Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/63

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 63. Straszny przedmiot znaleziony
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

63.
Straszny przedmiot znaleziony.

Gdy służący Jagiellony wtrącił ślepą niewolnicę z Sziras do piwnic pałacu i zamknęli za nią drzwi, biedna Sassa leżała odurzona u stóp schodów, któremi ją wepchnięto.
Piwnice starego pałacu, który Jagiellona odziedziczyła po rodzicach i w którym już dawniej mieszkała, jeszcze przed wyjściem za mąż za wojewodę Wassalskiego, były ciemne i obszerne.
Zawierały one nietylko składy wina i zapasy żywności, lecz także odległe części, do których nigdy nie zachodziła służba.
Światło słońca nie dostawało się nigdy do tych sklepionych podziemi, w których panowała noc wieczna, a powietrze było surowe i wilgotne.
Ślepa niewolnica leżała na wilgotnej ziemi na dole...
Okrutni ludzie, którzy ją tam wtrącili, nie troszczyli się o nią wcale.
Nareszcie głębokie westchnienie wydobyło się z piersi Sassy.
Przyszła do siebie z odurzenia.
Ciemna noc otaczała ją zawsze, jako niewidomą, nie zauważyła zatem, że się znajduje w miejscu ciemnem jak grób i wcale nie wiedziała gdzie jest.
Jednakże, gdy przyszła do siebie i zaczęła macać schody i ściany, zrozumiała, że się znajduje w piwnicy pod starym pałacem.
Podniosła się z trudnością.
Niektóre członki ją bolały.
Usiadła na najniższym schodzie, ażeby odzyskać siły.
Myśl, że się znajdowała w mocy tej, która jej nienawidziła, przejmowała ją przerażeniem.
Któż zresztą zajmował się nią? Kto o nią pytał?
Jana Sobieskiego nie było w mieście.
Zniknięcie jej z pałacu mogli sobie wszyscy tłómaczyć tem, że jak zazwyczaj opuściła Warszawę, aby się udać za swym panem.
Nikt nie mógł zgadnąć, gdzie się znajdowała, nikt nie mógł przyjść, ażeby ją wybawić.
Była to straszna myśl.
Jeżeli Jagiellona o niej zapomni, jeżeli nikt ze służby nie ulituje się nad nią, będzie zgubioną.
A wiedziała ona aż nadto dobrze, że Jagiellona pragnęła jej śmierci.
Jan Sobieski! On może jeden zapytałby o nią, po powrocie. Ale któżby o niej dał wiadomość? Miała już nigdy nie usłyszeć jego głosu, nigdy nie przebywać blisko niego.
Ta myśl dla niej była straszną.
Miłość dla niego, gorąca, czysta miłość, którą była przejęta, była jedynem uczuciem, które ożywiało ją, które jej dodawało odwagi i siły! Gdy była blisko niego czuła się szczęśliwą.
Oddał on rękę innej, ona była tylko jego niewolnicą, lecz był on zawsze dla niej dobry. Własną ręką wielokrotnie wybawiał ją z niebezpieczeństw, w jakich się znajdowała.
Tym razem nie czekała jej ta rozkosz, która ją zawsze wynagradzała za wszelkie boleści i męki.
Obraz Sobieskiego stał przed jej duszą. Niepodobna jej było pozostać dłużej w tem podziemiu. Potrzebowała być przy nim. Żyła tylko wtedy, gdy czuła się blisko niego, gdy słyszała jego dobrotliwe słowa, gdy odzież jego do swych warg przycisnąć mogła.
Ciężki ból ją dręczył, — czuła, że przyszła na świat po to jedynie, aby cierpieć.
Jakże radośnie znosiła dla niego wszystkie cierpienia i prywacye, jeżeli za to mogła mieć nadzieję pospieszyć do niego.
Teraz ta nadzieja została jej odjętą.
Z początku zazdrościła Maryi Kazimierze... nienawiść zagnieździła się w jej sercu... ale dobroć i łaskawość, jaką jej okazywała Marya Kazimiera wywarły skutek cudowny.
Przestała nienawidzieć swoją rywalkę, pomimo, że zabrała jej ukochanego.
