<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Jezierski
Tytuł Królowa Baltyku
Pochodzenie Ze świata czarów. Zbiór baśni, podań i legend różnych narodów.
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1911
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Królowa baltyku.
(Litewskie).

Cicho drzemie stary Baltyk. Ani jedna fala nie wzniesie się, nie wzburzy i nie uderzy o piasczysty brzeg. Zlekka tylko wiaterek marszczy jego lśniącą powierzchnię, po której czasami przemknie łódź rybaka, śpieszącego ukryć się w nadbrzeżnych skałach, przed napadem odważnych wikingów normandzkich, których ciężkie lecz lotne łodzie, poruszane siłą kilkunastu ramion, widne zdaleka, dążą śmiało naprzód, niosąc mord i pożogę siołom nadbrzeżnym.
Przemknęły… i nic już nie wzrusza fal morza, nic nie wskazuje życia, które wrze w jego czeluściach.
W głębi zaś tych wód błękitnych wznosi się wspaniały pałac królowej Baltyku — Juraty.
Ściany tego pałacu, zbudowane z najczystszego białego bursztynu, wyłożone cudowną mozajką z muszli, mieniących się barwami tęczy; progi ze złota, dach z łuski rybiej, oraz okna djamentowe, obramowane rzędami pereł olbrzymiej wielkości. Na straży przed pałacem stoją wielkie jesiotry, w przedsionku rzędem ustawione są szczupaki, po komnatach zaś uwijają się gromadami zwinne śledzie — paziowie.
W głównej komnacie, na tronie z korali siedzi królowa tych głębin — Jurata. Na głowie jej błyszczy korona, szaty jej, utkane z pajęczej przędzy, lśnią całe w promieniach przedostającego się przez fale słońca.
Lecz czegoś królowa jest wzburzona, jakieś niepomyślne wieści przyniósł jej widać goniec, bo na licach jej znać gniew. Po długim namyśle klasnęła drobnemi dłońmi, i do sali wpadły gromadą szczupaki i z nizkiemi pokłonami zbliżyły się do tronu.
Spojrzała na nich Jurata i rzekła:
— Słuchajcie, szczupaki, gońce moi mili, biegnijcie żwawo na wsze strony państwa mego i zwołajcie moje siostry — bogunki, by się jutro tutaj stawiły na radę.

Rozpierzchli się wnet lotni gońce po Baltyku i po wszystkich rzekach, do niego wpadających; królowa zaś pozostała sama, niezadowolenie znikało z jej oblicza.

∗             ∗

Na drugi dzień zrana, przed cudny pałac Juraty coraz zajeżdżały olbrzymie muszle, ciągnione przez koniki morskie, i wysiadały z nich urocze bogunki, w szatach, zda się, tkanych z promieni słonecznych, i biegły po wschodach do głównej sali, gdzie już na nie czekały siostry wcześniej przybyłe.
Po chwili do sali weszła Jurata, przyjęta radosnemi powitaniami i zasiadła na tronie. Przycichł gwar i Jurata odezwała się temi słowy:
— Miłe towarzyszki i siostry moje!… Wiecie, że wszechwładny ojciec mój, Pramżimas, pan nieba, ziemi i morza, mojej opiece i władzy poruczył te wody wraz z ich mieszkańcami; same jesteście świadkami moich łagodnych i szczęśliwych rządów. Żaden, choćby najmniejszy robaczek, żadna rybka nie miały przyczyny uskarżać się i narzekać na mnie, — wszyscy żyli w pokoju i zgodzie; nikt się na życie drugiego targnąć nie ośmielił. Lecz teraz spokój ten został zakłócony: tam, gdzie rzeka święta hołd memu królestwu składa, osiadł pewien nikczemny rybak, imieniem Kastitis, i podczas gdy ja nie ośmielam się ani jednej rybki do własnego stołu złowić, gdy nawet flonderki, które tak lubię, po jednej połowie zjadam, a drugą nazad do morza puszczam, to ten nikczemny śmiertelnik ośmiela się burzyć powszechną spokojność, imając w swe zdradne sieci niewinnych moich poddanych i na śmierć ich skazując. Takiej śmiałości nie można puścić bezkarnie. Słuchajcie więc siostrzyce, — tu zerwała się z tronu — oto gotowe czekają łodzie, płyńmy, towarzyszki miłe, nad brzegi rzeki, bo właśnie o tej porze zapuszcza on swe zdradne sieci, czyhając na niewinne ofiary. Naszemi pląsy, śpiewy i wdzięki zwabiemy go do zimnego łoża w morzu i tam dokonamy naszej pomsty. Udusimy go w swoich uściskach, zagrzebiemy go w zimnym piasku, piękne zaś oczy jego, któremi wszystkie Żmudzi i Litwy dziewice czaruje, mokrym żwirem zasypiemy.
Rzekła, i natychmiast sto łodzi bursztynowych, perłami i koralami zdobnych, a przez lotne, śnieżyste łabędzie ciągnionych, przed pałacem stanęło; — i przy odgłosie czarownych pieśni, z całym bogunek orszakiem, popłynęła królowa dokonać swego okrutnego dzieła.


