Królowa Jadwiga (Niewiadomska)/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królowa Jadwiga |
Wydawca | Wydawnictwo im. Królowej Jadwigi |
Data wyd. | 1921 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
12 lutego 1386 r. wielki książę Jagiełło na czele świetnego orszaku wjeżdża wreszcie w mury Krakowa. Ciągną z nim bracia, książęta litewscy, polscy panowie i ogromne skarby.
Na wieść o zbliżania się nowego pana cała ziemia Krakowska spieszy go powitać, wylęga Kraków strojnie, gwarnie i wspaniale, dostojnicy koronni wiodą go na zamek, gdzie na tronie, w królewskim majestacie, oczekuje przyszłego małżonka Jadwiga.
Wchodzi Jagiełło, otoczony braćmi, bojarami i zbrojnym tłumem w szatach kosztownych i futrach, ma powitać oblubienicę, o której mówiono mu tyle, podnosi na nią ciekawe spojrzenie i staje oniemiały i zdumiony.
— Piękna! piękna! piękna!- powtarza w zachwycie i nic innego powiedzieć nie umie.
W gładkiem przemówieniu wyręcza go Witold: Jadwiga odpowiada z powagą, spokojnie.
Dla gości uczta. Nazajutrz książęta składają Jadwidze bogate dary w złocie, srebrze, złotogłowiu, futrach, kosztownych szatach i drogich kamieniach. Królowa się zabawi, oglądając.
A Jagiełło tymczasem w gronie duchowieństwa poznaje najważniejsze tajemnice wiary. Przygotowanie musi być pospieszne, gdyż chrzest nastąpić ma w ciągu dni paru.
Dnia 15 lutego odbyła się ta uroczystość. Pięciu wnuków Gedymina szło w licznym orszaku z królewskiego zamku do katedry, gdzie dopełnił obrzędu arcybiskup gnieźnieński, Bodzanta, i Jan, biskup krakowski. Wielki mistrz, zaproszony na ojca chrzestnego, pod błahym pozorem odmówił przybycia, nie zbrakło przecież dostojników polskich, którzy z radością tę godność przyjęli.
W trzy dni potem nastąpił ślub z Jadwigą, poprzedzony unieważnieniem kościelnem haimburskiego związku, a nakoniec 4 marca koronacja Władysława Jagiełły na króla polskiego.
Jakiż wyraz przy tych obrzędach ma piękna twarz Jadwigi? Z jakiem uczuciem spełnia tę wielką ofiarę?
Piętnastoletnia królowa już zupełnie przestała być dzieckiem. Młodzieńczych marzeń wyrzekła się szczerze, — miłość Boga wymazała z jej pamięci miłość ludzką bezpowrotnie, — oddała serce Bogu nie jak męczennica, lecz jak wybrana córka, która z dziecięcą ufnością przyjmuje wolę Ojca. Więc nie ogląda się już poza siebie: tamto przestało istnieć. Jadwiga rozpoczyna nowe życie, już zapatrzona w niebo, stamtąd czerpiąc siłę, i mądrość, i słodycz dobroci.
Tylko gorąca wiara i pobożność mogły sprawić w niej taką zmianę w ciągu zaledwie półrocza, wytknąć jej drogę piękną i podniosłą, po której zaczęła iść ku wyżynom.
To też cicha pogoda złoci pierwsze chwile małżeńskiego pożycia tej królewskiej pary. Jadwiga, wyższa od męża umysłem, wykształceniem, kulturą, nawet przymiotami serca, które i w mężu ocenić umiała, jedynie w rzeczach wiary i religji jest dla niego wychowawczynią, przewodniczką, przestrzegając spełniania przepisów kościelnych. Pod każdym innym względem uległa i wyrozumiała, przykładem tylko wskazuje mu drogę cnoty i niezwykłej szlachetności uczuć.
Taką nauką dla całych pokoleń pozostały proste jej słowa, wyrzeczone do króla w Wielkopolsce na widok krzywdy ludzkiej.
