<<< Dane tekstu >>>
Autor Agnieszka Pilchowa
Tytuł Kilka obrazków chorób umysłowych
Podtytuł Ich istota, przyczyny – i sposób leczenia – zaczerpnięte drogą jasnowidzenia z Rzeszy Ducha i własnego przeżycia
Wydawca Józef Chobot
Data wyd. 1922
Druk „Gazeta Robotnicza“ w Katowicach
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
Wścieklizna.

Duchowie, opętujący na ziemi ciało ludzkie, należą do kategorji duchów nieczystych. Wielu ich w zaświecie przerwało gwałtownie tutaj nić swego życia.
Widziałam pijaka, wlokącego swą żonę za włosy z mieszkania na ulicę. Za chwilę poszedł w pole bardzo niepewnym krokiem. Nikt nie szedł za nim. Patrząc za nim jasnowidnie, zobaczyłam przy nim ciemnego ducha, mającego strasznie błyszczący wzrok, który wsuwał mu myślą rewolwer do ręki. Chwilami przystawiał i jakby się wahał, jednak sięgnął ręką nerwowo po rewolwer. Ujrzałam dwie inne postacie, które mu usilnie podawały myśli, by nie popełniał samobójstwa.
W jego mózgu powstała walka myśli, lecz że ten pierwszy miał go już w swej mocy, zwyciężyły jego czarne myśli. Rozległ się krótki strzał, a krwią zbroczone ciało padło na ziemię. Czarny duch zaczął dziko tańczyć koło krwawiącego ciała, a dwie inne dusze cofnęły się od niego ze smutnym wzrokiem. Jedna z nich pochyliła więcej głowę, lecz obydwie były smutne. Dusza z mniej pochyloną głową pocieszała swą przyjaciółkę, mówiąc do niej: „Chodźmy, tu nie daje się nic więcej zrobić, jak tylko modlić się za niego, by nie zostawał całe wieki pod wpływem tego nieszczęsnego ducha z czarnemi myślami“.
Gdy oczy nieszczęśliwca już się obróciły w słup a krew stygła na ziemi, duch jego był już nawpół odłączony od ciała. Nie czuł już tak strasznej boleści, jak przy zadaniu sobie rany, za to odczuwał mocny strach, jak gdyby był przez kogo prześladowany.
A było tak, bo oczy ciemnego ducha śledziły swoją ofiarę jakby z obawy, aby mu nie uciekła. Trwało to tak siedm dni, nim duch odłączył się zupełnie od ciała. Ponieważ nić jego życia była nagle przerwaną, dlatego peryspryt jego ducha odłączał się powoli od ciała.
Po siedmiu dniach wlókł ów ciemny duch nawpół świadomego ducha pomiędzy swoich, do swego obozu. Było tam dziwne zebranie duchów przeważnie czarnych. Niewielu tylko z pomiędzy nich było zupełnie żółtych z zielonymi prążkami na twarzy. Wszyscy powstali na przybycie nowego przyjaciela i przywitali go hymnem, którym ów nowicjusz został oszołomiony do reszty. Mieli bębny różnej wielkości, a pałki, któremi bębnili, ozdobione były trupią głową. Naokoło nich znajdowały się różne przyrządy, nie brakowało kleszczy, nożyc i piłek. Pominęłam to, nie rozumiejąc ich przeznaczenia. Patrzałam dalej. W dalszem ich otoczeniu znajdowało się mnóstwo byków i bawołów w ogrodzie, utworzonym z łańcuchów. Dwóch duchów, chodzących pomiędzy niemi kołyszącym ruchem, kłuło owe straszne elementy, te zaś ryczały przeraźliwie.
Elementy zaś wściekłych psów przedstawiały widowisko jeszcze więcej przerażające. Duchowie rozpalali nad ogniem trójkątne żelazo, wsadzali je pomiędzy psy a następnie do aury nowej ofiary, ducha człowieka, którego dopiero co przyprowadzili. Ten zaczął się strasznie rzucać. Znów zagrano hymn. Przy hymnie i hałaśliwej muzyce rzucono nowego towarzysza pomiędzy wściekłe psy, skąd po niedługim czasie wydobyto go i oddano z powrotem temu, który go był przyprowadził.
