Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/023

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 23. Kolegium w Poznaniu. 1572—1575.

W lecie 1570 r. dwóch pierwszych Jezuitów zawitało do Poznania: prowincyał austryacko-polski, O. Wawrzyniec Magio i O. Stanisław Warszewicki. Zdążali z Rzymu do Wilna, gdzie biskup Protasiewicz fundował im kolegium. Otwartemi rękami przyjął przejezdnych administrator poznańskiej dyecezyi, sufragan Szedziński, biskup bowiem Konarski zajęty był na usłudze dla króla IMCI i rzpltej; przyjęła kapituła, zwłaszcza równie biegły teolog jak gorliwy kaznodzieja, kanonik Benedykt Herbest. W gościnności nie dał się prześcignąć i wojewoda poznański, Łukasz Górka, „głowa heretyków wielkopolskich“. Ku niemałemu zdziwieniu wszystkich zaprosił obydwóch Ojców do swej willi na obiad, na którym znaleźli się wybitniejsi heretycy miasta. „Gdyby pan ten — pisał potem Magio — tyle miał prawdziwej wiary, ile uprzejmości i grzeczności z natury posiada, to godzien, aby na wyścigi wszyscy go pokochali“. Oczarowany wielkopańską gościnnością wojewody, nie zaniedbał O. Magio podczas stołu poruszyć żywotnej w owe czasy kwestyi religijno-kościelnej; nawrócić wojewodę nie miał nadziei, ale zjednać go sobie i katolikom szczerą miał ochotę.
Tymczasem rozeszła się wieść o przybyciu Ojców. Katolicy, którzy i w magistracie i radzie miejskiej gęsto zasiadali, powzięli myśl, aby tych gości z miasta nie wypuścić, stałą im siedzibę i sposób do życia opatrzyć, a ich pracy i pomocy użyć do ratowania katolickiej sprawy, zagrożonej przez różnowierców. Więc już i pieniądze na fundacyą jezuickiego domu zbierać poczęli. Z trudnością zdołał ich przekonać O. Magio, że rozkazy jenerała i biskupa naglą ich do spiesznego do Wilna wyjazdu, upewniał wszelako, że byle w swych zamiarach wytrwali, on dołoży wszelkich starań, aby kilku Ojców dla pociechy i pomocy na stały pobyt im przysłać. Uspokojeni tą obietnicą, uchwalili na pełnej radzie miasta, uroczystem poselstwem pożegnać Ojców, prosić o jak najprędszy powrót, a na dalszą podróż ofiarowali znaczną kwotę pieniędzy. Na wspaniałą oracyę wysłanników miasta odpowiedział równie piękną mową O. Magio, dziękując za iście złote serca, ale odmawiając przyjęcia złota samego. Markotno to było zacnym obywatelom, więc po cichu do wozu podróżnego i one pieniądze i inne dary wsunęli[1].
Nie długo czekać było na to powtórne na stały pobyt przybycie Ojców.
Zamożny był Poznań XVI. wieku; kupcy i rzemieślnicy należeli w części do narodowości niemieckiej i szkockiej; miasto też całe, rządzące się od czasów Przemysława I. prawem magdeburskiem, niemieckim zwyczajem i obyczajem pobudowane i urządzone, zachowało długo fizyonomię niemieckiego raczej, jak polskiego miasta, a znów częste zjazdy książąt i królów w sprawach państwowych, szlachty na koła rycerskie, sądy i jarmarki, okazałe, ludne i rojne dworce wojewody, kasztelana, starosty jenerała wielkopolskiego i innych bogatszych panów, wielkie składy, magazyny i sklepy kupieckie, nadawały mu charakter stolicy.
Nie brakło i na zakładach naukowych. Zdaje się, że już w X. wieku istniała tu szkoła katedralna; od r. 1302 szkoła parafialna[2]; od r. 1519 kolegium czyli atheneum, szkoła wyższa biskupa pozn. Lubrańskiego, kwitnąca doborem profesorów i uczniów przez lat kilkadziesiąt, potem podupadła bardzo i znów podniosła się z początkiem XVII. wieku, dźwignięta hojnością biskupa sufragana kujawskiego, Jana Rozdrażewskiego.
