Kordecki (Kraszewski, 1852)/Tom piérwszy/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kordecki |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Wydawca | Józef Zawadzki |
Data wyd. | 1852 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom piérwszy Cały tekst |
Indeks stron |
Tegoż dnia spotkał oddział szwedzki poseł, od Stanisława Warszyckiego kasztelana Krakowskiego, niegdyś dobrze znajomego Wejhardowi, ale dziś w przeciwnym stojącego obozie, z listem do niego wyprawiony.
Zakonnicy błagali Kasztelana o opiekę, a Warszycki postanowił sprobować wszelkich środków i prośbami usiłował zmiękczyć Czecha katolika aby nie napadał Częstochowéj i myśl jéj szwedom odradził.
Wejhard odebrał pismo i przeczytał je z miną zwyciężcy; prośba ta świadczyła o przestrachu jaki rozsiewał, uśmiechnął się połechtany nią, ale się razem do zemsty rozżarzył. Posłańcem był jeden z xięży Paulinów, Hjacynt Rudnicki, profess, młody człowiek wielkiego zapału i gorliwości, na którego twarzy malowała się niezachwiana ufność w Bogu i odwaga niezłomna. Wrzeszczewic spójrzał nań tylko i pogardliwie odparł:
— Powiedzcie Kasztelanowi, niech rusza, jeśli mu się podoba, na odsiecz świętemu miejscu przez nabożeństwo, bo wojsko królewskie nadciąga, i burzy którąście na głowy wasze naprowadzili sami, nic teraz odwrócić nie może...
Chciał cóś mówić Rudnicki, ale Wejhard odwrócił się od niego.
Miał i drugie pismo od zakonników do Sadowskiego Rudnicki, bo znano go ze ślachetniejszego charakteru, i choć był luteranin, nie wahali się Paulini prosić go o radę i opiekę.
Zakonnik wypatrzył chwilę, gdy półkownik Sadowski był sam jeden, i podkradł się ku niemu z pismem Przeora.
Zmarszczył się Czech, rozpieczętowując list, przeczytał z uwagą i po chwili milczenia — rzekł do oczekującego professa:
— Niema żadnéj rady, któraby od was wojsko już przeciw Częstochowie odwróciła i musicie się poddać; poddała się cała Polska. Jedno tylko, żeby waszą ufność zawdzięczyć, powiem wam. Opierajcie się jak możecie, nie drażniąc nieprzyjaciela zuchwalstwem, traktujcie a traktujcie zwlekając, podawajcie coraz nowe warunki, wymyślajcie sobie powody przeciągnienia i starajcie tymczasem wyforsować jak najdogodniejsze artykuły.
To powiedziawszy Sadowski pożegnał żywo Rudnickiego, który śpiesznie odszedł.
List Paulinów tyle tylko sprawił, że Sadowski w ciągu drogi, usiłował wszelkiemi sposoby zrazić Millera od przedsięwziętego zdobywania Częstochowéj, obawiając się gwałtownego charakteru jego, w razie zdobycia. Ile razy Miller zahartowany do niewczasu, ale lubiący wygodki, klął słotę i zimno, Sadowski wpół żartem, wpół serjo, radził mu się wrócić, obiecując sam z X. Hesskim i Wejhardem, dobyć tego, jak oni zwali, kurnika.
— Wielka ci sława przyjdzie z tego, panie generale! powtarzał Millerowi, jeśli dobędziesz klasztoru i zwyciężysz mnichów, a cóż za wstyd okrutny, jeśli ci się niedadzą!
— Jakto być może! krzyczał w passyi generał — ja zniszczę ich ze szczętem... kamień nie zostanie na kamieniu...
Wejhard przeciwnie, podbudzał Millera i łatwém malował mu zdobycie, a z Sadowskim spierał się do zniecierpliwienia: ale jako człowiek przedewszystkiém dbający o okazanie dobrego wychowania, i jak to wówczas zwano polityk, nawet gniew okazywał tylko grzecznem choć bolesném szyderstwem.
Wysłani na wszystkie strony w pogoń żołnierze, za panem Lassotą popowracali z uwiadomieniem, że ślachcic ku Częstochowie się wykradł, ale tak jechał pośpiesznie, mając kilkanaście godzin przed niemi, że go dopędzić i schwytać nie było sposobu.
Wojsko szwedzkie połączone z oddziałem xięcia Hesskiego, powolnie posuwało się ku Częstochowie.