∗             ∗
Dzień jasny. Pogodnie słońce świeci. Morze ciche szkli się jakby jedna ogromna szyba; najmniejszy wietrzyk nie muska jego powierzchni; tylko jedne łodzie bogunek płyną szybko, zostawiając za sobą ślady, nakształt rozchodzących się promieni, inne śpieszyły za niemi po tych świetlanych brózdach lub wzdymając po obu stronach łodzi leciutkie fale.

Już ląd blizko, echo odbija śpiew bogunek o nadbrzeżne lasy, a każdy jego odgłos stokrotnie brzmi złowieszczo: „biada ci, rybaku młody!“
I gdy już blizko ujścia rzeki stanęły podmorskie dziewice, ujrzały swojego wroga, jak siedząc na brzegu rozwijał sieci.
Rybak był młody i piękny, zaledwie miękki puszek mszył mu jagody, czoło prześliczne, wysokie i białe, długie i czarne ocieniały włosy. Ze spokojem jeszcze w duszy i w sercu, z piosenką na ustach, marząc o obfitym połowie, zajmował się pracą.
Wtem jakieś miłe słyszy dźwięki; podnosi oczy i spostrzega sto łodzi, błyszczących w promieniach słonecznych, w nich sto dziewic przecudnej urody, a na ich czele, w łodzi okrytej purpurowym baldachimem, ciągnionej przez cztery srebrno-pióre łabędzie z białemi gołąbkami, unoszącemi się przed nią, z djamentową koroną na głowie, z bursztynowem berłem w ręku, — królowę morza. I oto rozlega się śpiew jeszcze milszy, — i oto już go otacza przecudne morskich bogiń grono, i swemi śpiewy, swojemi wdzięki do siebie wabić zaczyna:

O rybaku piękny, młody,
Porzuć pracę, choć do łodzi:
U nas wieczne tany, gody,
Nasz śpiew troskę twą osłodzi.

Obdarzym cię boskim stanem,
Skoro z nami mieszkać będziesz:
Śród nas będziesz morza panem,
I naszą miłość posiędziesz…

Słyszy to rybak, patrzy zdumiony i swoim oczom nie wierzy. Co ma począć, sam nie wie; wreszcie, ujęty zdradną ponętą, powstaje i chce się rzucić w objęcia bogiń.
Naraz królowa skinieniem berła uciszyć się towarzyszkom każe i tak do zdumionego rybaka rzecze:
— Stój, niebaczny młodzieńcze! wielka twa zbrodnia srogiej godną jest kary, jednak ja ci pod jednym przebaczę warunkiem. Młodość twa i wdzięki mocno mnie ujęły: gdy przyrzekniesz mię kochać, — w mojem objęciu znajdziesz szczęście. Lecz gdy wzgardzisz miłością królowej Juraty, jedną ci piosnkę zaśpiewam, a wnet będziesz przy mnie, i za jednem dotknięciem berła mojego zginiesz na wieki; — więc wybieraj!
Ukląkł młodzieniec, nachylił głowę i wieczną miłość zaprzysiągł.
— Teraz już jesteś moim. Pozostań, nie zbliżaj się do nas, bo jeden krok w zgubną cię przepaść wtrąci. Ja co wieczór będę przypływać do ciebie. Oto na tej górze, która odtąd od twego imienia zwać się będzie Kastity, zawsze zobaczę się z tobą.
To rzekłszy, skinęła berłem, zaszumiały skrzydła łabędzie, i cicho, bez śmiechów i śpiewów popłynęły boginie.


∗             ∗

Rok już mijał, każdego wieczora królowa morza przyjeżdżała na brzeg i na górze widywała się z kochankiem.
Lecz Pramżimas, ojciec jej, wszechwładny pan nieba, ziemi i morza, dowiedziawszy się o tej tajemnej schadzce, rozgniewał się srodze, iż bogini poważyła się pokochać śmiertelnika. Więc gdy jednego razu wróciła królowa do swojego pałacu, spuścił z nieba piorun, który, rozdwoiwszy morskie odmęty, uderzył w mieszkanie królowej, samą zabił, a bursztynowy pałac na drobne roztrzaskał szczątki. Rybaka zaś, podczas wyprawy na połów, schwycił w wir, i strzaskawszy mu łódź, samego wciągnął w głębinę morza.
Tam go Pramżimas przykuł na dnie do skały i położył przed nim ciało jego kochanki, na które wiecznie patrząc, zmuszony jest opłakiwać swoje nieszczęście.
Dla tego to teraz, gdy wicher morskie zburzy fale, słychać jęk zdaleka, — to jęk biednego rybaka; woda zaś wyrzuca kawałki bursztynu — są to szczątki pałacu królowej Baltyku.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Krüger.