Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/065

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 64. Przybycie Jezuitów. — Otwarcie misyi. — Zanosi się na unią Mołdawii z Rzymem. 1588—1589.

Rok prawie trwały układy o tę misyą. Bruti zwierzył się z planami swemi i Petryły arcybiskupowi Solikowskiemu w czerwcu 1587 r[1], ten zaś prawdopodobnie na sejmie elekcyjnym poinformował o nich nuncyusza Hannibala z Kapuy i zachęcał do akcyi. Jakoż nuncyusz nader uprzejmym listem z d. 22. sierpnia 1587 do Brutego, pochwalił te zamysły i przyrzekł swą pomoc. Bruti dziękując listem z d. 5 września 1587 w imieniu swojem i 15,000 katolików za tę obietnicę, podnosi dobre chęci Petryły, który już wygnał z kraju heretyków od lat 50 tu rozsiadłych, a teraz prosi o kilku Jezuitów dla usługi Katolików, a możeby i seminarium czyli szkołę otworzyć mogli. Podsuwa delikatnie, jaką to dałoby podnietę dla hospodara, gdyby nuncyusz i Ojciec św. zaszczycili go swem pismem, a jak wielką pociechą dla Katolików. W końcu donosi smutną nowinę, „że w Konstantynopolu d. 18 sierp. st. st. w piątek o 19 godzinie sułtan zabrał kościół katedralny patryarszy i monaster i zamienił na moszeę, a to na przekor Grekom, którzy naraz 4 patryarchów wybrali. Sułtan widząc takie zawikłanie, prędko je rozwiązał, zabraniem kościoła patryarszego[2].
Jakoż pod koniec 1587 Sykst V zaszczycił Petryłę nader łaskawem brevem, dziękował za to, co dla podniesienia katolicyzmu zrobił, zachęcał do zrobienia więcej, przyrzekał swą łaskę i opiekę. Uszczęśliwiony Petryło w liście do Syksta V z d. 1 stycznia 1588 zasługę „reformy Kościoła katolickiego“ w swym kraju przypisuje „industriae“ zabiegom wielkiego podkomorzego swego Brutego, męża katolickiego, „błaga, aby papież miał nadal o tymże Kościele pieczę i staranie, a nas jak innych chrześcijańskich królów i książąt za syna uznał i miał w swej ojcowskiej opiece na znak zaś wiecznego posłuszeństwa i czci naszej, skoro tylko uspokoi się w Polsce, wyprawimy posłów dla ucałowania stóp Świątobliwości Waszej“[3]. W tym sensie i pod taż datą pisał wojewoda i do nuncyusza Hanibala[4].
Nie omieszkał i podkomorzy Bruti w listach do papieża i nuncyusza datowanych z Jass d. 14 stycz. 1588, dziękować, polecać katolicyzm, siebie i synka względom obydwóch[5].
Była to więc zapowiedź unii i poselstwa z homagium, wobec której ani papież, ani Jezuici nieczułymi pozostać nie mogli. Jakoż z początkiem września 1588 r. OO. Jan Kunig Schonhovianus (Schoenhof rodem z Kolonii), Justus Rab, krakowianin i rektor lubelski Warszewicki z bratem zakonnym zjawili się przed wojewodą Petryłą, obozującym w czystem polu pod namiotami, bo czarna ospa grasowała w całej środkowej Europie po miastach i wioskach straszliwie.
