Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe (Wóycicki, 1876)/Wstęp

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wójcicki
Tytuł Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydanie trzecie pomnożone
Data wyd. 1876
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Andriolli, Kostrzewski, Sypniewski, Pillati, Witkiewicz, Gerson
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wstęp.
»A! powieści ludu chcecie?
Naród baje jako dziecie!“

T. L.
Nie pogardzaj bajka gminną, ona się wysnuwa z serca ludu, z jego pojęć, marzeń, nadziei, z całego jego bytu w pewnéj epoce: dla tego téż objawia w sobie żywotne pierwiastki narodu, jego charakter i pogląd na życie.“
Sztyrmer. (Kataleptyk T. 1.)

Do literatury ludu, jak należą pieśni i dumy, przypowieści i przysłowia, tak równie powieści, które pod nazwą bajek, z ust do ust przechodzą. Jak pierwsze składają prawdziwą poezyę krajową, księgę filozofii, rozumu rodowego i doświadczenia; tak ostatnie, tém są u ludu, czém nasze romanse historyczne, obyczajowe, uczuciowe i fantastyczne. Dotąd pomiędzy ludem, tak w Polsce jako i na całéj Rusi, są opowiadacze wielce cenieni, którzy w gronie wiejskiém, wśród zimowéj doby, przy zamieci śnieżnéj, prawieniem bajek, skracają wesoło długie godziny nocy. A w tych bajkach często znajdziesz prawdę historyczną, owinioną grubą baśni pajęczyną, częściéj przesądy wystawione ze wszystkecmi szczegółami: zawadzi tu niekiedy i staroświecka myśl słowiańsko przed-chrześcijańska. Zwyczaj zapomniany, daje także wątek do powieści. Liczba ich jest mnoga, ale zebrać wszystkie, spisać i objaśnić, nie tak rzecz łatwa ani podobna, by jedna ręka potrafiła ten ogrom w całéj zupełności objąć. Jeżeli do zbioru przysłów znaleźć można w dawnéj literaturze naszéj niemałą pomoc, a pieśni ludu zajęły umysły, i żywo około nich krzątać się zaczęto, tedy powieści nietknięte, zająwszy myśl moją, i na moje przyszły ręce.
Puszczam więc je, jak ptaki młode z gniazda, niepewne lotu i przyjęcia na téj ziemi, na któréj się zrodziły, lub na któréj wędrowne z stron dalekich, już się od wielu set lat przyswoiły.
Klechdy podzielić można na trzy części:
Do pierwszéj należą starożytne podania przed-chrześcijańskich jeszcze wieków, jak powieści o powietrzu, wichrze, wilkołaku i t. p. Podania przywiązane do miejsc jakich, czy zwalisk zamkowych, czy skał i kamieni, gór, rzek, jezior, jaskiń i pieczar.
Do drugiéj, osoby wprawdzie historyczne, ale o których albo kroniki nasze milczą, lub małe dają objaśnienia. Tu należą zaprawdę najstarożytniejsi bohaterowie, mężowie olbrzymiéj siły, których pamięć lud w osobach Waligóry i Wyrwi-dębu zachował: sławnego rozbójnika Madeja, a w końcu czarodzieja Twardowskiego.
Do ostatniego rzędu, i najobfitszego, należą powieści o czarach i czarownicach, o zaklętych królewicach i królewnach, o cudownych zamkach i t. p.
We wszystkich rej wiodą bujne marzenia wyobraźni i cudowność. Cudowność ta zawsze upragniona, nie tylko się w samych Klechdach odbija: wyobraźnia ludu tak jest jéj pełną, że można rzec, iż do żywota jego należy. Jeszcze niestraciły starodawnego uroku i swojéj poezyi, ciemne bory, rzeki i jeziora: pierwsze widzi zamieszkane Rusałkami, Majkami, a w górach Dziwożonami.
Na srebrnéj wodzie starego Bugu i Białéj-wodzie[1] i historyczném Gople, pląsają Bogunki i Topielce szkodliwi. Nietylko ziemię zaludniły nadzwyczajne istoty, powietrze nawet jest ich pełne.
W postaci lśniącéj gwiazdy młoda dziewczyna widzi kochanka, ku niemu wzdycha i wyciąga dłonie, by go przyjąć w swoje ramiona. Świetliki nocne są dusze pokutujące: wiatr gwałtowny porusza zły duch jedynie, równie jak zamieszkuje piec stary z rozwalonéj chaty, i starą wierzbę. Niedosyć, w postaci sowy śmierć przepowiada, tumani i błądzi krokiem biednego wędrowca. Zaklęte dusze jeszcze dyszą w rozwalinach dawnych zamków, a jęk pogrobowy, który ucho ludu słyszy, jest jakby westchnieniem upadłego grodu.
Jeszcze zaklęcia swojéj niestraciły mocy; potęgą słowa flisy doznają burzy. Nie jeden zaklęty młodzian w wilczéj skórze pokutuje długo; a pod piórem wrony, kruka i orla, zaklęte potomstwo wielkich rodzin, kryje wielkie imiona i stare herby[2].
Czereda pokutujących w różnych postaciach nie zniknęła w naszym wieku; a jeżeli nie słychać o nich po miastach: w siołach, na drogach rozstajnych, w górach i po lasach, jęk ich cichy i bolesny, budzi trwożliwe echa. Trąbki pokutujących myśliwych rozlegają się po kniejach przerzedzonych, lubo się nie mięszają jak dawniéj z pomrukiem niedźwiedzia.
Chociaż upiorom nieucinają głowy, serca osikowym nie przebijają kołem, ani na czarnym źrebcu nie szukają ich mogił; przecież widomie ukazują się dotąd, a wiele powieści dokładnie samych opisują upiorów.
Czarownice na łopatach i miotłach swobodnie jeżdżą na Łysą-górę, chociaż je nie pławią ani męczą, jak przed stu laty.
Cudowność ta i fantastyczność, rozlała się mgłą widomą na całéj Słowiańszczyznie. Jak dawniéj mniemał lud, tak i dotąd wierzy, że księżyc i słońce musi się codziennie płukać w nieziemskich padołach, pełnych studziennéj wody, by zawsze błyszczały jasném światłem. A to światło słoneczne przecież, promień skwarny, przed którym topielcy i upiory uciekają, dla których jest zgubnym, zabiją w krainie Serbów ich starodawnego władzcę. Zatrzymajmy uwagę nad tą klechdą Serbów.







  1. Dawna nazwa Wisły. (Patrz S. Klonowicza Flisa.)
  2. W okolicach Dobromila utrzymuje się dotąd podanie między ludem, że każdy umierający z Herbutów zamieniał się w orła. Pieśni Ludu Polskie i Ruskie, Serbskie, Czeskie i Słowaków w Węgrzech, stawiają dowody na podobne przemiany. W jednym z rękopismów polskich z 1526 roku znalazłem wzmiankę że córki przemożnego domu Pileckich, a do tego pierworodne, jeżeli zmarły przed zamąż pójściem, zamieniały si w gołębie: zamężne zaś w ćmę nocną, i ukąszeniem przepowiadały zgon każdemu z członków téj rodziny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.