Wskutek właśnie tej przewagi elementu niemieckiego i bliskości z Prusami, Poznań już wcześnie zarażony był błędami Lutra. Głosił je 1525 r. niemiecki kaznodzieja przy kościele św. Magdaleny, bakałarz św. teologii, ksiądz Jan Seklucyan, rodem z Bydgoszczy. Na dworze jenerała wielkopolskiego, Andrzeja Górki, „głowy heretyków“, rezydował ksiądz Jan z Koźmina, pedagog trzech synów wojewody: Łukasza, Andrzeja i Stanisława, gorliwy apostoł luteranizmu. Profesor szkoły Lubrańskiego, Krzysztof Hegendorf, Endortinem u nas zwany, sławny filolog, sprowadzony przez biskupa Latalskiego z Lipska 1530 r. do Polski, zaraził luteranizmem wszystką niemal starszą młodzież tej szkoły. Handlowe stosunki kupców poznańskich, przeważnie Niemców i Szkotów, z zlutrzałemi miastami hanzy, z Prusami i Ślązkiem, ułatwiały szerzenie się luteranizmu.
Wnet zjawił się i kalwinizm. Głosił go z ambony proboszcz kościoła św. Jana w Poznaniu, Andrzej Prażmowski, już około 1545 r.; wygnany, apostołował go na Kujawach, założył dlań szkołę i seminaryum w Radziejowie. W kilka lat potem przybłędy z Czech, Bracia czescy, wznawiający herezyę Waldensów, rozsiadają się po przedmieściach Poznania, mają tam swe zbory, polski i niemiecki, w których kazania prawi Jerzy Izrael.
Na domiar zamętu wcisnął się koło 1558 r. do Poznania aryanizm, rozdwoił Kalwinów, zaniepokoił Lutrów i Braci czeskich. Więc postanowili połączyć się przeciw natrętowi i w tym celu zwołują synody do Poznania. Na jednym z nich 1560 r. Bracia czescy radzą nad unią z Lutrami, kłócą się i rozjeżdżają w nienawiści. Na innym znów, także w Poznaniu 1565 r., łączą się z Kalwinami, na trzecim 1567 r. dobijają zgody z Lutrami. Ci zaś z swej strony odbywają synod w Poznaniu 1570 r.[3], jako przygotowanie do jeneralnego synodu różnowierców w Sandomierzu. Roiło się więc od heretyków w Poznaniu, a wielkopolscy dygnitarze i pany, jak: Górkowie, Leszczyński, Ostroróg, Łaski, Zborowski, Tomicki, Opaliński, pootwierali im zbory, szkoły i drukarnie, pomimo oporu biskupów Izdbińskiego i Czarnkowskiego, pomimo żarliwych kazań kanonika Benedykta Herbesta. Był już najwyższy czas położyć tamę tej gospodarce; — tą tamą mieli być Jezuici[4].
Podczas morowej zarazy w Pułtusku 1571 r. O. Wujek, kaznodzieja tamtejszy, schronił się do rodzinnego Wągrowca. Dowie się o tem biskup sufragan poznański, Szedziński, i zaprosi go ze słowem bożem do Poznania. Głosił je często w kolegiacie i innych kościołach wobec zaciekawionych nowością, a wnet i zachwyconych pięknością dykcyi i jasnością wywodów licznych słuchaczy. Słuchali go chętnie i heretycy, bo nie napadał na nich, ani wyzywał, jeno spokojnie a z godnością prawdę przedstawiał. Uradowany tem sufragan zatrzymał czas dłuższy Jezuitę, pragnął zatrzymać na stałe i w porozumieniu z kapitułą wyznaczał mu roczną pensyę, ale posłuszeństwo wzywało go gdzieińdziej. Z żalem jego i katolików, jak rok przedtem Warszewicki do Wilna, tak teraz Wujek odjechał do Pułtuska, gdzie mór już mniej się srożył.