Przyjęci najuprzejmiej, oddali przywiezione breve papieskie przez legata Aldobrandini, a w podarunku książkę „Żywoty i walki św. męczenników“, objaśnione pięknemi stalorytami. Wojewoda powstawszy, przyłożył pismo papieskie na znak czci do głowy, ucałował, odczytał uważnie, potem oglądając ona książkę, gdy trafił na obrazek ukrzyżowania św. Piotra, jął rozprawiać o tem, jak wiara jego zbliżoną do katolickiej. Słuchał tej mowy mnich grecki, kapelan wojewody. Zwróci się do niego Petryło: „Co trzymasz o prymacie św. Piotra?“
— „Pierwsze miał miejsce honorowe, władzę równą z innymi apostołami. — Komu Chrystus oddał klucze, znak władzy? — Piotrowi. — Komu je zaś Piotr powierzył?“ — Mnich milczał, więc wojewoda: „Umierając Piotr, gdzie położył głowę swoją? — W Rzymie — Gdzie więc głowę położył, tam i klucze zostawił“, zakonkludował Petryło. Nie spierał się mnich, więc po chwili spyta znów wojewoda: „czy miałbyś odwagę pójść na męczeństwo? — Nie bardzo, nie dufam sobie. — Jabym zaś za najwyższe szczęście poczytał sobie, módz dostąpić chwały męczeństwa“[6].
O. Warszewicki, który posłany był tylko dla zbadania sytuacyi, a wnet wrócił do swego Lublina, wyniósł to wrażenie, że wojewoda szczerze do unii skłonny, a ponieważ Cerkiew mołdawska prawie niezależną była od patryarchy Carogrodu i hospodar był jej głową, więc sprawa wydawała się tem łatwiejszą. Skłaniali się do niej Anastazy, schizmatycki metropolita suczawski i Grzegorz, władyka romański i archimandryta zarazem wszystkich monasterów. Oto co pisze O. Warszewicki z obozu hospodarskiego 7 wrześn. 1588 do nuncyusza:
....„Zastaliśmy go (Petryłę) do posłuszeństwa Stolicy św. bardzo skłonnego, owszem ochotnego i gotowego do przywrócenia katolicyzmu w tych miastach i miejscowościach swego kraju, które dawniej do Kościoła kat. należały, a zapalonego do wytrzebienia herezyi Albowiem oprócz tego, że już dawniej ministów heretyckich kazał wypędzić, teraz przy nas, za zezwoleniem władyków greckich, rozkazał wszystkim heretykom albo powrócić do katolickiej wiary, albo wynosić się z kraju. Nawet w gwardyi swej z 500 i więcej Węgrów złożonej, nie chce cierpieć żadnego heretyka. Chciał poddać pod jurisdykcyą naszą wszystkich Sasów i Węgrów, ale odpowiedzieliśmy, że to nie nasza rzecz, na to potrzebna hierarchia kościelna i proboszczowie, którzyby zarządzali kościołami. Narazie więc najpilniejsza praca będzie nad Sasami i Węgrami, bo ci dawniej do rzymskiego Kościoła należeli. Później będzie można uformować kapłanów i dla Mołdawian, gdy już nasi tu się ustalą, jak tego zdaje się pragnąć wojewoda. W ogóle zdaje się, że tu z zrządzenia bożego wielka brama dla propagandy katolickiej otwarta, bardziej jak w Siedmiogrodzie i innych heretyckich krajach, a to dla wybornie dobrej woli hospodara i dla absolutnej jego władzy życia i śmierci. Żadne bowiem prawa, żadna siła ni powaga nie jest w stanie przeszkodzić temu, co raz postanowi“[7].
Na unią zanosiło się zresztą lat 20 kilka przedtem, gdy hospodar Bohdan Aleksandrowicz zaprzyjaźniony z domami polskimi i biskupem kamienieckim Secygniowskim, pod tym warunkiem obiecaną miał rękę chorążanki Tarłównej, że katolikiem zostanie, i on ten warunek chętnie przyjął. Nienawiści do latynizmu u Mołdawian nie napotykamy nigdzie, mieli ją prędzej do „kacerzy“, zwłaszcza do Aryanów. Zburzyli też bibliotekę i szkołę heretycką w Suczawie natychmiast po zrzuceniu Heraklidesa, „kacerzem“ powszechnie przezwanego. Za to do obrządku swego „do dzwonów i pokłonów, do palenia świeczek przed św. ikonami i do starego kalendarza“ przywiązani byli niezmiernie. Tego im tknąć nie można było. O dogmata nie troszczyli się wiele, ignorancya w rzeczach wiary nawet u ich popów i licznych po puszczach i górach pustelników taka, że liturgiczne księgi odczytywali machinalnie tylko, najczęściej błędnie; żadnych kazań ani katechizmów, żadnych szkół ludowych, owszem pogarda dla nauki, brzydzili się nią świeccy, nie pielęgnował jej kler mołdawski.
