[161]JASKÓŁKI.
I.
Gdy wiosna blaskiem i wonią
Wionęła w miejski zaułek,
Gniazdko pod oknem facjatki
Uwiła para jaskółek.
Nieraz w tem małem okienku
Stawała młoda mężatka
I wodą kwiatki poiła,
Sama podobna do kwiatka.
Okruchy w gniazdko jaskółek
Każdego sypiąc poranka,
Wnet z niemi przyjaźń zawarła
Poddasza piękna mieszkanka.
Ptaki czarnemi oczkami
Tak czule patrzyły na nią,
A mąż jej gniewał się, niby
Zazdrosny o swoją panią.
[162]II.
O zmierzchu w oknie siadali —
On z książką, ona z robótką,
Ćwierkały wtedy jaskółki
Wieczorną piosnkę cichutką.
Pod wpływem ptasiej sielanki
Małżonka brały pokusy:
Na szyjce, oczach i ustach
Gorące składał całusy.
Wśród brudnych murów zaułka
Czar wiosny serca zachwyca,
Choć modrych niebios kawałkiem,
Choć srebrnym skrawkiem księżyca.
Więc, chłonąc zapach majowy,
W zgiełkliwem mieście tak rzadki,
Śniło małżeństwo z gniazdeczka,
Oraz małżeństwo z facjatki.
III.
Przelata chwila za chwilą,
Jak roje barwnych motyli —
Do gniazdka i na poddasze
Rozkoszni goście przybyli.
Szczebiotem ptasząt lepianka,
Śmiechami brzmiała facjatka —
Jaskółki karmią pisklęta,
Figluje z dzieckiem mężatka.
[163]
Gdy z biura biedny urzędnik
Powraca w stronę Zapiecka,
Zdaleka widzi już w oknie
Twarz mamy i buzię dziecka.
Jaskółki patrzą, jak sąsiad
Całuje słodkie usteczka —
„Cmok! Cmok!” ulata z facjatki,
„Ćwierk! Ćwierk!” ulata z gniazdeczka.
IV.
Minęła wiosna kwiecista,
Minęło lato po wiośnie —
Maleństwo chore i blade
W kołysce kwili żałośnie.
Z sercem, goryczą wezbranem,
Matka je tuli do łona
I sama z bólu zamiera,
W gasnące dziecko wpatrzona.
Gdy w oknie staje urzędnik,
Łzy srebrne z oczu mu biegą, —
Jaskółki z niemem współczuciem
Podnoszą główki do niego.
I patrzą, jakby pytały,
Za buzią stęsknione miłą:
„Powiedz nam, powiedz, sąsiedzie,
Co to się u was zrobiło?”
[164]V.
Tak blado słonko połyska
Z błękitnych niebios namiotu —
Jaskółki z gniazdka pod oknem
Już się zbierają do lotu.
A w oknie nikt się nie śmieje,
Nikt słodkich zaklęć nie szepce —
I dziwnie smutno w gniazdeczku
I dziwnie smutno w izdebce.
Aż kiedyś w ranek jesienny,
Ostatnią lśniący pogodą,
Wynieśli w białych trumienkach
I dziecko i matkę młodą.
Jaskółki tonią lazurów
Za morze chyżym mknąc lotem,
Umarłą swoją sąsiadkę
żegnały cichym szczebiotem.
VI.
Znów wiosna blaskiem i wonią
Wionęła w miejski zaułek —
Do swego gniazdka pod oknem
Wróciła para jaskółek.
„Ćwierk! Ćwierk! Dzień dobry, sąsiedzie,
Ćwierk! Ćwierk! Czyś tęsknił za nami?”
I pustej celi mieszkaniec
Powitał ptaszęta łzami.
[165]
A kiedy w gniazdku wieczorem
Jaskółcza brzmiała rozmowa,
On szeptał usty drżącemi:
„Gdzież moja przeszłość tęczowa?
Wróciła wiosna i kwiaty,
Z za morza ptaki wróciły —
I tylko moi najdrożsi
Nie wstaną z zimnej mogiły...”