Kilka obrazków chorób umysłowych/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kilka obrazków chorób umysłowych |
Podtytuł | Ich istota, przyczyny – i sposób leczenia – zaczerpnięte drogą jasnowidzenia z Rzeszy Ducha i własnego przeżycia |
Wydawca | Józef Chobot |
Data wyd. | 1922 |
Druk | „Gazeta Robotnicza“ w Katowicach |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Choroby umysłowe w różny sposób się objawiają.
Na ustach niektórych umysłowo chorych pojawia się ślina, nawet z nosa wciąż im cieknie, na co nie zwracają wcale uwagi. Chociaż nie płaczą — mają oczy pełne łez. Jest to oznaką że siła niewidzialna, t. j. duch obcy, zabiera dla siebie ich pranę życia. Wiele niskich duchów kradnie owe siły takiego chorego, przez co ubezwładniają chwilowo jego członki, lub też trwale znieczulają jego ręce i nogi, które powoli chłodną. Z rąk wypada mu wszystko, co do nich bierze. Czasem taki nawpół przytępiony warjat okazuje wielką siłę, zwierzęcy ryk wydobywa się z jego gardła a w swoich rękach gnie i łamie nawet żelazne pręty i sztaby.
W takich wypadkach odbywa się wielka walka duchowa. Najczęściej poznaje on swoich szkodników i chce się na nich rzucić, ale z powodu złej orjentacji pomiędzy niemi, bywa często wyrzucony ze swego ciała, które jeden z przeciwników owładnie; wtenczas przejawia się ów dziwny ryk i następuje owe szamotanie i zmaganie się ciała. Choroba ta — opętanie — rzadko jest uleczalną.
Nieraz zdarza się, że kobieta, będąc w poważnym stanie, odczuwa różne uderzenia duchowe. Powodują one złe krążenie krwi i wymioty, zawsze działające przygniatająco. Przygnębienie to przemija szybko po wymiotach, ale walka duchowa stacza się nieraz koło niej w świecie niewidzialnym. Często uderzają i dwa niesforne duchy do jej łona, gdzie leży małe 5-miesięczne ciałko i walczą o nie. Biednej kobiecie snują się po głowie najczarniejsze myśli, a sama nie wie, skąd się biorą. Jeżeli ma więcej dzieci, i znajduje się w dosyć trudnych warunkach życia, wtenczas owładają ją myśli, by zerwać nić życia, płodu, albo by i ona z tym płodem odeszła ze świata. Chwilami ogarnia ją strach, że nie wytrzyma krytycznej chwili porodu. Jeżeli te walki duchowe są częste, może się zdarzyć, że skoro kobieta nie ma prawdziwej wiary w Boga i jest niecierpliwą, iż sama przyczyni się do rozluźnienia swoich strun duchowych i dziecka. Tu nie dziwo, jeżeli coraz więcej owłada niski duch małe ciałko, i z dziecięcia wyrasta warjat. Może się także stać odwrotnie: dziecię rodzi się zdrowe, spokojne, jeżeli duch jego był odporniejszym na złe wpływy podczas tworzenia swojego ciałka z pomocą matki przyrody.
Owe złe wpływy mogą się matce udzielać po porodzie z większą siłą. Wpada ona w tak zwaną nerwowość — histerję, a gdy w dodatku mąż i reszta dzieci nie otaczają jej miłością i dobrocią i nie niosą jej ulgi w cierpieniach, owładają ją niskie siły, pada ich ofiarą, zwarjuje.
Niektóra kobieta mimo utraty zdrowych myśli, zachowuje się zupełnie spokojnie. W tym wypadku ssie jej siłę nerwową duchowy wampir o wyglądzie orangutana, pół element, pół duch ludzki. Napadnięta przez takiego wampira położnica, milczy najczęściej z oczami obróconemi w słup. Chwilami ma świadomość, mówi dobrze, narzeka, że jest nieszczęśliwą, ale nie może sobie jasno wytłomaczyć, tego stanu przyćmienia. Wampir ten ssie najwięcej siłę nerwową z piersi i magnetyczną ciepłotę pokarmu i lata, nie opuszcza swej ofiary.
Wampira takiego można usunąć przez postawienie przy głowie u łóżka chorej oleandru i przez nacieranie okienic i podłogi koło niej lizolem. Zgęszczony element cierpi wskutek działania lizolu i pierzcha. Wampir wdziera się do chorej najprędzej przez otwarte okno albo szkło. Oleander nie przynosi specjalnie zdrowia ludzkiemu ciału. Tam, gdzie są ludzie zdrowi i weseli duchowo, jest lepiej, by nie miewali w sypialni oleandrów, gdyż one odbierają białko z krwi ludzkiej podczas oddychania i czerpią z prądów magnetycznych. Wampira wyssysa oleander jeszcze bardziej, podobnie jak kwiaty morskie pożerają ryby zbłąkane pomiędzy nie.
