<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Rzepecka
Tytuł Kim był Karol Marcinkowski?
Wydawca Macierz Polska
Data wyd. 1913
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.
APOSTOŁ OŚWIATY I PRACY.

Narody, nie umiejące pracować i oszczędzać,
zniknąć muszą z powierzchni ziemi.

Wola prawego męża wszechmocna na ziemi:
nie ginąc w kresie życia, wciąż działa na nowo,
wszelki czyn znakomity, wszelkie piękne słowo,
jak działało za życia, nieśmiertelnie działa.

Władysław Syrokomla.

Niewinnie i niepotrzebnie pięć miesięcy znowu Marcinkowski przesiedział w murach więziennych.
Wyobrazić sobie łatwo radość niekłamaną i współczucie całej Wielkopolski, gdy nareszcie wraca do swoich lekarz upragniony, działacz, nadzieję i otuchę dokoła szerzący, patryota zasłużony i żołnierz za wolność Ojczyzny.
Nie przesadzimy, mówiąc, iż witano go jako zbawcę-pocieszyciela, który dzielnicę naszego dźwigać miał z niemocy społecznej.
Wielkopolska wtedy przodowała umysłowemu życiu narodu, które po powstaniu siłą rzeczy w Królestwie i Galicyi przytłumione zostało. Powstanie to kosztowało nas nietylko kwiat młodzieży i zastęp mężów wojskowych, lecz i wiele pieniędzy. I w naszym zaborze pruskim srożyły się kary rozmaite. Kto na powstanie poszedł, temu zabierano ziemię, a jeżeli na opłacenie kary nie miał pieniędzy gotowych, to mu na dobra wsadzano zarząd urzędowy, tak zwaną administracyę przymusową, póki z gospodarstwa kary tej nie wybrano.
Nawet kobiety pokutować musiały. Emilii Sczanieckiej także zagrożono zagarnięciem ziemi. »Siostra szpitalna« miała się udać do łaski monarszej, żeby jej darowano winę z roku 1830, bo zapewne dowiedziano się i o tem, iż ona, choć sama z bronią w ręku nie walczyła, jednakże znaczne sumy dała na uformowanie pułku jazdy wielkopolskiej. Ale nieustraszona ta twarda Polka odrzekła, że za nic w świecie nie uniży się do prośby przed wrogiem. Był w niej ten sam duch, który później Kornelowi Ujejskiemu podyktował te piękne przykazania:

Wobec wroga stać spokojnie,
Spokojnie, a hardo;
Nasz złamany miecz po wojnie
Trzymać w dłoni twardo;
Jeśli trzeba płacić głową,
Czynić to z pogardą,
A przed wrogiem z narodową
Nie kryć się kokardą

Za Emilią Sczaniecką wstawili się jednak inni, przekładając, że trudno przecież prześladować kobietę, która nie walczyła w szeregu bojowym, tylko rannym żołnierzom ulgę przyniosła, lecząc ich z ran poniesionych lub śmierć konającym osładzając. A gniewało urzędników pruskich jeszcze i to, że Emilia Sczaniecka u siebie w Pakosławiu dawała przytułek kilku kalekom, w wojnie szlachetnemi bliznami naznaczonym.
Kiedy jednak Marcinkowski do przyjaciół powrócił, Sczaniecka wolną już była od nagabywań, powstańcy kary odsiedzieli lub popłacili, potem zabrali się do roboty, chociaż innej, a jednak w celach tej samej, zabrali się do pracy umysłowej, do szerzenia światła w tych rodakach, którzy go jeszcze łaknęli. Zabrali się do szerzenia oświaty, o której imiennik Marcinkowskiego, Karol Libelt, tak piękne zostawił nam zdania:
»Oświata podnosi godność człowieka, a kto ją uczuł w sobie, nie ugnie karku pod jarzmo… Oświata rozpościera swobody i prawa w narodzie… Postrzeż się, narodzie, i ratuj nieśmiertelnego ducha swojego!…«
Tego samego zdania był też i Marcinkowski i jego druhowie. Przyjaciele jego uniwersyteccy i towarzysze więzienia pierwszego, wróciwszy z pola walki, żwawo zabrali się do zakładania czasopism; zaczęli nauczać i pisać; obywatele ziemscy zakładają kółka towarzyskie i literackie, t. zw. kasyna, gdzie naradzają się nad sposobami, jak najlepiej zakładać czytelnie dla ludu i ulepszać nauczanie po szkółkach wiejskich. W Lesznie zaczyna wychodzić pożyteczny: »Przyjaciel Ludu«, dla wykształconych piszą Jędrzej Moraczewski, Józef Łukaszewicz, Karol Libelt i wielu innych. Padło hasło pracy umysłowej wszędzie.
Bo od zachodu, od wieszczów naszych na emigracyi, idą przecudne głosy otuchy: duch narodu polskiego wciela się w genialne utwory Mickiewicza. Z obczyzny, z Drezna, przychodzi do nas »Dziadów« część III, z »paryskiego bruku« przysyłają nam arcydzieło: »Pana Tadeusza«. »Nieznany poeta« wówczas, z imienia nieznany Zygmunt Krasiński daje nam »Nieboską komedyę« i »Irydiona«. Polska staje się bogaczką, zyskuje skarby niespożyte. Polacy rozkoszują się w tych dziełach, czerpią z nich naukę i nową moc ducha.