Głęboka cisza panowała w obszernem z wielu ważkich korytarzy i izb złożonem podziemiu. Nic się nie poruszało dokoła. Zdawało się jej, że się znajduje w grobie.
Po pewnym czasie powstała.
Przyszło jej na myśl, że było jeszcze inne wyjście z podziemia.
Z właściwą sobie zręcznością chciała się o tem upewnić.
Jakkolwiek członki ją jeszcze bolały, zebrała siły i odwagę, aby pójść dalej.
Tutaj w miejscu do którego się na przód dostała, znajdowało się kilkoro drzwi. Prowadziły one do piwnic mieszczących wina i zapasy żywności.
Jedne z tych drzwi nie były zamknięte.
Weszła do izby i macając znalazła rozmaite zapasy.
Ponieważ była głodną i spragnioną, posiliła się zatem i napiła, a następnie wyszła z piwnicy.
Znalazła się w wązkim, sklepionym korytarzu, prowadzącym do części piwnic, której jak się zdawało, nie zwiedzali służący.
Śwńadczyły o tem pajęczyny rozpinające się niekiedy na całej szerokości korytarza.
Robactwo dostawało się na jej ręce i twarz. Nie zważała na to.
Po niejakim czasie poznała, że korytarzem weszła do przestrzeni kwadratowej, zawierającej, jak się przekonała wkrótce, beczki i skrzynie, które tu stały od dziesiątków lat, a może od stuleci, ponieważ były grubo kurzem i pajęczyną pokryte.
Ślepa niewolnica nie zatrzymała się przed tą przeszkodą, lecz postanowiła iść dalej.
Z wielką zręcznością przelazła przez porozstawiane naczynia i dostała się do innych drzwi.
Drzwi te były zastawione skrzynią i nie dawały się otworzyć. Oddawna widocznie noga ludzka tu nie postała.
Usiadłszy na skrzyni i wypocząwszy Sassa postanowiła dalej przeszukiwać piwnice, w nadziei znalezienia wyjścia.
Wstała i z największem wysileniem usunęła przeszkodę, poczem próbowała otworzyć drzwi.
Niełatwe to było zadanie, bo drzewo napęczniało od wilgoci, a kurz i brud pozatykały szpary.
Po dość długich wysileniach udało się Sassie drzwi nieco uchylić.
Wstrętna woń zgnilizny uderzyła ją, jak gdyby otworzyła do grobu.
I to jednakże nie odwiodło jej od powziętego postanowienia.
Otworzyła drzwi szerzej i wsunęta się w głąb przez wązki otwór. Macając przekonała się, że się znajduje znowu w wązkim sklepionym korytarzu.
Na wilgotnej podłodze korytarza coś się poruszało... dał się słyszeć głośny pisk...
Były to szczury, których długoletni spokój wejście Sassy zakłóciło. Biegały one koło jej nóg i uciekały przed nią.
Jakkolwiek wstrętną była dla niej obecność tych zwierząt, Sassa szła dalej ostrożnie i powoli.
Korytarz zdawał się długim.
Nagle uczuła Sassa przed sobą drzwi.
Była to przeszkoda niełatwa do usunięcia, gdyż drzwi te były zaryglowane czy zamknięte, a rygla czy zamku znaleźć nie mogła.
Macając jednak zauważyła, że szczury i myszy, podkopując się pod dolną część drzwi wyrobiły znaczny otwór.
Sassa starała się powiększyć ten otwór, co się łatwo dało uczynić, bo drzewo było wilgotne i zmorszałe.
Po odłamaniu kilku kawałków drzewa otwór stał się tak wielkim, że się mogła przezeń przeczołgać.
Tym sposobem ślepa niewolnica przebyła i tę przeszkodę i dostała się znowu do obszerniejszego podziemia.
Sassa zaczęła znowu dotykaniem sprawdzać obszerność i kształt tego miejsca.
Nagle palce dotknęły wiszącego u ściany żelaznego łańcucha, który wydał brzęk ponury.
Sassa stanęła. Palce jej posuwały się po łańcuchu.
Nagle drgnęła.
Dotykała kości szkieletu.
U pierścienia, którym się kończył łańcuch wisiał szkielet zupełnie ciała pozbawionej ręki.
Straszny to był przedmiot.
Ale Sassa prędko ochłonęła z przestrachu.