Wrażliwe i delikatne istoty mówią nieraz podczas i po ciąży, że je dusi zmora. Najczęściej jest to ów wampir duchowy, lecz na szczęście nie zawsze zwycięża swoją ofiarę. Ta zwalcza go, nie chcąc zmrużyć oczu, gdy jej pada ciężkość na piersi i na powieki.
Jak wspomniano, wampir ten ssie tylko magnetyczne flujdy najwięcej z piersi. Matka miewa wrażenie, że jej ktoś kradnie maleństwo, albo że się ono topi lub dusi. Są to skutki utraty siły nerwowej. Gdy wampir zbliży się kilka razy nadaremnie, porzuca swą upatrzoną ofiarę i nie wraca. Mogą być i inne przyczyny owych ciężkich snów i ciężkiego przygnębienia duchowego, jak naprzykład: mniejsza lub większa gorączka, przepełnienie żołądka, zaburzenia w kiszkach, choroba płuc, niedokrewność, tuberkuły, wykrwawienie, albo zapalenie macicy po porodzie.
Nieprzyjemny widok przedstawia warjatka, która utraciła zmysły krótko po porodzie.
Obserwowałam pewną młodą kobietę, która miała troje dzieci. Po dwu pierwszych wyzdrowiała zupełnie, przy trzeciem zachorowała poważnie, nie na zapalenie macicy, lub inne zaburzenia w ciele, ale na chorobę umysłową. Leżała na łóżku z wykrzywioną twarzą, usta miała niebieskie, spękane, ciemny włos rozwiany, a czarnemi, do duszy przenikającemi oczyma, z przejmującym i nieprzyjemnym wyrazem patrzała mi ostro w twarz, gdym wstąpiła do jej pokoju.
Gdy zbliżyłam się do niej, wydała nagle przeraźliwy okrzyk: „Niema Boga!“
Zdumiałam się gdyż prawie z mej duszy płynęło bolesne westchnienie: „Boże!“ Przystąpiłam ku jej łóżku, odkryłam ją, usadziłam i głaskałam jej twarz. Nagle złapała mnie koło szyi, a jej niebieskie usta wpiły się w moje. Uścisk jej był mocny, lecz wcale nie miły. Miałam uczucie, że to uścisk djabła. Uwolniłam się z jej rąk, właściwie z rąk złego ducha i odstąpiłam od łoża. Ona znów wykrzyknęła przeraźliwie: „Nie, niema Boga, a Jezuska upiekli!“ Rzuciła się następnie na łóżku na wznak a rękami tarła mocno brzuch i podbrzusze, odsłaniając tę część ciała z pewną rozkoszą.
Prąd światła padał przez otwarte okna do izby, cała przyroda tchnęła wiosną, śpiew ptasząt i woń kwiatów nasycały spokojną atmosferę przyrody.
Chora patrzała z nienawiścią na promienie słoneczne i zasłaniała sobie twarz i oczy chustą. Chociaż wokoło niej było czysto, jednak okropna woń rozszerzała się od jej łoża po pokoju. Najbliżsi krewni skarżyli się, iż ciągle musi być okno otwarte, gdyż nie można wytrzymać przy niej ani 5 minut.
W tem rozkołysał się dzwon w niedalekim kościółku, a fale dźwięków, jakby całowały całą przyrodę i dostały się przez otwarte okno aż do łoża chorej, chcąc niejako powiedzieć: „Bóg istnieje, wielu wierzy w Niego i modli się do Niego. Miłosierny Bóg uzdrowi cię, tylko wierz i czyń dobrze!“
Chora zerwała się na łożu i póki nie ucichł dzwon wydobywał się z jej gardła mocny, przeciągły pisk, przerywany pustym śmiechem, zgrzytaniem zębów i wykrzyknikami, że Boga niema! Oczyma wodziła po pokoju i po obecnych, a zatrzymawszy je dłużej na swojem rodzonym bracie, zmieniły blask i stały się trochę nęcące.
Jej brat, był to 20-letni, ładny, wysoki chłopak o niebieskich oczach, którego twarz zalała się na jej widok rumieńcem jak niebo po zachodnie słońca. Ujrzawszy nieczyste ruchy swej siostry, zmieszał się, ale jednak poszedł do niej. Ona objęła go rękoma, całowała go, i wymawiała bezdźwięcznym, a jednak dziwnie słodkim głosem jego imię, starając się go całego porwać ku sobie. Gdy wydostał się zmęczony z jej objęć, zazgrzytała mocniej, a wzrok jej zapałał do niego nienawiścią, aż zapłakał biedny chłopak i odszedł do przyrody ze smutnie spuszczoną głową.