Petryło rad z obecności Jezuitów, oprócz trzech oficyalnych posłuchań, na których rozmawiał z nimi przez tłumacza, chętnie zapuszczał się w poufne z nimi rozmowy o władzy papieża i soborów, o pochodzeniu Ducha św., o czyścu; powtarzał, że nie ścierpi predykantów kacerskich; już ich wypędził, nie wpuści ani jednego. Katoliccy są mu mili, niech mu zaufają, niech liczą na pomoc i hojność jego; „waszą, dodał, Jezuitów rzeczą — ułożyć program akcyi, ja go wam wykonać dopomogę“.
Nie łatwo było w tym chaosie ciemnoty, błędnych wierzeń, guseł i zabobonów a niesłychanej korupcyi obyczajów ułożyć program. Dla Katolików zarówno jak schizmatyków Mołdawii rozpusta stała się niemal zwyczajem narodowym, nikt się nią nie gorszył. Wielożeństwo i rozwody, gdy za ćwierć dukata danego żonie mąż rozwodził się z nią, brał ślub z drugą, stały się plagą rodzin. Święta i niedziele zamiast w cerkwiach, obchodzono pijatyką na umor w gospodach i domach; ten mir miał i posłuch, kto do kielicha najtęższy, przetrzymał wszystkich. Lenistwo zamieniło się w formalny wstręt do pracy, bo i na co i dla kogo miał pracować Mołdawianin, kiedy urzędnik hospodarski zabrał mienie na podatek i haracz, zrabował Kozak lub Tatar lub własny żołnierz przy częstych a zawsze krwawych zmianach tronu, iż Mołdawią „polem przepiórczem“ nazwano, przy corocznych niemal najazdach i wojnach. Goły nie boi się rozboju, więc też pomimo żyzności gleby, ubóstwo i nędza udziałem była mołdawskiego ludu.
Dla zarazy, Ojcowie nie osiedlili się odrazu w przygotowanym dla nich klasztorze w Kutnarze, pracowali więc głównie dla Sasów i Seklerów tam gdzie ich znaleźli, i nawrócili w kiku miesiącach 5.000 heretyków. Niech nam się to nie wyda przesadą. Ciemny lud i mieszczaństwo szło za przykładem księży: gdzie ksiądz został heretykiem, tam i lud i mieszczanin. Gdy Petryło wygnał predykantów, a księży żonatych i heretyckich z parafii pousuwał, ci wrzekomi heretycy pozostali jak owce bez pasterza. Brał ich więc, kto pierwszy się nawinął. Zjawili się Jezuici, mówili gorliwe kazania, pouczali katechizacyami po domach, lasach, polach, więc zbałamuceni tylko ci ludzie, a wcale nie zacietrzewieni w herezyi, wracali do wiary ojców. Wiele też tu znaczyła wola wojewody, który rządził despotycznie i panem się też czyli „despotą“ Mołdawii nazywał.
Dopiero z wiosną 1589 r. urządzili Ojcowie „dom missyjny“ i otwarli szkołę. Roman, Kotnary, Jassy, Nemocz były stacyami missyjnemi i parafiami zarazem. Przez jakiś czas pomagali im w pracy wygnani z Siedmiogrodu Jezuici, mianowicie O. Walentyn Lado[8]. Podkomorzy Bruti nadał im dwie wsie węgierskie na utrzymanie.
