Kilka obrazków chorób umysłowych/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kilka obrazków chorób umysłowych |
Podtytuł | Ich istota, przyczyny – i sposób leczenia – zaczerpnięte drogą jasnowidzenia z Rzeszy Ducha i własnego przeżycia |
Wydawca | Józef Chobot |
Data wyd. | 1922 |
Druk | „Gazeta Robotnicza“ w Katowicach |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Inny wypadek. Dziesięcioletnia, dobrze zbudowana i rosła dziewczynka, o rumianej, dosyć ładnej twarzy i bujnym włosie, patrzy niespokojnem, słabo załzawionym okiem koło siebie. Pochodziła od porządnych, chociaż biednych rodziców. Ojciec jej był robotnikiem na kopalni.
Dziewczynka podskakiwała tak dziwnie po pokoju, że wydawało się, iż skacze z ogromnym wysiłkiem, gdyż pod jej nogami aż tętniała podłoga. Do wykonywania nawet dwumetrowych, szybko po sobie następujących skoków miała za mało miejsca w mieszkaniu, wybiegała więc często na ulicę i skakała dalej, śmiejąc się przy tem nieprzyjemnym, ochrypłym, jakby zgryźliwym głosem. Powtarzała każde słowo, wymówione w jej sąsiedztwie. Rzadko bawiła się z dziećmi. Każdym razem zabawa rozpoczynała się od słów: „Pokaż, mi.......!“ Przy tem starała się podnieść sukienki broniącym się przed tem mniejszym i większym dzieciom.
Gorzej kończyło się to nieraz pomiędzy rozpustnymi chłopcami. Nawet pies nie mógł leżeć spokojnie na słońcu, drażniła go rękami, mówiąc: „Co to masz? Na co to masz? Daj to tu!“ Uganiała za krowami i wszędzie im zaglądała. Nawet niemowląt musiano przed nią pilnować. Pomimo tego twarz jej kwitnęła, jakby zdrowym rumieńcem.
Często kładła się na wznak do trawy. Twarz jej była mocno zarumienioną, a oczy dziwnie senne, przymknięte, a oddech nieregularnie przyspieszony. Sama zbliżyłam się do niej, wokoło nie było nikogo. Było to w ślicznej, górskiej okolicy, dokąd ją oddała matka do swej siostry, by ją wyrwać z pomiędzy dzieci i hałasu, że może podziała na nią górskie powietrze i wyzdrowieje.
Był cudownie miły, letni dzień, nawet wietrzyk nie poruszał kwiatkami. Usiadłam koło niej na trawie i pytam się: „Jak się masz?“ Odpowiedź: „Jak się masz?“ Pytam dalej: „Jest ci tu dobrze?“ Powtórzenie pytania było odpowiedzią. Pochwyciłam jej ręce, gniotące jej podbrzusze i rzekłam: „Nie wolno tak robić!“ Ona odparła na to: „Puść mnie, nie trzymaj mi rąk!“ Dziwny blask przeszył jej oczy, aż było nieprzyjemnie patrzeć w nie, lecz rąk nie wypuściłam, trzymałam je mocno w swoich. Powstał następujący dyalog pomiędzy mną a niskim duchem, jakby trzecią osobą, patrzącą przez oczy dziewczyny.
Pytam się: „Dlaczego niszczysz nerwowe siły tej małej?“
Odp.: „Ona tak chce, ona mnie woła do siebie.“
„Ależ to ją zupełnie ogłupi, gdyż flujdy, mające koncentrować myśli, pierzchają od jej mózgu.“
„To nic nie znaczy, ona tak chce.“
„Ależ to jest przecież strasznem być głupim i szerzyć zepsucie!“
„Nieprawda, najlepiej być głupim, głupiego nikt nie karze, a co nazywasz zepsuciem, to jest największą rozkoszą.“
Doznałam pewnego rodzaju zawrotu głowy, poznawszy, że to świadomie zły duch mówi przez jej usta. Byłam jak przybita do ziemi i postanowiłam nie zwracać więcej uwagi na podobne wypadki. Owego owładającego ducha prosiłam:
„Patrz, jakie zmartwienie robisz jej rodzicom! Proszę cię w imię Najwyższego, — nie czyń tego więcej!“
Na chwilę nastała cisza, ostry blask znikł z oczu. Dziewczyna podniosła się i powtarzała: „Nie wolno, nie wolno tak robić, nie wolno.“ Ja tymczasem milczałam zamedytowana, a gdy ona prawie krzyknęła ostatnie „Nie wolno“! — otrząsnęłam się z zadumy i powtórzyłam: „Nie wolno!“
Widywałam ją jeszcze codziennie przez dłuższy czas, lecz nieczyste chęci znów powracały. Brałam ją za rękę, prowadziłam do pobliskiego źródełka i pryskałam jej mocno w twarz zimną wodę. To zawsze pomagało na chwilę, ale dziewczyna wciąż powtarzała: „Nie rób tak, nie rób tak!“
Pewnego dnia prowadziłam z owym niskim duchem następującą rozmowę:
„Czy nigdy nie myślisz odstąpić od tej zgubnej czynności?“
„Nie myślę! Cóż tu mam lepszego do roboty? Ona mnie woła, ona mnie chce.“
Starałam się mu wyperswadować, że może doznać większej i mocniejszej radości przez wiarę w Boga. Duch milczał; po chwili odezwał się: „To nie jest grzechem, już dawno płaciliśmy pieniądzem za grzechy i piliśmy. Teraz nie mamy ani pieniędzy, ani nie pijemy, tylko ją mamy, a ona chce.“
Zrozumiałam, że to pewnie mowa o przeszłem życiu, w którem była zwykłą sprzedającą się dziewczyną, a łańcuch dawnych grzechów i słabości ciągnie się aż do tego życia.