Widząc pierwszy raz tę chorą, przyłożyłam rękę na oczy i starałam się wybadać wzrokiem ducha ową tajemniczą chorobę. Ujrzałam właśnie, że nie jest to choroba ciała, lecz ducha, raczej, że duch chorej był odpędzony od jej ciała przez trzech innych duchów.
Chorej było na imię Anna. Przywołałam więc myślą zbłąkanego ducha Anny. Ten zbliżył się jak chwiejna mgła do swego ciała i zauważyłam, że patrzy z pewnym przestrachem na swe ciało, raczej na obcego ducha, który wcielił się gwałtem w jej ciało.
Flujdy ducha Anny były ogromnie słabo nawiązane z opętanem ciałem, tak że krzyk i rzucanie się obcego ducha w jej ciele, jakby odpychały go od własnego ciała. Widząc, że sam duch Anny nie życzy sobie staczać z nimi walki i mnie opadły siły na myśl o walce takiej.
Zauważyłam, że duch owładający jej ciało, wywołuje magnetycznem, a raczej magicznem tarciem w jej podbrzuszu nerwowe drganie, a odczuwając pewną rozkosz, poi się nią, jakby przy cielesnym stosunku.
Drugi duch o nieprzyjemnym, przenikliwym wzroku wpijał się w magnetyczne prądy, wydzielane z ciała chorej. Trzeci, trzymając ręce nad jej głową, zawisł w pozycji leżącej, stulony jak półksiężyc nad jej górną częścią ciała, jakby wcale nie chciał przypuszczać nikogo do ciała, nawet ducha Anny, nie mówiąc już o innych duchach.
Wyżej trzej omówieni duchowie zmieniali się przy akcie. Każdorazowo duch używający na ciele Anny zmysłowej rozkoszy, odkrywał jej ciało i tarł rękami jej podbrzusze, a nieprzyjemny odor rozszerzał się w powietrzu naokoło łoża. Wiedziałam, że całe ciało jest przesiąknięte siłą demoniczną, i że wielką walkę byłoby mi potrzeba z nimi stoczyć, by opuścili ciało Anny.
Nie mówiłam jej rodzinie o stopniu opętania, ale poleciłam ją odwieść do domu warjatów. Wszyscy trzej duchowie odgrażali się, że rzucą się na mnie, jeżeli im odbiorę ich ofiarę. Z trwogą patrzałam, jak najpotężniejszy z nich ciągle się oglądał za młodszym jej bratem Józefem i nęcącemi słowami wołał go w swoje objęcia. Ostrzegłam go, by nigdy nie całował chorej, gdyż choroba ta mogłaby się przenieść i na niego. Młodzieniec odpowiedział, że od czasu zachorowania siostra jego Anna ściska go zawsze tak mocno i całuje.
Minęły trzy tygodnie a ja nie oglądałam chorej. Nie usłuchano mej rady i chorej nie odwieziono do domu obłąkanych, sądzili, że ją sami w domu wyleczą. Tymczasem w jej krzyżach powstała cuchnąca rana. Jej brat zaczął być melancholijny, tracił pamięć, częściej bolała go głowa, a później dostawał zawrotów głowy. Skarżył się, że wciąż słyszy przeraźliwy krzyk chorej, iż Boga niema. Ręce i nogi chorej wiązali powrozami, by się nie tarła po podbrzuszu, lecz ona je gwałtem zrzucała i gryzła.
Naraz twarz jej brata Józefa zesiniała, usta stały się niebieskie, pięści zacisnął kurczowo, a z ust wydobywał się przeraźliwy przeciągły krzyk, lepiej powiedziano, ryk: „Niema Boga!“ Oblano go dwoma wiadrami zimnej wody, lecz opętanie trwało całą godzinę. I proszono mię znów o radę. Przytuliłam więc głowę opętanego i magnetyzowałam oczy czarnego ducha. Ten zaczął się rzucać i mówić, bym go nie paliła, że odejdzie. Po kilku tygodniach owładnął go jeszcze dwa razy w ten sposób, że zaczął mówić przez jego usta, że „go chciała zgwałcić!“ Na pytanie „Kto“, odpowiedział: „No ona, co tuliła moją głowę do siebie!“
Duch ten tak sprytnie owładnął owego młodzieńca, że ten nawet oczu nie zamykał. Wyglądało to tak, jak gdyby był przy zdrowych zmysłach. Źli ludzie zawsze są gotowi wierzyć złemu duchowi.
Chorą odwieziono do domu warjatów, a duch niejako za karę, musiał pozostać jakby przykuty u powoli rozpadającego się ciała. Jest to naturalne następstwo zawikłania się bezprawnego sił (tu duchów) w obce prawa, w obcy magnetyzm. (Anny.)