Kartka z dziejów Warszawy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Kornel Zieliński
Tytuł Kartka z dziejów Warszawy
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KARTKA Z DZIEJÓW WARSZAWY.


JMCi Pan Mikołaj Kiszka, syn Wojewody Podlaskiego, dworzec swój, graniczący z domami Bartłomieja Sokołowskiego i Jana Jastrzębskiego, położony między dwiema drogami, wiodącemi ku Wiśle, tuż prawie za klasztorem OO. Bernardynów, roku 1589 odstąpił Mikołajowi Mniszchowi, Staroście Łukowskiemu.
Nowy nabywca dworca Kiszków począł sąsiednie grunta skupywać, w trakcie tego kupił także roku 1593 i sąsiadujące domy od spadkobierców Bartłomieja Sokołowskiego, a później nieco i od Jana Jastrzębskiego, z zamiarem wzniesienia tu wspaniałej rezydencji. Śmierć jednak zamiarom tym położyła tamę, a pozostała wdowa, Zofja z Działyńskich, całą posiadłość roku 1598 odstąpiła Jerzemu Mniszchowi, Wojewodzie Sandomierskiemu, który, zburzywszy sąsiednie domy i domki oraz dworzec Kiszków, zbudował sobie wśród ogrodu nowy, pokaźny dworzec drewniany.
Dworzec ten jednak niebawem wraz z całem otoczeniem roku 1611 sprzedał Andrzejowi Boboli, Podkomorzemu koronnemu. W lat sześć później po śmierci Podkomorzego spadkobiercy dworzec z otoczeniem, będące między uliczką Usilną, ciągnącą się po pod klasztorem OO. Bernardynów (dziś nieistniejącą) a uliczką Gnojową (dziś Bednarską) darowali Zygmuntowi III. Od roku 1617 począwszy, w dworcu królewskim za Bernardynami przemieszkiwali różnemi czasy do Warszawy przybywający posłowie zagraniczni i inni dygnitarze, będący gośćmi króla, aż nakoniec roku 1632 Władysław IV, za zgodą innych sukcesorów Zygmunta, dworzec ów podarował przyjacielowi swojemu, Adamowi Kazanowskiemu, Staroście Borysowskiemu. Nowy dziedzic niezwłocznie przystąpił do budowy okazałego pałacu, a raczej zamku, który około roku 1640 w zupełności już był wykończony.
Z pomiędzy istniejących w onym czasie w Warszawie gmachów magnackich pałac Kazanowskich niezaprzeczenie był najwspanialszym i budzącym podziw, nietylko we współrodakach, lecz i w przyjezdnych cudzoziemcach, którzy o tem pałacu, jak o ósmym cudzie świata w swoich relacjach pisali.
Po rogach pomienionego pałacu wznosiły się wysokie wieże, zakończone złoconemi gałkami i takiemiż chorągiewkami; sam pałac był dwupiętrowy z dwoma skrzydłami, o wysokich spiczastych dachach; dołem od strony Wisły szły podcienia na arkadach, sklepionych we wdzięczne łuki. Tu też były schody obszerne, całe z marmurów różnobarwnych, prowadzące na wyższe piętra i tarasy, skąd roztaczał się uroczy widok: pobrzeże Wisły i brzeg jej prawy. Między wieżami, wznoszącemi się od strony Wisły, znajdowała się duża altana przedziwnie pięknej konstrukcji, w której pobliżu stał cekhauz bardzo obszerny, a bogaty w najrozmaitszą broń, jak: armaty, falkonety, arkebuzy, hakownice, kulewryny, dalej muszkiety, saraceńskie jatagany, miecze, koncerze, puklerze, sahajdaki, kołczany, całe zbroje złotem i srebrem sadzone, i wiele innych w tym rodzaju kosztowności.
