Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Zmysłowość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Piotr Chmielowski
Tytuł Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego
Podtytuł Zarys literacki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1886
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.
Zmysłowość. — Hudyna. — Krystyna.

Idziemy daléj. Spotykamy rzecz wyjątkową u Słowackiego: kobietę przedstawioną ze strony czysto-zmysłowéj. Zarysowana poprzednio Violetta i Grafini były tylko bladym cieniem w porównaniu ze świeżą karnacyą, z ognistém tchnieniem, z gorączką krwi, z konwulsyjnemi drgnieniami, jakie poeta teraz odmalować zamierzył. Wprawdzie i tutaj są, jak zwykle, sylwetki tylko, ale kontury ich — jasno odznaczone: widać w nich pozę i giest. Jest-to zjawisko dziwne i uderzające w Słowackim: idealista, fantastyk, lubiący przepędzać najpiękniejsze chwile w świecie urojonym, naraz staje się kompletnym realistą. To jednakże dodać potrzeba, że i tu nie potrafił się pozbyć nadzwyczajnego otoczenia i nie zgodził się na udrapowanie swoich bohaterek w szaty codziennych wypadków. Postaci jego są-to wyjątki w życiu pospolitém; ale wyjątki odmalowane realnie. Jednostronność i tu również towarzyszy Słowackiemu. Wystawia zmysłowość prawie na włos nieuduchowioną. „W głębi dziewiczych ciał” — powiada — „są jakieś błyski, szmery krwi, szelesty”, które się budzą „Bóg wie jak“. Jedna z dziewic „łonem tak śnieży, że aż oczy mruży... świętą się zdaje, jednak myśli pali; pierś jéj świecąca w obłąkanie wprawia, bo śniegi są na piersi, pod śniegiem — opoka“. W tych i w kilkunastu innych wyrażeniach streszcza się wszystko, co pod tym względem powiedział poeta; ale już stąd widzimy, jak gorąco umiał odczuwać powaby działające potężnie na zmysły i jak plastycznie potrafił je opisywać. Było-to bezwątpienia natężenie chwilowe, spowodowane zwrotem do realizmu, a spotęgowane bliższém wczytaniem się w poezye wschodnie, a mianowicie w „Pieśń nad Pieśniami”. Że to ostatnie twierdzenie nie jest urojeniem, sądem z wiatru poczerpniętym, przekonają się czytelnicy z dalszego ciągu. W tém miejscu przytoczyć muszę zdanie o małżeństwie, z téj właśnie epoki, które o wiele lepiéj scharakteryzuje jego ówczesne usposobienie, aniżeli długie wywody:...

Małżeństwo jest jako czereśnie:
Wprzódy je wróble oskubią złodzieje;
A potém człowiek zjada nadgryzione
Niech żyje wolna miłość!....

Zdanie to porównane z zachwytami miłości idealnéj, jakie „W Szwajcaryi“ czytamy, jest prawdziwém bluźnierstwem. Szekspir włożyłby je w usta Falstaffa, człowieka złożonego z mięsa i z sadła... Pośpieszamy zapewnić, że jest-to wyskok tylko jednorazowy — nie prowadzi on za sobą żadnych konsekwencyj!...
Pojedyńcze postaci, z których dwie są najwybitniejsze, wyjaśnią powyższy zarys ogólny.
Na koniu, na którym było także „popa liche ciało“, z pistoletem i szablą, pojawia się przed nami Hudyna, jedna z bohaterek rzezi humańskiéj. Młoda, śmiała, rumiana „jak brusznica“, usta miała jak karmin, oczy czarne jak szatana, brwi także czarne „jak piórka zgubione przez kruki“; w uszach dwie wielkie pereł dynie:

Wiszą, zdaje się, że łzy rusałczane
Kapiące cicho po jagód karminie,
Zmrożone, białe, świeże i świetlane....

