Królowa Jadwiga (Niewiadomska)/IV
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Królowa Jadwiga |
Wydawca | Wydawnictwo im. Królowej Jadwigi |
Data wyd. | 1921 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Można powiedzieć, iż życie Jadwigi, tak pogodne, jasne w jej dziecięcych latach, dzieli śmierć ojca na dwie nierówne połowy. Droga dziecinnych uciech, szczęścia i marzeń zamknięta; jeszcze nie wiedząc o tem, wstępuje na inną, gdzie ją czekają ciężkie próby i ofiary, ziemskie bóle i ciernie, lecz anielskość ducha.
W ciągu pierwszych lat kilku ileż strat ponosi. Umiera ojciec; rozstaje się z matką i siostrą — na zawsze; traci narzeczonego i szczęście wzajemnej miłości; potem okrutna śmierć matki i siostry[1], pozostaje sama na świecie: nikt z rodzinnego gniazda nie ocalał.
A potem inne troski: niezgoda domowa, krzywdzące podejrzenia, oszczerstwa niegodne, nietylko te, za które skarano Gniewosza, które „odszczekać“ musiał.
Odtrącony Wilhelm mściwie szerzy jej niesławę, pomawia o dwumęstwo. W Rakuzach więzi posła, który niesie do papieża wieść o ślubie z Jagiełłą i nawróceniu Litwy. Papież, nie znając sprawy, może źle sądzić Jadwigę. Krzyżacy wreszcie, wrogowie Jagiełły i jego związku z Polską, zarzucają jego małżeństwu nieważność. Czemże więc jest Jadwiga, jeśli nie żoną Jagiełły?
A na takie potwarze sądu niema, i winnych ukarać nie można. Parę lat upłynęło, zanim drugi poseł pomyślniej od pierwszego przebył obce kraje i złożył u stóp tronu papieskiego radosne wieści z Polski. Od tej chwili dopiero między królową i Rzymem zawiązują się bardzo serdeczne stosunki, papież Urban VI przesyła jej błogosławieństwo, a następca jego, Bonifacy IX, nazywa Jadwigę ukochaną córką, której życzenia zawsze spełnić gotów.
Więc oczyszczona wreszcie od zarzutów, — może na koniec troski ustąpią z jej drogi?
Szczęście to chwila w życiu, — cierpienie — to szkoła, w której duch szlachetnieje i wznosi się wyżej. W tej twardej szkole królowa Jadwiga kształciła ducha swego bez szemrania, w sercu zgadzając się z wolą przedwieczną, — na obliczu pogodna i poważna.
Najdotkliwszym dla niej bólem osobistym była teraz bezdzietność, uważana wówczas za hańbę dla kobiet, karę Bożą.
— Czem na to zasłużyłam, o Panie, o Panie! — modliła się Jadwiga. — Ale — bądź wola Twoja, — w pokorze Twoje wyroki przyjmuję. Doświadczaj mię, skoro tak trzeba.
I nikt nie słyszy skargi, nie widzi smutku na jej twarzy, na której promienieje zawsze wielka dobroć. Tylko jej czynne, niestrudzone życie może świadczy, jak bardzo pragnie zasłużyć na łaskę i błogosławieństwo.
Modlitwa, posty i hojna jałmużna, włosiennica i umartwienia dobrowolne, wymownie nam malują pobożność królowej. Widzimy ją o jutrzni klęczącą pod krzyżem, pod tym samym krzyżem, który dał jej moc ofiary, pogrążoną w kornej modlitwie. Zawsze od niego potrzebuje siły, jemu zwierza swe ciche smutki, to jedyny dziś może jej powiernik i opiekun na ziemi.
W zamku królewskim goście, uczty i zabawy, wesołość, pląsy, muzyka i śmiechy, — królowa jest obecna i patrzy życzliwie na tę uciechę młodych, ale sama nie bierze w niej udziału: nie kosztuje potraw wykwintnych, — może dziś post surowy, może pod drogą szatą włosiennica? Lecz rozmawia poważnie, z uśmiechem na ustach i słoneczną dobrocią w spojrzeniu.
