Król Henryk V (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt I

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Henryk V
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom II
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KRÓL HENRYK V.

AKT PIERWSZY.
(Wchodzi Chór).

Chór.  Kto mi ognistą muzę da, bym wzleciał
Do empirejskiej wyżyny twórczości!
Aktorów książąt, królestwo na teatr,
Królów na widzów bohaterskiej sceny!
Król Henryk wtedy w swej własnej postaci,
Jak Marsby stanął, przy jegoby stopach
Trzy psy na sforze: głód, miecz i pożoga
Czołgiem na jego czekały rozkazy.
Przebaczcie teraz, dostojni słuchacze,
Jeśli zuchwały ale płytki dowcip
Śmie wam przed oczy przedmiot wielkiej treści
Na tak nikczemnem stawić rusztowaniu.
Jakże ten kurnik potrafi pomieścić
Szerokie łany królestwa Francuzów?
To O drewniane byłoby za ciasne[1]
Na same hełmy, które swych piór szumem
Rzuciły postrach na pola Agincourt.
Przebaczcie jednak, bo gdy krzywy znaczek
Na małym świstku, może milion znaczyć,
Niech i my, zero w tym wielkim rachunku,
Wzniesiem się waszej siłą wyobraźni.
Przypuśćcie, że w tym ciasnych murów pasie
Dwa się potężne zmieściły królestwa,

Których dwa czoła dumne i zuchwałe
Rozdziela tylko wązki morza rękaw.
Wy brak zastąpcie myśli waszych siłą,
Jednego męża podzielcie na tysiąc,
I dajcie życie wojskom urojonym.
Gdy wspomnę konie, patrzcie okiem myśli
Na ich kopyta ziemię orające,
Bo wasza tylko może wyobraźnia
Królów tych ubrać, lotem ich przenosić,
Szerokie lądy i czas przeskakiwać,
Lat długich sprawy w godzinie pomieścić.
Ja, Chór, przy chętnej woli waszej łasce
Wypełnię wszystkie historyi tej przerwy.
Teraz, jak Prolog, kończę moje słowo:
Nie sądźcie sztuki naszej zbyt surowo.

SCENA I.
Londyn. Przedpokój w pałacu królewskim.
(Wchodzą: arcybiskup Canterbury i biskup Ely).

Canterb.  Czy wiesz, milordzie, że znowu bil wnoszą,
Co w jedynastym roku panowania
Zeszłego króla, Henryka czwartego,
Byłby przyjęty w izbach parlamentu,
Gdyby go czasów burzliwych wypadki
Nie wymazały z myśli i pamięci?
Ely.  Ale jak opór możemy mu stawić?
Canterb.  Trzeba pomyśleć. Jeśli bil ten przejdzie,
Lepszą połowę naszych włości stracim,
Bo nam zabierze wszystkie posiadłości,
Które pobożni w upłynionych latach
Na rzecz kościoła dali testamentem.
Bil, naszym kosztem, dla króla honoru,
Piętnastu hrabiów każe utrzymywać,
Rycerzy tysiąc pięćset, sześć tysięcy
I dwieście giermków dobrze uzbrojonych;
Na utrzymanie starców i ubogich

Niezdolnych pracą własnych rąk się żywić,
Sto nam szpitalów zaleca opatrzyć;
A do królewskiej corocznie skarbony
Wnieść funtów tysiąc: taka jest treść bilu.
Ely.  Toby nasz puhar do dna wychyliło.
Canterb.  A razem z winem połknęło i puhar.
Ely.  Lecz jaka rada?
Canterb.  Nasz król jest pobożny.
Ely.  I pełny względów dla matki Kościoła.
Canterb.  Inaczej młodość jego nam wróżyła.
Lecz ledwo ojciec jego ducha oddał,
Razem i księcia umarła rozpusta.
Bo od tej chwili, jak niebieski anioł,
Do jego duszy zstąpiła roztropność,
Zatarła ślady grzesznego Adama,
Osobę jego na raj przemieniła,
Niebieskich duchów szczęśliwą siedzibę.
Nigdy się mędrcem nikt tak prędko nie stał;
Nigdy poprawy potok szybszym prądem
Młodości błędów w swej nie uniósł fali;
Nigdy ze smoczą głową zatwardziałość
Swojego tronu prędzej nie straciła,
Jak w naszym królu.
Ely.  Błoga nam przemiana.
Canterb.  Teologicznych rozpraw jego słuchaj,
A zadziwiony w sercubyś twem pragnął,
Żeby monarcha nasz prałatem został;
Słuchaj, jak radzi o publicznej sprawie,
Powiesz, że o niej tylko ciągle myślał;
To znów, gdy wojnę za swój przedmiot weźmie,
Wojenną wrzawę usłyszysz w muzyce;
O polityce jak chcesz go zagadnij,
On ci gordyjski węzeł jej rozwiąże
Jak swą podwiązkę; gdy otworzy usta,
Rozpustny wietrzyk swój lot zatrzymuje,
A niemy podziw w ludzkich siada uszach,
Aby łakomo słów jego pił miody.
Praktyka tylko z doświadczeniem życia

