[159]KONWÓJ NA SYBIR.
Smętny, łzami zalany,
A w strój czarny odziany
U rogatki lud biedny się roi;
A tam w polne obszary
Legi tłum Dońcow bez miary:
Sto kibitek w pośrodku nich stoi!
Co nie padło w walk błysku,
Lub szubienic uścisku;
Co nie kryje fortuny mogiła —
Wróg, spełniając czyn kata,
Kajdanami oplata
I w pustynie Sybiru wysyła.
Na kibitkach rój wiary,
Wielki postrach na Cary,
Smętno patrzy za Wisłą do miasta;
A tu Dońców gromada
«W pochód» — na koń już siada
I spis tysiąc ku niebu wyrasta.
[160]
«Żegnaj Polsko — rodzino —
Czy też kiedy, przeminą
Te dni holów i męczarń tak wieku!
Czy powrócim do chatek,
W uścisk ojców, sióstr, matek —
Czy odżyjem w powitań weselu?“
A tłum, łzami zalany,
Bierze więźniów kajdany,
Do ust ciśnie, i żegna rodaków —
A czasem w nim tak jękło,
Jakby serce gdzie pękło,
Że aż wzrusza w pół-dzikich kozaków.
Jeden tylko z gromady,
Prawie dziki i blady,
Sam w kibitce — bo nikt o’ń nie pytał.
Rzucił łzawy wzrok w tłumy,
I znów pełen zadumy,
W jasny błękit się nieba zaczytał.
«Kto pożegna, uściśnie,
I łzą żalu zabłyśnie,
Gdy sierota, sam jeden na świecie?
[161]
Kto tam westchnie, kto za mnie?
Ej! — wyszeptał — nie dla mnie
Łezka żalu, to bujne serc kwiecie!»
A wtem z tłumu powodzi
Dziewczę jakieś wychodzi,
W cudnych licach tęsknoty znać piętno;
Mały krzyżyk w dłoń wzięła,
U kibitki stanęła
I spogląda na więźnia twarz smętną.
«Pan sam jeden? — Nie znana,
Lecz jak siostra ja Pana
Żegnam w imię ojczyzny — rodziny —
Weź ten krzyżyk dla siebie!
Będzie wsparcie w potrzebie;
On mi został po matce jedynej.
«Weź» — i modli spojrzeniem,
Więzień przyjął ze drżeniem
Ten krzyżyk i zawiesza na szyję —
Chciał coś rzec — lecz kozaki
Krążą w koło jak ptaki —
Darmo — chwila rozdziału już bije!
[162]
Potem koła sztuknęły,
Dońce drogą pomknęły:
Sto kibitek pośród nich — i dalej!
W Sybir, w Sybir wygnańce!
Het na świata tam krańce,
Pod katorchę i knuty Moskali!
A tłum patrzał w ich ślady,
Cichy, smętny i blady —
Tylko dłonie z wściekłością zaciska —
A śród niego nieznane
Stoi dziewczę spłakane —
Z oczek łeska spółczucia mu tryska!
W kwartał potem w Warszawie,
Na wysokiej podstawie
Szubienica wyciąga ramiona —
W kół rój carskich siepaczy
I lud pełen rozpaczy —
A na krzyżu męczennik już kona!
Zbiegł z sybirskiej ziemicy,
I znów ostrzem szablicy
Słał trupów moskiewskich tam krocie.
[163]
Aż go znowu pojmano,
W białą szatę odziano,
I wieszają na polskiej Golgocie.
Lud poklęknął, i smutny,
Patrząc na czyn okrutny,
Z boleści a rozpaczy obmiera —
A śród niego nieznane
Stoi dziewczę spłakane
W męczennika twarz bladą spoziera —
«To on» szepce «poznaję —
Już pod stryczkiem — już staje —
Ten sam krzyżyk na piersiach — twarz bldablada —
Ten sam uśmiech tęsknoty
I włos jano-jasno-bląd, złoty —
Już w powietrzu! ach Boże — już spada!»
I umilkła — a dłonie
Skrzyżowała na łonie,
Cisną serce — snąć aby nie pękło!
Jako ptaszę lasowe —
Wtył schyliła swą głowę,
Tylko w piersi coś strasznie zajękło —
[164]
I umilkła — a oczy —
Jak gdy lampa roztoczy.
Nim zagaśnie — promienie jaskrawsze —
Zajaśniały w świat! zdroje;
I tych cudnych ócz dwoje
Jako lampa zagasły na zawsze!
A pytania w kół płyną,
«Kto tą zmarłą dziewczyną?»
I rozliczne wnet krążą powieści —
Różne zdania po tłumie —
Kto tam zgadnie, zrozumie —
Czy kochała? Czy jak Polka — z boleści! —
Feliks Kozłowski.