Tuż obok cekhauzu wznosiły się obszerne kuchnie, dalej śpiżarnie i mieszkania dla służby i dworzan. Były tu także i stajnie pełne hiszpańskich i tureckich koni. Po za tem wszystkiem aż nad samą Wisłę rozciągał się wspaniały ogród, zdobny w różne altany, dziwacznie strzyżone drzewa, sadzawki, po których pływało zamorskie ptactwo w kaskady i wodotryski. Były tu także pomiędzy drzewami rozstawione olbrzymie klatki ze złocistemi kratami, w których poumieszczano dzikie zwierzęta, jak: lwy, pantery i tygrysy, w innych znowu najróżnorodniejsze ptactwo zamorskie; były więc tu strusie, rajskie ptaki, różnobarwne papugi i t. d. Pałac cały otoczony był, jakby twierdza jaka, wałami i fosą, z której woda z szumem ku Wiśle spływała. Po nad fosą alias rowem, od strony Krakowskiego Przedmieścia, znajdował się most zwodzony, prowadzący do wysokiej bramy, zbudowanej z ciosu i zdobnej w herby Kazanowskich.
W pobliżu bramy znajdowała się łaźnia sklepista, będąca w połączeniu z pańskiemi komnatami.
Komnaty i sale, znajdujące się na piętrach pałacu a zajmowane przez właścicieli tej wspaniałej budowli, przepychem odpowiadały zupełnie całości. Drogocenne marmury, bronzy i kryształy zdobiły wnętrze komnat, gdzie na ścianach porozwieszane były obrazy holenderskich mistrzów; po rogach stały, jak żywe, z marmuru białego lub różowego kute, posągi greckich i rzymskich bogów i bohaterów. Izba stołowa, bardzo obszerna, sklepiona, zdobną była w szafy, kunsztownie rzeźbione i napełnione naczyniami srebrnemi najrozmaitszych kształtów i użytku; popod ścianami, na rzeźbionych kozłach, stały szczerosrebrne beczułki, obite złotemi obręczami, a ze stropu zwieszały się weneckie świeczniki. Komnaty starosty, starościny i jej licznego fraucymeru zapełniały przeróżne dzieła sztuki, żywe, śpiewające i kunsztownie wypchane ptactwo, różne krzewy i kwiaty. Popod całym zamkiem rozciągały się obszerne i kilka piątr liczące piwnice, a obok stajen mieściła się psiarnia i sokolarnia, gdzie podziwiać można było ze Szkocji sprowadzone białozory.
Pani de Guébriant, ochmistrzyni królowej Marji Gonzagi, małżonki Władysława IV, zwiedzając ten pałac roku 1645, widokiem nagromadzonych tu skarbów i arcydzieł była olśnioną i w relacji swej pokaźne miejsce poświęciła opisowi tego pałacu.
Po śmierci Adama Kazanowskiego, 1649 roku, w posiadanie pałacu weszła owdowiała małżonka jego, Elżbieta ze Słuszków, córka Jana Słuszki, Wojewody Trockiego, której, gdy znoszenie wdowieństwa było zbyt uciążliwem, powtórnie stanęła na ślubnym kobiercu z Hieronimem Radziejowskim, Podkanclerzym Koronnym, posiadającym również własny, acz nie tak wspaniały, pałac w pobliżu kościoła św. Krzyża (dziś ordynacji hr. Krasińskich).
Pod tę porę zasiadał już na tronie Jan Kazimierz, brat zmarłego Władysława IV, który oddziedziczył po nim koronę i ożenił się z wdową, pozostałą po bracie. Pożycie tej małżeńskiej pary nie było zbyt szczęśliwe. Jan Kazimierz, wrażliwy na wdzięki niewieście, chętnie oddawał się miłostkom postronnym. Pani Podkanclerzyna, którą znał jeszcze za czasów brata swego i której urodę zawsze podziwiał, chciwa zaszczytów i hołdów, mile przyjmowała zalecanki króla, a ten jak ćma, wabiony blaskiem płomienia, leciał w jej objęcia. Wskutek tego zaczęły powstawać swary między podkanclerzowstwem, i Radziejowski, szarpany zazdrością, baczniejszą począł zwracać uwagę na postępowanie króla i swej małżonki, którą coraz śmielej o niewiarę posądzał.