Piersi krągłe „a takie chłodne jakby z marmuru“. Śmiechy jéj były tak głośne i śpiewne, jak „w lasach kiedy jękną nimfy drzewne, a potém echo gra kaskadą dużą tonów...“ Wyższa nad wszystkie „dziewice dorodne,” wesoła, chociaż gotowa na mord, bo krew umiała „rozlewać jak wodę.“ W czerwonych butach, przy ostrogach, na wzgórzu „wydawała się wielkim dragonem.“ Rozbójniczką przedtém była na wielkich drogach „nad limanem,“ nigdy nie postała na pańskich progach i nigdy może z panem nie rozmawiała. Dzika, szalona natura, śmiejąc się i wykrzywiając lubieżnie, zabijała. W naszych oczach jednego w pierś kulą uderza a drugiemu sięga grzbietu szablą. Śmiała się „za siebie;“ pewnie w parobku jakim rozkochana — objaśnia poeta. Jak widmo czerwone zjawia się i znika, pozostawiając po sobie wrażenie rozszalałéj Menady... W krwi zbroczona, wściekła, rozkoszowała się dymem, z żywych ciał ludzkich wydobytym. Straszny ale prawdziwy obraz kobiety zezwierzęconéj uciskiem, roznamiętnionéj zmysłami, upojonéj wolnością mordowania... Jak rozwiana wiatrem pochodnia pożogi, tak Hudyna ukazuje się wśród walki, z groźbą utoczenia krwi jasnym panom, z rozdętemi nozdrzami, chwytającemi chciwie zapach posoki świeży, gorący. Roznosząc spustoszenie, nie zastanawia się nad jéj skutkami; jéj miło, że burzyć, niszczyć, mordować jest w stanie. Wolność ją oszołomiła, upajając pychą dokonanych czynów i bezkarnością. Mściwą jest na podobieństwo wód, zalewających uprawne i kłosem zdobne pola; czy zniszczywszy je, sama nie umrze z głodu — nie pyta.. Senna bezświadomość, ślepota powodzenia, brutalność popędów, których nic nigdy nie ułagodziło — oto pierwiastki jéj duszy, które ją zamieniają poprostu w mechanizm, odbywający swą czynność nieubłaganie, fatalnie.
Więcéj ogładzony, chociaż nie mniéj zmysłowy obraz wystawia nam poeta w Krystynie — Sulamicie i Dalili zarazem. Było-to za czasów Bolesława Śmiałego. Król sprawował sądy. Ukazuje się nagle cudna dziewica. Bolesław myślał, ze „jakiś płacz idzie bezbronny.” Oczy czarne błyszczały jak zorze; z nich szły „niby błędne, rozpalające ducha promienie.“ Na ustach koral „z najświeższych szkarłatów;“ na licu bladość, „która mówi: więdnę, chcąc być na słońcu a ukryta w cieniu.“ Włos brunatno złoty, na samém czole „własném zwity pętem“ błyszczał „jak gwiazdą jednym dyamentem. W uszach pierścienie; szaty królewskie. W ręku niosła dwa „wianki kwiatowe,“ z których jeden był naturalny a drugi „sama składała ręką,“ bo „tchnienie dziewicze“ pomogło jéj w otwieraniu „serc schowanych w purpurze“ i w złoceniu oblicza liliom białym. Stanęła przed królem i tak przemówiła:

Mieszczanka jestem, z kupca urodzona;
Miasto wie cale, żem prawie szalona,
Bom jest odważną na nieznane czyny.

Zadaje Bolesławowi zagadkę Salomonową: który wieniec ona zrobiła, a który uwity został z kwiatów naturalnych. „Wstyd rozczerwienił ciemną twarz“ króla; musiał szukać ratunku w pszczołach, które rojem obsiadły wieniec, zrodzony przez kurhany. Krystyna, opadnięta, przestraszona, biegła na króla „w pszczołach, niby w gwiazdach.“ On wziął ją z powietrza na swoje łono „jak ogień“ i chwilę czuł, jak jéj przestrach mrozi go — a „miłość płonie.“ Nagle odrzucił „tę mieszczkę“ od łona jak węża i z krwią, błyskawicą w oku krzyknął: by jéj znaleziono męża a dano posag; ojcu odrzucił ją omdlałą i rzekł:

Nie kupcz mi ciałem jasném téj dziewczyny,
Bo aniołowie ci zapłacą piekłem!...