A jeśli gości niema, i sprawy państwa nie wzywają jej do rady, zasiada pośród niewiast z igłą w ręku, by pracować dla chwały Bożej. Najuboższe kościółki wspiera przedewszystkiem, zwiedza je, opatruje ich potrzeby, obdarza hojnym datkiem, własną pracą. Prawie jednocześnie z przybyciem do Polski Jadwigi osiedlili się w Starej Częstochowie na Jasnej Górze Paulini, otrzymawszy od księcia Opolskiego obraz Bogarodzicy, z Czerwonej Rusi przywieziony. Skromny, stary kościółek potrzebował opieki i pomocy. Nikt nie przeczuwa jeszcze, czem się cudowny obraz stanie w przyszłości dla kraju, ale pobożna królowa pracowicie szyje perłami sukienki dla Matki Zbawiciela, złotem i srebrem haftuje ornaty dla ubogich kapłanów.
Do Krakowa sprowadza zakon Benedyktynów, niegdyś już przez Chrobrego na Łysej Górze osadzonych, jako krzewicieli wiedzy. Obecnie królowa powierza im pieczę nad odzyskaną Rusią, by ku wschodowi szerzyli światło wiary i nauki.
O to światło dla Polski stara się usilnie, a ponieważ w owych czasach nieść je mogło narodom jedynie duchowieństwo, więc nie mając w kraju wyższego zakładu, któryby mu dostarczał oświeconych księży, szczególniej na myśli mając świeżo nawróconą Litwę, otwiera kosztem swoim dla młodzieży litewskiej i polskiej kolegjum przy praskim uniwersytecie.
Nie wystarcza to jednak mądrej i patrzącej w przyszłość królowej: Polska musi mieć własną akademję. Tylko wtedy jej młodzież kształcić się będzie bez przeszkód, i dla wszystkich otworem staną wrota wiedzy. Tego Jadwiga pragnie najgoręcej i dlatego z niezwykłą gorliwością podjęła dzieło Kazimierza Wielkiego.
Akademja Krakowska, przez króla Ludwika zupełnie zaniedbana, chyliła się ku upadkowi, jeżeli jeszcze istniała wogóle, o czem pewnych danych nie mamy. Przytem była to głównie akademja prawna i filozoficzna, nie miała najważniejszego w owych wiekach wydziału teologji i nauk wyzwolonych czyli świeckich, jak np. matematyki, medycyny, sztuki.
Jadwiga przedsięwzięła usilne starania, by uzyskać od papieża pozwolenie na otwarcie pełnego wyższego zakładu, równego uniwersytetom zagranicznym. Do Rzymu wysłane zostało poselstwo, by sprawę tę przedstawić, poparte listem królowej i prośbą.
I papież Bonifacy przychyla się do jej żądania. Odtąd rzecz najważniejsza załatwiona, teraz chodzi już tylko o fundusze, potrzebne na utrzymanie akaderaji: wybudowanie lub kupienie gmachu, pensje dla profesorów, których należy znaleźć za granicą, utrzymanie ubogiej a zdolnej młodzieży i t. p.
Nad tem wszystkiem pracuje Jadwiga wytrwale — o wszystkiem myśli i pamięta; i musiała daleko posunąć swe dzieło, jeśli w rok po jej śmierci można było otworzyć Akademję Krakowską uroczyście.
I to jedna z największych zasług mądrej Pani, świadcząca o jej głębokim rozumie. Czyż może istnieć wielki naród bez oświaty? Wzrastająca potęga i znaczenie państwa polskiego tembardziej wymagały mądrych i wykształconych kierowników, aby nie stało się łupem sąsiadów. Więc Jadwiga, mając lat dwadzieścia kilka, myślała o przyszłości jak mąż dojrzały wiekiem i doświadczony monarcha.
Węgierka rodem, umiłowała język polski ponad inne, znane jej, i bogatsze, i dźwięczne dla ucha, i bardziej wyrobione. Bo nie możemy wątpić, że córka Ludwika znała łacinę, włoski i niemiecki. Lecz twarde, proste jeszcze dźwięki polskiej mowy trafiły jej do serca, widzi w nich już wtedy ów śpiż i złoto — jak mówi Sienkiewicz — które złączone razem, wydać mogą cudną i niezrównaną harmonję. Lecz wie ona, że język też wymaga pracy, że wyrabia go konieczność wyrażania najrozmaitszych stanów naszej duszy i utrwalanie w piśmie stworzonych wyrażeń.
