale,
Tam nakształt sani ruskich toczy się =[12]
A potęgi, pierwiastki, ostre, tępe biesy,
Nieskończoność z obcęgów, esy i floresy;
Spółczynnik idzie z prawej, alfa z lewej ręki,
Tu poważny χ siedzi, tu iksik maleńki,
Owdzie wykładnik drugim pojeżdża na karku,
Słowem chaos, i chaos we łbie, tak jak w garku.
[55]
Tak bożkowi świadkowie rzekli oczywiści.
postanowiono: Niech Zan mózgownię oczyści,
Niech zaraz z przeproszeniem pośpiesza do Muzy,
Inaczej wsadzić na łeb głupstwa cztery guzy.
Jeśliby się pokazać śmiał od tego czasu,
Na wieki dać mu abszyt niemiecki z Parnasu;
Bo to jest [jeszcze] wolą dekretu, ut supra,
Ażeby egzekutor nie oszczędzał kupra».
|