Tymczasem losy kolegium poznańskiego rozgrywały się gdzieindziej. Jeszcze 1570 r. podczas sejmu warszawskiego nuncyusz Portici, przyjaciel Jezuitów, namawiał biskupa pozn. Konarskiego, gdy ten przed nim rozwodził żale na zuchwalstwo heretyków, zwłaszcza Łukasza Górki, który w pałacu swym zbór protestancki otworzył, i na brak uczonych kaznodziei w Poznaniu, aby zawezwał tam Jezuitów. Podobała się biskupowi rada, dowiedziawszy się więc, że prowincyał Magio, z wice-prowincyałem Sunnierem (w grudniu 1570 r.) bawią w Pułtusku, wystosował do nich list z prośbą, aby przybyli do Warszawy. Nie zważając na pękające lody na Wiśle, przybyli obydwaj. W piątkę, bo do narady zaproszono nuncyusza i podkanclerzego kor., Krasińskiego, postanowili fundacyę kolegium jezuickiego w Poznaniu. Dnia 13. grudnia spisano w nuncyaturze akt fundacyjny; na tymczasowe utrzymanie 30 Jezuitów przeznaczał biskup 1.000 czerw. złp. rocznie. Wnet 1571 r. wypadło biskupowi Konarskiemu posłować od króla Zygmuuta do cesarza Maksymiliana w Wiedniu w nieszczęsnej sprawie rozwodu. Spotkał tam O. Magio, prezydującego kongregacyi prowincyonalnej, na której było kilkunastu profesów z Brunsbergi, Pułtuska i Wilna. Natrze więc na niego i błaga, aby co tchu otwierał kolegium w Poznaniu, gdzie już rozkazy wydane i wszystko do przyjęcia Ojców gotowe.
Dopiero jednak 27. czerwca 1572 r. przybyli do Poznania OO. Jakób Wujek, Szymon Wysocki[5], dwaj magistri gramatyki, i przepisywacze kazań O. Wujka, Zygmunt Budziński i Piotr Szydłowski i trzej bracia. Późnym wieczorem stanęli w pałacu biskupim. Nazajutrz magistrat i rada miasta witają ich oracyą; między rajcami byli trzej otwarci przyjaciele Jezuitów: Piotrowski, Brzezicki i Grodzicki, ojciec Jezuity. Odpowiedziano im równie piękną a czułą mową; a że to był dzień uroczysty św. ap. Piotra i Pawła, więc z polecenia sufragana Szedzińskiego, wejdzie znany już Poznańczykom O. Wujek na ambonę w kolegiacie św. Maryi Magdaleny, przepełnionej ludem, i oznajmi wesołą nowinę; wnet zapalono na głównym ołtarzu świece, uderzono we dzwony i pełną piersią huknięto Te Deum.
Po tem uroczystem obwieszczeniu miastu o przybyciu Jezuitów, wprowadził ich biskup sufragan do kamienicy w pobliżu katedralnego kościoła, która miała im służyć za kolegium. Nie nadawało się Ojcom to miejsce, jako zbyt oddalone od środka miasta, obrali sobie więc za pozwoleniem biskupa Konarskiego kąt ciasny przy samych murach miejskich, cuchnący, bo główny kanał tamtędy przeprowadzony, ale za to w tym kąciku tuliły się dwa kościółki: św. Gertrudy, założony wraz z szpitalem 1456 r. przez Gertrudę Pestl, zamożną mieszczkę, i św. Stanisława, fundowany przez biskupa Lubrańskiego 1518 r., oddany potem 1534 r. przez biskupa Jana Latalskiego ks. Mansyonarzom z szkołą i szpitalem dla chorych księży. Bliziutko widniał parafialny kościół św. Maryi Magdaleny, po którym dziś i od dawna już tylko plac pusty pozostał. Po wielu trudnościach, które usunął biskup Konarski, objęli Ojcowie najprzód 1571 kościółek św. Gertrudy i w nim rozpoczęli zbożną swą pracę, potem 1573 dom i kościół sw. Stanisława.
Mówili też na życzenie biskupa kazania świąteczne, a potem i niedzielne w kolegiacie św. Magdaleny, przybyła im bowiem pomoc dzielna w O. Herbeście, który świeżo co z rzymskiego powrócił nowicyatu.
Na sesyi kapitulnej 13. lipca 1572 rostrzygała się sprawa fundacyi Kolegium. Biskup przeznaczał na nią cztery wsie: Zemsko, Kiełczewo, Tokarki, Bochlewo, z dóbr stołu biskupiego; uchwała za fundacyą przeszła większością jednego głosu tylko; połowa prawie kapituły była jej przeciwną. Warowała przy tem kapituła całość i bezpieczeństwo szkoły katedralnej wobec nowych szkół jezuickich, aby nie zabrakło kantorów w katedrze. W razie gdyby Jezuici opuścili Poznań, dobra wracają do dóbr stołu biskupiego, inne zaś dobra pojezuickie obrócone być miały na edukacyę młodzieży[6].