Dlatego z polecenia królowej Jadwigi uczeni pracują gorliwie nad tłumaczeniem na polski ksiąg świętych: Pisma Świętego, Dziejów Męczenników, Żywotów Świętych, kazań, modlitw i t. p. Jadwiga czyta je z upodobaniem i widocznie radość jej sprawia, że polska mowa zdoła wypowiedzieć tyle uczuć i myśli umiejętnie, — że się przez to bogaci, kształci, doskonali.
Jak dobra matka o każdej godzinie czuwa nad dzieckiem, o niem tylko myśli, ono jest dla niej celem, — tak Jadwiga myśli o Polsce. Chce dać jej światło, zapewnić jej przyszłość, dobrocią i miłosierdziem koi bóle, — poznać ją pragnie, zwiedza w pobożnych pielgrzymkach i podróżach królewskich wraz z małżonkiem. Wyjeżdżają wtedy oddzielnie i spotykają się w drodze, podług planu ułożonego.
Wtedy dla otoczenia uczty, zabawy, tańce, a królowa weseli się szczęściem poddanych, ale zarazem widzi, gdzie czego potrzeba, co uczynić albo naprawić należy.
A jej dobroć utrwaliła się w legendach. Znamy wszyscy podanie o stopce Jadwigi, którą wdzięczny wyrobnik wykuł w miękkim kamieniu, gdy nie mając pieniędzy, oddała mu kosztownę sprzączkę od trzewiczka, aby poratować ubóstwo. Kotlarze krakowscy przechowują dotąd kontusik królowej, którym nakryła wydobyte z wody ciało biednego chłopczyny. Ale nikt nie policzy już dziś sierot, któremi się opiekowała, wdów, kalek i nędzarzy, dla których była matką, chorych, nieszczęśliwychh, którym dawała przytułek, niosła pociechę i ulgę w cierpieniu.
Miłująca, jasna i cicha, nie znosiła swarów i kłótni, a wszelka krzywda bolała ją mocniej niż najdotkliwsza rana. Ileż musiała cierpieć, gdy mąż jej Jagiełło nie oddał po ślubie Witoldowi Litwy, łamiąc obietnicę i dane mu słowo, lecz powierzył władzę dzikiemu Skirgielle, bo więcej mu ufał, a mniej się obawiał.
Stąd nowe związki Witolda z Zakonem i waśni w królewskim rodzie.
Jadwiga w sprawach Litwy nie ma głosu: to nie jej dziedzictwo, lecz ubolewa nad tem, co się stało, i gorliwie pracuje nad małżonkiem, aby inne uczucia zbudzić w jego sercu. A owocem tej pracy, choć trudnej i długiej, jest sprawiedliwość, zgoda i uwielbienie Witolda, jakie od tej chwili powziął dla królowej. — I Skirgiełło czuje sprawiedliwość woli królewskiej. Nie został pokrzywdzony, dostał ziemie ruskie, wie, że niejedna cięży na nim wina, że Jadwiga rozumie wszystko i wybacza, więc także jest przyjacielem jej do śmierci.
Niedziw, że promieniała sława cnót Jadwigi, blask jej sięgał daleko poza granice Polski, i nikt już nie śmiał przeciw niej wystąpić słowem. Potwarcze oskarżenia zamilkły oddawna, wielbili ją królowie i pieśniarze, a ona zawsze w pokorze, z miłością pełniła służbę Bożą. A mocna przeświadczeniem, że idzie drogą Pańską, że spełnia Jego niezłomne wyroki, rzucała nieraz w proroczem natchnieniu słowa, które spełnić się miały w przyszłości.
Takiem proroctwem żegnała Krzyżaków na zjeździe w Inowrocławiu, gdy z bólem i oburzeniem ujrzała wreszcie jasno potworną ich obłudę.
