Kazimierz Brodziński. Studyum/IV
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Kazimierz Brodziński |
Podtytuł | Studyum |
Wydawca | Redakcja „Muzeum“ |
Data wyd. | 1881 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Życie Brodzińskiego upływało cicho i pożytecznie, wśród pracy profesorskiej i literackiej, tak iż mierzyć je można utworami i zasługą. — W roku 1824 wyjechał za granicę dla poratowania zdrowia, zwiedził Niemcy, Francyą, Włochy, z tego czasu pochodzi Poezya Powrót z Włoch i kilka innych.
Wrażenia jednak jakie odbierał w obczyźnie, stosował zawsze do rodzinnego kraju, talent jego i umysł nie miał w sobie nic kosmopolitycznego, musiał rozwijać się na własnej ziemi, i jak Anteusz w micie starożytnem, zdwajał siły swoje dotykając jej stopami.
Wkrótce po powrocie do kraju, ożenił się z panną Wiktoryą Holli i z tego małżeństwa miał jedyną córkę przedwcześnie osieroconą.
Po zniesieniu uniwersytetu, prace jego profesorskie przerwane zostały, jednak pomimo nadwątlonego zdrowia, nie ustawał w usiłowaniach, mających na celu zawsze dobro ogólne.
W roku 1834 objął redakcyę Magazynu powszechnego, pierwszego pisma illustracyjnego, jakie wychodziło w naszym kraju. Nie była to jednak praca właściwa dla jego zdolności, ale nie mogąc utrzymać rodziny z emerytury pobieranej, jako były profesor uniwersytetu, przedsięwziął ją dla chleba i z pewnym bólem serca.
Dziennikarstwo nie było się wówczas rozwinęło jeszcze, a Brodziński nie pojmował i nie przeczuwał wcale jego znaczenia. A gdyby pojął je nawet to ten ruch gorączkowy i namiętny zpewnością byłby go przeraził i nie odpowiadał wcale jego cichemu i nieśmiałemu usposobieniu.
Czując się coraz słabszym wyjechał w r. 1835 do Karlsbadu i umarł w Dreznie, na ręku współpracownika na niwie literackiej i przyjaciela swego Antoniego Edwarda Odyńca, który po tylu latach, opisał z serdecznem, niestartem wzruszeniem ostatnie jego chwile. Śmierć to cicha łagodna jak życie, odpowiadała temu co sam jakby proroczym duchem napisał.
Koniec życia ludzkiego jest końcem dnia właśnie,
Im kto szczerzej pracował, tem spokojniej zaśnie.
Tę samą myśl podjął Odyniec w wierszu pełnym głębokiego uczucia, napisanym na śmierć Brodzińskiego i pod wrażeniem tej śmierci, a którą Dmochowski przytacza w swoim artykule o życiu i pismach Brodzińskiego.
Brodziński, tak głęboko miłujący kraj rodzinny, umarł zdala od niego; serdecznie przywiązany do żony, dziecka, przyjaciół, nie pożegnał ich przed śmiercią, ciało jego spoczywa na obcej ziemi. Jestto jedna z tych tajemnic losu, prześladującego nieraz ludzi w tem, co im jest najdotkliwsze, a które tak często ma miejsce.
Wogóle można śmiało powiedzieć, iż Brodziński nie miał szczęścia tak w życiu i śmierci, jakoteż i w pamięci potomnych. Zasługi jego nie były i nie są dotąd należycie ocenione, nie wyznaczono mu w historyi literatury ojczystej miejsca, jakie mu się z prawa należy.
Dzisiejsze pokolenie wie wprawdzie kto był Brodziński, ale przyznać trzeba, poprzestaje najwięcej na teoretycznej wiadomości i nie zdaje sobie dokładnej sprawy, ani z jego zasług, ani nawet ze stanowiska jakie zajmował.
Jedni zaliczają go do romantyków, drudzy równie dowolnie mieszczą pomiędzy klassykami, słowem zacna i bezstronna indywidualność jego była najrozmaiciej sądzona, właśnie z tej przyczyny że była zacną i bezstronną, że miała wszystkie zalety nie bijące w oczy, nie skupiające światła jaskrawością barwy.
Kiedy był młodym mówili starzy
„Czego nam drogę zachodzi
I o czemś nowem marzy“.
Kiedy się starzał wołali młodzi
„Czemu on z drogi nie schodzi
I stare rzeczy nam gwarzy“.
On w starości jak za młodu
Pełnił co kazał Duch Święty,
Żył i działał dla narodu,
Jemu, sobie niepojęty.
Gdy kiedyś w drzew jego cieniu,
Spokojny potomek siądzie,
O ich zaszczepcy imieniu
Wiedzieć nie będzie. —
Trzeźwy ten i praktyczny pomimo poetycznego nastroju umysł, ale trzeźwy i praktyczny bez tej przenikliwości, która pozwala przyszłość odgadywać, wypowiedział się jasno we wszystkich dziełach swoich.