Karol Marcinkowski.

Ale cała praca w Wielkopolsce nowego nabiera rozpędu, gdy do nas Karol Marcinkowski wraca z krajów wolnych i już oświeconych, wraca zasobny w wiedzę i świadom sposobów, jak teraz najlepiej dla społeczeństwa swego pracować.
On staje się jakby królem czynu, któremu odrazu dobrowolnie pod władzę oddają się współziomkowie. Bo z konieczności w więzieniu i na tułaczce dość miał czasu do namysłu, żeby już tam utworzyć sobie plan działania w ojczyźnie.
Więc z powrotem do kraju skupia dokoła siebie dawnych druhów, przyjaciół, zawiera nowe znajomości z obywatelami i wystawia im, jakim sposobem najlepiej i najwcześniej Polacy się odrodzą.
Marcinkowski tak mówi do nich:
»Mili bracia a ziomkowie, na teraz trzeba nam schować miecz do pochwy, a dom sobie budować od nowa. Musimy stworzyć sobie nową zagrodę, o własnych wyłącznie siłach, własnym przemysłem i własną pracą. Musimy w każdym domu nagromadzić sobie skarb duchowy, t. j. oświatę, abyśmy od niej dowiedzieli się, jak w losie przeciwnym sobie poczynać, jak wytrwać odważnie. Musimy czekać, ale nie bezczynnie, tylko czuwać, ustawicznie stać na straży!«
Taką czy podobną radę w Paryżu wychodźcom naszym miał też dawać sławny historyk Guizot (Gizo) w słowach:
»Kształćcie się, bogaćcie się i — czekajcie!«
Ale Marcinkowski to samo wyłożył nam dobitniej, szczerzej, on nietylko radził, ale pracę nauczania zaczął od tego, żeby »wszystkie stany narodu zbratały się na równi, bo wszyscy Polacy równymi sobie są ludźmi, a każdy z nas na równi powinien poczuć swą godność człowieka«.
Nauka to nie nowa — bo od dwóch tysięcy lat niemal głosi ją Chrystus — ale ludzie o niej zapomnieli. Powtarzał ją i roztaczał niestrudzenie przed laty dwustu prorok narodu, ksiądz Piotr Skarga, ale wołanie jego było głosem wołającego na puszczy.
A jednak bez tej podstawy chrześcijańskiej w żadnym narodzie niema żywotności trwałej.
Łatwiej jednakże nauki te wypowiedzieć, aniżeli je wykonywać, bo każdemu z nas z osobna raczej wydaje się, iż on dla bliźniego dostatecznie jest dobrym i wyrozumiałym.
Ale równość tę ludzką Marcinkowski dalej tłumaczył tak:
»Równo, jak samego siebie, kochasz bliźniego, jeżeli mu życzysz i użyczysz tej samej oświaty, jaką ty sam otrzymałeś od innych lub jaką sam przez się osiągnąłeś«.
»Równo kochasz bliźniego, jeżeli równo i tak samo każdego stanu człowiekowi użyczasz swej pracy na wspólny czyli społeczny narodu pożytek«.
To główne Karola Marcinkowskiego hasło, to jego szlachetna istota, to źródło jego natchnienia, jego sprężystości, to pobudka jego ofiarności niezwykłej.
»Oświata i praca narody zbogaca« — twierdzi starodawna pomówka. — Kto ciemny (głupi, inaczej durny) i próżnuje, ten Polskę okrada, ten ją w nieszczęście pogrąża.
W jednem ze swoich ważniejszych przemówień Marcinkowski wypowie też takie »pobożne życzenie«, że gdyby ustawodawcy umieli wynaleźć ustawę, która nikomu nie dozwoli zostać głupim i próżniakiem, to w jednej chwili społeczeństwo ludzkie stałoby się rajem na ziemi.
A jakżeż to zabrać się do tego, żeby to wszystkich Polaków zrobić tymi »równymi braćmi«, oświeconymi i pracującymi dla dobra wzajemnego?
Marcinkowski miał na to sposoby, bo patrzał, jak gdzieindziej obywatele kraju pomoc sobie wzajemną dawali, tak zwaną »samopomoc«, z angielska »self-help«, a od przeciwnika czy wroga jej nie wyglądali. Na własną siłę tylko liczyli. Ale tę siłę już w sobie byli wytworzyli.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Rzepecka.