Tymczasem O. Warszewicki, wróciwszy do Lublina, wygotował dla nuncyusza Hannibala memoriał o stanie religijnym Mołdawii: „Sam Pan Bóg otwiera wrota nawróceniu tego kraju. Schizmatycki przedtem książę przyjmuje łaskawie kapłanów od papieża przysłanych, nikt się temu nie opiera ani sprzeciwia, ich władzy i jurisdykcyi oddać chce katolickie kościoły i te, które po wypędzeniu heretyków, kapłanów nie mają. Do posłuszeństwa Stolicy św. bardzo jest skłonny, broni wybornie i dowodzi prymatu św. Piotra i jego następców. A nietylko on, ale skłonni są metropolita (Jerzy Mohiła) i władycy. Metropolita ani podlega, ani chce podlegać patryarsze“.
Rozwodzi się dalej nad upadkiem patryarchatu, nad skłonnością do unii Siedmiogrodu. Multan, Rusi; arcysposobna to chwila, należy ją wyzyskać. „Hospodar multański, Aleksander II, urodzony z Katoliczki, bratanek mołdawskiego, potężniejszy i bogatszy od niego, nie przyjął patryarchy Jeremiasza II, idącego do Moskwy i żadnej nie dał mu jałmużny, a sławią jego cnotę, pobożność i życzliwość dla św. Stolicy. Aby dzieło to (unii w Mołdawii) rozpocząć, potrzeba ofiarności papieża. Nie wielki to będzie koszt, wystarczy 1000, najwyżej 1200 szkudów rocznie na seminarium (Collegium pontificium), płaconych przez lat 20, albo 15 dla edukacyi krajowego kleru i przyciągnięcia Mołdawian do nauk i do posłuszeństwa św. Stolicy. Z czasem zaś, po przyjęciu unii, dla utrzymania hospodara, bojarów dworu i wojska w prawdziwej wierze i posłuszeństwie Stolicy św. przez opowiadanie słowa bożego w mołdawskim języku. Jak mała to suma (1200 szkudów rocznie), którą Ojciec św. kilka prowincyi Chrystusowi i św. Piotrowi pozyskać może, w porównaniu z milionami, które świeccy książęta wydają i ani jednej prowincyi zdobyć lub odzyskać nie są w stanie. Od hospodara nie można teraz niczego się spodziewać... płaci haraczu zwyczajnego i nadzwyczajnego do 200.000 dukatów węgierskich rocznie, utrzymuje 5000 wojska przy sobie i na pograniczu, opłaca wysokie procenta“. Katolików mołdawskich należy poddać arcybiskupowi lwowskiemu, dla Mołdawii utworzyć sufragana biskupa. Parafie są teraz bardzo biedne, może znajdzie się sposób jaki na ich utrzymanie[9].
Takie rady dawał O. Warszewicki nuncyuszowi i Rzymowi. Jezuitom zaś swoim polecił, aby, pracując nad unią, obrządek wschodni i stary kalendarz Mołdawianom zostawili nietknięty.
Tymczasem uspokoiło się w Polsce. Zygmunt uznany przez wszystkich królem, bo rywal jego, Maksymilian, wzięty w niewolę pod Byczyną, osadzony w Krasnymstawie pod strażą hetmańską. Więc dotrzymując słowa wda Petryło, wyprawia w październiku 1588 w poselstwie do króla i do legata Aldobrandiniego, marszałka swego Jeremiasza Mohiłę i podkomorzego Brutego, z listem do papieża, datowanym 3 paźdz.
Upewnia w nim, że przy pomocy arcybiskupa lwowskiego i Brutego, przy pracy Franciszkanów i Jezuitów, dostatnio przez siebie uposażonych, „kościoły katolickie w Mołdawii tak już są ufundowane, że nigdy od ciała Kościoła św. oderwane nie zostaną“, poleca je i siebie opiece papieża, w końcu tłumaczy się, że „dla różnych przeszkód[10] wyprawić posłów swych do Rzymu jak przyrzekł, teraz jeszcze nie może“, ale za to polecił posłom swym do króla polskiego, aby legatowi kardynałowi w imieniu jego należną obediencyą złożyli“[11]. Nuncyusza zaś prosił, aby posłów jego u króla IM. poparł i zachowanie przyjaznych stosunków z Polską zapewnił.