Takiej nauczyć mogła go teoryi.
Pytam zdziwiony, gdzie naukę czerpał,
Gdy w bałamuctwie młode strwonił lata;
W gronie prostaczem, niećwiczonem, płytkiem,
Za bankietami i zabawą gonił;
Nikt go nie widział, w samotnem ustroniu,
Zdala od tłumów pospolitej rzeszy,
Poświęconego książkom i nauce.
Ely.  Wonna poziomka pod pokrzywą rośnie;
Najlepszy owoc dojrzewa najlepiej
W sąsiedztwie roślin podlejszej natury;
Tak i nasz książę swoje rozmyślania
Przykrył zasłoną szalonej rozpusty,
A rozum jego, jako trawa letnia,
Rósł niewidomy śród nocy najrychlej,
Wewnętrznej siły tajemną potęgą.
Canterb.  Tak być musiało, bo dziś cudów niema;
Musim w naturze tłómaczenia szukać
Zjawisk natury.
Ely.  Lecz, dobry milordzie,
Jakby złagodzić ten bil przez gmin izbę
Forytowany? Czy król mu przychylny?
Canterb.  Król zda się sprawie tej być obojętnym,
Na naszą raczej przechylać się stronę,
Niż przeciwników naszych plan popierać.
Gdyż przedstawienia pewne poczyniłem
Królewskiej mości co do konwokacyi
Naszych duchownych i spraw dzisiaj ważnych,
Którem obszernie skreślił, względem Francyi.
Wnieść obiecałem do króla skarbony
Subsydium większe niźli kiedykolwiek
Poprzednim królom dało duchowieństwo.
Ely.  Jakże ofiarę zdawał się przyjmować?
Canterb.  Bardzo łaskawie; lecz brakło mu czasu
Z bacznością, jakiej znaki w nim widziałem,
Słuchać jasnego praw jego wykładu
Do księstw niektórych i do Francyi całej,
Spadłych na niego po dziadku Edwardzie.

Ely.  Jakie przeszkody wykład ten przerwały?
Canterb.  O posłuchanie wówczas właśnie prosił
Francuski poseł, a jak mi się zdaje,
Już wyznaczona nadchodzi godzina.
Czy biła czwarta?
Ely.  Przed chwilą.
Canterb.  Więc idźmy
Tego poselstwa dowiedzieć się treści,
Choć ją, nim Francuz swe otworzy usta,
Mógłbym z domysłu bez trudności orzec.
Ely.  Idźmy; ciekawy jestem posłuchania.

(Wychodzą).
SCENA II.
Londyn. Tronowa sala w zamku królewskim.
(Wchodzą: król Henryk, Gloucester, Bedford, Exeter, Warwick, Westmoreland, służba).

Król Henr.  Gdzie jest dostojny milord Canterbury?
Exeter.  Niema go tutaj.
Król Henr.  Poślij poń, mój stryju.
Westmor.  Czy francuskiego posła mam wprowadzić?
Król Henr.  Jeszcze nie; nim mu damy posłuchanie,
Pragniemy pewne trudności rozwiązać,
Co nas kłopoczą względem nas a Francyi.

(Wchodzą: arcybiskup Canterbury i biskup Ely).