Krystyna poszła za mąż; ale nie porzuciła myśli o królu, który napróżno chciał żądzę natrętną a piekącą odegnać sumieniem i drwinami... Wśród nocnéj włóczęgi, szukającego zapomnienia i spokoju dolatuje głos „dziwnie gorący i młody." Był-to głos Krystyny.

O przyjdź — śpiewała — bo gołębi stadem
Wysyłam na wsze wiatry ognie moje.
O przyjdź — z kwiatami czekam, z winogradem:
Na łonie białém złożę i upoję!
O przyjdź! — miesiąca i złodzieja śladem,
A otwórz cicho, jak anioł, podwoje.
............
Gwiazdy zliczyłam idące na niebie
A ciebie niema, mój piękny i młody....
O przyjdź! w płomieniach cała czekam ciebie!...
Jestem pierzchliwa, jako młode źrebię;
Jestem jak jagnię najsmaczniejsze z trzody;
Jak gołębica jestem nieobronna,
A jestem jak kwiat rajski cała wonna.
 
Nie znajdziesz, czegom nie obiecywała;
Lecz obiecuję, czego dusza pragnie.
Przyjdź! a lichtarze złociste zapalę,
Zakadzę drogim wonnym cynamonem
A jeszcze jaśniéj przez mych ust korale
I jeszcze śnieżniéj zabłysnę ci łonem...
Cicho jak ogień szeptaj — bo mię strzegą....[1]

Kłamstwo było w pieśni, ogniem i burzą wewnętrzną przepełnionéj, gdyż „nieszczerze jak owca i kwiat wabiła pasterza.” Lecz pomimo to „dusza” króla „wleciała w ogród zamknięty na małżeńskiéj skale”. Jakoż „babilońska królowa,“ okradłszy małżonka z klejnotów (przypominamy sobie Kupca Weneckiego), schroniła się w ręce Bolesława. Wyszła z okna „w miesięczną osrebrzynę“ i prawie stanęła na dachu, rumieniąc dachówki „światłami“ swych oczu: „nogę stawiała na blaszanych smokach, jak duch na srebrnych widmach i obłokach...“
Z zakresu miłości czysto-zmysłowéj jest to może najgorętszy obraz, jaki w poezyi naszéj oryginalnéj wykazaćby się dało. Niczego tu nie brakuje: ani powabów ciała, ani wonnéj, upajającéj atmosfery; ani głosu syreny; ani pociągającéj ponęty zakazanego owocu... Ogród zamknięty „na małżeńskiéj skale“ został otwarty; wkradł się złodziéj, który pozrywa wszystkie jabłuszka... Płomienie otaczają nas zewsząd; jesteśmy nad wulkaniczną przepaścią, wpadamy w nią. Nic już nie zdoła okiełznać zmysłów potęgi!...
Poznajemy w tém Słowackiego. Kocha się w ostatecznościach. Z fantastycznego idealizmu przerzuca się odrazu, bez przejścia, w krańcową zmysłowość. Nie zna stopniowania. Bolesław przeklina wprawdzie swe zaślepienie; ale go nie żałuje, bo oprzeć mu się nie potrafi. Jak elektrycznym strumieniem — związani, skrępowani jesteśmy płomiennym kolorytem poetycznego malowidła: zostajemy pod zaklęciem czaru, jak owo skamieniałe państwo Popiela... Potrzeba nam głosu „globowego anioła,“ ażeby w nas równowagę uczuć przywrócił. Tym aniołem będzie budząca się w nas świadomość, że rozkiełznane podrażnienie zmysłów nie może być ideałem szczęścia na ziemi; że wymagania ducha są równie silne jak popędy ciała...