Co więcej, metropolita suczawski Jerzy Mohiła, przez tychże posłów wojewody śle listy, datowane 15 paźdz. 1588 do papieża i do nuncyusza, donosząc, że z rozkazu wojewody i jego jako metropolity, wszyscy heretycy albo wypędzeni z Mołdawii, albo pracą OO. Franciszkanów i Jezuitów do katolicyzmu nawróceni, że on sam niebawem stawi się w Rzymie z obediencyą papieżowi, tymczasem zaś nuncyusza prosi, aby go Ojcu św. polecił „ut Sua Sanctitas me dehinc pro obedientissimo filio sanctae Ecclesiae catholicae habeat, żeby go odtąd papież za najposłuszniejszego syna Kościoła katolickiego uważał, on zaś OO. Franciszkanów i Jezuitów jak ojciec synów opieką swą otoczy“[12].
O tych dobrych usposobieniach dla unii wojewody i metropolity i o pracach Jezuitów uwiadomieni byli papież i kardynał Montalto jeszcze przez arcybiskupa Solikowskiego[13].
Na podstawie tych relacyi Sykst V brevem z d. 19 sierp. 1589 zamianował arcybiskupa lwowskiego apostolskim delegatem dla Mołdawii: „Te unwersae Provinciae Moldaviae... nostrum et ejusdem Sedis generalem et specialem superintendentem jachnus et deputamus“. Poleca mu wprowadzić tam coprędzej dostateczną liczbę pobożnych i światłych kapłanów i w papieskiem imieniu uczynić wszystko, „co dla zatrzymania samego Piotra i jego poddanych w jedności i posłuszeństwie z św. rzymskim Kościołem uznasz za stosowne“[14].
Bez formalnego więc aktu unii, ona w istocie już była dokonaną. Petryło wygnanych z końcem 1588 r. z Siedmiogrodu pięciu Jezuitów zaprosił do swej Mołdawii, było więc komu pracować. Nad głową jednak jego zbierały się burze. Na tem „polu przepiórczem“, odkąd Mołdawia przeszła pod zwierzchność Turcyi, nigdy długo spokojnie być nie mogło.





  1. Theiner. Monum. Reg Pol III, 12 list. z d. 1 stycz. 1588.
  2. Theiner Monum. Reg. Pol. III 5.
  3. Tamże 12.
  4. Tamże 13.
  5. Tamże III, 14, 15.
  6. Sacchini V, 384, 385. Wielewicki I, 118. Annuae lilterae 1588—89 p. 100—103.
  7. Theiner. Monum. Reg. Pol. III, 43.
  8. Roku 1590 skład domu missyjnego w Romanie był ten:
    O. Jan Schonhovianus Superior, OO. Justus Rab, Mikołaj Kurtić misyonarze, Magistri: Jan Mediomontanus (Węgrzyn), Marceli Merkler (Archiv. Prov. Pol. Catalogi breves I).
  9. Monum. Reg. Pol. III, 44.
  10. Przeszkody istotnie ważne, bo napad Kozaków, obawa najazdu Tatarów, morowe powietrze, intrygi serajowe, kłopoty pieniężne.
  11. Tamże. III, 13.
  12. Tamże. III, 46, 47.
  13. Tamże. III, 49, 91, listami z d. 10 grudnia 1588 i w kwietniu 1589. Wspomina o tem Wilhelm Schmidt w swoich: Res gestae Rom. cath. Episcopatus per Moldaviam. Budapeslini 1887, str. 52, 59.
  14. Theiner. Monum. Reg. Pol. III, 111.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.