Canterb.  Niech Bóg i jego aniołów zastępy
Twojego strzegą tronu, panie, długo
Ozdobą tronu tego cię zostawią!
Król Henr.  Dzięki wam. — Teraz uczony milordzie
Rzecz prowadź dalej; wyłóż nam sumiennie
I sprawiedliwie, czy prawo Salickie
W francuskich ziemiach obowiązujące,
Mym wymaganiom szkodzi lub pomaga.
Uchowaj Boże, drogi, wierny lordzie,
Byś miał fałszować sąd twój, lub nakręcać,
Albo sumienie twe obarczać grzechem

Na podrobionym fundując tytule
Prawa, niezgodne z czystą, świętą prawdą.
Bo Bóg wie jeden, ilu dzielnych mężów
Krew swą przeleje w obronie zamiarów
Dziś przez wielebność waszą mi natchniętych.
Dobrze się namyśl, zanim nam poradzisz
Miecz wojny zbudzić w pochwie naszej śpiący.
W imię cię Boga zaklinam, bądź baczny!
Bo nigdy dwa tak potężne królestwa
Bez krwi potoków nie starły się w boju;
Każda jej kropla niewinnie wylana,
To jęk o pomstę do nieba krzyczący
Na grzesznym sprawcy, który miecz zaostrzył,
Śmierć śród znikomej siejący ludzkości.
Mów teraz, lordzie, pod takiem zaklęciem,
A ja cię słucham, bo w mem sercu wierzę,
Że słowa twoje w twojem są sumieniu
Jak grzech obmyte w świętego chrztu wodzie.
Canterb.  Więc słuchaj, królu, słuchajcie panowie,
Których poświęcić życie powinnością
Na tronu służbę. Prawom twym do Francyi
Ten jeden tylko zarzut jest zaporą,
Który wywodzą z czasów Faramonda:
„In terram Salicam mulieres ne succedant“,
„Ziem nie dziedziczy Salickich niewiasta“.
Francuzi błędnie tłómaczą, że Francya
Salicką ziemią, że Faramond twórcą
Prawa niewiasty usuwającego
Od wszelkiej ziemi. Właśni ich pisarze
Dowodzą jednak, że Salicka ziemia
Pomiędzy Salą a Elbą jest w Niemczech.
Tam Karol Wielki, pobiwszy Saksonów,
Zostawił część swych Franków na osadę;
Ci, przez pogardę dla germańskich niewiast,
Wskutek nieskromnych u nich obyczajów,
To utwierdzili prawo, że niewiasta
Salickiej ziemi nie może dziedziczyć.
Więc, jak mówiłem, ta Salicka ziemia

Pomiędzy Salą a Elbą leżąca
Po dziś dzień w Niemczech Miśnią się nazywa.
Stąd dowód jasny, że Salickie prawo
Nie dla królestwa Franków napisane.
Francuz Salickiej ziemi nie posiadał,
Jak lat czterysta dwadzieścia i jeden
Po śmierci tego króla Faramonda,
Którego błędnie twórcą prawa mienią;
Faramond bowiem umarł w czterechsetnym
Dwudziestym szóstym roku odkupienia,
A Karol Wielki podbił Saksończyków
I swoich Franków nad Salą posadził
Dopiero w roku osiemsetnym piątym.
Prócz tego, świadczą pisarze francuscy,
Że Pipin, który złożył Childeryka,
Fundował prawa swoje do korony
Jako potomek i dziedzic Blithildy,
A córki króla Franków Klotaryusza
I Hugo Capet, który tron przywłaszczył
Z krzywdą Karola, księcia Lotaryngii,
A jedynego po mieczu następcy
Z rodu cesarza Karola Wielkiego,
By swym tytułom prawne dać pozory,
(Bo rzeczywiście czcze były i puste)
Głosił się księżny Lingary dziedzicem,
Której był ojcem Karloman, a dziadem
Był cesarz Ludwik, a nakoniec Ludwik
Był jednym z synów Karola Wielkiego.
Z tych samych przyczyn, król Ludwik dziesiąty,
Chociaż jedyny, chociaż prawy dziedzic
Przywłaszczyciela Hugona Capeta,
Póty z spokojnem nie nosił sumieniem
Korony Franków, dopóki nie sprawdził,
Że jego babka, piękna Izabella,
Szła w prostej linii z księżny Irmengardy,
Córki Karola, księcia Lotaryngii,
Wzwyż wspomionego; ta przez swe małżeństwo
Znów połączyła z francuską koroną