Są jednak niektóre mniej wyraźne, bardziej osobiste rysy, które odnajdujemy we frazesach i myślach oderwanych, bo te nasunięte potocznemi sprawami bez przygotowania płynęły mu z pod pióra.
Z fraszek dzisiaj znakomici badacze jak ks. Gacki, Przyborowski, Kraszewski i Felicyan Faleński odtworzyli wewnętrzne i towarzyskie życie Kochanowskiego i obraz domowy ówczesnego społeczeństwa.
Brodziński jest nam zbyt blizki czasem, byśmy potrzebowali podejmować podobną pracę, ale zato fraszki jego rzucają żywe światło na niektóre strony jego umysłowości i uczuć, których nie miał sposobności wypowiedzieć, lub też nad któremi rozwodzić się nie chciał.
Znajdujemy w nich rozmaite wskazówki, co do poglądów moralnych i społecznych autora, co do jego stosunków i uczuć, którym nie poświęcał kart osobnych, odkrywają nam to co zostaje się zwykle poza piórem, jak się sam w tym względzie wyraża:
To co kreślę
Widzą wszyscy,
A co myślę
Tylko blizcy.
Pomiędzy temi ostatniemi utworami, niektóre zawierają dziwne, jakby społeczne idee, których nigdzie indziej w dziełach dopatrzeć nie można. W jakiejże to chwili goryczy, wywołanej osobistem lub też społecznem położeniem, w jakim przystępie jasnowidztwa czy marzenia? wyrzekł on te znakomite słowa:
Kto nie ma skiby z ziemi z pracy lub spuścizny,
Ten zawsze jest wygnańcem, pasierbem ojczyzny,
wprawdzie Brodziński kochał lud całą duszą, przecież wypowiedział tutaj myśl ogromnej doniosłości, sięgającą daleko poza wszystkie teorye i desiderata, rozwijane w sielankach i innych swoich pismach. Dwuwiersz ten jest może wypadkiem bez wyraźnego znaczenia w jego myśli, a może też wypisał w nim jej głębie — może wypłynął on z jakiej społecznej teoryi, która nigdy inaczej wypowiedzianą nie została.
Autor jego miał bystre oko, zjawiska społeczne uderzały go nieraz, widzimy z niejednej fraszki jak się na nie zapatrywał.
Handlarzy z rolnikami kiedyś będzie zgoda,
Ziemia zawsze jest wierna., a zdradliwą woda.
Albo też: Co chłopek zbierze, rozproszą panowie,
To pozbierają żydkowie.
Widział więc dobrze niedobory społeczne. — Czy zaś upatrywał na nie lekarstwa w rozdrobnieniu własności gruntowej, czy też nawet w dopuszczeniu do niej wszystkich bez wyjątku? niepodobna na to dzisiaj odpowiedzieć. Zdaje się jednak, że myśl jego zwrócona w inną stronę, tylko pobieżnie potrącając o kwestye, które w obecnej porze dopiero stanęły na porządku dziennym, dotknęła ich jednak z instynktową trafnością.
A może też poprostu pragnienie dziecka wioski, które zawsze czuło jej brak wpośród miasta, przypadkiem przybrały złudne kolory słów proroczych.
Za tem ostatniem przypuszczeniem przemawiają znowu inne fraszki, gdzie tęsknota do własnej roli — objawia się wyraźnie jak n. p. w dwóch prośbach do Boga.
Na ziemi tak przestronej daj mi szczupłą rolę
W tak wielkiem świetle wieku, daj dojrzeć Twą wolę.
Gdy rolnik z pługiem wywołuje zorzę
Ja zielony stoliku — ja przy tobie orzę,
Tyś mi jedno dziedzictwo — staniesz mi za niwę!
Gdzie dziatkom chleb obmyślon i imie poczciwe.
................
Cichej pracy hołduję i starej prostocie,
W wierszu do konika polnego, mówi że obadwaj czują się wygnańcami ze wsi w wielkiem mieście — obadwaj tęsknią i wzdychają do swobody pól — do wolności przestworów powietrznych — do błękitu i zieloności. Uczucia te jednak były łagodne i spokojne jak wogóle wszystkie te jakie doznawał. Zdaje się jakoby nic nie było w stanie wywołać oburzenia, gniewu lub słów gwałtownych na jego usta, umiał bardzo wiele wyrozumieć, a więcej jeszcze wybaczyć.
Fraszki pokazują nam także to usposobienie. I tak naprzykład pisze do przyjaciela, który doznawszy pomyślnej zmiany losu, zapomniał o nim:
Kochaliśmy się niegdyś! Ty zostałeś panem
Jam jeden, tyś się zmienił i sercem i stanem,
Zdrów więc bywaj, aż w stałym świecie się ujrzymy,
Tam znowu równi wiecznie, kochać się będziemy.