Nie widziałam więcej owego ducha, gdyż odwracałam od niego uwagę. Dopiero w następnym roku, podczas pięknego letniego wieczora, ujrzałam go wskutek następujących okoliczności:
Mój znajomy, młody jeszcze człowiek, niealkoholik, badający cośkolwiek tajemnice życiowe, prosił mię, bym popatrzała na przyczynę, z powodu której on dziś zabił pewne zwierzę, ponieważ go uczynek ten bardzo niepokoił. Popatrzałam i wówczas to ujrzałam ponownie wspomnianego ducha. Siedział na grzbiecie psa, ściskał go za gardło, a patrząc swemi zamglonemi oczyma przez jedno oko psa, kierował jego bieg w stronę, którędy szedł wyżej wspomniany młodzieniec. Opętany pies nie wiedział przyczyny swego bólu. Patrzał tylko jednem okiem i widział przed sobą człowieka, ku któremu był gnany siłą ducha. Ten tknięty przeczuciem, że pies może go pokąsać i pokaleczyć, uderzył psa kijem silnym rozmachem, pozbawiając go życia. Badanie zabitego psa okazało, że był rzeczywiście wściekły, a takich było już we wsi więcej.
Patrzałam znów uważnie za owym duchem, nie było mi już tajemnicą to dziwne warjactwo, do którego wprowadzono wiele podobnych duchów, którzy w ostatniej chwili przeklęli świat, strzelając sobie w głowę. Wszyscy dostali injekcję elementarnej siły, a potem ciemne duchy przyrzekły im, że znów mogą otrzymać ciało bez cierpień, tylko muszą postępować według ich wskazówek i rozkazów. Rozdawali więc role. Niektórzy mieli pilnować, gdy pies dostanie ciepłą strawę, by go nie opuszczali przez kilka dni, lecz by trochę popalone wnętrzności dalej mu palili swym wzrokiem. Rzucali się na niego, dusząc go. Jeżeli ich wysłano razem więcej z podobnem zadaniem, musieli sobie wyszukać na ziemi potrzebną ilość psów. Kto z nich najprędzej owładnął ciało psa, ten kąsał inne psy i rzucał się na swoje ofiary wytknięte im przez czarnego ducha. I tak przez pokąsanie przez wściekłego psa dostaną się magiczne siły do żyjącego jeszcze na ziemi ludzkiego ciała. Długo był bezsilny rozum ludzki przeciw tym strasznym wpływom. Obecnie, chociaż nie wszystkie wypadki, to jednak niektóre są zupełnie uleczalne. Cała magja składa się z czarnych sił przyrody i ze złej woli ducha, a znów lekarstwo wytwarzane z przyrody może ubezwładnić w ludzkiem ciele trujące wpływy czarnej magji.
Patrzałam na podobne ofiary pokąsane przez wściekle psy. Niektóre odłożyły swe ciało pod działaniem trujących wpływów, padając nieraz w ciało czarnej magji. Innych, którym zagoiły się rany, a dalej żyli na świecie, napadały niespodzianie demoniczne duchy, by wypędzić ich z ich ciała, aby przywłaszczyć sobie je potem. Wówczas nastawała straszna walka, nieludzki głos wyrywał się z ich gardła a ogromna siła złości, t. zw. wściekłości przenikła całe ich ciało. Wścieklizna nie działa tak długo, dopóki nie dostanie się do krwi pokąsanego; wpływ ten jest straszny. Biada jemu, jeżeli zostanie ponownie napadnięty nie już przez wściekłego psa, lecz przez demona i gdy nie bywa wkrótce ubezwładniony; może bowiem powiększyć nieszczęście i pokąsać inne osoby, z któremi odegrałoby się to samo. Nowe ciemne indywidua chciałyby sobie przywłaszczyć ich ciało.
Przeniosłam się duchem do szpitalnej celi, gdzie prawie tak napadniętego ubierano w drucianą bluzę. Innych wsadzają do żelaznego łóżka, na kształt klatki. Nie pomaga ani oblewanie zimną wodą, ani injekcja za skórę. Rzucają się strasznie, oczy błyszczą nieludzko, na usta występuje piana. W chwili ataku potrafią skrzywić i żelazne pręty łóżka.
Dłuższe trwanie tej choroby wyczerpuje okrutnie ciało chorego, ale duch człowieka walczy w tem ciele ze złym demonem do ostatniej chwili. Nie dzieje się to jednak bez przyczyny. Może cierpi za stare dawne wielkie winy, inaczej nie dopuściłyby wyższe siły, by ten zły demon tak grasował pomiędzy ludźmi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agnieszka Pilchowa.