Były to już czasy niespokojne pierwszego bezkrólewia. Heretycy, jak wszędzie, tak i w Poznaniu podnieśli głowę. Kasztelan gnieźnieński, Jan Tomicki, luteranin, z swymi ministrami, przezywał Jezuitów turbatores regni, wichrzycielami rzpltej; dokuczali i inni. Nawet zacny sufragan na jakiemś kazaniu szarpnął Jezuitów, potem przepraszał, tłumacząc się. że uległ podjudzaniom innych. Niebawem w sierpniu tego roku umarł, dotknięty zarazą; znaczny swój księgozbiór przekazał Jezuitom.
Podczas onej zarazy, która w lecie 1572 r. dziesiątkowała Poznań, Ojcowie nietylko zostali na posłudze zadżumionym, ale z jałmużn zebranych przez OO. Wujka i Wysockiego, zakupiono dom z kapliczką i ogrodem i urządzono w nim szpital św. Łazarza dla „zapowietrzonych“. Mór zabijał i panów: kasztelana łęczyckiego, Wojciecha Przyjemskiego i kasztelana kruszwickiego, Oporowskiego. Jezuici przygotowali ich na śmierć, na egzekwiach mówili żałobne oracye, którym przysłuchiwali się patronowie herezyj, Łukasz Górka, Tomicki i inne pany i ministry z wytężoną uwagą. Śmierć zaglądająca w oczy zarazą i żarliwe Ojców kazania sprawiły, że w tym jeszcze 1572 r. dwunastu Lutrów powróciło na łono Kościoła katolickiego, między nimi luterski pastor w Rydzynie, Walenty Jungan i predykant Anabaptystów, nie wymieniony bliżej. Co czasu zostało od ambony i konfesyonału, obracali na odwiedzanie ubogich i chorych. O. Wujek, z natchnienia biskupa Karnkowskiego, pisał swoje „Postylle“, czyli wykład św. ewangelij, a na prośby nuncyusza dziełko: „O ofierze mszy św.“ przeciw aryaninowi Stankarowi.
Pod jesień, gdy zaraza nieco zwolniła, rozpoczęli Ojcowie przy pomocy kilku życzliwych obywateli, jak Hieronim Powodowski, Grodzicki, ojciec Jezuity, i pań dobroczynnych, jak Kowalska, panna Anna Petruszewna (dała od 1590—1609 r. sumę 15.723 złp), Urszula Michalini z córką i inne, budowę nowego kolegium na placach, nabytych 19. lipca przez biskupa.
Spieszyli snać z nią, skoro już 25. czerw 1573 obchodzili w nowej okazałej auli uroczyste otwarcie szkół poznańskich. Dotąd bowiem w starym domu uczono jakby prywatnie gramatyki, nawet sławny teolog legata Commendonego, O. Toletus, miewał tam czas jakiś wykłady, zapewne treści teologicznej. Teraz rozpoczęto systematyczny cykl nauk humanitarnych. Biskup Konarski, wybrany przez sejm elekcyjny na prezydenta legacyi, która Henryka Walezego sprowadzić miała do Polski, zaprosił na akt otwarcia szkół towarzyszy legacyi, Andrzeja Górkę i Tomickiego, znanych patronów herezyi. Oni naradzali się długo, ażali przyjąć zaproszenie — przybyli jednak do kolegium. Witał ich łacińską mową profesor rotoryki, O. Gerard Lapidanus (Stein), witali studenci, wprowadzili potem do auli. Jakoś jednak nieswojsko było tym panom, bo wnet się wynieśli. Pozostali za to inni zacni goście — połowa miasta, jak opowiada kronikarz, przysłuchując się z podziwem mowom i wierszom łacińskim, greckim i polskim, mianym częścią przez profesorów, częścią przez uczniów. Wyszli późnym wieczorem z tego consessu academico, wynosząc podziw dla nowej szkoły.
Wnet zjechali do Poznania: towarzysz legacyi francuskiej, wojewoda Radziwiłł Rudy, kalwin, protektor schyzmy greckiej, książę Konstanty Ostrogski, odwiedzający chorą na umyśle siostrę swą, nieszczęśliwą Halszkę i francuski poseł Montluc, wracający do Paryża. Wszyscy oni zwiedzali kolegium, rozmawiali wiele z Ojcami, przysłuchiwali się wykładom szkolnym, które zakończono w wrześniu, a po feryach świętomichalskich otwarto rok nowy szkolny 6. października dysputą teologiczną.