Krzyżacy, utraciwszy przez chrzest Litwy nadzieję zagarnięcia tego kraju, nie mogąc jawnie okazać swej złości, starali się obmową i intrygą szkodzić Jagielle w świecie chrześcijańskim, a nawet w samej Polsce, przymnażając królowi nieprzyjaciół. Dowodzili, że nową wiarę przyjął pozornie tylko i obłudnie; zarzucali nieprawe małżeństwo z Jadwigą i podstępne szerzenie w chrześcijańskiem państwie pogańskich zabobonów. Oprócz tego z właściwą im chciwością zagarniali pograniczne ziemie polskie, różnych do tego szukając pozorów. Od zrujnowanego księcia Opolskiego wzięli w zastaw ziemię Dobrzyńską, choć wiedzieli, że jego własnością nie była, i nie chcieli jej zwrócić, chociaż król Jagiełło wracał im należną sumę.
Spór ten ciągnął się długo. Wykręty krzyżackie, ich kłamstwa i intrygi, tak rozdrażniły króla, że pomimo wrodzonej łagodności i niechęci do krwi rozlewu, gotów był wypowiedzieć wojnę Zakonowi. Tego Polacy sobie nie życzyli. Uważali — i słusznie - iż nie są dość przygotowani do rozprawy z tak niebezpiecznym przeciwnikiem. Więc gdy zjazd w Inowrocławiu 1307 r. miał ostatecznie rozstrzygnąć tę sprawę, postanowiła Jadwiga udać się tam zamiast Jagiełły. Pamiętała dobre stosunki ojca swojego z Zakonem, i nie mogła uwierzyć, by z pomocą Bożą sprawiedliwe i dobre słowo nie trafiło do serca chrześcijanina. Ufna w prawdę i słuszność swoich żądań, lecz z życzliwem usposobieniem, spotkała też Wielkiego Mistrza, Konrada von Jungingen[2].
Ale dobroć i wyrozumiałość królowej bolesnego doznały zawodu: wykrętne odpowiedzi przedstawicieli Zakonu świadczyły najwyraźniej, że zagrabionej ziemi oddać nie chcą i praw do niej gotowi bronić najoczywistszem kłamstwem.
Wyczerpała się też cierpliwość Jadwigi, — oburzona do głębi duszy, w proroczem natchnieniu wyrzekła wówczas te pamiętne słowa.:
— Póki ja żyję, znosi korona polska cierpliwie wasze bezprawia, ale po mojej śmierci spadnie na was kara za wszystkie wyrządzone krzywdy. Niechybna wojna przyniesie wam zagładę.
I spełniło się to proroctwo pod Grunwaldem.
Przepowiedziała także klęskę Witoldowi, gdy nieszczerze chciał wciągnąć Polskę do wyprawy przeciw książętom moskiewskim, aby zabezpieczywszy się od wschodu, mógł przeprowadzić swoje zamiary na Litwie. Wódz znakomity, wiodący liczne zastępy rycerstwa, mógł liczyć na to, że wróg mu się oprzeć nie zdoła, a jednakże nad Worsklą poniósł haniebną klęskę i ratować się musiał ucieczką. Niewielu powróciło z tych, co poszli za nim. — Słowa królowej znów były proroczem widzeniem.
Życie Jadwigi zbliża się do końca: Bóg krótki kres zamierzył jej ziemskiej pielgrzymki. Szybko wypiła swój kielich goryczy, i oczyszczona bólem z ziemskiej zmazy, jako duch jasny, czysty, wstępuje do lepszej ojczyzny.
Wydaje się królestwu, że Pan wysłuchał ich błagań i ześle upragnione dziecię. Jakież ogromne szczęście dla Jadwigi. Więc i na niej spoczęło wreszcie błogosławieństwo, nie będzie potępiona między niewiastami.
I wdzięcznem sercem za dar tak wspaniały podwaja służbę Bogu i surowość życia. Post, modlitwa, dobre uczynki — to jej codzienne sprawy i rozkosze, one odpowiadają potrzebom jej duszy.