Niebawem pani Podkanclerzyna, istotnie rozmiłowana w królewskim Don Juanie, w zaślepieniu sądząc, że król, niezbyt szczęśliwy w pożyciu małżeńskiem rozwiedzie się z królową Marją i ją posadzi obok siebie na tronie, rozpoczęła z mężem wielce hańbiący go proces rozwodowy.
Do pomocy w tym procesie Podkanclerzyna Radziejowska wciągnęła swojego brata Bogusława Słuszkę, Podskarbiego Wielkiego Litewskiego. W ostatnich dniach roku 1651 napadł on pod nieobecność Podkanclerzego z siłą zbrojną na oba jego pałace i w posiadanie objął, rozkwaterowawszy się w pałacu niegdyś Kazanowskich, jako najsposobniejszym do obrony przeciw Radziejowskiemu, który, jak słusznie przypuszczał, gwałt gwałtem odeprzeć był gotowy.
Powiadomiony o tem, co zaszło, Podkanclerzy, bawiący pod tę porę w Lublinie, co rychlej z licznym pocztem dworzan, stronników, szlachty i włościan, ściągniętych z licznych włości, zbrojny w samopały, a nawet i działa, przybył co rychlej do Warszawy i, nie zwracając bynajmniej uwagi na obecność króla w stolicy, jako też i sejm rozpoczynający się, przypuścił szturm do dzielnie przez Słuszkę bronionego pałacu. Działa zagrzmiały, krew się polała i mimo wysiłków ze strony broniących się pan Podkanclerzy zawładnął pałacem, wypędzając zeń najeźdźców.
Zbyt głośnem i zbyt gorszącem było całe to zajście, aby mogło być pokryte milczeniem: dlatego też Opaliński, Marszałek koronny, pozwał Hieronima Radziejowskiego przed sąd swój o gwałt i skazał go na gardło. Gdy jednak do publikacji wyroku dnia 20 stycznia 1652 r. pozwany się nie stawił, wtedy jako „infamisa“ wywołano go z kraju.
Radziejowski, pałając podwójną nienawiścią do króla i tych wszystkich, którzy przeciw niemu występowali, najpierw w Wiedniu, a potem w Sztokholmie szukał pomocy w wywarciu swej zemsty.
Zabiegi czynione w Wiedniu spełzły na niczem, lecz w Sztokholmie odniosły rezultat, pożądany przez mściwego Radziejowskiego: niebawem zagony polskie tratować poczęła rajtarja Karola Gustawa, siejąc na wszystkie strony zniszczenie i pożogę. Po krwawej trzydniowej bitwie pod Pragą, t. j. dnia 18, 19 i 20 lipca 1656 roku i świetnem zwycięstwie Karola Gustawa, Warszawa dostała się w ręce Szwedów, przyczem ci, dwukrotnie przypuszczając szturm do mężnie przez Kazimierczyków bronionego pałacu ongi Kazanowskich, zniszczyli go prawie doszczętnie, tak, że jedno tylko jego skrzydło, południowe, pozostało w całości. Tak zniszczony pałac Elżbieta Radziejowska roku 1661 sprzedała Aleksandrowi na Wiśniczu Lubomirskiemu, Koniuszemu Koronnemu i małżonce jego Helenie Tekli z Ossolińskich.
We dwa lata później, bo roku 1663, Lubomirscy ustąpili go pannom Karmelitankom Bosym, które niezwłocznie w posiadanie wprowadzono. Następnego roku Lubomirska, idąc śladami przodków swoich, od strony Krakowskiego Przedmieścia wzniosła Karmelitankom kościół (dziś stanowiący kaplicę Warsz. Tow. Dobr.) i w tym-to kościele, zaraz po jego zbudowaniu, spoczęły zwłoki Marji Anny Izabelli, córki Władysława IV i Cecylji Renaty zmarłej 1642 r. i jedynej córki króla Jana Kazimierza, królewny Marji Anny Teresy, której trumienkę roku 1888, czasu restauracji kościoła znalezioną, złożono pod wielkim ołtarzem. Karmelitanki, osiedliwszy się w nowym klasztorze i nabyciem sąsiednich gruntów posiadłość swą rozszerzywszy, przebywały tu aż do r. 1818, w którym to czasie, z woli ówczesnego rządu, stąd ustąpiły, przenosząc się na miejsce o wiele spokojniejsze, a więc odpowiedniejsze ich regule. Budynki poklasztorne wraz z kościołem po ustąpieniu zakonnic przeszły na własność Warsz. Tow. Dobroczynności i przebudowane zostały w latach 1820—1826 wedle planów Corazziego.
