<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Kirgiz
Podtytuł powieść
Wydawca Księgarnia zagraniczna
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Indeks stron



D


V.

Dziwny... dziwny sen ja miałem!
Biju młodszym cię widziałem;
I jam młodszy był.
A przed nami ulubiony
Stał Pegliwan koń twój wrony;
Jak pomnisz gdy żył.
« Wsiądźcie — rzekł koń — bez obawy;
Jeżdżę nocą szukać trawy
Tam w Edeński kraj.
Insze stepy inne życie,
Insze światy zobaczycie,
Wsiądźcie »... — wsiedlim dwaj.

Leciem... leciem... końca niema....
Ziemia niknie przed oczyma,
Nowa.... nowsza błoń....
W rączym pędzie lotnej jazdy
Gwiazd sięgamy — z gwiazd na gwiazdy
Sadzi dzielny koń —
Ćmi się w oczach, gdy przez bezdnę
I otchłanie nieprzejezdne
Jeden daje skok.
A z pod kopyt oderwane,
Lecą gwiazdy zdrózgotane
W głąb przepaści, — w mrok.
Stanął i rzekł: — « tu granica. —
Patrzcie!.... co za okolica?...
Co za cudny świat?...
Jaką trawą łąki słane?...
To kobierce z liści tkane
W różnowzory ład —
Patrzcie!... w blasku jak mieniący,
Stu-promienny niewiędnący....
Każdy kwiatek lśni

A w dotknięciu z listków jego
Jak z warkocza dziewiczego,
Srebrna piosnka brzmi[1]
« Patrzcie!... co ta błoń wypasa?...
Jakich koni stado hasa?...
To nad cudy, cud!...
Wy, Baranty[2] sławni w świecie,
Tu sprobujcie, tu znajdziecie
Godny siebie trud.
« Lecz — na dzieło kto się waży,
Bądź ostrożny — bo na straży
Czuwa księżyc sam.

Lada kwiatek zdradzić może,
Księżyc — rzuci złote łoże,
Wtenczas —... biada wam! »...
Tyś zsiadł.. przypadł... i ukradkiem
By nie trącić trawką, kwiatkiem,
Pełzniesz... pełzniesz wciąż...
I przymykasz się do stada,
Cicho, — jak wilk gdy się skrada...
Ostrożnie... jak wąż.
Jesteś w środku... Arkan w dłoni,
Ciskasz... chwytasz tego z koni,
Co był wodzem stad;
Wsiadłeś... poczuł, kto nim włada...
Zarżał... ruszył... a gromada
Mknie za tobą w ślad.
Ja, nadbiegam na twym wronym;
Lecim pędem tak szalonym,
Jak sarny przez step.
Księżyc z jurty wyjrzał blado,
A nie widząc gdzie jest stado
Wbiegł na niebios sklep.

Wbiegł... zaświecił... jak obręczą
Siedmio-barwną śmignął tęczą,
Lecz nie dosiągł nas.
A więc w pogoń naszym śladem...
Bo przez niebo po za stadem
Jasny został pas.
Lecim... lecim... w tej podróży,
Strach nam nieraz oczy mróży,
Czujem zawrót... szał...
Gdy przez otchłań, przez szczeliny,
Przepaścistej gwiazd krainy,
Umykamy w czwał.
To, jak gdyby z gór spadzistych,
Po dróżynach stromych, szklistych,
Suniem, — tylko stuk
Po niebiosach się rozlega,
Gdy za nami stado zbiega
W dół, — na mglisty smug.
I jesteśmy w chmur przestrzeni...
Księżyc, siatką swych promieni
Już nas z lekka drasł.

Tyś mu obłok w oczy cisnął....
On krwią zaszedł, — klątwą świsnął,
Padł... i we mgle zgasł.
Stado nasze!... ziemia blizko...
I rodzinne koczowisko
Widać, z wietrznych gór...
W tem — mgła pęka... błyskawica,
Jakby z zemstą za księżyca,
Grzmi za nami z chmur. —
Grzmi.... lecz nagle kształt swój zmienia —
Niby dziecko.... a w pół mgnienia,
Zda się olbrzym rość....
Już nas chwyta.... spojrzę w lice....
Biju!... znam tę błyskawicę!...
To młodzian, twój gość!....