W drugiej połowie marca oboje królestwo wyruszyli do Wielkopolski. Wymagał tego zwyczaj i okoliczności Wielkopolska nie była przychylna Jagielle, ona pragnęła widzieć na tronie Piastów Ziemowita, księcia Mazowieckiego. Dla zgody i jedności uległa nakoniec, lecz mały brała udział w radosnych obrzędach, połączonych z objęciem władzy przez litewskiego księcia.
Teraz starym zwyczajem król, koronowany w Krakowie, zjeżdżał do prastarej piastowskiej dzielnicy, ażeby ją powitać, zatwierdzić jej swobody, przywileje, rozpatrzyć sprawy, zmienić lub pozostawić urzędników.
Jak gdyby w przeciwieństwie do życzliwej uprzejmości Małopolan, przyjęto królewską parę obojętnie, a tu i owdzie wrogo. Kapituła gnieźnieńska odmówiła nawet tak zwanej „stacji“, to jest dostarczenia dla dworu królewskiego wszelkich potrzeb. Rozgniewany Jagiełło usłuchał doradców i kazał pozajmować bydło wsiom okolicznym. Za winę panów mieli pokutować chłopi.
Gromady włościan z płaczem i lamentem obległy dwór królewski, skarżąc się na krzywdę, której zrozumieć nie mogli. Na ich widok Jadwiga zażądała, by natychmiast zwrócono grabież nieszczęśliwym. Zażądała jednakże prosząc, jak przystoi małżonce wobec męża.
I Jagiełło skwapliwie spełnił prośbę żony, zarówno rad z tego, że ją zadowoli, jak że dała mu powód postąpienia zgodnie z własnem uczuciem litości. Lecz kiedy ją zapewniał, że krzywda wrócona, odpowiedziała te pamiętne słowa:
— A któż im łzy powróci?
Ileż w nich treści prawdziwie chrześcijańskiej i ducha Ewangielji? Godne pamięci, nieśmiertelne słowa. Po raz pierwszy w nich objawiła się anielska dusza Jadwigi.
Objeżdżając nowe swe państwo, poznając jego prawa i sposób rządzenia, przebył Jagiełło w Polsce do jesieni, jednocześnie przygotowując wyprawę w celu ochrzczenia Litwy. Jadwiga wziąć w niej udziału nie mogła, gdyż zaszły ważne wypadki na Węgrzech, wymagające, aby osobiście objęła Ruś Czerwoną w posiadanie.
Ruś Czerwoną Ludwik Węgierski nieprawnie przyłączył do Węgier i ustanowił nad nią węgierskiego pana starostą. Wobec tylu spraw ważnych od chwili przybycia do Polski Jadwigi zaniedbano narazie odzyskanie tej bogatej i cennej dla Polski dzielnicy, nie wątpiąc jednak, że choć z pewnem opóźnieniem rzecz ta pomyślnie załatwiona będzie.
Podczas kiedy Jadwiga myślała tymczasem o wyprawie na Litwę, nadeszła wiadomość, że matka jej i siostra zostały przez wrogie im stronnictwo uwięzione, a może zamordowane. Zygmunt zaś, jako małżonek królowej, zamiast pospieszyć na ratunek żony, dążył do koronacji i utwierdzenia swej władzy nad całością królestwa.
Należało więc z tej całości wydzielić bez zwłoki do Polski przez Kazimierza włączoną Ruś, obecnie dziedzictwo Jadwigi. Musiała dokonać tego osobiście, jako prawa dziedziczka Kazimierza i Ludwika. Więc chociaż rozumiemy, jak wielką boleścią przejął serce królowej los najdroższych jej na świecie istot, nie miała czasu myśleć o tej stracie, trzeba było wyruszyć w pole, odzyskać utracone ziemie, przywrócić Polsce sprawiedliwe granice.
Na szczęście ta wojenna wyprawa Jadwigi nie groziła bynajmniej krwi rozlewem. Ruś właściwie oczekiwała wyzwolenia, i miasta otwierały bramy przed królową. A węgierski starosta, którego władzy pozbawiono, wiedział, że ją otrzyma mąż jego własnej córki jedynaczki, pan polski, Spytko z Melsztyna.
Nic też dziwnego, że cała wyprawa odbyła się pomyślnie i spokojnie, była jak gdyby tryumfalnym wjazdem z radością wszędzie witanej królowej i prawych władców, w których mieszkańcy widzieli najlepszą tarczę przeciw tatarskim zagonom.