Ród niewygasły Karola Wielkiego.
Jest więc rzecz jasna jako słońce w lecie,
Że tytuł królów Pipina, Capeta,
Uspokojone skrupuły Ludwika,
Były na prawach kobiet fundowane,
Jak wszystkich królów francuskich do dzisiaj,
Którzy chcą teraz tem Salickiem prawem
Waszej królewskiej mości praw zaprzeczyć
Odziedziczonych w spadku po kobietach.
Wolą w sprzecznościach bez końca się wikłać,
Niż prawnie dowieść swych praw przywłaszczonych
Na tobie, królu i na twoich przodkach.
Król Henr.  Mogęż praw moich bez grzechu dochodzić?
Canterb.  Niech grzech ten, panie, na głowę mą spadnie!
Bo napisane jest w księdze Numeri:
Jeśli syn umrze, niech córka dziedziczy.
O twoją własność upomnij się, królu,
Krwawą chorągiew na wojsk rozwiń czele,
Wywołaj pamięć przodków twych potężnych,
Idź do grobowca twojego pradziada,
Po którym spadło na ciebie dziedzictwo,
Weź w pomoc duszę jego bohaterską,
I duszę twego prastryja Edwarda,
Czarnego księcia, co na Franków ziemi
Roztrącił wszystkie zastępy Francuzów,
Gdy rodzic jego potężny, z pagórka
Patrzył z uśmiechem, jak lwię jego młode
We krwi francuskiej szlachty się kąpało.
Szlachetny rodzie angielski, coś gromił
Twych sił połową całej Francyi dumę,
Gdy druga stała śmiejąc się, bezczynnie,
I obojętnie patrząc na bój krwawy!
Ely.  Wywołaj pamięć tych dzielnych umarłych,
Czyny ich odnów dłonią twą potężną!
Jako ich dziedzic siedzisz na ich tronie;
Krew i odwaga, którą zasłynęli,
W twych płynie żyłach; mój pan wszechpotężny
Jest w swej młodości majowym poranku,

I do rycerskich przedsięwzięć dojrzały.
Exeter.  Wszyscy królowie ziemi, bracia twoi,
Dnia wyglądają, w którym się podniesiesz
Jak lwy krwi twojej, twoi poprzednicy.
Westmor.  Bo wiedzą, że masz prawo, środki, siłę;
I masz je; żaden nie miał król angielski
Bogatszej szlachty, wierniejszego ludu;
Serca ich, tutaj zostawiwszy ciała,
Tam na francuskich polach obozują.
Canterb.  Drogi nasz królu, prowadź tam i ciało,
By krew, miecz, ogień, dały ci, co twoje,
By dobrą sprawę poprzeć, duchowieństwo
Złoży w twe ręce, królu, taką sumę,
Jakiej żadnemu z twoich poprzedników
Nie dało jeszcze nigdy na raz jeden.
Król Henr.  Nie dość się zbroić na francuską wojnę,
Musim i w domu zostawić załogę
Naprzeciw Szkotom, którym się nadarza
Nowych zagonów pomyślna sposobność.
Canterb.  Ludność na kresach, królu mój i panie,
Dość silnym murem dla naszej jest ziemi
Przeciw rabusiom północnej granicy.
Król Henr.  Nie myślę tylko o samych opryszkach,
Lecz się obawiam całej armii Szkotów,
Naszych sąsiadów zawsze niebezpiecznych.
Możecie czytać, że nigdy mój pradziad
Nie ruszył z wojskiem na francuską ziemię,
Żeby na jego bezbronne królestwo
Szkot się nie wylał, jak przez grobli wyłom
Morska się fala całym leje pędem,
Po naszych łanach nie rozniósł pożogi,
Nie groził naszym miastom oblężeniem.
Anglia, z żołnierzy swych ogołocona,
Drżała na złego sąsiada zbliżenie.
Canterb.  Od krzywd zadanych większa była trwoga.
Bo oto przykład z jej dziejów wyjęty:
Gdy jej rycerstwo do Francyi ruszyło,
Gdy owdowiała po wszystkiej swej szlachcie,