Na tym łańcuchu człowiek był, przybity do ściany, zapomniano o nim, umarł tutaj, a szczury i czas doprowadziły go do stanu zupełnego szkieletu.
Sassa znalazła ten szkielet siedzący na krześle.
Gdy dotknęła czaszki, odpadła ona i stoczyła się do jej stóp. Pozostałe części trzymały się w całości, a kurz i pajęczyna pokrywały szkielet.
Przed wielu laty była tu zatem popełniona zbrodnia, straszna zbrodnia! Człowiek jeszcze młody, dorastający chłopiec stracił tu życie.
Przed nim, Sassa przekonała się, stał stół. Na stole znalazła dzbanek i nic więcej.
Szukając dalej wykryła obok krzesła, przegniły barłóg, którego słomę po większej części wyjadły szczury i myszy.
Ślepa niewolnica znalazłszy ten straszny przedmiot doznała tak potężnego wrażenia, że nie tak prędko zdołała je przezwyciężyć.
Straszny obraz stał przed jej duszą.
Co ten człowiek, który tu zginął musiał przecierpieć.
I czyż ją samą nie czekał los podobny, jeśli jej nie wypuszczą z tego podziemia.
Nie! Ona przecież nie była przykutą i chociaż niewidoma, mogła się poruszać swobodnie.
Któż jednak był w stanie tego nie szczęśliwego człowieka zapomnieć tutaj, albo może umyślnie skazać na śmierć głodową, ten był zdolnym również jej samej zgotować los podobny i zagrzebać ją w tych podziemiach.
Jagiellona! Na to imię drgnęła nieszczęśliwa Sassa.
Jeżeli okropna zbrodnia była jej dziełem?...
Cóż ją jednakże mogło popchnąć do tak okropnego czynu.
I nikt nie wiedział, o tem co zaszło, nikt nie wie, kto był ten, który w taki okropny sposób zatracony!
Jakież męki musiał przecierpieć ten nieszczęśliwy, nim go nareszcie śmierć z nich uwolniła.
— Biedny! — szepnęła Sassa, — — tylko kości twe pozostawały i nikt nie powie kto jesteś ani co się z tobą stało. Jak się nazywasz? Jak się tutaj dostałeś?... Nie ma odpowiedzi na te pytania! Nawet grobu nie wykopano dla ciebie! Pozostawiono cię na łańcuchu, do którego byłeś przykuty! Ale ja się ciebie nie boję! Patrz, jestem uwięziona jak ty! I miałabym się ciebie lękać? Nie! Nic przecież z ciebie nie pozostało prócz szkieletu! Biedny!
Ślepej niewolnicy z Sziras było przeznaczonem znaleźć cię, zakłócić twój spokój! Siedząc, wpół leżąc na krześle zasnąłeś na wieki, uwolniony zostałeś od cierpień. A gromada szczurów i myszy rzuciła się na twe bezwładna ciało... Czegóż ja tu jeszcze nie znajdę w piwnicach tego pałacu, w kté rym na górze panuje rozkosz i zbytek.
Obszedłszy stół Sassa, szukała dalszej drogi. Nie było jednak żadnego innego wyjścia prócz tego, którem tu przybyła.
Przeczołgnęła się przez otwór na korytarz, szukała innego wyjścia, ale daremnie... nie było go.
Powróciła zatem tą samą drogą do schodów, któremi ją zepchnięto.
Wyszła na górę, zapukała do zamkniętych drzwi i prosiła dozorujących sług, ażeby ją wypuścili.
Ludzie ci jednak śmiali się tylko z jej rozpaczy.
Sassa widziała, że była zgubioną, że się wydostać nie zdoła.
Zmęczenie ją przemogło.
Zeszła napowrót ze schodów i wybrawszy sobie miejsce usiadła.
Dreszcz przebiegał jej członki... wstrząsała się na myśl o szczurach... składała ręce i modliła się.
Następnie myślała o tym, którego kochała całą duszą.
— Janie Sobieski! panie! — wołała głosem, który.tłumiły łzy, wysłuchaj mnie, ratuj mnie.
Siły ją opuściły.
Upadła.
Lekki i łagodny sen, tulił ją w swoich litościwych objęciach.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.