U




Umilknął starzec — Bij się zadumał....
On, ciemną piosnkę, jasno zrozumiał;
Bo z pieśni wątku, za jednym razem
Księga przeszłości, karta za kartą
Jego pamięci stała otwartą;
Każdy jej wyraz, był mu obrazem. —
Przywołał w myślach cały wiek młody,
Ów wiek, gdy dzika pali tęsknica,...
Jak rzucił biedną jurtę rodzica,
I uszedł w stepy szukać przygody. —
Tam — aż do głodnych pustyń zagnany;[3]
Nie o przygody szło mu miłośne,
Ale o imię szeroko-głośne;
O zdobycz stadnin, lub karawany. —
Na wzmiankę o nim, Auły drżały....

Bo choć w rzemiośle baranty nowy,
Ale przebiegły, zręczny, zuchwały,
Zawsze szczęśliwe czynił obłowy. —
Raz — samotrzeci, nocą prowadził
Ogromny tabun porwanych koni....
Wchodzący księżyc ucieczkę zdradził
I nie dał czasu zmylić pogoni,
Bo wnet za niemi, tym samym szlakiem
Nadbiegł właściciel z swych sług orszakiem.
Wszczęła się bitwa, — krzyki i strzały
Uciekających zewsząd witały;
Bij się nie uląkł, lecz natarł męzko,
I bój nierówny skończył zwycięzko;
Sam wódz przeciwnik, legł z jego ręki...
Słudzy, śmierć pana skoro ujrzeli,
Na wszystkie strony w stepy pierzchnęli.
Pozostał tylko chłopiec maleńki,
Który z zabitym rozstać się wzbraniał,
I trup ojcowski sobą zasłaniał.
Mimo łez, krzyków... — Bij wziął chłopczynę
I sprzedał kupcom w obcą krainę.




Odtąd — zaniechał barant rozboju...
By swoich zbiorów użyć w pokoju.



W




Wiele ubiegło czasu w milczeniu
Nim je Bij przerwał, — « Starcze! daj radę
« Co ja mam począć w takiem zdarzeniu? »...
Starzec zachmurzył swe lica śniade
I rzekł — « O Biju! w sercu młodziana,

« Powinność, ojca krwią zapisana,
« Krwią tylko z serca może się zgładzić. —
« Cóż chcesz?... cóż ja ci mogę poradzić?...
« Gościem jest twoim... gość!... święte słowo!...
« We dnie i w nocy, nad jego głową
« Czuwać winieneś — wszak życzysz sobie,
« By kiedyś drzewo na twoim grobie,
« Życzliwą ręką dzieci, wsadzone,
« Nie schło, lecz ciągle rosło zielone. —
« Więc — nie wyzywaj na próżno burzy;
« Bądź baczny — wnet ci sam los usłuży...
« Widziałeś... bośmy wszyscy widzieli,
« Jak go urzekał wzrok twej Demeli;
« Dozwól, — niechaj go czcza mara zwodzi;
« Nie mów, że pierwsi z kirgizkiej młodzi,
« Z dalekich stepów, szlą do cię swaty,
« Dając za córkę kałym[4] bogaty. —

« Łudź go — niech ogniem żądzy goreje...
« Zapomni zemsty, karmiąc nadzieje... —
« A kiedy jurty zwinąwszy nasze,
« By zająć, dolin żyźniejszych paszę,
« Odkoczujemy — na step rodzinny...
« Staraj się zręcznie, za krąg gościnny
« Nierozważnego młodzieńca zwabić;
« A w tenczas.. w tenczas.. — rzekł z cicha — zabić. » —








  1. Dziewczęta Kirgizkie przyczepiają w koniec warkocza na plecy spadającego, rozmaite ozdoby metalowe mianowicie srebrne monety, które za najlżejszem poruszeniem głowy dźwięk wydają. —
  2. Baranta — której opis w dalszych strofach się znajduje właściwie mówiąc, jest nie co innego, tylko: Nocna kradzież koni nie pojedynczych, ale od razu całej stadniny. — Baranta u Kirgizów nie jest połączona ze wzgardą, którą narody ucywilizowane pokrywają ludzi, oddających się podobnemu przemysłowi; przeciwnie, u nich jest to pewien rodzaj odznaczenia się z którego chętnie się chlubią. —
  3. Głodnym stepem, okoliczni mieszkańcy nazywają wielką pustynię Gobi.
  4. U Kirgizów żony się kupują. Rodzice panny, stosownie do wdzięków większej lub mniejszej za nią żądają opłaty. Ta opłata, czyli kałym, składa się z pewnej umówionej ilości koni, bydła i baranów, które pan młody rodzicom swej przyszłej, przed zawarciem małżeństwa, dać musi.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.