W Poznaniu miały te dysputy swą doniosłość prawdziwą. Wielu wykształconych zagranicą ministrów rezydowało w mieście i po dworach pańskich, a nawet między tłumem luterskim słynęli nauką lekarze: Niger (Schwarz) i Polej. Obalić ich powagę, zawstydzić ich pychę, znaczyło to odjąć herezyi walną podporę. Więc za temat październikowej dysputy obrano tezy „o czci świętych i o usprawiedliwieniu“, które ogłoszono przybiciem na drzwiach kościołów. Stanęli do walki Niger i Polejus, bronił tez rzymski teolog, O. Piotr Viana, przejeżdżający przez Poznań do Brunsbergi na profesora teologii. Przysłuchiwał się dyspucie cały wykształcony Poznań i okolica, nawet Stanisław Górka, brat Łukasza, przez otwarte okno chciał być świadkiem dysputy, bo wejść do auli nie miał odwagi. Wrażenie było niesłychane; Niger i Polej, przyparci wywodami O. Viany do muru, zamilkli. Więc zachęceni powodzeniem Jezuici, wezwali heretyków na drugą dysputę w listopadzie, ale już nikt z ministrów nie stanął w szranki, tylko dwaj czy trzej Jezuici przyjęli na siebie rolę heretyckich oponentów, ale i na tej fikcyjnej dyspucie audytoryum katolików, zarówno jak heretyków, było bardzo liczne. Równie świetnie wypadło rozdanie nagród, nazajutrz po pierwszej dyspucie (7 października 1573) za rok ubiegły, i dyalogi z tej okazyi. Zacnych domów panicze i przyszli biskupi, jak Piotr Czarnkowski, Jędrzej Przyjemski, Marcin Szyszkowski, Wawrzyniec Gębicki i wielu, wielu innych do tych szkół się zapisało. Na Boże Narodzenie urządzili studenci jezuiccy dyalog sceniczny o tej tajemnicy w kościele św. Magdaleny. Ścisk i zgiełk widzów poczytano im za profanacyę miejsca świętego, kler świecki szemrał, proboszcz Maciej Walon, akademik niedawno krakowski, korzystając z tego, odebrał Jezuitom ambonę, ale mieszczanie podali suplikę do biskupa, a ten Jezuitom ambonę św. Magdaleny przywrócić kazał.
Ciekawy był stosunek Łukasza i Stanisława Górków do Jezuitów. Jako zagorzali heretycy kochać ich nie mogli, ale poważali wielce, a nawet niektóre dowody życzliwości złożyli. Wojewoda poznański, Łukasz, rad ich odwiedzał, rozprawiał, dysputował z nimi, imponowali mu nauką a skromnością. Cenił przedewszystkiem rozmowę z O. Konariuszem (Konarczykiem). Zdarzyło się, że właśnie gdy wojewoda z ministrami konferencyę religijną na zamku szamotulskim odbywał, zjechał tam, nie wiem już, w jakiej sprawie, O. Konariusz. Wojewoda natychmiast przerwał naradę, ministrów pożegnał, a Jezuitę przyjął uprzejmie, zatrzymał na wieczerzę i komorę tuż obok siebie na nocleg przeznaczył. Umierając 23 stycznia 1573 r., kazał O. Konariusza przywołać do siebie, nie dopuścili ministrowie; umarł lutrem. Chciano mu pogrzeb wyprawić more maiorum w katedrze, biskup z kapitułą oparli się temu. Pochowano go więc w Szamotułach, a potem przewieziono kości do nowej kaplicy w Kurniku; ma on tam po dziś dzień swój pomnik.
Brat jego, Stanisław, taką pogardą zionął do wiary kat., że z sreber kościoła szamotulskiego kazał porobić dla psów, w których się kochał, obroże, a na nich wyrytować kielichy i patyny. To mu jednak nie przeszkadzało, że równie jak Łukasz okazywał się przyjacielskim dla Jezuitów, raz nawet na odpust św. Stanisława posłał im w darze beczułkę wybornego wina[7].
Prace Jezuitów rozciągały się i poza Poznań; słynęli zwłaszcza jako wyborni kaznodzieje, zapraszano ich też z mowami żałobnemi; tak O. Konarius prawił 1573 r. w Stawiszynie na pogrzebie Jerzego Latalskiego z Dębicy.