Jadwiga powróciła wcześniej do Krakowa, gdyż przed Jagiełłą była dłuższa praca: objazd Litwy dla dopełnienia obrzędu wprowadzenia wiary chrześcijańskiej. Sam przyjął ją w szczerości ducha i gorliwym jest apostołem, zarówno dla zbawienia tych tysięcy, dla zasługi przed Bogiem, którego uznał z głębi serca, — jak dla zabezpieczenia swoich granic od krzyżackich napaści.
Tym sposobem Jadwiga króluje sama na Wawelu. Nie jest to rzeczą łatwą ani lekką. Rządy państwem to wielka praca. Ma do pomocy radców, urzędników, lecz jest niedoświadczona, a rozumna, i chce sumiennie spełniać obowiązek, chce go istotnie poznać i zrozumieć, być sprawiedliwym władcą, nie malowaną królową.
To też codziennie po rannej mszy świętej radzi z panami, uczy się, rozważa, często poznaje rzeczy trudne i zawiłe, które chce i musi zrozumieć.
A poza tem uczynki miłosierdzia; chce być matką swego narodu, każdy ma do niej przystęp, chce wiedzieć o każdej niedoli i każdemu pomóc skutecznie. Więc przygarnia sieroty i zapewnia im opiekę, czuwa nad kalectwem i nędzą.
Pobożna pani myśli też o chwale Bożej, troszczy się o kościoły, obdarza je swą pracą własnoręczną, przesyła pieniężne zasiłki.
Sława jej cnót, piękności, mądrości, dobroci — rozszerza się po świecie, mówią o niej w sąsiednich i dalekich krajach, wielu ją poznać pragnie. Na Wawel przybywają coraz nowi goście, z licznym pocztem, ze stron dalekich: chcą poznać świat nieznany i piękną królowę, zwyczaje na krakowskim zamku.
Godzi się przyjąć i uczcić każdego, tak zwyczaj każe: i polska gościnność, i węgierskiego dworu zachodnia kultura. Dla gości zatem uczty, zabawy i pląsy, wesołości nie brak na dworze, choć może niema jej w sercu Jadwigi. Cóżby ją zrodzić mogło? Z własnym losem pogodziła się poważnie, może z pogodą nawet, ale dola matki i siostry? Jeśli żyją, są w mocy wroga, śmierć im grozi, a nie mają nikogo, ktoby się ujął za niemi. Czyż można się weselić szczerem sercem, mając taki obraz w pamięci?
Wraca wreszcie Jagiełło z swej długiej podróży, radośnie wita żonę, jest szczęśliwy, że dopełnił wielkiego dzieła: Litwa już państwem chrześcijańskiem. Teraz wspólnie rządzić będą, a Bóg pobłogosławi ich pracy, bo mają czyste serca.
Zdawało się, że istotnie może zamieszkać w zamku ciche szczęście pod Bożą błogosławiącą prawicą, — tymczasem dziwne niesnaski wkradają się między małżeństwo. Król Jagiełło nagle wybucha zazdrością, rzuca królowej dziwne oskarżenia, pomawia o schadzki tajemne z Wilhelmem. — Królowa obrażona, rozżalona, usuwa się od męża, znać go nie chce. Każde żyje oddzielnie, własną goryczą i bólem, każde czuje się pokrzywdzonem.
Daremnie przyjaciele pragną pogodzić małżeństwo. Ktoś przeszkadza. Zaledwo jedna plotka się wyjaśni, okaże nieprawdziwą, już zjawia się inna i jeszcze większa gorycz.
Bo i król jest niewierny, nie ocenia żony, jej dobroci i cnoty, nie postępuje z nią szczerze. Tak skarży się Jadwiga na spowiedzi. Perswazji nie uznaje, nikomu nie wierzy, ma wiadomości pewne. Niegodnemu oddała życie. Już się stało i zmienić się nie może, ale nie chce w nim widzieć męża, obcym dla niej będzie i ona mu obcą kobietą.