Król Jagiełło, bawiąc na Litwie, pisze do ukochanej małżonki, aby kazała sobie przed słabością nowem obiciem pokryć ściany swej komnaty. Lecz Jadwiga odpowiada mu jakby w przeczuciu tego, co nastąpić miało:
— Okazałości światowej już dawno się odrzekłam. Pora macierzyństwa bywa porą śmierci. Więc nie znikomym blaskiem złota i klejnotów, lecz ubogą a cichą pokorą powinnam przyjąć łaskę, którą mię Bóg nawiedza.
Dnia 22 czerwca 1399 roku dała życie córeczce, która w trzy tygodnie umarła, a w kilka dni po niej i matka, d. 17 lipca mając lat 28.
Umierała samotna, jak przeszła przez życie. Nie było przy niej nikogo z rodziny, bo nikogo nie miała już na świecie, a król wezwany z Litwy, zastał ją na marach. Otaczało ją tylko duchowieństwo i poważni panowie krakowscy.
Spokojnie i pogodnie żegnała się z życiem. Ostatnią wolą wszystkie swe klejnoty, wszystkie pieniądze własne, drogocenne szaty, przeznaczyła na Akademję Krakowską i wsparcie ubogich i sierot. Biskup krakowski, Piotr Wysz, niegdyś spowiednik królowej, i kasztelan Jaśko z Tęczyna, jej zastępca w sprawie o potwarz Gniewosza, powołani zostali przez nią do wykonania jej ostatnich rozporządzeń.
Zakończywszy tak sprawy ziemskie, wpatrzona w postać Ukrzyżowanego, lekko i cicho przeszła w niebieskie krainy.
Trudno opisać żalu i rozpaczy, jakie zapanowały w Krakowie, gdy w zamku na Wawelu wywieszono czarną chorągiew. Tłumy, oblegające mury od dni kilku w niespokojnej trosce o zdrowie królowej, jęknęły teraz w straszliwej rozpaczy. Wydawało im się to niepodobieństwem, aby Bóg zabrał im tę opiekunkę, — nic utulić nie mogło ich boleści. Z ponurym głosem dzwonów łączyły się szlochania ludzi, krzyki rozpaczy i głośne modlitwy. Noc lipcowa dopiero uciszyła miasto: łzy i jęki z pod murów zamku przeniosły się do ludzkich siedzib, napełniając je żalem i smutkiem.
Nazajutrz wystawiono ciało królowej w katedrze i otwarto ludowi dostęp do tej drogiej dla nich świętości. To też procesje szły za procesjami i kościół był od świtu pełen ludzi. Spieszyli do jej trumny chorzy i kalecy z mocną wiarą, że zostaną uzdrowieni; u stopni sarkofagu składały swe bóle wszystkie udręczone serca z tą nadzieją, że tu znajdą i pociechę; — lecz przedewszystkiem miłość wiodła te liczne rzesze, miłość wdzięczna i nie pragnąca już niczego, tylko raz jeszcze spojrzeć na królowę i zachować jej obraz w pamięci do grobu.
Opowiadano o cudownych uzdrowieniach, jakie miały, miejsce przy jej zwłokach, — nazywano Jadwigę jednogłośnie świętą i spodziewano się kanonizacji.
Lata mijały, — czas uciszył żale, — o kanonizacji jakoś zapomniano, — lecz wspomnienie Jadwigi jasne i anielskie trwa przez wieki. I nietylko nie traci blasku, lecz występuje coraz promieniściej w chwale szlachetnych czynów i świętego życia. Bo aureola jej cnoty i zasług wywalczona bolesną modlitwą w Ogrójcu i najtrudniejszem na świecie zwycięstwem — nad własnem sercem i wolą, nad sobą.
W tej walce dziecko piękne i radosne, bogato uposażone darami umysłu i serca, żądne miłości i ziemskiego szczęścia, — przeistacza się nagle w istotę mężną, która mężnie depcze, co ziemskie i własne, i staje pod sztandarem ideału, by jak pokorna służebnica Pańska stać się Aniołem Stróżem swojej ziemi. Droga jej życia, stroma i skalista, krwawi jej stopy, ale wiedzie w górę, i podnosi ludzkiego ducha ku wyżynom, gdzie jaśnieje jej cnota nieśmiertelna.