∗                ∗
Opisaliśmy lub wyliczyliśmy 30 postaci kobiecych i wiemy, że spis nie jest jeszcze zupełny. Są w utworach Słowackiego urywki, które przy bliższéj i szczegółowszéj rozwadze mogłyby się stać jakąś małą ale świetną cząstką ogólnéj całości. Słowacki był płodnym; kreacye jego atoli mają w sobie pewną monotonią. Ogólnie biorąc, jest on poetą fantastycznéj strony w naturze kobiecéj. Tę cechę wspólną z różnemi odcieniami: smutku, melancholii, zbrodni, sentymentalizmu, chorobliwości, obłąkania — noszą na sobie: Kseni, Eloe, Aldona, Rogneda, Marya, Laura, Anna, Beatryks, Balladyna, Alina, Lilla Weneda, obie Amelie, obie Salomeje, Judyta, Idalia, Dafnicka Sybilla, Księżniczka, Pycha, wreszcie Goplana. W szczegółach są to natury różne; zarówno w stopniu natężenia namiętności, jak i w stopniu szlachetności lub nikczemności dopełnianych przez nie czynów; — w zasadzie, w sposobie przejawiania się, w tle ogólném są jedne i te same. Najważniejszym czynnikiem w ich duszy, skłaniającym do czynów, barwiącym uczucia, nasuwającym myśli, jest fantazya; w niéj się one kąpią jak świetlane rusałki lub w płomieniach goreją jak eumenidy. W niektórych wydostają się na wierzch jeszcze inne czynniki i te właśnie starałem się scharakteryzować przy rozbiorze pojedyńczych postaci. Skutkiem takiéj organizacyi wewnętrznéj w uczuciach ich panuje rozstrój, smutek, boleść albo namiętna żądza czegobądź: władzy, miłości, zadawania męczarni i t. p.; rozłamane na kawałki, nigdy harmonii w sobie znaleść nie mogą i giną nieszczęśliwe lub się niszczą powolném cierpieniem. Panując w krainie duchów, z rzeczywistością nie mogą sobie dać rady: ulegają jéj nieubłaganym prawom, pomimo szalonego niekiedy oporu. Są-to cudne, chociaż trujące czasami kwiaty, połamane nagłym natury gniewem... Wpatrując się w nie, marzymy nieustannie, mało kiedy zastanawiamy się. Porywają nas, zachwycają, przejmują zapałem, unoszą w sfery niedościgłe... Wróciwszy na ziemię, przypominamy je sobie jak sen ze wszystkiemi odcieniami jego charakterystyki w różnych życia chwilach: zmęczeniem, urokiem, uśmiechem, łzą, przekleństwem... Poeta dokonał swego zamiaru: wzruszył nas, rozerwał, nie mogąc przekonać...