Wiersz ten odsłania nam śliczny rys jego charakteru, który sam surowy dla siebie, sądził drugich z pobłażaniem właściwem wielkim sercom: Mało ludzi posiadało tak wiele zalet i położyło tak wielkie zasługi, a jednak powtarzamy, obecne pokolenie nie jest sprawiedliwe dla Brodzińskiego, a raczej nie zna go prawie. Przyczyny zaś zapomnienia w jakie popadał są rozmaite, okoliczności polityczne, właściwości charakteru i talentu a nawet złośliwy przypadek, wszystko to złożyło się na fakt, trudny zrazu do pojęcia, iż człowiek stojący przez czas jakiś na czele piśmiennictwa krajowego, człowiek który przygotował wielki ruch poetyczny i był jego poprzednikiem, tak mało jest powszechnie znany a pamięć jego pokrywa już zupełnie pleśń czasu.
Powodzenie pisarza tak samo jak człowieka nie zależy od samych dodatnich czynników. Są niektóre wady korzystniejsze od przymiotów, są znowu przymioty działające ujemnie na obecną chwilę, są niedokładności sympatyczne i poprawności nieznośne, odstręczające.
Jednem słowem gdyby możebnem było uczynić analizę każdego powodzenia, i rozłożyć je na pierwiastki przekonalibyśmy się, iż składa się ono z pewnej mieszaniny różnolitej, w której złe i dobre ustosunkowane jest właściwie, i że określenie na czem ono właściwie polega przedstawia wielkie trudności.
Czemu naprzykład niektórzy pisarze, zamiast pozostać żywem słowem w społeczeństwie, wśród którego działali, stają się przedwcześnie rodzajem archeologicznego zabytku, szacowanego wprawdzie, ale obchodzonego zdaleka kiedy inni współcześni im, lub dawniejsi nawet pozostają w pamięci i sercu.
W podobnych razach niesprawiedliwość musi być umotywowana, fakta bowiem mają zawsze zasadę bytu, szukać zaś ich powodu należy właściwie w zalotach zarówno jak w wadach autorów, którzy popadli w zapomnienie jakoteż w właściwościach epoki i ich własnej natury.
Wszystko to stosuje się sciśle do Brodzińskiego, widzieliśmy jak talent jego był różnorodny. jak wiele wypowiedział myśli nowych i śmiałych, jak wiele napisał dzieł znakomitych a nadewszystko z jaką trafnością, wskazywał usterki szkół różnych i drogę, którą literatura nasza iść powinna.
Pomimo to, należy on do autorów najmniej czytanych, tak dalece iż obecne pokolenie zna go prawie jedynie z nazwiska, a co najwięcej czci w nim autora Wiesława i ma dla niego nieokreślone uczucie szacunku zmieszanego z obojętnością.
Niektóre powody tego zobojętnienia leżą niezaprzeczenie w samejże osobistości Brodzińskiego i charakterystyce jego utworów. Brakło mu śmiałych i wybitnych rysów, a co najważniejsza niepodobna go popodszeregować pod żaden ze sztandarów, które wówczas panowały w piśmiennictwie.
A przytem bywają w literaturze olśniewające chwile, przy których blasku giną przyćmione świetne nawet talenta, jak gwiazdy przy promieniach słonecznych. Jednem z nieszczęść Brodzińskiego było to właśnie, iż działalność jego przypadła w przeddzień najświetniejszej epoki poezyi Polskiej.
Tym sposobem utwory, które po nim nastąpiły, jako doskonalsze formą, a nadto idące już wyrobionym kierunkiem, zatarły w pamięci ludzkiej większą część jego utworów.
Gdy kiedyś w drzew jego cieniu
Spokojny potomek siędzie,
O ich zaszczepcy imieniu
Wiedzieć nie będzie.
Przyszedł na świat zapóźno, ażeby zajaśnieć samoistnem światłem, zawcześnie znów ażeby odebrać blask pożyczony, połączyć się z plejadą wielkich wieszczów, którzy po nim nastąpili. Leżała już więc w fatalizmie epoki Brodzińskiego, być przyćmionym koniecznie — gdyby nawet pewne strony jego umysłu i talentu nie przyczyniały się do tego.
W momentach zwrotów stanowczych, tak w historyi jak literatury, uwaga i światło skupiają się tylko na indywidualnościach o wybitnych konturach, rysujących się jaskrawo na tle wypadków, należących do walczących stronnictw i służących im za sztandar. Jakkolwiek nawet indywidualności te byłyby jednostronne, jakkolwiek ani talentem, ani zacnością, nie zasługiwałyby na szczególne wyróżnienie.