Zrozumieli nakoniec przyjaciele, że ktoś umyślnie sieje waśń między królestwem. Ale jak go wyśledzić i zaradzić złemu?
Trwało to dosyć długo, nim szczęśliwy pomysł nie wyjaśnił trudnej zagadki. Król i królowa dali się uprosić, że nawzajem powiedzą sobie, kto jest sprawcą niezgody między nimi, kto rozsiewa złośliwe wieści.
I oto ku zobopólnemu zdumieniu z ust ich pada jedno nazwisko: Gniewosz z Dalewic.
Chciwy, obłudny dworak, choć po ucieczce Wilhelma zagarnął wielkie skarby, jakie gość niefortunny u niego pozostawił, stracił jednakże drogę dalszych zysków. Więc obmyślił tak podły sposób, aby zjednać sobie zaufanie króla i wkraść się w jego łaski. Teraz wszystko stało się jawne. Jagiełło błagał żony, aby mu przebaczyła niesprawiedliwą jego podejrzliwość, Jadwiga zażądała sądu na oszczercę.
Zaskarżony o potwarz przez królowę, stanął przed sądem Gniewosz z Dalewic w Wiślicy. Według ówczesnych praw kobieta sama nie stawała w swojej sprawie, lecz wyznaczała zastępcę. Prawnym zastępcą królowej Jadwigi był mąż poważny i powszechnie szanowany, kasztelan Jaśko z Tęczyna. Wobec niego królowa złożyła przysięgę na świętą Ewangielję, że oskarżenie jest kłamstwem, że względem męża żadnej nie dopuściła się winy, że Wilhelm potajemnie nigdy nie był na Wawelu i nie odwiedzał jej w przebraniu kupca, jak utrzymywał potwarca.
Po takiem upewnieniu się co do czystości sprawy Jadwigi zasiadł Jaśko z Tęczyna na sądach. Według ówczesnego zwyczaju miał publicznie przekonać oskarżonego Gniewosza o kłamstwie i zmusić go do odwołania. Przywiódł z sobą dwunastu świadków, co najprzedniejszych panów i rycerzy, wraz z samym królem Władysławem, którzy również przysięgą stwierdzali niewinność Jadwigi, a inni oskarżyciela wzywali na sąd Boży przez pojedynek.
Na ten widok stchórzył poprostu pan Gniewosz, nic odpowiedzieć nie śmiał. Wzrok wbity w ziemię i twarz zawstydzona były jasnym dowodem winy, której się zaprzeć nie mógł. Więc skazany został na karę pieniężną i odwołanie publiczne potwarzy, zakończone słowami: Zełgałem jako pies.
I pan Gniewosz z Dalewic musi zgiąć grzbiet we dwoje, wcisnąć się pod ławę, „odszczekać“ oszczerstwo, wyrzec głośno ostatnie słowa i trzykrotnie na zakończenie zaszczekać.
Teraz niewinność królowej stwierdzona, między małżeństwem niema żadnej chmury, i nic już nie zakłóca aż do śmierci dobrej między nimi harmonji. Król Władysław nie tylko kochał młodą żonę, lecz oceniał jej wielkie przymioty, czuł wyższość jej nad sobą i czcił ją jak świętą. Wprawdzie miał jeszcze po śmierci Jadwigi trzy żony, ale żadnej z nią nie równał. Ślubną obrączkę nosił aż do śmierci, a umierając — jako najdroższą pamiątkę — przesłał ją biskupowi krakowskiemu, Zbigniewowi Oleśnickiemu, ze słowami, że to najdroższy klejnot jego życia.
Lecz obecnie oboje żyją w zdrowiu i zgodzie małżeńskiej, wyczekując błogosławieństwa Bożego, dzieciny, którejby przekazali państwa swoje i własne chęci, zamiary, pragnienia, by spełniła kiedyś z Bożą pomocą to wszystko, czego sami w tem życiu nie zdołają spełnić.
Lecz tego błogosławieństwa Bóg nie zsyła. Trzeba zasłużyć na nie modlitwą, miłosierdziem, pracą. Tak w pokorze myśli Jadwiga, i coraz doskonalszem jest święte jej życie, każdą myślą oddane Bogu i tej ziemi, której koronę włożyła na skronie.