Nietylko mogła swe obronić łany,
Lecz króla Szkotów wzięła w samołówkę,
Jak dzikie zwierzę, do Francyi wysłała,
Ażeby sławę Edwarda podwoić
Królewskim jeńcem, a nasze kroniki
Zbogacić skarbem, jako dno jest morskie
Bogate w łupy rozbitych okrętów.
Westmor.  Jest jednak stare prawdziwe przysłowie:
Chcesz Francyę pobić? Łatwiejsza robota
Zacząć od Szkota.
Gdy orzeł Anglia za łupem się uniósł,
Szkocka łasica do gniazda się skrada,
Królewskie jaja wysysa bezpiecznie,
Przykładem myszy, gdy się kot oddali,
Pustoszy więcej niźli połknąć może.
Exeter.  Stąd wniosek: w domu kot powinien zostać.
Nie jest to przecie niezbędna konieczność,
Boć mamy zamki na zamknięcie rzeczy,
A piękne łapki na małych złodziei.
Gdy zbrojne dłonie walczą zagranicą,
Mądra się głowa sama w domu broni,
Bo członki państwa, wielkie, średnie, małe,
Jak instrumenta jednego koncertu,
W jedną harmonię zlewają się razem.
Canterb.  Dlatego niebo człowieka organom
Porozdzielało różne powinności,
A wszystkich praca w ruchu nieustannym
Do wspólnej dąży mety — posłuszeństwa.
Podobnem prawem natury i pszczoły
Dają królestwom naukę porządku,
Bo mają króla i różne urzędy:
Te, niby sędzie, karbów strzegą w domu,
Tamte, jak kupcy, za domem handlują,
Inne, jak żołnierz, uzbrojone żądłem,
Szukają skarbów w pączkach aksamitnych,
Ciężkie zdobyczą, z wesołą muzyką,
Do cesarskiego niosą łup namiotu,
A cesarz, skrzętny w swoim majestacie,

Dogląda swoich brzęczących mularzy
Złote sklepienia w ulu budujących,
Poważnych mieszczan kształtujących miody,
Biednych tragarzy, cisnących się tłumnie
Do ciasnej bramy z kosztownym ładunkiem;
Tymczasem sędzia, z surowem spojrzeniem,
Z złowróżbym brzękiem, bladym każe katom
Na śmierć prowadzić tłum leniwych trutni.
Stąd ciągnę wniosek, że mnogie narzędzia,
Wszystkie mierzące do jednego celu,
Mogą odmienną dosięgnąć go drogą;
Jak strzały, w różnych puszczone kierunkach,
W punkt jeden biją; jak mnogie gościńce
W jednem się spólnie mieście spotykają;
Wszystkie promienie w jednym grzęzną środku;
Tak sił tysiące, różnie działających,
Jedyny mogą osięgnąć wypadek,
Nie szkodząc sobie odmiennem działaniem.
Więc, bez wahania, śpiesz do Francyi, królu,
Na cztery hufce podziel szczęsną Anglię,
Jeden z tych hufców weź z sobą do Francyi,
Na jego widok cała Galia zadrży.
Jeśli my w domu, z trzykroć większą siłą,
Nie potrafimy psa od drzwi odgonić,
To niech nas pożre, niech nasza ojczyzna
Utraci sławę męstwa i mądrości.
Król Henr.  Wprowadźcie teraz poselstwo Delfina.

(Wychodzi dworzanin; Król zasiada na tronie).

Pewni naszego, przy Bożej pomocy
I waszej, członki naszych sił szlachetne,
Lub naszą Francyę zmusim do pokory,
Lub nieposłuszną na proch roztrzaskamy;
Lub tron zasiądziem potężnej monarchii
I księstw jej równych potęgą królestwom,
Lub kości nasze w podłej złożym urnie,
Żadnym pomnikiem w grobie nieuczczone.
Lub czyny nasze rozgłoszą kroniki,
Lub nasz grobowiec, jak Turek niemowa.

Nie będzie w swoich ustach miał języka,
Ani napisu nawet woskowego.

(Wchodzą Ambasadorowie francuscy).