Takich samych doznajemy wrażeń, odczytując ustępy przepełnione zmysłowością: Violetta, Grafini, Hudyma, Krystyna, jedne mniéj drugie więcéj rozpłomieniają wyobraźnię, rozbudzają namiętne pragnienia, przykuwają nas do siebie — na chwilę. Są-to piękne ciała. Bachanckim uśmiechem, filuterną chmurą na czole wabią ku sobie, lub téż krwawém spojrzeniem, w którém jednakże domyślać się każą ognia rozkoszy, sztyletują śmiałków sposobem teatralnym, nie odbierając nadziei życia i użycia... Przedstawiają się one albo jak pozbawione zupełnie wpływu cywilizacyi, albo téż zepsute jéj rozkładowemi pierwiastkami. Zdrowego życia zmysłowego i duchowego trudno się w nich dopatrzyć.
To ostatnie znajdujemy w Anieli i w Dyanie. W nich poeta ukazał walkę miłości, poświęcenia z własną godnością kobiecą. Natury stworzone do szczęścia, do spełnienia wielkich zadań społecznych, mające bogaty zasób wszystkich przymiotów, jakie ku temu celowi prowadzą, trzeźwo oceniające skalę sił swoich rzucone są w wir życia, w chaos uczuć. Potrzeba kochania przemawia do ich serc naglącym rozkazem; są jéj posłuszne. Dla miłości poświęcają wiele: kochają całą pełnią uczucia, całą energią duszy zdrowéj i silnéj; ale nie mogą przenieść spokojnie podeptania swych pragnień najszlachetniejszych; i jeżeli nie czynem, to słowem energiczném, palącém, potrafią śmiało stanąć w ich obronie. Kochać umieją, poświęcić się mogą; ubliżyć sobie nie pozwolą. Wysoko podniosą głowę nawet wtedy, kiedy osamotnione zostaną; we własnéj piersi zaczerpną siłę do zwalczenia głupiéj zarozumiałości nikczemnego tchórzostwa. Dla nich życie nie będzie zapewne ogrodem pełnym pachnących róż i fiołków; kolcami nieraz sobie ręce i stopy rozkrwawią; ale — nie upadną Ten jest wielki, kto bez obcéj pomocy, jeżeli nie szczęście własne, to szlachetne dążenie do urzeczywistnienia pewnych idei w życiu przeprowadzić zdoła. Ten jest wielki, co gardząc podłością ludzką, jaką na drodze życia napotyka, własnéj sile zaufa...
Odosobnione stoją takie postaci jak Syberyna — dziecko lodów, i Agnieszka — dziecko małomiejskiego partykularza. Są to istoty wchodzące dopiero w życie; widzimy je tylko na chwilę; zaledwie im się jedynie przyjrzeć mogliśmy i najwydatniejsze cechy tych drobnych kwiateczków zauważyć. Uśmiechem je witamy i uśmiechem żegnamy... Życzliwość zaiste dobrego dla ludzi usposobienia towarzyszyć im może.
Wreszcie pięknie narysowana postać Wdowy zasługuje na wyróżnienie swoją naturalnością, swoją prostotą w poświęceniu, swoją potęgą miłości macierzyńskiéj.
Jak widzimy, większość kreacyj poetycznych Słowackiego przedstawia się albo ułamkowo albo jednostronnie. Stwarzał cudne obrazy, zachwycał pysznemi barwami, zdumiewał językiem, co „lśni jak mozajka, śpiewa jak słowiki,” językiem, któremu równego niema w naszéj literaturze, przed którym Mickiewicz musi uchylić czoła; przykuwał niekiedy naszę uwagę piastycznemi posągami swych postaci; — słowem posiadał wszystkie zalety, jakie wielkich poetów charakteryzują. Brakowało mu jednego: wykończenia i harmonii z samym z sobą. Stąd tyle dysonansów, tyle niewymotywowanych skarg, tyle szyderstwa, tyle przekleństw na jednostki, na kraj, na ludzkość całą. Jako wymowny wyraz zawodów, boleści, rozpaczy, szarpiących łono mas licznych, — pozostanie Słowacki wielkim i lubionym. Zapominamy o szczegółowych powodach, jakie poetę do zrozpaczenia lub do mistycznéj wiary doprowadziły; patrzymy jedynie w serce własne, w serce ogółu; a znalazłszy tam mnóstwo istotnych przyczyn smutku, uwielbiamy tego, co słowem potężném, grzmiącém jak huk piorunu lub łagodném jak szmer liści potrafił objawy owego smutku wyśpiewać.
Obok jednakże takiego warunkowego uznania, nie możemy zapomnieć, że poeta nasz próbował również zarysować ideał dziewicy, jako przyszłéj obywatelki. Myśl ta, jakkolwiek w wykonaniu nie przeszła granic szkicu, zasługuje na podniesienie, wzbudza szczerą sympatyą, pokazując w poecie chęć wpływu w kierunku nie już czysto-artystycznym, ale i społecznym. Budzenie samowiedzy w społeczeństwie, choćby się miało „do wnętrza trzew sięgnąć” i krwi serdecznéj utoczyć, będzie jednym z najważniejszych, chociaż czasami najboleśniejszych obowiązków, jakie utalentowana jednostka, wchodząc w życie, względem innych zaciąga. Nie powiadam, żeby Słowacki przeprowadzał podobne myśli zawsze i wszędzie; fantazya zanadto go unosiła i wywodziła na szlaki wymarzone, na których nie mógł się spotkać z poważnemi obowiązkami; — ale zwracam tylko uwagę jego nieprzyjaciół, że myśli te nie były mu obce!.. Oceniając poetę i jego utwory, wszystkie zalety (jak i wady) uprzytomnić sobie wypada...





  1. Wyrażenia i nastrój pieśni żywo przypominają „Pieśń nad pieśniami" (Szir Haszirim).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Piotr Chmielowski.