Tymczasem król Henryk Walezy zdążał leniwo do Polski. Dnia 23. stycznia 1574 r. zatrzymał się w Poznaniu, zwiedzał między innemi i kolegium. Witali go studenci u bramy i w auli ozdobionej przeźroczami, oracyą i śpiewem[8]. Nazajutrz wiceprowincyał Sunnier z rektorem Wujkiem złożyli królowi swe homagium, polecali zakon, ofiarowali w darze pięknie oprawny egzemplarz Postylli. Podczas sumy w katedrze kazał O. Wujek, król nie przybył, ale dwór jego wszystek i cały Poznań byli na nabożeństwie.
W maju t. r. odbyła się w auli kolegium dysputa religijna, w gronie jak zwykle bardzo licznem; przysłuchiwali się jej i heretycy, między nimi owi dwaj lekarze Niger i Polej i Jan Ostroróg, syn onego Jakóba, patryarchy Braci czeskich († 1568) i sam także wyznawca tej sekty, ale udziału w dyspucie nie brali.
Z każdym rokiem bardziej zaludniały się szkoły młodzieżą, bo nawet różnowiercy oddawali do nich swych synów; pod koniec XVII. wieku cyfra ich przechodziła 1000. Dla podtrzymania ducha pobożności w szkołach, wprowadzono 30. września 1574 r. kongregacye sodalisów Maryi, do której mogli należeć studenci tylko wzorowych obyczajów i pilni w naukach. Zapisało się do albumu sodalisów 24 uczniów, w lat kilkanaście potem 1585 r. podzielić musiano kongregacye na dwie: mniejszą i większą, a 1614 r. na trzy: małą, większą i największą.
Spełniły się więc nadzieje, jakie pokładał w Jezuitach następca Commendonego, nuncyusz Wincenty Portici, gdy w relacyi swej o Polsce do Grzegorza XIII. w styczniu 1574 pisał: „Z wielką korzyścią dla sprawy religii będzie, jeżeli nuncyusz wystąpi jako prawdziwy a gorliwy obrońca kolegiów jezuickich, które czasem doznają prześladowania. Zastałem tu dwa w Brunsberdzie i Pułtusku; zatwierdzono ich fundacyę a założono dwa inne w Wilnie i Poznaniu. Król JM. Zygmunt August nietylko zatwierdził fundacyą tychże, ale darował im prawo patronatu na dom i kościół w Wilnie. Inne jeszcze kolegium założyła pewna wdowa (Anna Tarnowska) z Wojnicza (sic) w Jarosławiu pod Przemyślem. Jeżeli te kolegia znajdą poparcie (od nuncyuszów), to w ciągu trzech lat przyniosą tak przedziwne owoce, że można być pewnym, iż religia powstanie całkowicie w trzech lub czterech latach“. Dodaje i to, że katolicki król Henryk łatwo dopomódz może do fundacyi domu profesów i kolegium w Krakowie i Lwowie. „Przyobiecywał mnie to dawniej biskup krakowski (Krasiński), a myślano wtenczas nietylko o Krakowie, ale i o Lwowie“[9].
Dzień 1. grudnia 1574 r. był ostatnim życia biskupa Adama Konarskiego. Znamienity ten mąż stanu i senator, a książę Kościoła zacny i pobożny, w ostatnim roku życia zobojętniał dla Jezuitów, bo jak wszędzie, tak w Poznaniu, znaleźli się między klerem świeckim niechętni zakonowi, którzy swą niechęcią i biskupa zaprawili[10]. Oni wdzięczni za to, co świadczył, uczcili pamięć jego wspaniałemi egzekwiami w swym kościele św. Stanisława 16. stycznia 1576 r., oraz łacińskim i polskim panegirykiem na pogrzebie, i książeczką wierszy łacińskich ułożonych przez młodzież szkolną, którą wydrukowali w Krakowie i ofiarowali spadkobiercom nieboszczyka i wykonawcom jego testamentu[11].





