[30]
XVII.
I spełnił się wyrok złowrogo skreślony:
Na nieba krawędzi, wiatr zadął szalony,
Kipiące bałwany zjeżyły się górą,
I burzą smagane zajękły ponuro.
Drżą majtki, padł postrach na serce sternika,
Łódź krucha po morzu samopas pomyka;
To porwie ją fala, to w głąb ją zanurzy,
Daremny wysiłek, nie wytrwać im dłużéj.
Świat tonie w pomroku chmur kłębem owiany,
Zabrzmiało: bój w niebie staczają Tytany,
Grom bije za gromem. Oh! biadaż ci łodzi!
Wnet piorun ognisty w twe czoło ugodzi.
Już fala kołysze twe szczątki rozbite,
Już trupy schłonęło dno morza niesyte;
Gdzie Janosz bohatér? gdzież Witeź zuchwały.
I jegoż bałwany bezdenne porwały?
I jemu śmierć straszno spojrzała już w oczy,
Lecz niebo Witezia opieką otoczy;
Cudownym go z nurtów wydźwignie sposobem,
By fala na wieki nie była mu grobem.
Uniosła go woda wysoko do góry,
Że głową do czarnéj dosięgnął aż chmury;
I błysła mu w duszy nadzieja zbudzona,
I chmurę oburącz pochwycił w ramiona!
[31]
Przyczepi się do niéj, co siły wystarczą,
Ach! ona w téj dobie jedyną mu tarczą;
Ku morzu ją ściągnął z przestrzeni wysokiéj
I wdarł się po chmurze do szczytu opoki.
O! wtedy rozbitek w proch cały się korzy,
Dziękuje za życie, bezcenny dar Boży;
Choć skarby przepadły nie troszczy się o to:
On złoto za żywot oddaje z ochotą.
Ze szczytu opoki pogląda zuchwale,
A gryfy tam gniazdo usłały na skale;
Tam matka żer w dziobie przyniosła dla dzieci:
W umyśle Janosza myśl nagła zaświeci.
I chyłkiem co żywo ku gniazdu podbieży,
Z nienacka na ptaka piorunem uderzy;
Żelazną ostrogą zakole pod boki:
Ptak skrzydła rozpostarł i pomknął w obłoki.
Zwykłegoż-by jeźdźca gryf nie zniósł na grzbiecie,
Lecz Witeż mu szyję ramiony oplecie;
Zrozumiał ptak nakaz, w lot z wichrem w zawody,
Unosi go hyżo nad pola, nad wody.
Przebiegli moc krajów, wtém zorza zrumieni
Pół nieba odblaskiem słonecznych promieni;
Dzwonnica kościółka błysnęła w pomroczu:
Drgnął Janosz, łzy strugą spłynęły mu z oczu.
„To wioska rodzinna. O Boże! mój Boże!”
Z radości tchu piersią pochwycić nie może,
I gryf téż znużony, więc skrzydły ciężkiemi
Lot z jasnych obłoków skierował ku ziemi.
Na wzgórzu zieloném przysiada on z cicha,
Krew płynie mu z boków, pierś ledwie oddycha;
Zsiadł Janosz, mgłą mętną zabiegło mu oko
I poszedł ku wiosce zadumań głęboko.
„Zabrała mi woda me skarby, me złoto,
Lecz niosę ci serce Iluszko sieroto!
Wszak dosyć dla ciebie gołąbko ty biała,
Tyś długo Janosza w tęsknocie czekała”.
I z nową do wioski pospiesza otuchą;
Wóz w drabiach nad głową zatętni mu głucho:
To beczki snać puste na wozie turkoczą,
Wieśniacy do winnic zdążają ochoczo.
[32]
Nie patrzy na ludzi, co żywo ich mija
I ręki mu ręka nie ściśnie niczyja;
Snać nikt go nie poznał, lecz w duszy mu słodko.
„Ty poznasz mnie, rzecze, Iluszko sierotko!”
I przebiegł podwórko, już stanął u proga;
Zawarte drzwi sieni: gdzież ona nieboga?
Pomału do klamki przyłożył dłoń drżącą,
Pobladły mu lica, pierś bije gorąco.
Otworzył, i zcicha próg chaty przekroczy;
Wbiegł: twarze nieznane! „Czyż mylą mnie oczy?
Znów chwyta za klamkę. „Taż chata? oh nie ta!”
„Kogóż tu szukacie? zagadnie kobieta.
„Iluszki, sierotki” , odrzecze nieśmiało.
„Gdzieindziéj wam szukać dzieweczki przystało!
Co widzę? to Janosz, to pasterz z téj wioski!
Jak dziwnie zmieniły was trudy i troski!
No, wejdźcież do chaty, spocznijcież w mym progu;
Niechajże was z drogi ugoszczę po Bogu”,
I sadza Janosza na ławie dębowéj,
Z pod serca słodkiemi zagadnie go słowy.
„Ej miły Janoszu, wy dobrze mnie znacie,
Jam z matką mieszkała w sąsiedniéj tam chacie;
Do miłéj Iluszki biegałam co chwilka,
Znać chybia wam pamięć: toż zbiegło lat kilka!”
„Gdzież ona, Iluszka, powiedzcież mi o niéj?”
Kobieta zapłacze, twarz ręką zasłoni:
„Gdzie twoja Iluszka? powiedzieć mam tobie?
O bracie Janoszu! Iluszka już w grobie?”
Jak gromem rażony nie płacze, nie jęczy,
Dębowéj się tylko uchwycił poręczy,
A potém oburącz pierś chwyta wzburzoną,
By wydrzéć z niéj boleść co szarpie mu łono.
I siedzi milczący, i zimny jak z głazu,
Chce mówić, lecz w ustach nie schwycić wyrazu;
Na czole mu gładkiém ból żyły wypręża,
„Ach mówcie, bełkocze, Iluszka u męża!
Wszak lepiéj u męża niż w chłodnéj mogile!
Na moją gwiazdeczkę popatrzę choć chwilę”
I czyta na zbladłém obliczu kobiety
Snać prawdą co rzekła: umarła niestety!
|