Jeszcze roku 1637 Adam Kazanowski, późniejszy Marszałek koronny, rozpoczynając budowę swego pałacu, od OO. Bernardynów, sąsiadów swoich, celem rozszerzenia ogrodu, zadzierżawił grunta ich, położone między klasztorem a jego posiadłością. Dzierżawa tych gruntów oparta była na prawie emfiteutycznem, czyli wieczysto-dzierżawnem, i roku 1733 z Zahorowskich ordynatowa Zamojska, za zezwoleniem Papieża, czynsz spłaciła i grunta owe nabyła na własność. Wybudowawszy na nich pałac, niebawem wraz z gruntami darowała go tym że samym OO. Bernardynom, od których je poprzednio nabyła. Po śmierci ordynatowej pałac opuszczony stał pustkami aż do roku 1762, w którym to czasie syndyk zakonu OO. Bernardynów, Jan Małachowski, Kanclerz W. K., oddał go w dożywocie Annie z Firlejów i mężowi jej, Karolowi de Schmidt, radcy wojennemu wojsk saskich. Roku 1765 pałac pomieniony wraz gruntami znowu na prawie emfiteutycznem wziął w posiadanie ks. Andrzej Młodziejowski, Podkanclerzy W. Kor., i tegoż roku jeszcze prawa swoje ustąpił Jerzemu Flemingowi, Wojewodzie Pomorskiemu. Po śmierci jego prawa do pałacu oddziedziczyła córka Wojewody, księżna Czartoryska, Generałowa Ziem Podolskich i roku 1772 całą posiadłość sprzedała Joannie z baronów de Stein, księżnie Lubomirskiej, wdowie po Chorążym W. Litewskim.
W sześć lat później, bo roku 1778, pałac z otoczeniem nabyli na własność: Mikołaj hrabia Manuzzi z Jadwigą ze Strutyńskich 1mo voto Janową Ciechanowiecką, Starościną Opeską, kochanką Stanisława Augusta, i matką jego syna, którego Manuzzi roku 1772 adoptował, żeniąc się z Jadwigą, za co roku 1775 otrzymał indygenat polski (Vol. Leg. VIII 294) i Starostwo Opeskie, odebrane Ciechanowieckim. W pałacu tym niejednokrotnie teraz bywał Stanisław August, spędzając miłe chwile w towarzystwie byłej swej kochanki i synka, wtedy już noszącego nazwisko hrabiego Manuzzi. Niedługo tu jednak zamieszkiwali Manuzzowie, bo oto już r. 1782 posiadłość cała przeszła w faktyczne posiadanie Ludwiki z Poniatowskich Zamojskiej, Wojewodziny Podolskiej, a siostry Stanisława Augusta, która, skupiwszy czynsz, dnia 9 września r. 1801, aktem sporządzonym w Wiedniu, pałac swój, nabyty od Manuzzich, dała i darowała na wieczne czasy Ludwikowi XVIII królowi francuskiemu, przebywającemu w Warszawie, a ten w pałacu tak otrzymanym wraz z ks. d’Angoulème przez lat dwa zamieszkiwał.
Roku 1805 pałac, zajmowany dotąd przez Ludwika XVIII, nabyła na własność Urszula z Zamojskich hrabina Mniszchowa po śmierci zaś jej roku 1818 w drodze działów pałac pomieniony dostał się w posiadanie Izabelli z Mniszchów Dembińskiej, od której znowu roku 1825 nabył go na własność Werner, radca stanu. Ostatecznie nabyty od Wernera pałac, po przejściu tylu rozmaitych kolei, stał się własnością Resursy Obywatelskiej, która niezwłocznie przystąpiła do budowy dzisiejszego gmachu.

WarszawaWładysław Kornel Zieliński.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Zieliński.