  1. Rostowski, Lith. Soc. Jesu historiarum, liber I, str. 36, 37.
  2. Dr. Karbowiak, Szkoły parafialne w Polsce, str. 66.
  3. Pod d. 1. paźdz. 1565. donosi legat Commendone kardynałowi sekretarzowi stanu Karolowi Boromeuszowi: „Zagnieździły się tu w Poznaniu dwie sekty odszczepieńców: jedna z kupców i rzemieślników niemieckich, luterską; ci zbierają się w domu kasztelana gnieźnieńskiego (Jana Tomickiego), wolnym od jurysdykcyi miejskiej. Druga jest Pikardów, albo Waldensów (Braci czeskich), którzy wygnani z Czech, znaleźli przez niedbalstwo biskupów poznańskich przytułek w wielu wsiach i miastach okolicznych, skąd przez podobnąż obojętność i brak gorliwości biskupów przed dziesięciu laty wcisnęli się ci nikczemni ludzie do Poznania. Głównym ich przywódcą pan Ostroróg. Ten starał się tu kilkakrotnie o nabycie jakiego domu dla zbudowania dla nich zboru, lecz miasto żwawo się temu oparło i król w żaden sposób nie chciał na to pozwolić. Do tej sekty Pikardów należał w roku przeszłym rzeczony kasztelan gnieźnieński, Tomicki, lecz wyklęty został przez nich za sympatye z lutrami... Między temi dwiema sektami Lutrów i Pikardów wrą ciągle kłótnie i niezgody“. (Listy Commendonego II, 291).
  4. Reformacya, jak burza przeszła nad Poznaniem, wyrządziła znaczne szkody w szeregach katolickich. Magistrat wszelako pozostał dzięki czujności biskupów poznańskich: Izdbińskiego, Czarnkowskiego i Konarskiego, zawsze katolickim, a już w pierwszych dziesiątkach XVII. wieku miasto całe nosiło cechę katolickiego, pobożnego grodu.
  5. O. Jakób Wujek, syn mieszczańskiej rodziny z Wągrowca, słuchał filozoficznych nauk na akademii krakowskiej i zyskał 1559 r. stopień magistra. Dziełami Hozyusza w katolicyzmie utwierdzony, kończył teologiczne studya, rozpoczęte w Wiedniu, w Rzymie in collegio romano. R. 1565 widzimy go w nowicyacie rzymskim jezuickim, a następnie profesorem matematyki w kolegium rzymskiem. R. 1570 wraca do Polski na kaznodzieję do Pułtuska.
    Szymon Wysocki, ur. na Pokuciu 1512 r., we Lwowie wstąpił do stanu duchownego, był już dyakonem, przyjacielem kanonika Piotra Skargi, gdy uczuł w sobie powołanie do zakonu Jezuitów. Udał się więc 1569 r. do nowicyatu w Rzymie, tam też ukończył studya teologiczne i wyświęcony na kapłana powrócił do Polski na pierwszą pracę do Poznania.
  6. Akta kapituły poznańskiej, tom XVIII k. 96, 130. Ms. bibl. Jagiell. nr. 5198. Annales Collegii Posnaniensis.
  7. Niesiecki, IV, 206—209. Wszyscy trzej Górkowie zeszli bezpotomnie, ciężyła na nich klątwa ich dziada stryjecznego, biskupa pozn. Ulryka Górki. Pomnik grobowy Stanisława z psem, umieszczony w kaplicy kurnickiej przeniesiono potem na zewnętrzną frontową ścianę, po lewej stronie drzwi głównych.
  8. Z galeryi bramy wjazdowej jeden z uczniów przebrany za archanioła Michała, z mieczem i wagą, witał króla krótkim wierszem, a raczej pieśnią łacińską, przeplataną chórem śpiewaków przebranych za aniołów.
  9. Ehrenberg, Urkunden, str. 363.
  10. Podczas ostatniej choroby przyzywał często O. Wujka na duchowną rozmowę, ale fundacyi kolegium, ani innych ziemskich spraw nie dotykał. W testamencie legował Jezuitom 1.000 złp. na dziesięcinach, których nigdy nie wypłacono; 3.000 złp legował na seminaryum duchowne, zresztą całe swe mienie zapisał bratu swemu, kasztelanowi kaliskiemu. Na pogrzebie jego kazał Jezuita, zapewne rektor O. Wujek. Studenci opłakiwali śmierć fundatora swych szkół wierszami, które zwyczajem owoczesnym na ścianach, jak my dziś na rogach ulic karty pogrzebowe, rozwieszono. (Acta cap. posn. XVIII. 132).
  11. Annal. Col. Posn.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.