Jesteśmy teraz gotowi wysłuchać
Życzeń naszego kuzyna Delfina,
Bo jak nam mówią, nie w króla imieniu
Lecz w jego, wasze niesiecie poselstwo.
Ambasad.  Czy raczysz, królu, całą nam dać wolność
Do wysłowienia danych nam poruczeń,
Albo czy mamy z daleka napomknąć
Delfina myśli i poselstwo nasze?
Król Henr.  Nie jestem tyran lecz król chrześcijański;
Namiętność moja jest w mej woli więzach
Jak w mych więzieniach zamknięci nędzarze.
Więc mi bez żadnej objawcie ogródki
Delfina myśli.
Ambasad.  Oto treść ich, panie:
Twoje ostatnie do Francyi poselstwo,
Prawem wielkiego twego poprzednika,
Króla Edwarda trzeciego, żądało
Zwrotu księstw pewnych; za całą odpowiedź
Pan nasz polecił oświadczyć ci, królu,
Że zbytnio jeszcze zdradzasz swą młodzieńczość;
Więc przyjacielską daje ci przestrogę,
Że w całej Francyi niema piędzi ziemi,
Którąby można galiardą wyskakać.
Trudno tam, panie, księstwami się raczyć.
Jak stosowniejszy dar do twego smaku,
Tę beczkę skarbów za księstwa ci daje,
Którym uprasza, byś pokój dać raczył.
Te są Delfina francuskiego słowa.
Król Henr.  Co to za skarby, stryju?
Exeter.  Beczka piłek.
Król Henr.  Za krotofilny prezent Delfinowi,
Jak wam, za wasze dziękuję poselstwo.
Gdy do tych piłek przyrządzim rakiety,
Zagramy w Francyi, przy Bożej pomocy,
Grę zdolną berło z króla rąk wytrącić.

Takiego wyzwał do gry przeciwnika,
Że piłki jego podskoki zatrwożą
Francuską ziemię. Łatwo ja pojmuję,
Że się młodości mej urąga szałom,
Nieświadom, jakąm wyciągnął z nich korzyść.
Nigdym biednego angielskiego tronu
Nie cenił zbytnie, zdala też od niego
Całym się oddał szalonej rozpuście,
Boć zwykle ludziom najweselej wtedy,
Gdy są za domem. Niechaj dziś wie Delfin,
Że myślą moją: królem być na prawdę.
Gdy na mym tronie francuskim zasiędę,
Wszystkie wielkości mej rozwinę żagle.
W tym celu na bok majestat złożyłem,
Niby wyrobnik ciężko pracowałem;
Ale tam, w takiej pokażę się chwale,
Że Francya blasku mego nie wytrzyma,
A na mój widok sam Delfin oślepnie.
Krotofilnemu powiedzcie też księciu,
Że ten żart piłki na kule przemienił,
Że na swą duszę straszny włożył ciężar
Mściwych spustoszeń, co z niemi polecą.
Drwiny te wydrwią mężów wdów tysiącom,
A matkom synów; mury zamków skruszą;
Nieurodzone jeszcze pokolenia
Przeklinać będą ten żarcik Delfina.
Lecz wszystko będzie wedle Bożej woli,
Ja też do Boga sądu apeluję.
Powiedzcie w Boże imię Delfinowi,
Że idę mścić się wedle sił mych miary,
I podnieść rękę w praw moich obronie.
Idźcie w pokoju; to jeszcze dodajcie,
Że żart ten znakiem płytkiego dowcipu,
Który łez więcej niż śmiechu wywołał. —
Dać im bezpieczny konwój. Bądźcie zdrowi!

(Wychodzą posłowie).

Exeter.  Poselstwo było wesołe.
Król Henr.  Ten co je posłał, zrumieni się za nie.

A więc, panowie, nie traćmy godziny,
Lecz do wyprawy gotujmy się naszej;
Bo Bóg jest teraz pierwszą moją myślą,
A Francya drugą. Zbierajmy więc siły,
Nic nie pomińmy, coby mogło dodać
Skrzydłom zamiarów naszych więcej pierza,
A da Bóg, wkrótce wybije godzina,
U ojca jego drzwi skarcę Delfina;
Niechże dziś każdy, co mą krzywdę czuje,
Do tego celu myśli swe skieruje.

(Wychodzą).







  1. Teatr »Globus«, na którym grywali aktorowie Szekspira.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.