Umiarkowanie jest to cnota niepopłacająca wcale, a ten co w burzliwych chwilach, oddaje sprawiedliwość zarówno jednym jak i drugim, zazwyczaj potępianym bywa przez wszystkich, przez wszystkich uważany za nieprzyjaciela.
Brodziński był właśnie umiarkowanym i bezstronnym — i dlatego ani w jednym, ani w drugim obozie nie zyskał uznania, Klassycy podejrzywali go zawsze o romantyzm, a romantycy znów nie przyjmowali za swego, a co najważniejsze i co dla nas stanowi właśnie największą jego zasługę, walczył przeciwko wybrykom romantyzmu, który targał się na wiedzę i rozum, bo przeczuwał dobrze ilu nieszczęściami brzemienne są podobne doktryny, jak strasznie nadużytemi być mogą, i o wiele cofnąć społeczeństwo.
Pod tym względem zasługi jego nigdy dość sławione nie będą i w tym to razie okazał się większym od mistrzów, których sławą zupełnie przyćmiony został.
Koryfeusze stronnictw będą mieli zawsze swoich Seidów, którzy podniosą do potęgi ich najmniejszą zasługę, i siłą pochwał zrównoważą siłę nieprzyjacielskich pocisków, gdy przeciwnie bezstronni od wszystkich odbierają ciosy. Brodziński, nie zważając na nie, idąc własną drogą, zajął między walczącymi zupełnie odrębne stanowisko. Ponieważ jednak protesta, jakie zanosił przeciwko jednej i drugiej stronie, były łagodne, pociski, jakiemi nań odpowiadano, nie miały także charakteru gwałtowności podnoszącego do godności męczennika — człowieka, na którego spadają. Zamiast kamieni rzucano nań piasek zapomnienia i zasypano go nim, jak mogiłą.
Krytyka nie dozwoliła wydać przygotowane już do druku prace, a później przeszkodziły temu wypadki...
Kursa uniwersyteckie, najważniejsza z prac jego, zaginęły i wyszły dopiero na widok publiczny niekompletne i pokaleczone w pół wieku po ich wypowiedzeniu, kiedy straciły znaczenie i doniosłość, kiedy zostały ubieżone przez czas, wyścignięte przez innych badaczów, którym, jako profesor, Brodziński wskazał właściwy kierunek, otworzył na oścież podwoje wiedzy i dał możność dalszego prowadzenia studyów przez siebie rozpoczętych.
Tym sposobem wiele rzeczy, które wówczas uchodzić mogły za śmiałe paradoksa, dzisiaj już zeszły w obieg powszedni.
Krytyka oddać może spóźnioną sprawiedliwość Brodzińskiemu, podnieść i ocenić znaczenie jego badań, ogół jednak nie zespoli już jego imienia z postępem w historyi i estetyce, jak powinien to uczynić, i skłonny będzie zawsze do zapomnienia zasług, tak późno przyznanych.
Na domiar zaś fatalizmu wypadki dziejowe odcięły niejako działalność Brodzińskiego od obecnej epoki, postawiły go na skraju historycznego minionego momentu i zasnuły przędzą wypadków i myśli, pochodzących z innego wątku.
A jednak rozpatrując się w jego dziełach przyznać musimy, iż była to postać wielka, jeźli nie geniuszem, to nieskazitelnością swoją — harmonią różnorodnych władz — nieuśpioną nigdy czujnością rozsądku, cichem wytrwaniem, z jakiem stał przy idei obowiązku, a nadewszystko nieporównaną miłością, jaką miał do wszystkiego co swojskie i zacne. Zasady jego wszystkie mogły nie stanowić konsekwentnie zbudowanego gmachu, a przynajmniej gmach ten szwankował pod niektóremi względami, ale nigdy pióro jego nie było w rozterce z myślą, nigdy osobista uraza albo przyjaźń nie zasłaniały mu oczów na zasługę lub winę, nigdy człowiek prywatny nie zagłuszył w nim obywatela, nie znał kompromisów z sumieniem, układów z własną uczciwością. Trzeźwy umysł jego odrzucał bez wahania wszelkie sofizmata, któremi ludzie tak często obałamucają samych siebie, barwiąc wątpliwe uczynki szlachetnemi zamiarami.
O ile był miękki i łagodny w formie, o tyle nieugięty w zasadach. Stwierdzając czynem piękny wiersz:
Czyń każdy w swojem kółku, co każe duch Boży,
A całość sama się złoży.
Ani wicher namiętności, ani żadna ułudna pokusa nie uniosły go w tę lub ową stronę. Do niego to przystosować można w całej rozciągłości wiersz Juliusza.
Głos jego wśród wichru i burzy pozostał w równej zawsze strojnej mierze. Jestto największa pochwała, której obecna epoka, sądząc z oddali tę kryształowej czystości postać, zaprzeczyć jej nie może.